13 czerwca 2018

[193] Ty też jesteś winny – „13 powodów” + książka vs serial


Według danych policyjnych w Polsce w 2017 roku doszło do 11139 zamachów samobójczych, z czego 5276 zakończyło się śmiercią. W przedziale wiekowym 13-18 lat targnęły się na swoje życie 702 osoby. 115 z nich nie przeżyło. Do niemal połowy wszystkich popełnionych samobójstw doszło w domu. Dla ponad połowy przyczyny samobójstwa nie zostały ustalone.

Według raportu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę Polska zajmowała w 2014 roku drugie miejsce w Europie pod względem liczby udanych prób samobójczych podejmowanych przez dzieci i młodzież poniżej 19 roku życia. W 2015 roku przyczyną zgonu aż 20% dzieci w przedziale wiekowym 10-19 lat było samobójstwo. W tym samym roku niemal 200 dzieci było hospitalizowanych z powodu zaburzeń nastroju, w tym depresji. Według badań przeprowadzonych przez międzynarodową organizację Health Behaviour in School-aged Children 47,1% badanych przyznało, że ma niski poziom wsparcia ze strony rówieśników. W Polsce zostały też zauważone negatywne zmiany w łatwości rozmów z matką i ojcem; w 2014 roku łącznie 28% badanych w wieku 11-15 lat uznało rozmowy z ojcem za „trudne” i „bardzo trudne”, a z matką – 14,5%. Odsetek ten cały czas się powiększa. Znacznie nasilił się też odczuwany stres szkolny.

Hannah Baker popełniła samobójstwo, tym samym wprawiając w ruch machinę, w której siedem kaset zaczęło krążyć po uczniach w szkole, do której chodziła. Na kasetach nagrała trzynaście powodów – po jednym na stronę – dla których zdecydowała się targnąć na swoje życie. Każdy powód to jedna osoba, która zawiniła. Kasety dotarły właśnie do Claya Jensena. Wydaje się, że chłopak nie mógł zrobić Hannah nic złego, ponieważ wyraźnie między nimi iskrzyło. A jednak – skoro kasety znalazły się u niego, to musiał przyczynić się do tego, że Hannah postanowiła ze sobą skończyć. A jedyny sposób, żeby dowiedzieć się, jaka jest jego wina, to odsłuchanie nagrań kaseta po kasecie.

„13 powodów” to jedna z głośniejszych powieści młodzieżowych ostatnich lat, wznawiana w Polsce kilkukrotnie, głównie za sprawą serialu produkcji Netflixa, którym zajmę się później. Ludzie, którzy przeczytali tę książkę, podzielili się na dwa wyraźne obozy – zdecydowanych przeciwników i stanowczych zwolenników. Najczęściej spotykaną opinią wydaje się jednak ta pierwsza, według której „13 powodów” może bardziej zaszkodzić osobom zmagającym się z problemami emocjonalnymi i myślami samobójczymi, a nie im pomóc. Często też mówi się o Hannah jako o równie okrutnej i złej osobie, co jej rówieśnicy, do których kieruje swoje słowa. Czy można się z tym zgodzić?

Nikt nie wie ze stuprocentową pewnością, w jakim stopniu jego postępowanie odbija się na życiu innych. Bardzo często nie mamy choćby bladego pojęcia. Mimo to robimy, co się nam żywnie podoba.

Po części rozumiem ten punkt widzenia i uznaję go za uzasadniony, mimo wszystko nie byłabym skłonna aż tak źle mówić o Hannah ani skazywać tej historii na całkowitą porażkę. Zostawmy na chwilę to, w jaki sposób ta książka jest napisana, i przyjrzyjmy się samej opowieści. Czy to jest książka, która ma na celu pokrzepiać młodych ludzi i sprawiać, że nie targną się na swoje życie? W momencie rozpoczęcia akcji Hannah nie żyje, a przed czytelnikiem odsłaniane są kolejne karty, tak aby na końcu zobaczył, co doprowadziło do samobójstwa Hannah. Więc nie, nie wydaje mi się, żeby ta książka była skierowana do tych, którzy rozważają samobójstwo. Zresztą – dla takich osób żadna książka nie będzie dobra, ponieważ w takim przypadku potrzebna jest interwencja lekarza, a nie literatury. „13 powodów” to raczej przestroga dla tych, którzy stoją po drugiej stronie barykady; dla tych, którzy w porę nie zareagowali i nie zrobili niczego albo wręcz przeciwnie – zrobili za dużo. Z trzynastu przyczyn, które popchnęły Hannah do samobójstwa, każda odsłania kolejny problem, z którym styka się dzisiejsza młodzież. I to jest najważniejsze i myślę, że to też chciał przekazać autor. Tylko że niekoniecznie zrobił to dobrze.

I w tym tkwi szkopuł. Moim zdaniem książkowa historia Hannah nie ma wyraźnego morału. Skupia się tylko na przyczynie i oczywistym skutku, jakim jest samobójstwo, ale już nie pokazuje konsekwencji, które w rzeczywistości spotkałyby wszystkich winowajców. I właśnie to jest najgorsze. Wydaje mi się, że z tego powodu Hannah jest tak demonizowana, a tak mało mówi się o tym, jak źli są pozostali – w książce milczący – bohaterowie. Jay Asher położył akcent w złym miejscu, co bardzo wyraźnie widać zwłaszcza po obejrzeniu serialu. Biorąc na warsztat tak ważny i delikatny temat, powinien przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki ma cel, a potem do tego celu skutecznie dążyć. Decyzja, by Hannah nagrała trzynaście kaset i rozesłała je po ludziach, którzy wyrządzili jej krzywdę, sugeruje, że chciał najbardziej zwrócić uwagę na to, co dzieje się przed samobójstwem, a nie na samobójstwo samo w sobie. Tymczasem zawarcie akcji właściwie w ciągu jednej nocy, ograniczenie punktu widzenia do perspektywy samego Claya (którego wina zresztą od początku podawana jest w wątpliwość) i niepoświęcenie miejsca temu, co stało się po śmierci Hannah i przesłuchaniu kaset przez wszystkich zamieszanych w tę sprawę – wszystko to sprawiło, że cel się rozmył, książka nawet do niego nie dotarła. Trudno mi powiedzieć, co działo się w głowie autora, wydaje mi się jednak, że Asher zgubił się we własnym pomyśle i ostatecznie zrealizował go po łebkach.

Hmm, czego dokładnie się spodziewaliście? Bo sama słyszałam już tyle wersji, że nie wiem, która cieszy się największym wzięciem. Ale wiem, która ma najmniejsze.
Prawda.

Na osobne omówienie zasługuje to, jak polskie tłumaczenie przyczynia się do jeszcze gorszego odbioru tej książki. Bo czegoś tak koszmarnie przełożonego na język polski nie czytałam od dawna (a skłaniam się nawet ku temu, że nigdy). Przede wszystkim uwagę zwracają dziwne powiedzonka, które pasowałyby do pięćdziesięcioletniego faceta w okularach o szkłach grubych jak denka butelki i w wyciągniętym, zgniłozielonym albo burobrązowym sweterku pamiętającym PRL, ale kompletnie nie pasują do nastolatków w XXI wieku. I tu mogę sypać przykładami jak z rękawa: jest mowa o „sztubackich figlach” (słowa Hannah – kaseta 2, strona B), o wzbudzaniu w ludziach „tego rodzaju admiracji” (znów Hannah – kaseta 3, strona A), o „nagłej niemocie” (także Hannah – kaseta 4, strona A), użyte są frazeologizmy takie jak „czekać jak kania dżdżu” (Hannah – kaseta 5, strona A) oraz „pojechać do Rygi” w znaczeniu „zwymiotować” (tym razem Clay – kaseta 5, strona B), o których nigdy nie słyszałam, o „rejterowaniu”, „strachajle” (Clay – kaseta 5, strona A) i używaniu wyrażenia „na miły Bóg” przez nastolatkę (Hannah – tamże) już nie wspominając. Wyobrażacie sobie osiemnastolatków wyrażających się w ten sposób? Ja tak, ale co najwyżej jakieś 40-50 lat temu. Nie teraz. Drugą zaś sprawą jest najwyraźniej brak korekty. Niektóre zdania brzmią strasznie koślawo i tu znów mogę sypnąć kilkoma soczystymi przykładami: „Moja towarzyszka nie na twarz patrzyła, Tyler” (Hannah – kaseta 2, strona B); „Rzuciłyśmy kilka dwu- lub trzysłownych równoważników zdań [...]” (Hannah – kaseta 3, strona A); „Raz, na angielskim, kiedy te dziewczyny z niej się naśmiewały, Hannah uniosła głowę” (Clay – kaseta 4, strona B); „Żadnych ciężkich czy poważnych tematów więcej” (Hannah – kaseta 5, strona A). Nie miałam dotąd nigdy zastrzeżeń do tego, w jaki sposób wydawnictwo Rebis podchodzi do korekty. Tym razem jednak jestem ogromnie zniesmaczona, bo „13 powodów” wygląda tak, jakby wydano tę książkę żywcem zaraz po przetłumaczeniu, bez poprawiania błędów. Biorąc pod uwagę to, że powieść doczekała się czterech(!) wznowień od 2009 roku, uważam to wręcz za karygodne. Jeśli już ta powieść ma tak złe, nieprzystające do sposobu wypowiadania się nastolatków tłumaczenie, to niech chociaż nie straszy źle skonstruowanymi zdaniami. Ostatecznie łatwiej jest je wyeliminować niż na nowo przełożyć książkę.


Jeśli słyszysz piosenkę, która wywołuje u ciebie łzy, a nie chcesz już płakać, nie słuchasz jej więcej.
Ale nie da się uciec od samego siebie. Nie można postanowić, że się już nie będzie siebie oglądać. Wyłączyć zgiełku w swojej głowie.


Przechodząc do serialu (będę się skupiać tylko na pierwszym sezonie), trzeba przyznać, że obnażył wady książki Ashera i poradził sobie dużo lepiej z tematem, który podjął autor „13 powodów”. Nie jest też jednak pozbawiony wad. Produkcja Netflixa rozciągnęła tę historię na dłuższy czas, co było świetną decyzją (ale wygenerowało inny problem, o którym zaraz), ponieważ odsłuchiwanie kaset nie pozostało najważniejszym motorem napędzającym akcję. Serialowy Clay nie przesłuchuje ich w jedną noc – on robi to przez wiele dni, dzięki czemu widać jego reakcje i zmiany, jakie zachodzą w nim samym pod wpływem słów Hannah. W adaptacji jedna strona kasety odpowiada jednemu odcinkowi, co umożliwiło ukazanie pozostałych postaci i problemów, z jakimi borykają się oni i z jakimi borykała się Hannah. „13 powodów” w tej wersji staje się tym, czym według mnie miało być w wersji książkowej – opowieścią nie o samobójstwie, lecz o jego przyczynach oraz konsekwencjach odczuwanych przez tych, którzy zostali obarczeni winą za czyjąś śmierć. Na głębi zyskali również bohaterowie – zarówno Hannah i Clay, niejako główni, jak i cała reszta uczniów, którzy są zamieszani w sprawę samobójstwa. Każdy z nich ma swój własny charakter, a w większości przypadków ów charakter ewoluuje wraz z biegiem akcji. Tak naprawdę trzeba powiedzieć, że „13 powodów” zyskało fabułę – o ile w książce można wyróżnić tylko wątek główny, o tyle w serialu znajdziemy szereg wątków pobocznych, które razem z tym najważniejszym tworzą spójną, ciekawą całość.

Mimo wszystko i serialowa wersja nie jest idealna. Fakt faktem, że rozciągnięcie akcji na wiele dni jest chyba największą i najlepszą zmianą, jaka mogła zajść między serialem a książką. Ma to jednak jeden podstawowy minus, na który nie ja pierwsza zwracam uwagę – przegadanie. Każdy odcinek trwa około godzinę, przez co niekiedy potwornie się dłuży i potrafi zanudzić. Gdyby zredukować je do 30-40 minutowych, serial zyskałby żywsze tempo akcji. Niektóre wątki zostały zbytnio wyeksponowane (jak dla mnie jest nim np. wątek Tony’ego – ta postać czasami mnie wręcz przeraża tym, jak w zaskakujących momentach pojawia się na ekranie), a jeśli by je pominąć, być może dałoby się pozbyć kilku niepotrzebnych dłużyzn. Mało wiarygodne jest też to, że Clay tak długo wstrzymuje się ze słuchaniem kaset. Tutaj mogę zauważyć jedyny moment, kiedy książka ma przewagę nad serialem. Słuchanie kaset w jedną noc ma dużo więcej sensu niż przez wiele dni, jest bardziej realistyczne. Tak więc zmiana ta ma zarówno dobre, jak i złe strony.

Nie jestem jednak przekonana do kolejnych sezonów. Słyszałam, że drugi jest całkiem dobry, ale świadomie napisałam tę recenzję przed obejrzeniem go – bo nie ma on już wiele wspólnego z książką (ściślej mówiąc, chyba nic nie ma i jest po prostu wymysłem twórców). Jestem go ciekawa, niedługo na pewno obejrzę. Widziałam też, że wyszła zapowiedź sezonu trzeciego i w tym przypadku już w ogóle nie wiem, o czym może on być. Oby ta seria nie stała się niepotrzebnie wydłużanym, dobrze sprzedającym się tasiemcem.

To jeden z tych niewielu przypadków, kiedy z całą mocą mogę stwierdzić – adaptacja jest lepsza od książki. Z bólem serca, ale tak jest, telewizja wygrywa z literaturą. Obraz zwycięża słowo. Polecam jednak samemu porównać jedno z drugim i wyrobić sobie własne zdanie. Ostrzegam jednak przed koszmarnym tłumaczeniem i brakiem korekty w książce. Mam nadzieję, że szybko zapomnę o przykładach, które wymieniłam wyżej. 

Informacje o książce:
Autor: Jay Asher
Tytuł oryginalny: Thirteen Reasons Why
Ilość stron: 328
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Rebis
Moja ocena: 5/10

12 komentarzy:

  1. Też uważam, że serial jest lepszy od książki. Choć w pełni zadowoliłabym się pierwszym sezonem, drugi sezon mogę w jakiś sposób usprawiedliwić - w rzeczywistości wcale nie jest aż tak zły, jak myślałam. Ale robienie trzeciego sezonu po tym, jak Hannah już na dobre odeszła, jest bez sensu... Skoro nie ma Hannah, to nie ma "13 powodów" i tyle w tym temacie... Całą historię uważam za wartościową i godną wzbudzania wszelkich dyskusji.

    Pozdrawiam,
    Czytanie Naszym Życiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też tego trochę nie rozumiem, Hannah się zabiła, okej, drugi sezon, jak myślę, pokazuje ten proces, ale dalej...? Co może być jeszcze dalej? D: Jednak myślę, że i tak się nie będę mogła powstrzymać i obejrzę, no, chyba że drugi sezon mnie zawiedzie.

      Usuń
  2. Huh, "zamach samobójczy" brzmi trochę jakby polscy nastolatkowie detonowali plecaki w centrach handlowych, wydaje mi się, że starszy samo "samobójstwo".
    Nie czytałam książki, bo książek dla nastolatek nie trawię. Seriale jakoś wchodzą mi łatwiej, może dlatego że nie mam wobec nich oczekiwań. Bardzo się zastanawiam, czy napisać coś o tym serialu, bo właśnie skończyłam drugi sezon... A temat jest mi niejako bliski. Obawiam się, że zbyt bliski, by się wypowiadać. Bądź co bądź, serial jest mocno nastoletni, nie budzi we mnie żadnych uczuć, w ogóle nie jest artystyczny, ale sama tematyka robi wszystko - i zmusza do dyskusji. Widzę go głównie przez pryzmat problemu. Dlatego uważam go za nastoletni i edukacyjny. Moralitet taki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Zamach samobójczy” to termin funkcjonujący w środowisku policyjnym – wystarczy spojrzeć na podlinkowane statystyki. :) Zresztą „samobójstwo” to co innego niż „zamach samobójczy”, bo zamach niekoniecznie kończy się samobójstwem.
      Akurat „13 powodów” raczej niewiele wspólnego ma z książkami dla nastolatek. Jeśli mamy to samo na myśli.
      Jest nastoletni, to fakt, ale moim zdaniem dorosły też znajdzie tam coś dla siebie, chociażby ten problem. A raczej problemy, bo tu nie chodzi jedynie o kwestię samobójstwa.

      Usuń
  3. A to jestem zaskoczona. Dotychczas słyszałam, że raczej książka jest lepsza od serialu, a tu proszę - jednak niekoniecznie. Cóż, pewnie musiałabym przekonać się o tym na własnej skórze, czytając książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Ja trafiałam w dużej mierze na opinie, że serial jest lepszy. Głosów przeciwnych było mało, już więcej słyszałam opinii takich, że i książka, i serial są słabe. :D
      Polecam spróbować samemu właśnie. :)

      Usuń
  4. Trafiłam do Ciebie z doskoku w celu odwlekania nauki do sesji, ale że tęsknię za książkami to się skusiłam na przeczytanie wpisu, zwłaszcza, że teraz wszyscy mówią o tym serialu (niestety - a może i stety? - nie mam Netflixa, więc nawet nie obejrzę). W każdym razie, po przeczytaniu Twojej opinii na temat zarówno książki jak i serialu, stwierdzam, że na książkę chyba się nie skuszę. Z żalem stwierdzam po stylu tłumacza, że nie łapie on żargonu nastolatków i, niestety, spartaczył swoją pracę. Widać, że nie chciało mu się zagłębiać w meandry ciągle żywego slangu młodzieży (jako już prawie tłumacz z wykształcenia wiem, że to nie jest proste i wymaga bycia ciągłego bycia na czasie, ale skoro ten pan/ta pani [?] nie pokusił się o tak ważny szczegół to jest mi po prostu za niego wstyd i nie powinien był się za to w ogóle brać... Ale co zrobić).
    Tego typu tłumaczenie bez korekty przywodzi mi na myśl inną pozycję "literacką", na której podstawie została zrealizowana na dużym ekranie opowieść o panu Greyu. Niestety i tu i tam tłumacz i korekta zawidoły (chociaż u pani E.L. James to już by nawet tłumacz na nic się zdał?).
    Twój styl pisania przypadł mi do gustu, bardzo przyjemnie się czyta, wobec czego będę zaglądać od czasu do czasu do Ciebie w poszukiwaniu inspiracji nowych książek do przeczytania (choć spora kupka na mnie czeka na regale).
    Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani. To była, o dziwo, pani. Nie wiem, w jakim wieku, bo nie znalazłam na ten temat informacji, a szkoda, bo jestem ciekawa. Jeśli jest młoda, to nie rozumiem takiego niemłodzieżowego stylu, a jeśli starsza, to, no cóż, nie wiem, dlaczego tłumaczyła książkę tego typu... ;) Greya akurat nie czytałam i nie zamierzam czytać, ale sądzę, że większość fanek nawet nie zauważyła braku korekty, co innego zaprząta ich głowy. :D
      Dziękuję bardzo! U mnie też spora kupka i ciągle się powiększa, jakoś nie chce zmaleć. :)

      Usuń
  5. Zgadzam się, że serial jest lepszy od książki. Ogólnie to podobała mi się ta historia i uważam, że porusza ona naprawdę ważny problem, ale te 13 powodów w książce zostało przedstawionych zdecydowanie gorzej i mniej poważnie niż w serialu. No i to że Hannah właściwie dała Bryce'owi pozwolenie (w książce) na to, żeby tamten ją zgwałcił, żeby tylko bardziej się dobić, to już w ogóle jakaś paranoja. :/
    Jednak cieszę się, że mogłam przeczytać tę historię. Jest wartościowa i brutalna, ale ukazuje ważne sprawy w życiu młodych ludzi.
    Pozdrawiam!
    https://recenzjeklaudii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony to jest dziwne, racja, ale z drugiej – wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono, tak naprawdę trudno powiedzieć, co byśmy zrobiły na jej miejscu. W zaciszu domowym można gdybać, ale sytuacja jest na tyle ekstremalna, że nie da się przewidzieć, co by się zrobiło. Autor przedstawił taką postawę i myślę, że jest to jedna z możliwych.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Ciekawe, że tym razem serial wypadł lepiej. Zwykle to książka przewyższa historię pokazaną w filmie czy serialu, a tu proszę. Ciekawa jestem sezonu 3, czy nie będzie to już zbyt naciągana historia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie serial całkowicie wynudził. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy zasnęłam przy oglądaniu, bo najzwyczajniej w świecie był o niczym.
    Samą powieść przeczytałam, natomiast, do ostatniej kropki. I cóż, nie tyle zarzuciłabym jej stawianie czytelnika przed faktem dokonanym, pokazywanie jedynie skutków, a nie konsekwencji, tylko... zemstę. Już tłumaczę o co mi chodzi.
    Problemy Hannah, z powodu których się zabiła, są dla mnie dość infantylne, ale, wiadomo, każdego boli coś innego. Infantylne jest dla mnie również jej postępowanie: skierowanie się do dyrektora, zamiast do kogoś, w kim pokładała zaufanie i kogoś, kto mógłby jej faktycznie pomóc. Owszem, powinniśmy mieć wsparcie od szkoły i nauczyciel nie powinien do takich rzeczy doprowadzić, ale wydaje mi się, że Hannah źle wybrała osobę, której zdecydowała się powiedzieć, że po prostu zamierza się zabić.
    To całe nagrywanie kaset do mnie nie przemawia, bo bohaterka, choć już martwa, najzwyczajniej mści się w ten sposób. To mnie zabolało najbardziej, naprawdę. Miała siłę nagrać 13 kaset i "powymierzać kary", ale nie mogła czegoś takiego zrobić, podczas życia? Według autora nie. Także, w moim mniemaniu, jest to książka od góry do dołu o zemście. Skupia się na tym, jak by tu kogoś obsmarować, bo w końcu musi zapłacić za to, co zrobił. Czyżby przejaw tchórzostwa? Bo dla mnie to bez sensu.

    Pozdrawiam,
    Iza Heavy Books

    OdpowiedzUsuń