4 stycznia 2018

#111 Tydzień podsumowań (dzień 3): „Najki” roku 2017


Dzisiejszego dnia podsumowań zapraszam Was na post o „najkach” – i wcale nie będzie chodzić o buty! Przedstawię Wam różne książki (ale nie tylko), które były w 2017 roku „naj” (oprócz najlepszych i najgorszych, bo te pojawią się w osobnych postach). Zaintrygowani? To zapraszam!



Najbardziej czytany autor

W tym roku jedno nazwisko wymieniło się z innym, ale drugi autor pozostał ten sam, jeśli porównywać rok 2017 z rokiem 2016. Znowu przeczytałam cztery książki Remigiusza Mroza, ale zamiast Murakamiego, w tym roku „na podium” znalazł się Stephen King – i tu również przeczytałam cztery jego książki. Czyli chyba powracam do korzeni, bo jakkolwiek zawsze mówię, że King jest moim ulubionym autorem wszech czasów, tak rocznie czytam go raczej mało. Dla porównania w zeszłym roku były to zaledwie dwie książki, a ogólnie przeczytałam ich jak na razie jedynie szesnaście. I to przez jakieś sześć lat! Znowu dla porównania mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o Remigiusza Mroza, to z jego twórczością zapoznaję się dopiero od zeszłego roku, a mam już osiem przeczytanych na koncie. Najwyraźniej stosunek ilości wydawanych do ilości przeczytanych w roku musi się zgadzać. ;)

Największe zaskoczenie: autor – czyli odkrycie roku 2017

W tym roku tytuł odkrycia roku wędruje do Tess Gerritsen. Co prawda to takie małe oszustwo, bo pierwsza książkę Gerritsen przeczytałam pod koniec 2016 roku, ale tak naprawdę dopiero w tym roku mogłam przyznać, że twórczość tej autorki idealnie trafia w mój gust. W tym roku przeczytałam trzy jej książki, łącznie więc cztery jak na razie, ale cała seria Anatomia Zbrodni czeka już ładnie na półce. Jej książki niezwykle trzymają w napięciu, są świetnymi thrillerami, do tego mają wątki medyczne, a to się rzadko zdarza, no i są lekko napisane, dzięki czemu połyka się je na jeden–dwa kęsy. Już od dawna miałam zamiar zapoznać się z twórczością Gerritsen i cieszę się, że w końcu to zrobiłam. Teraz nie wiem, dlaczego tyle z tym zwlekałam!

Największe zaskoczenie: książka

Wahałam się między dwoma, bardzo różnymi zresztą, tytułami, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że najbardziej w 2017 roku zaskoczyła mnie książka Benedicta Wellsa pt. „Koniec samotności” (recenzja). Bo w tej książce naprawdę zaskoczyło mnie wszystko. Dostałam ją do recenzji w czerwcu, choć opis nie brzmiał dla mnie za bardzo fascynująco. Zachęciło mnie jednak to, że Benedict Wells uważany jest w Niemczech za bardzo obiecującego autora, a krytycy literaccy są zachwyceni jego książkami. Postanowiłam to sprawdzić i... ja się im absolutnie nie dziwię. Ta książka jest wielowątkowa, choć tak naprawdę opowiada o życiu jednej postaci. Wywołuje wiele, często sprzecznych, emocji. Oferuje niebanalną historię i świetnie skrojonych bohaterów. Jest napisana przepięknym językiem. Porusza. Łamie serce. Skleja je na nowo. Tym wszystkim mnie zaskoczyła. Przeczytałam ją w jeden dzień, w ciągu kilkugodzinnej podróży pociągiem – fizycznie siedziałam w przedziale, ale myślami byłam tam, gdzie był Jules, główny bohater tej powieści. Bardzo się z nim zżyłam. Będę długo pamiętać tę książkę i niewykluczone, że kiedyś do niej wrócę.

Największe rozczarowanie

Rozczarowanie – czyli spodziewałam się czegoś dobrego, długo na to czekałam, a wyszło... nie najlepiej, delikatnie mówiąc. Rozczarowanie wcale nie musi oznaczać ogólnie złej książki, może być ona przeciętna i też być rozczarowaniem. I tak właśnie jest w przypadku „Artemis” Andy'ego Weira (recenzja). Co tu dużo mówić – Weir obniżył loty, spoczął na laurach i napisał coś, co „Marsjaninowi” nie dorasta do pięt. Reklamę tej książce zrobiło nazwisko autora i wspomnienie dobrego debiutu oraz jego ekranizacji, ale myślę, że antyreklamę robią opinie nieusatysfakcjonowanych czytelników. A jest ich sporo. Możemy teraz liczyć tylko na to, że kolejna jego książka zatrze ten niedobry posmak po przeczytaniu „Artemis” – ale czy tak chętnie po nią sięgniemy? Wątpię.

Najgrubsza książka

I tak zupełnie zaskakująco, ale ex aequo na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o ilość stron, znalazły się dwie książki – „Labirynt duchów” Carlosa Ruiza Zafóna (recenzja) i „Na południe od Brazos” Larry'ego McMurtry'ego (recenzja wkrótce). Obie te cegły mają po 896 stron. Chociaż trzeba przyznać, że dużo potężniej wygląda „Na południe od Brazos”. Swoje robi pewnie twarda oprawa i dość gruby papier. Wydania obu tych książek są piękne, a ja cieszę się, że mogłam je obie przeczytać – to była czysta przyjemność. To dobrze, że takie grubaski zazwyczaj okazują się dobrymi powieściami (przynajmniej ja nie mam innych doświadczeń ;)).

Najcieńsza książka

Najcieńszą książką tego roku okazała się lektura na studia – „Kain” George'a Gordona Byrona. Na całe szczęście objętość tego dramatu w wersji, którą czytałam, wyniosła 73 strony; nie jestem pewna, czy zdzierżyłabym więcej. „Kain” jakoś mi się nie spodobał. Z trudem czytałam ten dramat i nie wiem, jakim cudem dobrnęłam do końca. Chyba nie polubiłam się z Byronem. A to niedobrze, bo za kilka dni muszę zabrać się za kolejne jego dzieło... Może tym razem będzie lepiej?

Najdłuższy tytuł

Długi tytuł, czyli coś, co najbardziej zachęciło mnie do przeczytania tej powieści. Tegorocznym najdłuższym tytułem może poszczycić się książka Alberta Espinosy – „Jeśli powiesz mi, bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę... ale musisz mnie poprosić” (przepisuję go już po raz n-ty i nareszcie go zapamiętałam). Tytuł odwrotnie proporcjonalny do samej treści książki, bo o ile jest on stosunkowo bardzo długi, to książka liczy sobie lekko ponad 200 stron, jest więc dosyć krótka.

Najstarsza książka

Chodzi o pierwsze wydanie, a nie fizycznie najstarszą książkę, jaką czytałam. A książką, czy raczej utworem, który przeczytałam w 2017 roku i liczy sobie najwięcej lat, jest „Miarka za miarkę” Williama Szekspira, czyli również moja lektura na studia. Komedia ta została napisana w 1604 roku, ma więc już ponad czterysta lat. A i tak czyta się dobrze (choć nie wątpię, że to zasługa dobrego przekładu, akurat w moim przypadku Leona Ulricha, więc dosyć stare, bo z XIX wieku – ale nadal aktualne). Bardzo mi się zresztą podobała i czytałam ją z czystą przyjemnością.

Najbardziej zaczytany miesiąc

Nikogo chyba nie zdziwi to, że był to miesiąc wakacyjny – lipiec. Nie sierpień czy wrzesień (w przypadku studentów), kiedy człowiek jest już rozleniwiony wakacjami, tylko właśnie lipiec, kiedy po miesiącach nauki i wiecznego braku czasu na przyjemności, możemy całe dnie siedzieć z książką w ręce i nie przejmować się światem. W lipcu przeczytałam 4070 stron i, uwaga, nie jest to mój najlepszy życiowy wynik, bo takowy padł też w lipcu, ale 2016 roku, kiedy przeczytałam 4400 stron. ;) Kolejna okazja pobicia rekordu nadarzy się pewnie w lipcu tego roku, a jak na razie będę zbierać na to siły. :)

Najmniej zaczytany miesiąc

Z jakichś powodów jest to maj i zupełnie nie wiem dlaczego. Owszem, niby blisko sesji, niby blisko końca roku, więc trzeba było pisać prace zaliczeniowe, ale to samo jest przecież w styczniu, a styczniowy wynik był dużo lepszy. Cóż, może dopadł mnie wtedy kac książkowy, sama nie wiem, nie pamiętam już. Przeczytałam zaledwie 2025 stron, ale mówi się trudno i żyje dalej. Ja, jak widzicie, żyję. Nic się nie stało. :)

Najlepiej oceniany miesiąc

Styczeń zaczęłam świetnie i potem już lepiej nie było. Styczniowa średnia ocen wyniosła aż 8,3 pkt. Najniższą wtedy przyznaną oceną było 6/10, więc można powiedzieć, że w styczniu towarzyszyły mi same świetne tytuły. :)

Najgorzej oceniany miesiąc

Mimo że w październiku przeczytałam najwięcej, zaraz po lipcu, stron, to właśnie ten miesiąc okazał się najgorszy pod względem ocen. Średnia wyniosła zaledwie 6,7. Przyznałam wtedy aż trzy oceny 6/10, wtedy też przeczytałam tego nieszczęsnego, wyżej wspomnianego, „Kaina”, który dostał ode mnie 4/10 (sama nie wiem za co tak dużo), a najwyższą oceną była jedna jedyna dziewiątka (i to za Zafóna!). 


I to by było na tyle, jeśli chodzi o tegoroczne „najki”. Pochwalcie się, co Wy byście przypasowali do poszczególnych kategorii, jak u Was wyglądałoby takie podsumowanie. :)

12 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe podsumowanie. ;) Stephena Kinga bardzo lubię, ale w poprzednim roku przeczytałam mało jego książek. Muszę w końcu to nadrobić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :D Ja też i mam taki problem, że z jednej strony chcę przeczytać wszystko naraz, a z drugiej jednak to sobie dawkować. :D

      Usuń
  2. Już czuję, że po twojej recenzji „Na południe od Brazos” będę musiała dopisać ten tytuł do wielkiego spisu lektur, które ktoś mógłby mi kupić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie. Na razie zbieram myśli, ale powoli już mi się klaruje, co chcę o tej cegiełce napisać. Niedługo coś się ukaże. :D

      Usuń
  3. Mówisz, że moje podsumowanie było szczegółowe? :D Twoje również :D
    Mróz - ble xD Ten długi tytuł - ojej, ja bym chyba nie zapamiętała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A było. :D Ale dziękuję! :)
      Mróz ble? No jak możesz?! :D Ja go generalnie lubię, ale przyznaję, że to takie raczej czytadła, nic przełomowego. No i... ech, no za dużo wydaje. :P

      Usuń
  4. U mnie najgrubsza książką był tradycyjnie Harry Potter i Zakon Feniksa :D A najbardziej zaczytanym miesiącem był październik ale u mnie to już prawie tradycja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Październik to taki miesiąc do czytania z herbatką pod kocykiem, więc całkowicie rozumiem. :D

      Usuń
  5. Ten najdłuższy tytuł jest świetny! Ni cholery go nie pamiętam, a nie będę oszukiwać i kopiować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest, książka też całkiem fajna, choć dość oszczędna w słowach i z pozoru prosta. :)

      Usuń
  6. Bardzo ciekawe podsumowanie ;)
    Muszę w końcu sięgnąć po twórczość Tess Gerristen, mnóstwo osób ją chwali. I znowu "Artemis" faktycznie jest raczej krytykowany, ja za to wciąż nie czytałam "Marsjanina".
    "Na południe od Brazos" mam w planach, też lubię takie cegiełki !
    A Szekspir zawsze cudowny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Gerritsen bardzo, bardzo polecam, czyta się ją błyskawicznie. :D Brazos polecam całą sobą. <3

      Usuń