12 listopada 2016

[89, 90, 91] W trzech słowach – literatura faktu: „Dzieci dyktatorów”, „Między światami. Moje życie i niewola w Iranie”, „Pęknięte miasto. Biesłan”


Nazbierało mi się sporo książek do zrecenzowania, a jednocześnie niektóre z tych publikacji są tego typu, że nie mam do powiedzenia tak dużo, by przygotowywać osobną recenzję. W takim wypadku najlepszym rozwiązaniem okazuje się seria, którą rozpoczęłam całkiem niedawno. Zapraszam na kolejną odsłonę W trzech słowach. Dzisiaj króluje literatura faktu.


Castro, Franco, Mussolini – następne pokolenie



- Władza zmienia człowieka, nie wywyższa go, ale wprost przeciwnie - poniża [...]. - Zoja Ceaușescu

– Tata był osobą czułą i uśmiechniętą, a zwłaszcza mającą duże poczucie humoru. - Carmencita Franco


Kolejna książka z serii Prawdziwe historie od Znaku, jaką miałam przyjemność (bo to na pewno) czytać.
Publikacja, która zainteresowała mnie już samym tytułem – w końcu, jak się tak zastanowić, o dzieciach dyktatorów właściwie się nie mówi. Sama raz widziałam film dokumentalny o córce Stalina. I tyle. A przecież to ciekawe, jakimi ludźmi oni są. Od razu nasunęło mi się kilka pytań: czy ojciec-dyktator był dobrym, kochającym ojcem?, czy przelewał na swoje dzieci swoją ideologię?, czy przygotowywał ich do objęcia po nim władzy?, w jaki sposób wpłynęło na nie życie u boku ojca-dyktatora?, i wreszcie – co one same sądzą o własnych ojcach?
Muszę jednak przyznać, że po przeczytaniu tej książki miałam spory niedosyt. Jest tu bardzo dużo informacji, dat, wydarzeń i nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie ma odpowiedzi na moje pytania, jednak są one właściwie zdominowane przez fakty z życia tych dzieci i ich ojców. Odpowiedź na ostatnie pytanie można jedynie wywnioskować z ich postaw i decyzji, nie ma odpowiedzi podanej wprost, nie ma słów ich samych. Całość ma bardziej charakter biografii.
Trzeba jednak przyznać, że w warstwie merytorycznej ta książka jest bardzo dobra i skrupulatnie przygotowana. Przede wszystkim opowiada o kilkunastu rodzinach, a co za tym idzie – wielu osobach. Dzieciach tych bardziej znanych postaciach z historii, można by rzec „z naszego podwórka”, jak Stalin, Franco, Łukaszenka czy Ceaușescu, a także tych znanych mniej lub w ogóle, jak Kim, Baszar-al-Asad, Bokassa, Pahlawi czy Zedong. Mnie zwłaszcza zainteresowały te mniej znane, bo to szansa na dowiedzenie się czegoś nowego – a to zawsze jest na plus. Smaczku dodają oczywiście, jak to w tej serii, zdjęcia.
Nie powiem, że ta książka mi się nie podobała, bo będę ją dobrze wspominać i polecać. Powiedzmy, że to nie było do końca to, czego oczekiwałam, choć ogólne wrażenie jest dobre.
Moja ocena: 7/10.


Są na świecie miejsca, w których nadal nie ma się wolności wypowiedzi


(...) wszystkim nam w życiu zdarza się trafiać do naszych własnych więzień, a najpewniejszą, choć i najtrudniejszą drogą do wolności jest zawsze trzymanie się swoich zasad i przekonań.

Mamy XXI wiek, tragedia totalitaryzmów w Europie jest już za nami, świat przez ostatnie kilkadziesiąt lat bardzo się zmienił, choćby pod względem praw i wolności człowieka. Ale nie wszędzie. Iran jest takim miejscem, w którym do tego nie doszło. A przekonała się o tym Roxana Saberi, która zafascynowana tamtejszą kulturą, będącą również kulturą jej korzeni, zamieszkała tam, aby napisać książkę. Chciała przedstawić Iran w jak najbardziej dobrym świetle – nie dlatego, że ktoś jej tak kazał, ale dlatego, że tak widziała ten kraj. Władza jej w tym przeszkodziła – i w efekcie powstała książka o prawdziwej, brutalnej stronie Iranu, a także o sile determinacji, woli przetrwania, walce o sprawiedliwość, godność i wolność.
Książka skupia się na pobycie Roxany w teherańskim więzieniu Evin o zaostrzonym rygorze, z którego wielu nie wyszło wcale. Roxanę oskarżono o szpiegostwo dla Stanów Zjednoczonych – czego, oczywiście, Saberi nie robiła. I o czym próbowała przekonać agentów irańskiego wywiadu. Sytuacja kuriozalna i gdyby nie to, że Saberi mogła stracić życie, powiedziałabym, że śmieszna. Dowody były tak naciągane, że żaden bezstronniczy sąd by ich nie uznał. Tylko że bezstronniczy to kluczowe słowo – bo Saberi, owszem, była sądzona, ale w Iranie, nie było więc szans na sprawiedliwy proces i wyrok. Sprawa była ponoć głośna na całym świecie – nie wiem, ja o niej nie słyszałam, ale być może byłam za młoda, by interesować się takimi rzeczami (sprawa miała miejsce w 2009 roku).
Nie mam za wiele do powiedzenia – po prostu podziwiam tę kobietę, bo wykazała się niezwykłą siłą, odwagą, cierpliwością i determinacją. Walka była nierówna, ale wygrała ją, choć niejednokrotnie była blisko śmierci. Aż strach myśleć o tym, że takie rzeczy dzieją się w tych czasach.
Moja ocena: 9/10

Książka brała udział w wyzwaniu Kiedyś przeczytam.

01.09.2004 r.

Zmarłych trzeba pożegnać. Nie na zawsze. Tylko do śmierci.

Dokładnie tego dnia byłam siedmiolatką, która pierwszy raz szła na uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego. Na pewno pamiętacie to podekscytowanie – to ten wiek, kiedy jeszcze szkołę się lubi. Nie inaczej było w Biesłanie. Z tym że tam rozpoczęcie roku wygląda zgoła inaczej – jest oczywiście apel, odświętne ubranie, swego rodzaju podniosłość. Ale w Biesłanie rozpoczęcie roku to prawdziwe święto, do którego dzieci, rodzice i nauczyciele przygotowują się już w wakacje. To dzień radości, w którym udział biorą nie tylko sami zainteresowani, czyli dzieci rozpoczynające rok szkolny, ale także ich rodzeństwo czy inni krewni, którzy do szkoły jeszcze nie chodzą. Dziecko w Biesłanie to świętość, duma rodziny. Dzieci są tam najważniejsze. A szkoła to naprawdę drugi dom. Jeśli się to wie, to to, co stało się tam 1 września 2004 roku, wygląda zupełnie inaczej.
Atak terrorystyczny. Atak trwający trzy długie dni. Atak przeprowadzony przez czeczeńskich bojowników. Atak uderzający w najczulszy punkt Kaukazu – dzieci. Atak tragiczny w skutkach. Zginęły 334 osoby, połowa z nich to dzieci.
Książka to opowieść o tych, którzy zostali dotknięci tą tragedią – a trudno znaleźć w Biesłanie rodzinę, w której nie opłakiwanoby kogoś lub nie byłoby kogoś dziękującego za przeżycie. Poza tym to opowieść o całym Kaukazie: o Osetii, o Czeczenii, o Rosji, o ZSRS, który przecież odcisnął duże piętno na tamtych terenach. Taki swoisty przewodnik po tamtejszej kulturze, o świecie zupełnie innym od naszego, zachodniego. A wszystko na tle wojny, która niby została tam zażegnana, lecz w rzeczywistości jest nieco inaczej...

Książka jest niezwykle poruszająca, nie wiem, czy da się ją przeczytać bez chociażby ściśniętego gardła. Przed jej przeczytaniem nie wiedziałam właściwie nic o Biesłanie – oprócz tego, że był zamach, w którym zginęło dużo dzieci. Ta publikacja świetnie pokazuje to, jak mieszkańcy Biesłanu radzili sobie zaraz po ataku (jeden z autorów był tam kilka dni po ataku) oraz to, jak radzą sobie teraz, po dziesięciu latach (książka została wydana w 2014 roku). To opowieści ludzi, którzy bezpośrednio zetknęli się z atakiem – bardzo osobiste, wzruszające. 
Dotąd reportaż kojarzył mi się z suchymi faktami i bezosobową narracją – być może błędnie, ale takie miałam wyobrażenie. Ta książka jest inna – jeden z autorów to osoba silnie związana z Kaukazem. Żył tam przez wiele lat, zdążył poznać tamtejszą kulturę – i to czuć. Czytając, widać, że ten człowiek wie, o czym pisze. 
Moja ocen: 10/10, serdecznie i gorąco polecam.

6 komentarzy:

  1. Od niedawna zwracam uwagę na literaturę faktu, ale apetyt mam spory :) O dzieciach dyktatorów chętnie bym poczytała, ale nieco odstrasza mnie ten biograficzny styl. Nie mówię, że nie sięgnę po tę książkę, ale jeśli to zrobię to z pewną rezerwą.

    O Saberi słyszałam i chętnie przeczytam jak udało jej się przetrwać piekło irańskiego więzienia. Okropny paradoks, że pojechała tam, by przedstawić kraj w pozytywnym świetle, a spotkało ją tyle zła.

    O Biesłanie również nie mam zbyt dużego pojęcia, więc koniecznie muszę uzupełnić wiedzę, sięgając po ten reportaż. Mam wrażenie, że to będzie jedna z bardziej emocjonujących historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię tę serię od znaku, znaczy, czytałam dwie książki i to tej samej autorki, więc może dlatego wyrobiłam sobie taką a nie inną opinię, miałam pewne oczekiwania, a wyszło coś trochę innego. Niemniej, jak pisałam, polecam. :)

      Dokładnie. Ale to chyba pokazuje, jak w Iranie jest naprawdę. Może to być ciekawy pod względem kultury kraj, ale tego, co jest wokół, się nie ominie.

      Zdecydowanie to jest taka książka. Ciężko było mi się skupić nawet przy pisaniu tej krótkiej recenzji, bo naprawdę poruszyła mnie ta książka.

      Usuń
  2. Nie czytałam żadnej z tych książek, a kojarzę jedynie pierwszą. No to mam misję - poznać, skoro tak pozytywnie je oceniasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetna misja. :D Najbardziej polecam Ci oczywiście ostatnią, jak widać po ocenach. :)

      Usuń
  3. Czytałam "Dziewczyny z Powstania" z tej serii od Znaku i na półce czekają jeszcze "Dziewczyny z Syberii", których przeczytanie nie wiem dlaczego, ale odkładam już od długiego czasu :D Ta pierwsza książka bardzo mi się spodobała, ale to zapewne z tego powodu, że zostało opisane także życie codzienne kobiet podczas Powstania, więc nie było takiego natłoku informacji i dat, ale raczej wojenna codzienność zwykłych ludzi, która chyba jest o wiele ciekawsza ;) "Dzieci Dyktatorów" to ogromnie interesujący temat, ale ujęcie go w formie biografii trochę mnie zniechęciło. Nie wykluczam, że sięgnę kiedyś w przyszłości, ale na razie muszę nadrobić zaległości i przeczytać "Dziewczyny z Syberii" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z tymi dwiema książkami, które wymieniasz, jest inaczej niż z "Dziećmi dyktatorów", dlatego trochę przytłoczyła mnie ta ilość informacji... :D A "Dziewczyny z Syberii" ogromnie Ci polecam, podobały mi się chyba równie mocno co "Dziewczyny z Powstania". :) Ostatnio autorka tych książek wydała kolejną, więc muszę się kiedyś na nią przyczaić. :D

      Usuń