20 listopada 2016

[92] Ja i on to jedno – „Wichrowe Wzgórza”

Autor: Emily Jane Brontë
Tytuł oryginału: The Wuthering Heights
Ilość stron: 288
Literatura: angielska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 10/10
Wyzwania:


Co wieczór modlę się, żebym ja go raczej przeżyła, niż on mnie, żebym ja raczej była nieszczęśliwa niż on. To oznacza, że kocham go więcej niż siebie.

Emily Jane Brontë urodziła się w 1818 roku w hrabstwie West Yorkshire w Anglii jako środkowa z tzw. sióstr Brontë. Poza znanymi do dziś również ze swoich pisarskich talentów Anną i Charlotte, do rodzeństwa Brontë zaliczały się jeszcze dwie siostry (zmarłe dość szybko) i brat. Mimo że wysnuwa się różne teorie na temat, czy wszystkie trzy siostry były równie utalentowane i rzeczywiście są twórcami znanych do dziś powieści, oficjalnie autorstwo jednej z najbardziej znanych powieści spod piór sióstr, tj. „Wichrowych Wzgórz”, przypisuje się właśnie Emily Jane. Poza tą powieścią środkowa z sióstr pisała także wiersze.

Do domu Earnshawów w Wichrowych Wzgórzach trafia osierocone dziecko, któremu pan domu nadaje imię Heathcliff. Jego córka, Cathy, szybko znajduje z chłopcem nić porozumienia, aż wkrótce para ta staje się nierozłączna. Przeciwnie jest w przypadku jej starszego brata, Hindleya, który zaczyna go prześladować. Kiedy Cathy zapoznaje się z mieszkającym nieopodal, w Thrushcross Grange, rodzeństwem Lintonów, Edgarem i Izabelą, wszystko ulega zmianie. Dotąd nierozłączna para spędza ze sobą coraz mniej czasu, przestają się rozumieć, aż w końcu zupełnie się od siebie oddalają. Kiedy do Heathcliffa docierają wiadomości o zaręczynach Cathy z Edgarem, urażone uczucia i niespełniona miłość sprawiają, że ucieka z Wichrowych Wzgórz. Po trzech latach wraca jako posiadacz niewiadomego pochodzenia fortuny – i pragnie się zemścić.

Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!

Podchodziłam do „Wichrowych Wzgórz” jak pies do jeża. Obawiałam się, że będę zawiedziona, że kolejny raz nie podzielę opinii innych czytelników, którzy są fanami tej, należącej już do klasyki literatury światowej, powieści. Po przeczytaniu ostatniej strony mogłam stwierdzić jedno – już dawno nie pomyliłam się tak co do książki. Nie powiedziałabym, że „Wichrowe Wzgórza” wciągnęły mnie od początku – przez pierwsze kilkadziesiąt stron byłam nieco zdezorientowana, trudno było mi się odnaleźć wśród postaci, czekałam też, aż fabuła wejdzie w decydujący moment. Później jednak emocje bohaterów udzieliły mi się, a burzliwa historia Heathcliffa i Cathy – ale nie tylko ich – wciągnęła mnie bez reszty. Przepadłam gdzieś pomiędzy niespokojnym, mrocznym klimatem Wichrowych Wzgórz a silnymi, gwałtownymi i niszczycielskimi emocjami każdej z postaci. 

Nasze dusze są jednakowe, niezależnie od tego, co w nich tkwi.

Najlepszą stroną tej książki są niewątpliwie bohaterowie. To w nich jest siła, to oni załatwiają tu tak naprawdę wszystko. Są zarysowani wyraźnie, grubą kreską, a każdy ma solidnie nakreślony, unikalny charakter. Wszyscy targani są silnymi emocjami, które potrafią udzielić się czytelnikowi. Z reguły trudno zapałać do jakiegokolwiek z nich sympatią. Odnoszę wrażenie, że w zamyśle autorki nie miały być to postaci, które ujmują swoją dobrocią serca, mądrością i pięknem duszy. Wręcz przeciwnie – Emily Jane zdaje się uwypuklać ich wady jak najbardziej się da. Tak więc Heathcliff to mściwy tyran, który poszedł o wiele za daleko w pragnieniu zemsty, zdający się niemal żywić krzywdą drugiego człowieka; Catherine (matka) to w gruncie rzeczy kobieta dość próżna, odrzucająca prawdziwą miłość z powodu konwenansów; Cathy (córka) jest zwyczajnie głupiutka i naiwna, a Linton to, co tu dużo mówić, mięczak podporządkowany ojcu, zbyt bardzo się go bojący, aby o siebie – i nie tylko siebie – zawalczyć. Mając tak szeroki wachlarz bohaterów (oczywiście nie wspomniałam o wszystkich), nie można narzekać na nudę. Postaci nie wzbudzają sympatii, ale, o dziwo, przynajmniej kilkoro z nich nie wzbudza także antypatii, ale kalejdoskop innych, gorących, gwałtownych uczuć. Trudno jakiemukolwiek z nich przypisać cnotliwość i moralną dobroć, a jednak ma się poczucie, że nie zasłużyli oni na to, co ich spotyka. Bohaterowie są po prostu ludzcy, mają zalety i mają wady (choć te odgrywają tu zdecydowanie ważniejszą rolę). Popełniają błędy, są impulsywni, gwałtowni w swoich uczuciach. Emily Jane naprawdę po mistrzowsku wykreowała kilkoro silnych, zdecydowanych charakterów, które są dla „Wichrowych Wzgórz” solidnym fundamentem.

Kocham ciebie, choć mnie zabijasz, lecz czy mogę wybaczyć ci to, że zabijasz siebie?

Nie da się jednak ukryć, że jedyna powieść w dorobku Emily Jane Brontë to romans. Jeśli oczywiście przyjmiemy kryterium, że romansem są powieści opowiadające o miłości. Z takim gatunkiem zazwyczaj kojarzą się historie, w których przedstawiona jest relacja dwojga zakochanych w sobie ludzi albo ich droga do związania się ze sobą. „Wichrowym Wzgórzom” daleko do romantyzmu i miłości w klasycznym tych słów rozumieniu. Bo miłość nie wygląda tu tak, jak w marzeń większości dziewczyn czy kobiet. Jest bardziej gorzka niż słodka, destrukcyjna, przejmująca nad człowiekiem całą kontrolę, burzliwa i nieprowadząca do happy endu, choć nie da się też ukryć, że to silna, nierozerwalna więź, trwająca aż po grób – albo i dalej. I chyba właśnie dzięki takiemu obrazowi miłości ta książka aż tak mi się spodobała – bo było to coś innego, coś o sile huraganu, co wtargnęło nagle i zostawiło po sobie trwałe spustoszenie.

Ja wierzę, ja wiem, że upiory chodzą po ziemi. Pozostań przy mnie na zawsze – przybierz, jaką chcesz, postać – doprowadź mnie do obłędu, tylko nie zostawiaj mnie samego w tej otchłani, gdzie nie mogę cię znaleźć!

Świetnym dopełnieniem powieści jest jej klimat – pochmurny, wietrzny, deszczowy krajobraz wrzosowisk. Jest w nim coś niepokojącego, mrocznego, kryje się w nim obietnica i zapowiedź tego, czego doświadczają bohaterowie, a razem z nimi czytelnik. Emily Jane postarała się, aby wszystko było w tej powieści spójne, nie inaczej jest więc z nastrojem. W końcu nie ma chyba lepszego sposobu na podkreślenie burzliwych emocji postaci, jak szalejąca za oknem wichura połączona z bębniącym o szyby deszczem i rozbłyskającymi raz po raz piorunami, jakby symbolami uczuć na nowo rozpalających bohaterów. Nie na darmo zresztą Wichrowe Wzgórza są wichrowe.

Lektura „Wichrowych Wzgórz” była dla mnie czystą przyjemnością. Nie mam pojęcia, czemu aż tak obawiałam się, że nie przypadnie mi ta książka do gustu, skoro trafiła w dziesiątkę. Z pewnością zapoznam się z innymi książkami sióstr Brontë, zresztą już poczyniłam pewne kroki w tym kierunku. A jeśli nie znacie jeszcze „Wichrowych Wzgórz”, to czym prędzej nadróbcie tę zaległość, bo warto, naprawdę warto.

20 komentarzy:

  1. "Wichrowe Wzgórze" to mój ogromny wyrzut sumienia - klasyk, który chyba znają wszyscy. Dobrze, że chociaż mam tę lekturę na półce. Obym w końcu znalazła na nią czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam podobnie. Książkę mam od dawna w planach i wiem, że muszę ją przeczytać, ale jakoś się nie składa... :) Powieść cierpliwie czeka na półce. :)

      Usuń
    2. Miałam dokładnie tak samo, ale mówię Wam - warto w końcu sięgnąć. :D

      Usuń
  2. Uwielbiam to arcydzieło. Czytam tę książkę co kilka lat i zawsze znajduje w niej coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że też do niej wrócę i kto wie, co znajdę przy kolejnym czytaniu. :)

      Usuń
  3. Czytałam tę powieść, ale przyznam, że nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia. I w zasadzie pamiętam tylko główne wątki z fabuły, żadnych szczegółów. Może czas zrobić drugie podejście do tej historii i sprawdzić czy po latach odbiór będzie taki sam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że teraz inaczej do niej podejdziesz, często tak jest, w końcu człowiek z czasem też się zmienia i zmienia się nasz gust. :)

      Usuń
  4. Czytałam dawno temu (jeszcze jako nastolatka), ale wiem, że wrócę do tej historii, bo takie treści warto sobie raz na jakiś czas odświeżyć :) Ciekawe, co ciekawego znajdę w tej opowieści teraz, kiedy tyle doświadczeń za mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, myślę, że jak już się to i owo przeżyje, to można też spojrzeć na książkę z innej perspektywy. :) Ja myślę, że za jakiś czas też do niej wrócę. :)

      Usuń
  5. Klasyk, powieść ponadczasowa. Zmusiłam się do niej na studiach filologicznych, przyznam, że niechętnie, ale nie pożałowałam. Piękna historia, klimatyczna, z dobrą kreacją bohaterów. Podzielam Twoje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Początek rzeczywiście trochę się dłuży, ale to w końcu nie jest książka, która skupiałaby się na akcji :) Kreacja bohaterów jest genialna! Mnie również spodobało się to, że autorka wypiętnowała ich wady i nie zrobiła z nich chodzących ideałów, lecz postaci bardzo ludzkie. I oczywiście trudno nie zachwycać się tym klimatem angielskich wrzosowisk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak. Tempo akcji jest tu w sumie najmniej ważne, na przód zdecydowanie wysuwają się bohaterowie. :)

      Usuń
  7. Zdecydowanie Wichrowe Wzgórza to klasyka, którą każdy miłośnik romansu (lecz nie tylko!) powinien znać! Sama czytałam, oglądałam ekranizację... i może i dla mnie "Duma i uprzedzenie" jest numerem jeden, to i tak ta oto opowieść ma coś w sobie!

    PS. Wybacz, że tak tutaj, ale chciałam się zapytać, czy dalej jesteś zainteresowana wzięciem udziału w Book Tourze z "Chłopakiem na zastępstwo"? Jeśli tak, poproszę Cię o adres na mojej skrzynce mailowej, bowiem to do Ciebie poleci niebawem książka :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się, szczerze mówiąc, ekranizacja "Wichrowych Wzgórz" nie bardzo podobała, zabrakło mi tego mocnego charakteru, który ma książka. A "Duma i uprzedzenie" przede mną, choć do Austen zabieram się jak pies do jeża... :P

      Usuń
  8. Uwielbiam klasyki, zwłaszcza te brytyjskie :) Jeśli jeszcze ni czytałaś, to polecam wszystkie powieści Jane Austen i Elizabeth Gaskell, recenzję jednej z książek Gaskell, możesz znaleźć u mnie:
    http://the-books-in-the-rye.blogspot.com/2016/11/z-klasyka-jest-mi-do-twarzy-10.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam jedną powieść Gaskell i jedną Austen i z tych dwóch pań bardziej podobała mi się Gaskell, chociaż z Bronte w ogóle jak dla mnie nie mogą się równać. :P

      Usuń
  9. Też długo nie mogłam się przekonać do tej powieści, ale ostatecznie się przełamałam i naprawdę było warto. Zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych książek i na pewno jeszcze do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że dużo osób tak ma, że długo zwleka, a potem są zaskoczeni tym, jaka ta książka jest dobra. :P Ja też do niej z chęcią kiedyś wrócę. :)

      Usuń
  10. Narobiłaś mi ochoty na tę książkę! Świetna recenzja :D

    OdpowiedzUsuń