19 sierpnia 2015

[33] Pozostawieni sami sobie – „Władca much”

Tym razem woda z cytryną, miętą i lodem – prosta i cudowna
rzecz na upały :) Do tematu książki pasuje idealnie :)
Autor: William Golding
Liczba stron: 180
Wydawnictwo: Mediasat Poland
Język oryginału: angielski

Największe pomysły cechuje prostota.


Sir William Golding urodził się w 1911 roku w Wielkiej Brytanii. Rozpoczął studia na wydziale biologicznym w Oxfordzie, jednak w 1932 przeniósł się na anglistykę. Wziął czynny udział w II wojnie światowej, uczestniczył wówczas w pościgu za niemieckim pancernikiem „Bismarck” oraz operacji lądowania wojsk alianckich w Normandii. W 1954 wydał „Władcę much”, książkę, która do dzisiaj jest jego najbardziej znanym dziełem. W 1983 został laureatem Nagrody Nobla, a w 1988, na pięć lat przed śmiercią, otrzymał tytuł szlachecki.

Na pewnej tropikalnej wyspie rozbija się samolot. Na jego pokładzie znajdują się chłopcy ewakuowani z Londynu podczas wojny nuklearnej. Nikt z dorosłych nie przeżywa, jednak przy życiu pozostaje grupa chłopców, którzy próbują zorganizować się i wytrwać do przybycia pierwszego statku. Ich dowódcą zostaje Ralf, dla którego priorytetem jest podtrzymywanie ognia w najwyższym miejscu wyspy tak, aby nadpływający okręt mógł go zobaczyć. Wśród chłopców jest także charyzmatyczny Jack, lider chóru, który z czasem zaczyna ściągać kolegów na swoją stronę i chce wyprzeć Ralfa z pozycji dowódcy w niekoniecznie delikatny sposób. Wkrótce narasta między nimi konflikt.

„Władca much” ani mnie nie zachwycił, ani też nie zniechęcił. Z całym szacunkiem dla autora tej książki, dla mnie jest średnia. Narracja prowadzona jest z pozycji trzeciej osoby liczby pojedynczej, a powieść czyta się bardzo lekko. Narrator tworzy niesamowity, urzekający klimat – obrazowe, plastyczne opisy pozwalają poczuć się tak, jakby czytelnik także znajdował się na tej tropikalnej wyspie. Świetne, choć nienudzące, opisy roślinności, czystej wody czy błękitnego nieba, na którym obecne jest jedynie świecące codziennie od rana do wieczora słońce – wszystko to wprowadza nastrój oddalonej od cywilizacji wyspy. Zresztą klimat, a także poczucie wolności i beztroski udzielają się też chłopcom – są zadowoleni z tego, gdzie się znaleźli, nie boją się ani nie tęsknią za rodzicami, no, może poza tymi najmłodszymi. Wszyscy świetnie bawią się w wodzie i korzystają z uroków tropikalnej wyspy skąpanej w słońcu. A wszystko to udziela się czytelnikowi.

Nastrój beztroski mija jednak szybko. Jak dla mnie – za szybko, co jest główną wadą tej książki. Przez długi czas chłopcy doskonale się bawią i nie dbają za bardzo o to, czy ktoś po nich przypłynie i czy dadzą radę przetrwać na wyspie. Jednak następuje taki moment, w którym wszystko szybko się zmienia, wkrada się niepokój i w dużym tempie rośnie. Jack namawia coraz więcej kolegów do przejścia na jego stronę i tym samym odwrócenia się od dowódcy, którego sami wybrali, czyli Ralfa. I bardzo szybko chłopiec zostaje z kilkoma tylko towarzyszami. Konflikt narasta, robi się bardzo gorąco. I następuje rozwiązanie historii. Miałam duży niedosyt, myślałam „to już?”, kiedy skończyłam czytać. Akcja nierównomiernie przyspieszała, aż w końcu pędziła na złamanie karku.

Jednak „Władca much” to powieść o jasnym, głębszym przekazie. Ukazuje człowieka w nietypowej, dość skrajnej sytuacji i poddaje jego psychikę analizie. Wyniki nie są zachwycające – chłopcy coraz bardziej pogrążają się w wyzwolonej przez sytuację, w jakiej się znaleźli, brutalności, zatracają człowieczeństwo i zyskują poczucie ogromnej siły władzy, która tylko ich napędza. Ich stosunki opierają się na przemocy, prawo i zasady przestają istnieć. Gorzka prawda o naturze ludzkiej wysuwa się na pierwszy plan. Istnieją różne poglądy na ten temat – jedni twierdzą, że człowiek rodzi się dobry, inni że ani zły, ani dobry. William Golding pokazał, że zło czai się w nas samych. Od sytuacji zależy to, czy je wypuścimy i damy mu przejąć nad nami kontrolę. Bezsprzecznie da się tu także zauważyć spór pomiędzy dwoma modelami władzy. Pamiętajmy, że powieść Goldinga została wydana dość krótko po wojnie, w okresie, w którym kształtowały się nowe ustroje. Ralf jest niejako symbolem sprawiedliwej, demokratycznej władzy, zaś Jack to symbol władzy autorytarnej, do której dochodzi się siłą przy pomocy strachu. Co okazuje się silniejsze?

Mimo niewątpliwie ważnego i ciekawego przesłania, jakie książka niesie, moim zdaniem wypada przeciętnie. Spodziewałam się czegoś innego, z pewnością bardziej rozbudowanego. Być może sądziłabym inaczej, gdybym żyła w czasach współczesnych autorowi. Chociaż nie sądzę, że zbyt wartka akcja i wrażenie pewnego pójścia na skróty zniknęłyby. Polecam jednak, bo to klasyka, a więc warto się zapoznać i wyrobić własne zdanie.
Ocena: 7/10

5 komentarzy:

  1. Nastrój beztroski mija jednak szybko. Jak dla mnie – za szybko, co jest główną wadą tej książki. Przez długi czas chłopcy doskonale się bawią i nie dbają za bardzo o to, czy ktoś po nich przypłynie i czy dadzą radę przetrwać na wyspie.

    No to w końcu cieszą się beztroską długo czy wszystko zmienia się zbyt szybko?
    Warto byłoby wspomnieć o tym, że książka jest antyutopią - gatunek w przypadku tego dzieła odgrywa bardzo ważną rolę.
    Pozdrawiam,
    Dwojra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „ Jednak następuje taki moment, w którym wszystko szybko się zmienia, wkrada się niepokój i w dużym tempie rośnie”.

      Usuń
    2. Ojć, miało pójść w jednym komentarzu.
      Może dość niefortunnie się wyraziłam z tym "mijaniem za szybko". Chodziło o to, że zmiana następuje w zbyt szybkim tempie. :)

      Usuń
  2. Narracja w trzeciej osobie jest ciekawa i coraz rzadziej spotykana, jednak jakoś nie palę się do przeczytania tej powieści :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Klasyka niezbyt się ze mną lubi, a ta książka kompletnie mnie nie przekonuje. Więc raczej sobie odpuszczę ;)

    Pozdrawiam, Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń