4 sierpnia 2018

[204] Kocham cię, więc cię porwę – „Dziewczyna w walizce”



Taka sytuacja: jesteś dwudziestokilkuletnim studentem, zegar tyka, wszyscy dookoła wiążą się w pary, a ty nadal nie znalazłeś tej jedynej. Wszystkie dziewczyny, które dotąd poznałeś, nie wydały ci się wystarczająco interesujące. Aż pewnego razu, zupełnym przypadkiem wpada ci w oko jedna, a twoje serce raduje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że ma ciekawą osobowość. Próbujesz się do niej zbliżyć, ale ona cię odrzuca. Szybko wychodzi na jaw, że nie jest zainteresowana. Co robisz? No właśnie. Normalny człowiek raczej by się wycofał, przełknął gorycz porażki i szukał dalej. Ale nie Teo, czyli bohater książki Raphaela Montesa. Teo ma plan. W nietypowy sposób rozkocha w sobie swoją wybrankę. Ale jeśli spodziewacie się romantycznych kolacji przy świecach, spacerów plażą o zachodzie słońca i finału w łóżku obsypanym płatkami róż, to jesteście w błędzie. Teo potrzebuje raczej walizki, środków nasennych, kajdanek i knebla. A w tej historii miłosnej nie raz poleje się krew.


„Dziewczyna w walizce” to thriller psychologiczny, który przedstawia umysł psychopaty. Główny bohater, Teo, sprawia wrażenie normalnego – jest przykładnym studentem medycyny, w domu opiekuje się chorą, poruszającą się na wózku inwalidzkim matką, choć trzeba przyznać, że nie jest zbyt towarzyski. Najlepiej czuje się w laboratorium anatomicznym, w którym może zgłębiać tajniki ludzkiego ciała. Szybko jednak okazuje się, że ewidentnie jest coś z nim nie tak. Kiedy poznaje Clarice, podstępem zyskuje o niej informacje, śledzi ją, a gdy dziewczyna daje mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana, Teo powala ją kilka ciosami zadanymi… książką. A potem pakuje do walizki i wynosi z jej własnego domu, jak gdyby nigdy nic. I tak to się zaczyna – historia miłosna w oczach Tea, historia uprowadzenia w oczach Clarice. 

Teo wiedział, że pisarze zawierają w książkach własne doświadczenia. Z tego powodu nie mógłby nigdy napisać powieści. Jego bohaterem byłby lekarz wiodący szczęśliwe życie w Copacabanie z lekko postrzeloną kobietą.

Nie jest to może genialne studium umysłu psychopaty, brak tu dogłębnych analiz jego zachowań, ale też nie o to tu chodzi. Z biegu akcji i rozwoju fabuły oraz z narracji doskonale wynika to, jak wszystkie te wydarzenia postrzega Teo, i to na ich podstawie można zgłębić jego psychikę. Bo Teo wydaje się naprawdę kochać Clarice, ma nadzieję na stworzenie z nią pięknego związku, sam zresztą widzi w jej zachowaniu oznaki miłości, a to, że musi zdobyć ją siłą, wbrew jej woli, wywożąc gdzieś, gdzie będą sami, podając środki nasenne i kneblując – to już drobny szczegół. Zachowanie Tea zaskakuje. Jego postępowania nie da się racjonalnie wytłumaczyć, trudno pojąć logikę jego czynów. Ma zakrzywiony obraz świata, uważa, że robi dobrze, jest nieprzystosowany społecznie na skrajnym poziomie. Wobec Clarice zachowuje się brutalnie, przekracza wszelkie bariery normalności, jest rasowym, niebezpiecznym psychopatą, zdolnym posunąć się bardzo daleko, aby osiągnąć swój cel – a i tak twierdzi, że przesadna przemoc go nuży* i że nie skrzywdziłby swojej ukochanej**. Jego zachowanie przeczy słowom, które wypowiada. Jest szalony, niezrównoważony, zgotował Clarice prawdziwe piekło. Bo to, że porwał ją w walizce i wywiózł na odludzie, to tylko początek jej męki. Teo zdolny jest naprawdę do wszystkiego. 


„Dziewczyna w walizce” to mocny thriller, dlatego myślę, że nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach. Muszę przyznać, że nie jest trudna w przyswajaniu, nie epatuje nie wiadomo jak brutalnymi opisami wyrządzanego Clarice zła, jest właściwie zaskakująco lekka jak na taką tematykę. Ale trzeba też dodać, że Montes nie szczędzi swoich bohaterów, a czytelnik powinien spodziewać się wszystkiego. Jeśli miałabym określić jakoś tę książkę, to nie powiedziałabym, że jest to thriller nastawiony na zbrodnię, nie chodzi tu o znęcanie się, bo Teo nie jest typem psychopaty, którego kręci zadawanie bólu. Powiedziałabym więc raczej, że to pokręcona, chora historia miłosna***, bo w końcu od miłości się wszystko zaczyna i o miłość tak naprawdę chodzi. O nieodwzajemnione uczucie, które zapoczątkowuje krwawe, brutalne wydarzenia będące efektem procesu myślowego chorego umysłu. Z jakiegoś powodu dla Tea najłatwiejszym sposobem na rozkochanie w sobie Clarice jest jej uprowadzenie, a że dziewczynie wcale się to nie podoba (co jest oczywiście naturalne), to musi też dojść do rozlewu krwi i wyrządzania krzywdy. Przyznam szczerze, że nie czytałam chyba bardziej pokręconej, dziwacznej książki. „Dziewczyna w walizce” wymyka się jakimkolwiek kategoriom normalności, przekracza granice, a jednocześnie nie jest przesiąknięta złem, mrokiem i nie przytłacza ciągle towarzyszącym poczuciem niebezpieczeństwa i niezgody na cierpienie Clarice. W dodatku trzyma w napięciu, ma kilka ciekawych zwrotów akcji i jeszcze ciekawsze zakończenie, które nie pozostawia złudzeń. 

Wydaje mi się, że tę książkę najlepiej rozpatrywać w kategoriach rozrywki, dość pokręconej, ale jednak rozrywki. I jako taka sprawdza się świetnie. To ciekawe, ale nieprzytłaczające studium psychopatycznego umysłu. Myślę, że „Dziewczyna w walizce” sprawdzi się świetnie dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z thrillerami lub – tak jak ja – mają ochotę na coś mocnego z jednej strony, ale lekkiego, łatwo czytającego się z drugiej. Nie wiem, jak Raphaelowi Montesowi udało się stworzyć tak krwawy, niestroniący od opisów zadawania bólu i wyrządzania krzywdy, a jednocześnie nie nazbyt mroczny czy ciężki thriller. Ale to zrobił. I ja jestem pod wrażeniem. Bawiłam się świetnie. Choć zawsze to dziwnie brzmi w przypadku tego typu książek.


*Włożył trochę bandaży i lekarstw do kosmetyczki i wybrał parę ulubionych filmów (i coś z klasyki, i coś współczesnego), żeby mieli co oglądać: »Dwunastu gniewnych ludzi«, »Sekret w ich oczach«, »Małą miss«. Zastanawiał się też nad »Misery«, ale ostatecznie zrezygnował. Przesadna przemoc czasem go nużyła.

**Teo podszedł do Clarice i uderzył ją w dłonie. Odczuwał mieszaninę niepokoju i gniewu. Spoliczkował ją.
– Mówiłem ci przecież, że nigdy nie wyrządziłbym ci krzywdy! Naprawdę myślałaś, że paradowałbym z nabitym pistoletem?
Uderzył ją po raz drugi.

***Zresztą w swego rodzaju nocie biograficznej na końcu książki czytamy: Po szokującym i brutalnym debiucie (debiutował książką „Roulette” – dopisek mój) matka poprosiła Raphaela, by napisał historię miłosną. Zrobił, o co prosiła, tyle że w dość nietypowy sposób...

Informacje o książce:
Autor: Raphael Montes
Tytuł oryginalny: Dias Perfeitos
Ilość stron: 360
Literatura: brazylijska
Wydawnictwo: Filia
Moja ocena: 9/10

10 komentarzy:

  1. To brzmi BARDZO dziwnie, ale jednocześnie przyciągająco! Chociaż mam wrażenie, że to niekoniecznie mój gatunek, to i tak jestem zainteresowana, więc może przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest bardzo dziwne i to jest w tej książce najlepsze. :D Miłej lektury zatem! :)

      Usuń
  2. Padłam.
    Na końcu. O tym jak matka poprosiła o powieść miłosną.
    A książkę pos ukam.Zakupię i łyknę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Niezły synek, chociaż czuję tu jakieś pokrewieństwo dusz, bo taka akcja byłaby w moim stylu. :D Miłego łykania! :D

      Usuń
  3. Łooo, ale jazda! Jak przeczytałam początek recenzji to pomyślałam: "Ooo jak słodko, ma plan żeby ją w sobie rozkochać. Jak uroczo <3"
    No... raczej nie :D Ale za to jestem mega zainteresowana! Thrillery psychologiczne to gatunek po który nie sięgam za często ale jak już sięgam to oczekuje czegoś zaskakującego - chyba trafiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to zdecydowanie nie jest tym, czym się z początku może wydawać. :D Z pewnością będziesz zaskoczona zachowaniem Tea. :D

      Usuń
  4. Czytałam wiele skrajnych opinii. Muszę w końcu sama przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bo też tak miałam, a okazało się, że bardzo trafiła w mój gust. :)

      Usuń
  5. No cóż... Już raz się nadziałam na thriller psychologiczny, który z tym gatunkiem niewiele miał wspólnego („Lokatorka”), ale muszę powiedzieć, że dziwactwo bijące od „Dziewczyny w walizce” mnie hipnotyzuje. A skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego, jak kiedyś zapoznać się z tym tytułem. ;)
    Pozdrawiam!
    DEMONICZNE KSIĄŻKI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam „Lokatorki”, ale wiadomo – czasami tak się zdarza, że to przypisywanie książek do gatunków jest trochę na wyrost albo zupełnie nietrafione. Tak to już jest. ;) Życzę miłej lektury w takim razie! :)

      Usuń