19 listopada 2018

[231] Artystyczna uczta i intelektualna przygoda – „Portret Doriana Graya”



Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron. Takie, w które czytelnik zatapia się z największą przyjemnością, choć nie jest pewny, do czego go to doprowadzi. Takie, które są wspaniałą, artystyczną i intelektualną ucztą. Takie, które chce się przeczytać jeszcze raz chwilę po dotarciu do ostatniej strony. Takie, do których będzie się wracało niejednokrotnie. I takie, które mogą być interpretowane na przeróżne sposoby. Książką skupiającą w sobie wszystkie te cechy jest „Portret Doriana Graya”.


Dorian Gray jest pięknym młodzieńcem, którego uroda połączona z niewinnością zachwyca i inspiruje malarza Bazylego Hallwarda. Wyrazem tego zachwytu jest portret naturalnej wielkości, do którego pozuje Dorian. Pewnego razu studio Hallwarda odwiedza jego przyjaciel Lord Henry Wotton. Zafascynowany Dorianem uświadamia mu, że dzięki swojej młodości i pięknu jest w stanie zdobyć wszystko, czego pragnie, spełnić swoje wszystkie marzenia. Dorian, zdając sobie sprawę z tego, że jego uroda kiedyś przeminie, wypowiada życzenie, aby zamiast niego starzał się i brzydnął jego portret namalowany przez Bazylego.

„Portret Doriana Graya” to jeden z tych klasyków, który chciałam przeczytać od dawna, ale z którym zawsze było mi nie po drodze. Tak więc niedawno zasiadłam do tej książki z dużym zapałem, choć szczerze mówiąc nie wiedziałam, co mnie tak naprawdę czeka. Nie orientowałam się, o czym jest ta powieść, wiedziałam tylko, że jest obraz i piękny główny bohater, jakim jest Dorian. Po głowie kołatał mi się jeszcze taki slogan, że obraz, portret Doriana, ma odzwierciedlać jego duszę. Tyle. No więc o czym jest „Portret Doriana Graya”?

Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego.

O sztuce. Niewątpliwie sztuka ma tutaj spore znaczenie i Wilde sygnalizuje to już od pierwszych stron. „Portret…” poprzedza krótki tekst pełniący funkcję przedmowy i swego rodzaju manifestu autora odnośnie do sztuki właśnie. Manifest. który doskonale wpisuje się w założenia epoki (czy może bardziej nurtu artystycznego), w duchu której tworzył Oscar Wilde, tj. modernizmu, a dokładniej estetyzmu. Przedmowa ta jest swego rodzaju kluczem do pojmowania i zrozumienia wątków związanych ze sztuką które zostały zawarte w powieści. Dla Wilde’a bowiem sztuka jest celem i wartością sama w sobie, jest niczym nieograniczona i wynika z potrzeby tworzenia piękna. Wilde zaczyna swój manifest słowami „artysta jest twórcą piękna”, kończy natomiast zdaniem „każda sztuka jest bezużyteczna” – między nimi zaś krótko, wręcz hasłowo omawia kwestie sztuki, jej celu i sposobu tworzenia, artysty, krytyka i piękna. Jakkolwiek może być nam trudno w dzisiejszych czasach – będących właściwie odwrotnością tych założeń, czasach, w których sztuka stała się użyteczna jak chyba nigdy – zrozumieć Wilde’a, a co więcej, przyznać mu rację, nie można odmówić mu tego, że jego koncepcja sztuki wynosi ją na wyżyny i jest doskonale widoczna w świecie, który opisał. 


O człowieku. O Dorianie, którym mógłby być każdy z nas. Wystarczy, że trochę za bardzo uwierzymy w to, że jesteśmy wspaniali. „Portret…” pokazuje, jak zgubne jest narcystyczne widzenie samego siebie i jak łatwo jest swoją nieskalaną złem duszę skazać na potępienie. Dorian jest pięknym, niewinnym młodzieńcem, który staje się inspiracją, a wręcz muzą dla malarza Bazylego Hallwarda. To on maluje portret Doriana. I to Dorian z portretu będzie się starzał i brzydnął po tym, jak młodzieniec wymówi życzenie. To w nim Dorian, ten prawdziwy, będzie mógł się przejrzeć jak w lustrze i zobaczyć, do czego doprowadziło go pragnienie wiecznej młodości, poszukiwania piękna i pięknych rzeczy oraz życia na poziomie. Jego piękno zewnętrzne bynajmniej nie idzie w parze z pięknem wewnętrznym – w środku Dorian jest zepsuty. Widocznym śladem popełnianych przez niego grzechów są zmiany, które zachodzą w portrecie.

Dla człowieka biorącego życie z punktu widzenia artystycznego 
rozum jest sercem.

O Oscarze Wildzie. Oczywiście jeśli nie zna się biografii tego artysty, trudno zauważyć tu podobieństwa do jego życia. Na szczęście z pomocą przychodzi jak zwykle świetne w książce od wydawnictwa Vesper posłowie, autorstwa Tomasza Kaliściaka, literaturoznawcy i adiunkta w Instytucie Nauk o Literaturze Polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. „Portret Doriana Graya” to odbicie przekonań Oscara Wilde’a na temat sztuki i piękna, jak już zostało powiedziane, a także jego własnych przeżyć. Bo „Portret Doriana Graya” jest też o…

...o miłości homoseksualnej. Chociaż w wersji, którą obecnie dysponujemy, większość nawiązań homoerotycznych została wygładzona lub wręcz wykreślona przez samego autora – choć niekoniecznie zgodnie z jego wolą. Kiedy „Portret Doriana Graya” ukazał się po raz pierwszy w 1890 roku, krytyka i czytelnicy byli oburzeni i zgorszeni pierwotną wersją książki. Presja społeczna nakazała więc Wilde’owi zmienić jej początkowy zamysł. Mimo wszystko pomiędzy wierszami, przy wnikliwym i świadomym czytaniu, da się zauważyć pozostałości wątków homoseksualnych. Niewątpliwie umożliwienie takiego czytania „Portretu…” zawdzięczamy pierwszemu polskiemu przekładowi, którego dokonała Maria Feldmanowa i który jest także podstawą tego wydania. Fascynująca jest historia zarówno oryginalnego „Portretu Doriana Graya” – wprowadzanych do niego zmian, cenzurowania, pisania go wręcz na nowo – jak i jego pierwszego, znakomitego zresztą tłumaczenia na język polski (które ukazało się w 1905 roku). Maria Feldmanowa bowiem, „którymś zmysłem wyczuwając ukryte w tekście homoerotyczne znaczenia, zdecydowała się uwypuklić je w swoim tłumaczeniu”*, co pozwoliło ujawnić i przedstawić czytelnikowi „pierwotną intencję autora”**. 

Tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo jak tylko dusza 
może uleczyć zmysły.

„Portret Doriana Graya” jest – zgodnie z koncepcją estetyzmu – napisany przepięknym, poetyckim językiem, który zresztą udało się tłumaczce oddać wspaniale. Ta powieść to prawdziwa uczta literacka, uczta słowa; w tym stylu można się zatopić, ten styl oczarowuje swoją wyjątkowością. Kiedy czyta się „Portret Doriana Graya”, ma się wrażenie, że dzisiaj się już tak nie pisze, że taki styl nie pasuje do współczesnych czasów – a szkoda. Dbałość o piękno języka jest tutaj widoczna gołym okiem, czuć, że każde zdanie jest miniaturowym dziełem sztuki – nie ma w nich nic nadmiarowego, przesadzonego, niczego też nie brakuje. 

Największe, najbardziej znane dzieło Oscara Wilde’a można odczytywać na wiele różnych sposobów, można w nim zauważyć dużo więcej niż to, na co wyżej zwróciłam uwagę. I owszem, można tę książkę czytać dosłownie – i nadal będzie to ciekawa lektura – ale lepiej odbierać ją metaforycznie, próbować dostrzec w niej coś innego niż to, co na powierzchni, bo w ten sposób po prostu oferuje dużo więcej. Wreszcie – to powieść, do której można ciągle powracać i nadal czerpać przyjemność z czytania, nadal doszukiwać się czegoś nowego. Gorąco polecam, jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję czytać… chyba kiedykolwiek. Absolutny zachwyt.


*Tomasz Kaliściak, Oscar Wilde – mężczyzna fatalny [w:] Oscar Wilde, Portret Doriana Graya, Czerwonak 2015, s. 268.
**Tamże, s.269.

Informacje o książce:
Autor: Oscar Wilde
Tytuł oryginalny: The Picture of Dorian Gray
Ilość stron: 276
Literatura: irlandzka
Wydawnictwo: Vesper
Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Vesper!

8 komentarzy:

  1. Ta książka leży u mnie na półce od lat i jeszcze się nie doczekała swojego dnia...mam nadzieję, że w końcu się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba mieć chwilę na taką książkę, tak że nie spiesz się i nie próbuj na siłę. Ale polecam w końcu sięgnąć, jeśli już poczujesz, że to ten moment. :)

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że tylko ja nudziłam się przeogromnie podczas tej lektury. Doceniam przekaz, jaki ze sobą niesie, ale czytanie tej lektury było dla mnie katorgą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, każdy ma inny gust. Ja też mam sporo takich książek, czy to klasyki czy nowości, które wszystkim się podobały, a mnie nie. Normalne, spokojnie. :)

      Usuń
  3. Tyle lat już na nią czekam, a po Twojej recenzji widzę, że po pierwsze - warto czekać, to będzie cudowna powieść, której nie mogę się doczekać, a z drugiej, że nie mam pojęcia kiedy się spotkamy, bo chcę mieć na to spotkanie czas, nie chcę być zabiegana, nie chcę musieć odrywać się od książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jedna z tych książek, które warto przeczytać będąc dojrzałym czytelnikiem.

      Usuń
  4. Czytalam te ksiazke jeszcze w liceum, ale wiele z niej nie zrozumialam. Owszem, zauwazylam, że jest to opowieść o czlowieku, ktory z czasem staje się zepsuty, ale nie dostrzeglam watkow homoerotycznych. Ciekawi mnie tez jaki zwiazek maja opisane w ksiazce zdarzenia z zyciem Oscara Wilde. A to oznacza, ze chyba pora odswiezyc lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niby to taka powieść, o której każdy słyszał, a ja nadal jej nie przeczytałam.

    OdpowiedzUsuń