3 grudnia 2016

[93] Polka, Niemka i Amerykanka. I obóz Ravensbrück – „Liliowe dziewczyny”

Autor: Martha Hall Kelly
Tytuł oryginału: Lilac Girls
Ilość stron: 664
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 9/10
Wyzwania:
  • 78 książek 2016 (74/78)
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 4,2 cm)

Poczułam, jak zalewa mnie fala la douleur; to jedno z tych francuskich określeń, które nie dają się dobrze przetłumaczyć, a oznaczają „ból wywołany czymś, czego się bardzo pragnie, a czego nie może się mieć”.


 
 
Kasia Kuśmierczyk jest nastolatką, kiedy wybucha II wojna światowa, mimo tego bez wahania angażuje się w działania na rzecz podziemia. Wkrótce jednak coś nie idzie po jej myśli i wraz z matką, siostrą i przyjaciółką trafia do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, gdzie Niemcy przeprowadzają na kobietach eksperymentalne badania. Amerykanka Caroline Ferriday pomaga Francuzom w zdobywaniu wiz, pracując w konsulacie francuskim, udziela się charytatywnie na rzecz francuskich dzieci, które los rozdzielił z rodzicami, a po wojnie pomaga tzw. „króliczkom”, czyli kobietom, wśród których znajduje się Kasia oraz jej siostra – byłym „pacjentkom” w obozie, które niemieckie pseudobadania trwale okaleczyły. Herta Oberheuser to Niemka, lekarka z Ravensbrück, przeprowadzająca między innymi eksperymenty na obozowiczkach. Losy tych trzech kobiet w pewnym momencie splatają się. „Liliowe dziewczyny” to opowieść o koszmarze obozu koncentracyjnego i II wojny światowej przedstawiona z trzech różnych perspektyw – Polki, Niemki i Amerykanki.
 
Nie słyszałam nic a nic o „Liliowych dziewczynach” w momencie, gdy zgłaszałam się do book touru z tą książką – przeczytałam wcześniej jedynie opinię organizatorki, zerknęłam na oceny na Lubimy Czytać i zapoznałam się z opisem książki. Tyle wystarczyło mi, żeby zorientować się, że niewątpliwie będzie to dobra powieść, a jeśli była okazja ją przeczytać, to nie mogłabym nie skorzystać. Mimo paru zgrzytów w trakcie czytania, po przeczytaniu ostatniej strony powiedziałam tylko „wow”. Nie pomyliłam się, „Liliowe dziewczyny” to naprawdę dobra książka.

Co warto zaznaczyć na początku – nie jest to literatura obozowa. Wiem, że wiele osób nie lubi tego gatunku bądź też nie daje rady o tym czytać. Nie da się ukryć, że występują tu opisy tego, jak wygląda życie w obozie koncentracyjnym, niekiedy dość dosadne i brutalne, jednak „Liliowe dziewczyny” to przede wszystkim powieść beletrystyczna i odnoszę takie wrażenie, że zamiarem autorki nie było opisywanie życia w obozie Ravensbrück. Autorka naświetla problem, przybliża czytelnikowi to, co się tam działo – i dobrze, bo o tym mówi się rzadko, a przecież eksperymentalne badania, które trwale okaleczały obozowiczki lub nawet prowadziły do ich śmierci, nie są mniej złe niż to, co działo się na przykład w Auschwitz – ale nie robi tego w taki sposób, jak jest to przedstawione we wspomnieniach osób, które naprawdę to spotkało. Z tego względu sądzę, że książka nadaje się nawet dla osób, które nie przepadają za literaturą obozową.

Choć nie jest to literatura faktu, warto nadmienić, że dwie z trzech głównych bohaterek to osoby, które istniały naprawdę. Caroline Ferriday to postać, o której człowiek niezainteresowany tematem nie mógł słyszeć, bo zwyczajnie się o niej mówi. Wystarczy wpisać jej imię i nazwisko w Google – wyskakują same zagraniczne strony. A była to kobieta, o której warto byłoby wspomnieć, ponieważ pomagała w rehabilitacji obozowiczek z Ravensbrück, które padły ofiarą eksperymentalnych badań niemieckich lekarzy z obozu, polegających między innymi na łamaniu czy amputowaniu kończyn, zakażaniu ran wirusami i bakteriami albo sterylizacji. Caroline Ferriday pomogła trzydziestu pięciu Polkom, które były ofiarami tych pseudoeksperymentów. W 1958 roku przyleciały one do Ameryki i tam zostały poddane operacjom i rehabilitacjom, które miały jak najbardziej zmniejszyć negatywne skutki badań. Cieszy mnie bardzo to, że Martha Hall Kelly postanowiła umieścić ją w tej książce i że miałam przyjemność o niej przeczytać – o takich ludziach powinno być głośno. Drugą z prawdziwych osób jest Herta Oberheuser, Niemka, lekarka w obozie, która po wojnie była sądzona w procesie norymberskim i w 1947 roku skazana na 20 lat pozbawienia wolności. Umieszczanie w książce narracji z perspektywy zbrodniarki wojennej z pewnością jest dosyć kontrowersyjne – ale uwierzcie mi, dla tej książki potrzebne. Przede wszystkim to mocny kontrapunkt dla opowieści z punktu widzenia Kasi, więźniarki. Mamy dwie strony barykady – raczej nie po to, żeby opowiadać się po którejś z nich, ale żeby je ze sobą zderzyć. Herta nie jest tu po to, aby ją lubić, nikt nie ma zamiaru jej bronić, choć niejednokrotnie przedstawia się jej punkt widzenia w taki sposób, aby pokazać, że też jest człowiekiem. Naprawdę ciekawym zabiegiem było zgłębienie sposobu myślenia takiej osoby – kogoś, kogo propaganda całkowicie omamiła, zmieniając sposób patrzenia na otaczający ją świat i własny i inne narody. Trzecia z głównych bohaterek jest postacią fikcyjną, choć autorka przyznaje, że inspirowała się opowieściami byłych więźniarek obozu Ravensbrück i po prostu zaczerpnęła od nich pewne elementy osobowości i historie. Widać więc, jaki ogrom pracy włożyła Martha Hall Kelly w swoją debiutancką (!) książkę. Jestem pod wielkim wrażeniem i mogę stwierdzić jedno – opłaciło się jej to.

Na wstępie wspominałam o zgrzytach. Gdyby ich nie było, książka spokojnie mogłaby dostać najwyższą ocenę. Nie wszystko mi jednak do końca grało. Z początku dłużyły mi się rozdziały, ale jest to oczywiście rzecz czysto subiektywna – zresztą mogę zdradzić, że szybko przestało mi to przeszkadzać, bo nieważne, jak długi był jeden rozdział, musiałam zacząć kolejny, ponieważ autorka doskonale wiedziała, jak go zakończyć i sprawić, by czytelnik jak mantrę powtarzał „jeszcze tylko jeden rozdział”, kiedy już dawno powinien spać albo robić coś innego. Mam jednak wrażenie, że nie do końca spisała się jako narratorka, zwłaszcza kiedy do głosu dochodziła Kasia. Opisy z obozu były dość brutalne, autorka nie bała się nazywać rzeczy po imieniu, obrazy dosadnie przekazywały to, co się tam dzieje, ale zabrakło mi w Kasi jednego: emocji. Ona opisuje to, co widzi, ale robi to dość beznamiętnie, tak jakby rejestrowała widok, ale zapominała na niego zareagować – i nie, wyraźnie nie jest to element kreacji bohaterki. Nie pasowało mi jeszcze coś, co tyczy się już wszystkich bohaterek. Autorka czasem szła na skróty i zamiast po kolei opisywać zdarzenia, streszczała je w dwóch czy trzech zdaniach. Niekiedy dość szczegółowo pisała o tym, co dzieje się akurat w życiu Caroline, Herty czy Kasi, a niekiedy skracała miesiące czy nawet lata. Takie przeskoki często działały niekorzystnie na fabułę, bo zastany stan rzeczy w jednym rozdziale nie zgadzał się z tym, jaki był w rozdziale poprzednim. Czasami zdarzało jej się też wracać do czegoś, co nie miało wcześniejszego odzwierciedlenia w książce, było tak na przykład z przysięgą Kasi, gdy wstępowała do AK, o czym czytelnik dowiaduje się już, kiedy dziewczyna jest w obozie i to wspomina. Wydaje mi się, że taka rzecz jest dość istotna dla kreacji bohaterki.

Mimo tych paru zgrzytów, jestem naprawdę zadowolona z lektury „Liliowych dziewczyn”. Była to naprawdę dobra, porządnie przygotowana książka, w dużym stopniu świetnie napisana i sprawiająca, że mimo trudnej tematyki, po prostu się przez nią płynie. Polecam ją zarówno zainteresowanym tematyką II wojny światowej, jak i tym, którzy być może chcieliby przeczytać coś w tych klimatach, ale nie przepadają za literaturą obozową. Wydaje mi się, że jest to dobry „stan pośredni” między właśnie takim gatunkiem a powieścią historyczną osadzoną w tych czasach.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję organizatorce book touru, autorce bloga Ruda Recenzuje.♥

10 komentarzy:

  1. Gdzieś umknęła mi ta książka. Pierwszy raz o niej słyszę, jednak po przeczytaniu wstępu, już wiedziałam, że chcę poznać tę opowieść. Odrobinę obawiam się tego opisu obozu, nie dlatego, że tematyka mnie przerasta, a raczej dlatego, że bardzo ją lubię. Cenię sobie wszystko, co związane z tematyką II wojny światowej. Ciekawi mnie jak autorka udźwignęła tę problematykę. Piszesz, że nie są to opisy dosadne i charakterystyczne dla wspomnień innych autorów, a te mało sugestywne opisy mnie mogą nie przekonać, obóz to okrutny czas, więc lubię, kiedy piszę się o nim okrutną i bolesną prawdę. Ciekawi mnie również ten kontrast między więźniem a zbrodniarzem.
    Rozgadałam się, a w gruncie rzeczy chciałam tylko napisać, że chętnie przeczytam tę książkę.
    Pozdrawiam Justyna z  <a href=http://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com/?m=0>książko, miłości moja</a>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisy są z pewnością dosadne, ale jest to jednak powieść fabularna, więc akcja głównie skupia się na tym, żeby pchać fabułę do przodu, a nie opisywać, jak dokładnie wygląda życie w obozie. :)
      Oczywiście bardzo polecam i liczę, że przypadnie Ci do gustu. :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że wzięłaś udział w akcji i że książka przypadła Ci do gustu mimo tych zgrzytów, o których zresztą bardzo ciekawie napisałaś :)

    Pozdrawiam ciepło,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Również się cieszę, że książka mi się spodobała, przy okazji book tourów zawsze jest miło, jak książka robi dobre wrażenie. :)

      Usuń
  3. W szkole interesowałam się literaturą obozową, ale chyba przeczytałam jej za dużo, bo od tamtego czasu nie mogę sięgać po książki poruszające ten temat. Niemniej dla "Liliowych dziewczyn" zrobię wyjątek i przekonuje mnie fakt, że to nie jest literatura obozowa, ale jednak zawiera wiele elementów charakterystycznych dla relacji z pobytu tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem więc ciekawa, jak Ty byś podeszła do tej książki. Ja niewiele czytałam literatury obozowej, tyle co do szkoły, jednak interesuje mnie ta tematyka. "Liliowe dziewczyny" były ciekawe też pod tym względem, że nigdy nie spotkałam się z książką, która działaby się w obozie, ale nie byłaby z literatury faktu. ;)

      Usuń
  4. Pierwszy raz czytałam o tej książce u Ruda Recenzuje :)
    Zapisałam sobie ten tytuł, bo muszę posiadać swój egzemplarz. Mimo wad, które wymieniłaś bardzo ciekawi mnie ta historia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcześniej nie słyszałam o „Liliowych dziewczynach”, ale po przeczytaniu Twojej recenzji, naprawdę mnie ta powieść zaintrygowała. Zawsze interesowała mnie tematyka wojenna, a nie miałam za wiele do czynienia z opowieściami dot. obozów koncentracyjnych (taa, wypadałoby to nadrobić...). Zaintrygowałaś mnie zderzeniem punktów widzenia zbrodniarki i więźniarki. Naprawdę ciekawi mnie ta historia ;)

    Pozdrawiam
    Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie pozostaje nic innego, jak zaopatrzyć się w tę powieść. :D Oczywiście bardzo polecam i liczę, że kiedy już po nią sięgniesz, to Ci się spodoba. :)

      Usuń
  6. Ta książka chyba nie może się nie podobać. Wciąga jak diabli, mimo że porusza tak ciężka tematykę. Ja też zaczęłam googlować nazwiska i się zdziwiłam, że o Caroline wspominają tylko zagraniczne media., Może w mrokach PRL-u zaginęła jej historia i jeszcze w naszym kraju się nie odrodziła.

    OdpowiedzUsuń