11 lipca 2016

#53 Podsumowanie letniej edycji BookAThonu 2016 - (prawie) pełny sukces!


Grafika pochodzi z grupy Bookathonowej na Facebooku.

Szalone tygodniowe czytanie dobiegło końca. Czas więc na podsumowanie. :) Postanowiłam opisać, jak to wyglądało u mnie dzień po dniu. Oczywiście możecie spodziewać się recenzji wszystkich książek, które zaplanowałam na Bookathon, tutaj podzielę się wrażeniami w paru słowach. :>


Dzień 1. – 4 lipca

Czytać zaczęłam już o północy, bo nie mogłam się doczekać. Zabrałam się za książkę „Chłopiec-duch. Prawdziwa opowieść o cudownym powrocie do życia”. W czytaniu towarzyszył mi pies. :) Tego dnia miałam czas czytać tylko do popołudnia, później wybyłam z domu i kiedy wróciłam, nie miałam już siły czytać. Tak więc pierwszego dnia BookAThonu przeczytałam 240 stron. Lektura była naprawdę wciągająca, nie miałam z nią żadnych problemów od początku.



Dzień 2. – 5 lipca

Dzień zaczęłam od dokończenia „Chłopca-ducha...” i ukończenia wyzwania wakacje z duchami. Ta książka wywarła na mnie naprawdę spore wrażenie. Dla tych, którzy o niej nie słyszeli – jest to książka napisana przez Martina Pistoriusa, mężczyznę, który w wieku dwunastu lat zapadł na dziwną chorobę: opadł z sił, przestał jeść, mówić, chodzić, aż w końcu popadł w stan podobny do śpiączki. Przez kilkanaście lat jego rodzice próbowali go wyleczyć, ale nie wiedzieli, że Martin w pewnym momencie odzyskał świadomość. Przez dziewięć lat tkwił uwięziony w swoim ciele, nie miał możliwości pokazać rodzicom i ludziom opiekującym się nim, że mimo iż ciało odmówiło posłuszeństwa, jego umysł jest sprawny. Dopóki ktoś tego nie zauważył. Już samo wyobrażenie sobie, jak Martin musiał się czuć, będąc dosłownie uwięzionym w swoim ciele, nad którym nie miał władzy, wywołało u mnie całą masę emocji. Książka, opis tego, przez co Martin przeszedł, oferuje ich całą gamę – jest tu miejsce na głęboki smutek, gwałtowną frustrację, ale także na nagłe wzruszenie i nieoczekiwaną radość. Dałam tej książce ocenę 9/10. Jeszcze długo jej nie zapomnę. 

Tego samego dnia zabrałam się za kolejną książkę – „Gniew” Zygmunta Miłoszewskiego. Może nie powiedziałabym, że wciągnęła mnie od pierwszej strony, bo muszę przyznać, że początek mi się dłużył, jednak po jakimś czasie się wciągnęłam i przeczytałam 137 stron. A więc łącznie drugiego dnia maratonu przeczytałam 201 stron. Nie najgorzej, ale mogłoby być lepiej. ;)



Dzień 3. – 6 lipca

Ten dzień zdecydowanie upłynął mi pod znakiem polskiego kryminału. Pozostałe 343 strony „Gniewu” przeczytały się same, niestraszna była mi nawet mała czcionka w wydaniu kieszonkowym. Muszę przyznać, że nie jest to moja ulubiona część trylogii o Szackim, właściwie z wszystkich tych trzech książek podobała mi się najmniej. Intryga była w dużej mierze dobra, kompletnie jednak nie rozumiem jej rozwiązania, a już tym bardziej tego, co dzieje się na samym końcu z udziałem Szackiego. Pożegnanie z siwowłosym detektywem wypadło co najmniej dziwnie, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. I naprawdę do tej pory nie wiem, co o tym wszystkim sądzić, dlatego oceniłam tę książkę na 8/10 (czyli najniżej z tych trzech, acz i tak wysoko, bo nadal uwielbiam Szackiego :P). Tym samym ukończyłam dwa wyzwania: lato z kryminałem i dokończenie serii. :)

Z tego rozpędu zaczęłam kolejną książkę – coś lżejszego po emocjonalnym „Chłopcu-duchu” i emocjonującym „Gniewie” – pt. „Zaryzykuj ze mną” Jay Crownover. Mimo że w środę zdecydowanie najlepiej mi się czytało, to tę książkę tylko napoczęłam. Po 32 stronach ją odłożyłam i poszłam spać. Łączny bilans dnia: 375 stron. :)

Dzień 4. – 7 lipca

Cały dzień spędziłam z Jetem i Ayden z „Zaryzykuj ze mną”. Muszę przyznać, że druga część (a właściwie pierwszy tom drugiej części) serii Naznaczeni mężczyźni podobała mi się nieco mniej od pierwszej, czyli „Buntownika”. Główni bohaterowie nie przypadli mi aż tak bardzo do gustu, chociaż nadal podoba mi się to, że mimo gatunku (new adult), te postaci są wyraziste. Mają swoją przeszłość, mają swoje charaktery, poglądy, sposób bycia. Nie są papierowi. Ostatecznie oceniłam tę książkę na 7/10 i myślę, że to uczciwa ocena. Tego dnia przeczytałam łącznie 208 stron i ukończyłam kolejne wyzwanie – wakacyjna miłość.



Dzień 5. – 8 lipca

Zostały mi już tylko dwie książki, ale za to najtrudniejsze, o czym wiedziałam od początku. Postanowiłam zacząć od wypożyczonej z biblioteki książki łotewskiej polityk Sandry Kalniete – „W butach do tańca przez syberyjskie śniegi”. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ponieważ to książka z gatunku literatury faktu, w dodatku opowiadająca o wydarzeniach XX wieku – I wojnie światowej, potem II wojnie, a także o okupacji hitlerowskiej i dwóch okupacjach sowieckich, o deportacjach na Syberię itd. Co ważne – z łotewskiego punktu widzenia. Znalazłam tę książkę przypadkiem, szukając czegoś do wyzwania autor o Twoim imieniu lub inicjałach. I zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy – że nigdy nie czytałam nic łotewskiego autora i że tym bardziej nigdy nie czytałam o wydarzeniach XX wieku z punktu widzenia Łotyszy. Więc piątego dnia BookAThonu przeczytałam 148 stron tej książki. Właściwie około tyle, bo książka posiada 30 stron przypisów, które również się czyta, gdyż w większości są to dopowiedzenia lub wyjaśnienia jakichś wydarzeń.

Dzień 6. – 9 lipca

Tego dnia postanowiłam czytać tak długo, aż skończę książkę pani Kalniete. I się udało. Przeczytałam pozostałe 209 stron (czyli łącznie wychodzi 357, ponieważ odjęłam 27 stron bibliografii, map i chronologii wydarzeń, których nie czytałam [książka ma razem 384 strony]). Ukończyłam wyzwanie autor o Twoim imieniu. Trudno było mi w jakikolwiek sposób ocenić tę książkę, przecież historii nie da się ocenić. Ostatecznie dałam jej 9/10. Generalnie nie dowiedziałam się z niej właściwie nic nowego, ale książka ta otworzyła mi oczy na to, że przecież kraje bałtyckie również przeżyły piekło obu wojen i obu totalitaryzmów. Rzadko mówi się o Łotyszach, Litwinach i Estończykach, a przecież ci ludzie również byli zabijani w bestialski sposób, również byli odłączani od rodzin, również byli pozbawiani własnego domu i własnego kraju i również byli skazywani na lata katorgi praktycznie za nic. Sandra Kalniete odtwarza tutaj dzieje swojej rodziny, dziadków, babć, ojca, matki i wujków, ale tak naprawdę kreśli też historię Łotwy w XX wieku, historię równie smutną, co nasza.





Dzień 7. – 10 lipca

Wiedziałam już, że nie ma szans, żebym ukończyła ostatnie tematyczne wyzwanie (książka z Twoim zawodem), ale brakowało mi jeszcze trochę do ukończenia ilościowego, więc wzięłam się za „Życie i czasy Stephena Kinga” Lisy Rogak, biografię Mistrza. Przeczytałam właściwie połowę – 197 z 400 stron (w sumie z 359, bo tam też jest sporo przypisów i bibliografii). Nie dokończyłam jeszcze tej książki, zrobię to pewnie dzisiaj. Mogę jednak już teraz powiedzieć, że bardzo mi się podoba, bo to naprawdę jest biografia (a nie opis książek Kinga [kiedyś czytałam biografię Larssona, która w dużej części składała się z opisu jego książek]), a w dodatku napisana niezwykle interesująco. To nie tylko suche fakty, ale także różne anegdotki, cytaty słów Kinga, jak również jego żony, dzieci, wydawców czy przyjaciół. Oprócz chwilowej złości, ponieważ zaspoilerowano mi „Cujo”, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. :>

A więc krótko podsumowując:
  • przeczytałam cztery z pięciu zaplanowanych książek i jestem w połowie piątej
  • żadna z nich nie okazała się klumpem, wszystkie czytało mi się bardzo dobrze :D
  • ukończyłam pięć z sześciu wyzwań tematycznych oraz ilościowe
  • łącznie przeczytałam 1578 stron
  • rozpiera mnie duma, bo mimo że kocham czytać, to w życiu nie przeczytałam tyle w tak krótkim czasie :D
Jak Wam poszło? Dobrze się bawiliście? Mnie trochę zabrakło wspólnej zabawy, czy to na grupie BookAThonu, czy to na instagramie (wydaje mi się, że mało ludzi dodawało zdjęcia). Był to mój pierwszy BookAThon i miałam nadzieję na coś bardziej spektakularnego. Ale było to fajne wyzwanie dla samej mnie, więc nie narzekam. Myślałam, że będę miała o wiele gorszy wynik, celowałam w 3-4 wyzwania. ;) Z takim dobrym startem ten miesiąc będzie świetny pod względem czytelniczych wyników. Nie może być inaczej. :)

Wracam do czytania biografii Kinga, bo mam już zaplanowaną kolejną książkę i nie mogę się doczekać. :D Obiecuję też, że w końcu pojawi się tu jakaś recenzja – mam teraz tyle do nadrobienia, że wyczuwam dużą aktywność na blogu. :>




4 komentarze:

  1. Gratuluje - super relacja, aż zaczęłam żałować że nie wzięłam w niej udziału - niestety, cały dzień poza domem trochę utrudniał mi czytanie, zwłaszcza że nie miałam chwili na to aby spokojnie usiąść :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę gratuluję! Mi by się pewnie nie udało! I w świetny sposób udało Ci się przedstawić ten szalony tydzień :)

    Pozdrawiam,
    Klaudia z www.zksiazkadolozka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję, świetnie ci poszło! :) miałam brać udział, ale nie znalazłam książek do wszysctkich kategorii i ostatecznie zrezygnowałam. Może następnym razem ;)

    litery-na-papierze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze Ci poszło! Mnie podczas BookAThonu odwiedziła koleżanka, której nie widziałam 5 lat, więc trochę czasu na czytanie mi uciekło i przez to nie przeczytałam "Pentagramu" Jo Nesbo. Wciąż jednak jestem bardzo zadowolona, bo przeczytane pozycje były bardzo, bardzo przyjemne! No i i tak jestem dumna, bo tak naprawdę w weekend przeczytałam większość :D Skończyłam nawet rano w niedzielę i nie chciałam już zabierać się za Nesbo, więc zaczęłam "Krew i stal" :)

    OdpowiedzUsuń