11 marca 2019

#169 Czytasz NA AKORD? || Czyli o liczeniu książek, robieniu statystyk, jeszcze raz o czytelniczych wyzwaniach i o tym, jak bardzo nie da się dyskutować na grupach książkowych


Czytanie niektórych postów na grupach książkowych na Facebooku regularnie przyprawia mnie o raka. Moja chęć ucieczki na bezludną wyspę wzrasta. Bo co jak co, ale po czytających, a w większości na dodatek szczycących się tym czytaniem, ludziach można byłoby się spodziewać trochę więcej oleju w głowie, umiejętności logicznego myślenia, kultury i poszanowania tego, że każdy ma swoje zdanie na dany temat. Tymczasem non stop powraca ten sam, wałkowany na tysiące sposobów: liczenie książek i wszystkiego, co z nimi związane. Obok rozpoczęcia dyskusji o jakości książek aŁtorKasi (znanej również jako Katarzyna Michalak) albo Remigiusza Mroza, to chyba najdoskonalszy temat do wszczęcia zaciętej dyskusji z ciekawymi argumentami po obu stronach gównoburzy.

I wiecie co? Mam dość.

Do tego postu zainspirowała mnie krótka (na całe szczęście) dyskusja, jaką miałam przyjemność przeprowadzić na pewnej grupie książkowej jakiś czas temu. Post dotyczył tego, jak nazywa się aplikacja, która liczy, jak długo się czyta i w jakim tempie (np. słów na minutę), a chodziło zapewne o Legimi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pytająca po prostu uzyskała odpowiedź na pytanie. Ale wspomnijcie tylko choć słówkiem o liczeniu czegokolwiek, robieniu statystyk, zapisywaniu, braniu udziału w wyzwaniach czytelniczych, a wywołacie wilka z lasu. Bo zawsze – ZAWSZE – znajdzie się ktoś, kto przyjdzie głosić prawdę objawioną, że jak liczysz książki, to znaczy, że zależy ci na ilości, a nie jakości, że jak liczysz, to znaczy, że nie czytasz ze zrozumieniem, a zapewne jeszcze czytasz jakieś zupełne badziewia, zamiast mądre książki oświeconych ludzi (co ciekawe raczej nigdy nie chodzi o Rousseau czy innego Kanta, ale o trochę lepszą współczesną prozę). No i znalazł się ktoś, kto zapytał, czy autorka postu czyta na akord.

A nawet jeśli, to co? Wpisanie na czarną listę? Proces? Zesłanie do dziewiątego kręgu piekła? Zakaz czytania?

Zasadniczo powiedzenie, że wolnoć, Tomku, w swoim domku powinno kończyć dyskusję, ale chyba nie do wszystkich dociera to, że każdy człowiek jest inny i dla jednego liczenie książek (stron, słów na minutę etc.) będzie zupełną głupotą, a dla innych ciekawostką. Zazwyczaj też tym, którzy są tego przeciwnikami, wydaje się, że mają jakieś nie wiadomo skąd wzięte pozwolenie na to, żeby uczyć innych, jak mają żyć, bo oni tak żyją i to jest jedyny słuszny sposób. Wolność słowa – powiecie. Okej, mówić Wam nikt nie zabrania, ale pomyślcie, czy warto dawać złote rady komuś, kto o te rady wcale nie prosił. Po co strzępić język (klawiaturę)?

Powiedzenie, że jeśli ktoś liczy książki, to znaczy, że idzie na ilość, a nie na jakość, to chyba jedna z najgłupszych rzeczy, na jaką ktoś kiedyś wpadł (nie dziękuję tej osobie; chociaż to pewnie nie była jedna osoba, ale cii...). Nie rozumiem, w jaki sposób liczenie książek wiąże się z ich jakością. Nie widzę żadnej zależności między jednym a drugim, a myślenie, że jeśli ktoś liczy, to znaczy, że specjalnie wybiera takie książki, które łatwo się czyta, to bzdura. Kompletna. Czy tej osobie dałoby to cokolwiek oprócz tego, że raz na jakiś czas mogłaby się pochwalić takim wyczynem na grupie? Jeśli nie czytałaby tego, co lubi, a skupiałaby się tylko na tym, co łatwe i proste w odbiorze, to jaki sens miałoby czytanie? Przecież dla większości z nas czytanie to rozrywka, sposób spędzania wolnego czasu, sposób na odprężenie się. A trudno odpocząć przy czymś, co w żaden sposób nas nie zajmuje i nie sprawia przyjemności. Nawet jeśli są tacy ludzie (no bo różnie bywa, może niektórzy podbudowują tak swoje ego), to nadal jest to jakiś znikomy procent tych, którzy te książki liczą.

No to właściwie po co oni je liczą? Aaa, no pewnie dla wyścigów, a czytanie to nie wyścigi, to ma być przyjemność! Serio? Znowu pudło. Szczerze – należę do tej grupy, która liczy książki i wszystko, co z nimi związane, i – o, zgrozo! – tak, ścigam się. Sama ze sobą. Nie ma nic zdrożnego w tym, że człowiek stawia sobie jakieś cele (a celem może być przeczytanie x książek w rok), a potem dąży do ich realizacji. Tak, poprawia mi humor to, że od co najmniej pięciu lat z roku na rok czytam więcej. Uważam za świetne fakt, że w 2014 roku przeczytałam 34 książki, w kolejnym 65, dzięki czemu ukończyłam wyzwanie 52 książki w rok (1 książka na tydzień), w 2017 przekroczyłam magiczną barierę stu książek, a w zeszłym zabrakło mi jednej do tego, żeby podwoić wspomniane wyzwanie i przeczytać 104 książki w roku (czyli po dwie w tygodniu). Jestem z tego cholernie dumna, daje mi to ogromną satysfakcję, bo wiem, że pokonałam siebie i sięgałam po książki zamiast bezmyślnie przewijać Facebooka, tak dla przykładu. Czy straciłam przez to przyjemność z czytania? No chyba wręcz przeciwnie, bo jeszcze bardziej zajarałam się książkami, książkoholizm się pogłębił, a biblioteczka powiększyła o setki tytułów. I chyba znalazłam też coś, czemu chcę poświęcić zawodową przyszłość. Czy to brzmi jak nieczerpanie przyjemności z czytania?

O, ty, przeczytałaś sto książek w rok, na pewno czytałaś same harlequiny i książki dla dzieci! Albo takie po sto stron, żeby tylko dobić do tej setki! Ach, mój ulubiony argument. Rozczulają mnie zwłaszcza harlequiny. Nigdy nie czytałam, ale szczerze wątpię, że z moim gustem potrafiłabym je połykać jeden za drugim, byleby czytać coś łatwego. Wolałabym już bezmyślnie przewijać Facebooka. W każdym razie... nawet jeśli by tak było, to co? To znaczy jeśli ktoś czyta same krótkie książki, książki dla dzieci albo harlequiny, to jest jakimś oszustem w tym książkowym świecie? To znaczy, że tylko udaje, że czyta? Takie książki to nie są prawdziwe książki? To jak wygląda ten archetyp książki, ta najbardziej podstawowa wersja? Co najmniej 300 stron, Times New Roman 12, interlinia 1,5, marginesy 2,5, format B5? Kiedy książkę można zaliczyć jako książkę? I czym są pozostałe twory niewpisujące się w te wymagania? Ludzie, jaka książka jest, każdy widzi – a książki są różne. I jasne, że książka książce nierówna, ale tu chodzi tylko o szacunek (w sensie: oszacowanie), a nie dokładne, idealne wyliczenia równe dla każdego. 

A czytaj sobie, co chcesz, byle nie szybko, a wolno, nie po łebkach, a wnikliwie. I nie omijaj opisów, na pewno omijasz opisy i czytasz same dialogi! Uch... Co znaczy szybko, co znaczy wolno, jakie to jest wnikliwe czytanie? Każdy ma inne tempo i to też powinno być jasne. Tymczasem zawsze – ZAWSZE – znajdzie się ktoś, dla kogo przeczytanie, załóżmy, trzystustronicowej książki w jeden dzień będzie zbyt szybkie. I już zaciera rączki, żeby skrytykować za mało uważne czytanie... Ale właściwie co mu do tego? Jedni wolą przebiec przez książkę szybko niczym Usain Bolt, inni wolą niespieszne czytanie. Jedni są bardziej wprawieni z natury albo dzięki praktyce lub używają technik szybkiego czytania, a inni nie. Jedni wolą delektowanie się każdą stroną, każdym zdaniem, inni stawiają na emocjonujące dobrnięcie do ostatniej strony jak najszybciej, żeby poznać zakończenie To nie jest operacja na otwartym sercu, żeby wykonywać ją de lege artis. Nie ma zresztą czegoś takiego jak czytanie według reguł sztuki. Każdy czyta, jak chce, jak umie i jak może. A innym nic do tego.

Okej, ale ty chyba życia nie masz, całe dnie czytasz, od rana do wieczora i nic nie robisz, skoro sto książek w rok. A ja mam pracę, dwoje dzieci, trzy psy, chorą matkę (i horom curke), do tego muszę posprzątać, ugotować, wyprać, przywieźć, odwieźć i odśnieżyć (albo posadzić kwiatki w sezonie letnim). No fajnie. I weź tu dyskutuj z tak zajętym człowiekiem. Ten argument tak naprawdę nie jest argumentem w dyskusji, to chyba po prostu żal mający na celu skrytykowanie kogoś za to, że ma czas, a ktoś inny nie. Czyli klasyczne i jakże polskie zazdroszczenie somsiadowi, który ma lepiej, podszyte nutką zwątpienia w jego uczciwość. Przecież to jest jasne, że każdy ma inną sytuację życiową. Dla przykładu ja na razie studiuję, nie pracuję i nie mam rodziny (tzn. męża, dzieci etc.), więc mogę poświęcić trochę więcej czasu na czytanie, niż, jak się spodziewam, za kilka lat, kiedy te studia skończę i zacznę pracę i/albo założę rodzinę. Czy to, że ktoś poświęca książkom tyle czasu, ma być powodem do krytyki?

Ja rozumiem, że można czegoś nie popierać, można nie widzieć w czymś sensu, nie lubić czegoś czy nie rozumieć. Ale litości, tyle opinii, ile ludzi – niech to w końcu do wszystkich dotrze. Nie mamy prawa mówić komuś, jak ma żyć – co ma czytać, jak ma czytać, ile ma czytać i co z tym potem robić. Nie mierzmy zresztą wszystkich swoją miarką. To, że się nie lubi harlequinów, nie znaczy, że trzeba te książki uznać... no właśnie, za nie-książki. To, że nie liczy się przeczytanych książek czy stron i nie widzi się w tym sensu, nie oznacza, że druga osoba nie widzi w tym sensu i że nie może sprawiać jej to frajdy. To, że się czyta jedną książkę na tydzień, nie jest ani gorsze, ani lepsze od tego, że się czyta jedną książkę dziennie. To, że poświęca się dużo czasu książkom, nie oznacza, że jest się nierobem bez pracy, rodziny i obowiązków. To, że się bierze udział w wyzwaniach czytelniczych, nie stoi w sprzeczności z tym, że odczuwa się przyjemność z czytania książek. To, że się czyta dużo, nie ma nic wspólnego z jakością czytanych książek. 

Dochodzę czasem do takiego momentu, że mam dość tego książkowego światka, że chciałabym się z niego wypisać. Bo o ile tutaj, w blogosferze czy na booktubie lub bookstagramie da się jeszcze w miarę fajnie porozmawiać, podyskutować i wymienić opiniami, o tyle w grupach na Facebooku jakość dyskusji poraża. Ile razy wdam się w jakąś rozmowę, tyle razy pluję sobie w brodę, że zabierałam gdzieś głos. Nie dlatego, że moje argumenty zostają zbite przez argumenty innych ludzi, ale dlatego, że zwykle wygląda to tak, jakby do większości po pierwsze nie docierało to, co piszę ja, a po drugie to, co piszą oni sami. Przerażające jest to, jak bardzo NIE DA SIĘ porozmawiać w takich grupach, które przecież powinny się na takiej żywej dyskusji opierać. Bo po to są. Przeraża mnie też to, że najbardziej właśnie na tego typu grupach powielane są te bzdurne, idiotyczne, bezsensowne slogany, o których pisałam wyżej. 

Z drugiej strony budujące jest jedno. Na blogach, booktubie czy bookstagramie przeważają osoby młode. W grupach jest to różnie, natomiast mam wrażenie, że dużo łatwiej napotkać tam osobę starszą. Wniosek jest więc taki, że młodsi potrafią dużo lepiej dyskutować i podawać sensowne argumenty, niż starsi. Może więc nie jest jeszcze tak źle z tą dzisiejszą młodzieżą. Zresztą – to blogi wykreowały trend na wrap upy i wszelkie podsumowania, czy to roczne, czy miesięczne, czy jeszcze jakieś inne, i to także blogi (a także booktube i bookstagram) spopularyzowały wyzwania czytelnicze. Może więc my, młodsi, mamy przez to bardziej otwarte umysły na wszelkie takie podliczanie, wyliczanie i podejmowanie wyzwań. 


Zapraszam do dyskusji – ciekawej i merytorycznej. ;) Powiedzcie, jakie Wy macie zdanie na ten temat. Liczycie książki? Robicie statystyki? Bierzecie udział w wyzwaniach czytelniczych? Jakie macie doświadczenia z dyskusjami w grupach książkowych na Facebooku?

25 komentarzy:

  1. Witam,
    Nigdy nie liczyłam książek i też nie widziałam sensu w ich liczebności. Nie rozumiem też osób które czytają tylko aby doliczyć konieczne tomy do wyzwania. Tak naprawdę trochę mnie to śmieszy i bawi. Dla mnie czytanie książek jest przyjemnością a także lekką pracą bo piszę recenzję dla portalu. Nigdy nie czytałam książek na wyścigi czy dla chęci dowartościowania się w tym kierunku. Gdy wiedziałam że nie wyrobię się z przeczytaniem książki to pisałam do redakcji dlaczego się spóźnię. Nigdy nie czytałam na przymus czy z konieczności. Również nie ulegałam niektórym "blogerom książkowym" do brania udziału w tego typu zabawach na wyścigi, mnie one nic nie dawały a tylko stresowały. Co do harlequin nie mam nic do tych książek, są lekkie, przyjemne i krótkie, moja mama je czyta i lubi. Sama na koncie mam kilka tych tomów ale mnie nie przypadły do gustu. To mój wybór który gatunek książek lubię i mnie interesuje ale też nie mam prawa do tego aby zmuszać kogoś do czytania danej książki bo tak i koniec. Nie mogę ośmieszać ludzi bo czytają Greya (chociaż uważam to za tanie romansidło), Zmierzch (czytałam je o wiele wcześniej niż zaczęło być popularne).
    Nie rozumiem też ludzi którzy szczycą się tym ile książek przeczytali w ile dni i jacy to oni nie są zajebiści ale jak przychodzi do rozmowy to foch bo nie potrafi sklecić normalnego argumentu na korzyść książki. Recenzując teraz książki mam trochę inne podejście do czytania i musiałam trochę zredukować szybkość czytania ale daję radę i nie umyka mi historia książki.
    Denerwuje mnie gadka niektórych osób mówiących: ty nic tylko książki czytasz, nie masz co robić? Ty masz jeszcze czas czytać? A tak naprawdę czytam wtedy kiedy chcę, gdzie chcę i mam wolny czas. Osoby które nie potrafią tak ułożyć sobie czasu, poukładać zadań aby móc trochę poczytać są najczęściej zazdrosne o ten wolny czas. A wystarczy trochę samodyscypliny, zaradności i planowania z wyprzedzeniem i konsekwentności w tym co się robi. Nie odkłada się niczego w czasie, od razu sprząta po sobie, pisze wtedy kiedy trzeba, pracuje tak jak trzeba i poświęca się temu całą uwagę, nie odkłada się na później pisania, zadań czy obowiązków bo program w tv ważniejszy, scrollowanie fb czy wstawienie foci na instagrama (chyba że ktoś z tego żyje). To jest bardzo trudne do osiągnięcia i do osiągnięcia systematyczności. Tylko po jakimś czasie stwierdzasz że doba jest długa i masz wolny czas, wszystko zrobione, wykonane, napisane. Nic tylko siąść i czytać książkę.
    Pozdrawiam,
    Krakowska Wiedźma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że dla tych, którzy liczą książki albo biorą udział w wyzwaniach czytelniczych, czytanie to nadal przyjemność. :) Właściwie zapomniałam o tym "argumencie", a też często się pojawia, no ale już trudno.
      Nie spotkałam się też z osobami, które strzelają fochy (?) i nie umieją sklecić zdania na temat książki, no ale może miałam szczęście.
      Z ostatnim akapitem jak najbardziej się zgodzę. Wydaje mi się, że czytanie jest po prostu przez większość ludzi uważane za coś nudnego, chociaż krytyka czy wręcz wyśmiewanie tego, że ktoś czyta, jest niepotrzebne. Sama przez bardzo długi czas w swoim życiu nie rozumiałam, jak można całe dnie ślęczeć przed komputerem i oglądać seriale, a teraz sama tak robię i już mnie to nie dziwi. :D Ale nigdy tego nie krytykowałam ani nie uważałam za głupie. Co do planowania tak samo, chociaż ja akurat wszystko robię na spontanie i i tak znajduję czas, żeby dużo czytać. Ale to jest moja pasja po prostu, więc to naturalne, że poświęcam temu dużo czasu.
      Dzięki za komentarz. :)

      Usuń
  2. Ja nie liczę książek, bo czytam ich zdecydowanie za mało i liczenie tych przeczytanych na pewno tylko pogłębiałoby moje rozczarowanie samą sobą xD. Ale! Liczę mniej-więcej, ile udaje mi się dziennie +/- minus zapisać znaków artykułów, ocenek, pracy studenckiej i tak dalej, a rosnąca moja własna prywatna statystyka ogromnie mnie motywuje i napawa dumą, że sama sobie przybijam w myśli piątkę.
    Nie wiem, jakim durniem trzeba być, żeby negować czyjeś sposoby motywacyjne i odbierać małe przyjemności z robienia „rzeczy trzecich” (ot, hobbystycznych), ale takich durniów jest zdecydowanie za dużo. Zastanawiam się też, skąd ta tendencja do przesadnej walki o swoją jedną jedyną rację-prawdę-objawioną wśród osób właśnie starszych, ale wydaje mi się, że to możliwości, które dała nam ogólna globalna cyfryzacja, pchają ich do publikowania komci (głównie tych, o które nikt nie prosił). Młodzi, znając to na co dzień i traktując rutynowo, nie szaleją w sieci tak na dziko, jakby zaraz ktoś miał im zabrać internety. A jeżeli mam chociaż zalążek racji, no to przyszłe pokolenia są nadzieją takich grup, starzejmy się więc, czytając i licząc w spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, nie przesadzaj. :D To nie ma znaczenia, każdy czyta, ile chce i ile może, liczby o niczym nie świadczą. Zresztą widzisz, że masz inny "obszar", w którym jarają Cię takie statystyki. :D To jest fajne po prostu, ludzie jarają się tym, że przebiegli kilometr więcej niż zwykle, a my się jaramy innymi postępami. :D
      Też mi się wydaje, że starsi paradoksalnie bardziej czują, że w Internecie mogą i muszą mieć zdanie na każdy temat.

      Usuń
    2. Aaa! No i: dzięki za komentarz, Sko! <3

      Usuń
  3. Osobiście rok temu zaczęłam liczyć ile książek przeczytałam. Nie robię jakiś wielkich podsumowań miesięcznych ale samo podliczanie na koniec roku sprawiło, że jestem w stanie bardziej zmotywować się do czytania i znaleźć na to więcej czasu. Bo jeśli widzę, że w 2014 roku przeczytałam np. 5 książek a kilka lat później 20 lub więcej, to szczerze aż chce mi się zwiększać tę liczbę dla swojej własnej satysfakcji.
    Co do grup na Facebooku to sama napisałam o tym kiedyś na blogu bo nie mogłam uwierzyć w to jakich ludzi można tam spotkać. Powiesz tam jedno słowo nie takie jak inni chcieliby usłyszeć i jesteś "skończony". Czasami szokuje mnie to jak mało jest kultury w grupie ludzi którzy, często czują się w jakimś stopniu lepsi bo przecież czytają! Z czasem przestałam udzielać się na takich grupach bo tylko dobijało mnie to jak ludzie w nich ze sobą (nie)dyskutują. O wiele bardziej wolę poświęcić czas na dyskusję np. na Instagramie gdzie naprawdę mogę porozmawiać i wymienić się opinią na temat książki bez bycia pochopnie ocenianą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo, a raczej miałam, jak zaczynałam liczyć, czyli jakoś od 2011 roku (ale od połowy, więc w zasadzie od 2012 w pełni ;>). Cieszę się, że są ludzie, którzy odbierają to właśnie w taki sposób - jak ściganie się z samym sobą dla własnej satysfakcji. :D
      Z tym, że ludzie czują się lepsi, bo czytają, to też jest dramat. Generalnie raz zabrałam głos w takiej dyskusji, przy okazji głośnego filmiku pewnej pani youtuberki i znawczyni klasyki, ale więcej nie zamierzam, bo niestety jest cała masa ludzi, którzy tak myślą i nie da się ich przekonać do zmiany zdania.
      Ostatnio bardzo doceniłam udzielanie się na Instagramie właśnie. Świetnie, że da się tam tak fantastycznie podyskutować. :)
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  4. W świecie grup książkowych ratuje mnie fakt, że nigdy nie wpadło mi do głowy, by łączyć czytanie książek z kulturą osobistą, olejem w głowie, logicznym myśleniem czy tolerancją. Na szczęście jestem złym człowiekiem na pograniczu cynizmu i od ludzi w Internecie spodziewam się najgorszego, więc w światku książkowym jestem zazwyczaj zaskoczona, że niektórzy ludzie serio fajnie piszą i ciekawie dyskutują. Trzymam się też raczej blogów, bo na grupkach nie czuję żadnej więzi z tymi ludźmi. W sensie, jak ja, czytająca głównie klasykę i nieco ambitnej współczesnej, mam się dogadać z kimś, kto czyta tylko kryminały? Tylko thrillery? Głównie literaturę litewską i XIX-wieczną norweską? Czytanie to nie jest absolutnie nic, co może mnie z kimś na tym świecie łączyć. Dlatego samo istnienie takich grupek dla mnie jest nieco bez sensu, wolę blogi, które dobieram sobie tematycznie i liczę na moderację komentarzy ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Myślałam kiedyś w ten sposób. Ale już przestaję, bo to, że się czyta dużo książek, nie ma nic wspólnego z tym, jakim się jest człowiekiem. Kulturę niestety bierze się z innych źródeł. :/
      Z tymi ambitnymi współczesnymi i kryminałami... Jakkolwiek źle to zabrzmi (ale odbierz to żartobliwie) - co Ty TU robisz? xD Tzn. no, samych kryminałów nie czytam, klasyka i ambitna współczesna też się zdarza, w zasadzie ja czytam prawie wszystko aktualnie, ale na blogu to jednak piszę najczęściej o literaturze popularnej. :D
      W takim razie tym bardziej dziękuję za komentarz. :D

      Usuń
  5. Zacznę od tego, że nie udzielam się na książkowych grupach na facebooku. Nie wiedziałam, że tam tyle hejtu i chyba najlepszym, co można zrobić, to po prostu je omijać. Co do liczb i innych statystyk. Kiedy mieszkałam z rodzicami i moim głównym zajęciem było studiowanie to czytałam mnóstwo książek. Teraz już takiego komfortu nie mam, zwłaszcza że piszę doktorat, więc po pracy zasiadam do... pracy, ale nie przyszłoby mi do głowy komuś narzekać albo oskarżać go o oszukiwanie. Są ludzie lepiej zorganizowani, mający inne zajęcia niż ja, więc niech czytają na potęgę :) Różne statystyki traktuję z ciekawością, nie ścigam się z innymi. Polecam wyluzować, nie przejmować się opinią innych i być może zrezygnować z grup na fb skoro tam tyle jadu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba masz rację. Ja się w sumie rzadko udzielam, bo tam ciągle mieli się to samo, te posty w większości są bzdurne i bez sensu, zapychają tylko tablicę, a jak już pojawi się ciekawa dyskusja, to po jakimś czasie przeradza się w gównoburzę. :D Tak że spokojnie: absolutnie nic wartościowego Cię nie omija. :)
      Statystyki tylko dla ciekawości, sedno sprawy, racja. :)
      Nie przejmuję się za bardzo opinią innych, chociaż fakt, że czasem denerwuje mnie... nie wiem, chyba taka bezmyślność innych, nieumiejętność spojrzenia na coś z innej perspektywy niż ta, którą kiedyś przyjeli. To jest okropnie przykre.
      Dzięki za komentarz! :) I powodzenia z doktoratem. :D

      Usuń
    2. Uff, odetchnęłam z ulgą :) Rozumiem, że się zirytowałaś, też czasami mam takie momenty, że daję się ponieść złości na ludzką bezmyślność. Dzięki!

      Usuń
  6. Po pierwsze fajny post do kawy, akurat przy śniadanku sobie poczytałam. Ja zawsze staram się czytać jak najwięcej ale nie dla wyniku a żeby poznać jak najwięcej nowych historii bo tych książek jest coraz więcej a wszystkich nie poznam, to chociaż postaram się jak najwięcej .
    Po drugie już od 5-6 lat zapisuje sobie w notesie każda przeczytaną książkę, ale nie żeby się szczycic ilością przeczytanych książek ale żeby o nich pamiętać, bo najzwyczajniej w świecie w końcu o większości się zapomina, że się czytała, zwłaszcza że czytam też książki z biblioteki i w e-booku. A taki notes mi się przydaje bo jak ktoś potrzebuje pomocy np. Książek apokaliptychnych to otwieram notes szukam i daje komuś odpowiedź, nie jeden raz w ten sposób mi się przydał notes. Ba! Ja zaczęłam go jeszcze prowadzić zanim zaczęłam pisać bloga i w ogóle zanim blogi stały się modne. Dla mnie zachowanie tych ludzi to głupota i zgadzam się z tobą. A zresztą sama kiedyś zostałam zjechana z góry na dół na grupie, bo wrzuciłam nie takie zdjęcie książek jakie im odpowiadało. :/
    Te grupy to jakaś porażka. Dobrze istnieją blogi i Insgtamy gdzie z większościa ludzi można normalnie porozmawiać i rzadko trafiają się ludzie z bólem dupy.
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! Mam tak samo, jak Ty :)

      Usuń
    2. Dziękuję! <3
      To też prawda - kiedy zaczęłam prowadzić bloga i wsiąknęłam w tej czytelniczy świat, to zobaczyłam, jaki ogrom historii na mnie czeka i jak wiele z nich mnie interesuje. To chyba największy powód, dla którego czytam tak dużo. :)
      Notes! Z notesem jest u mnie ciekawa sprawa, bo prowadziłam taki notes przez kilka lat, a do jego założenia zainspirował mnie katecheta z gimnazjum, który miał taki już chyba od dziesięciu czy nawet więcej lat. :D Ale już chyba dwa lata temu przestałam i przerzuciłam się na tabelki w Excelu, bo jest to dla mnie wygodniejsze, chociaż szkoda, że nie będzie to taka pamiątka jak notes właśnie. :) Teraz miałabym tam już osiem lat czytania książek. :D A do tabelek stale wracam właśnie, żeby coś sobie przypomnieć, więc podpisuję się pod tym, co napisałaś o przydatności takiego spisu. :)
      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  7. Niestety też zauważam brak dyskusji na grupach dyskusyjnych. W kółko ktoś pokazuje nowe książki albo śmieszne obrazki, albo pyta co ma czytać, nie zdradzając żadnych swoich preferencji... Ja liczę książki, zapisuję tytuły. Wynika to z tego, że bloguję, recenzuję książki a na koniec roku robię podsumowania. Bez zapisywania tytułów nie byłoby to możliwe. Trochę czytam na akord, ale na to się pisałam, bo nie wyobrażam sobie prowadzenia bloga o literaturze czytając jedną książkę miesięcznie, czy na kwartał. Staram się dobierać lektury, które sprawią mi przyjemność, ale czasem chcę czytelnikom bloga pokazać, że np. popularna teraz książka, wcale nie jest taka dobra, jak ją reklamują i zmuszam się do czytania gniota, na którego nie mam kompletnie ochoty. Moim zdaniem zwykły czytelnik może sobie pozwolić na czytanie dla przyjemności, leniwie i tylko to, co mu w duszy gra, ale tak, jak piszesz to już każdego indywidualna sprawa czy lubi czytać dużo, szybko i na czas, czy mało, wolno, wartościowo, bez pośpiechu. Nikt nie powinien się do tego wtrącać i nikomu układać na siłę czytelniczego życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki paradoks, nie? :D Brak dyskusji na grupach dyskusyjnych. Ja szczerze mówiąc nie rozumiem tego, że ktoś wrzuca stosik książek, który ostatnio kupił - to jednak nie jest osobisty blog czy instagram, tylko wspólna grupa. No ale może to ja mam inne pojęcie o tych grupach... Co do pytań, moim ulubionym jest "co kupić dziecku lat 10" albo "facetowi, który nie czyta, 30 lat". Najlepsze. :D
      Z tym czytaniem na akord też w pewnym sensie racja. Tylko że samo sformułowanie "na akord" odbierane jest pejorawtywnie, a tak naprawdę, czy to źle? To jest nasze hobby, dla niektórych też praca, trzeba mieć materiał, to naturalne. A przy tym masz z tego przyjemność, więc nie jest to nic złego. No chyba że czytasz takiego gniota. :D Ale to tez ma jakąś swoją wartość. :)
      Dzięki za komentarz! :)

      Usuń
  8. No przeciez to już wiadomo nie od dawna - o ksiązkach porozmawiasz wszędzie, tylko nie na grupach ksiązkowych. Tam znajdują się sami światowej sławy znawcy literatury, co to podczas snu wyrecytuje Ci 50 błędów w Greyu i 50 sposobów na to, jak uchronić się od harlequinów. Chrzanić to, że może ktoś lubi i przeznacza swój czas właśnie na to, bo tak po prostu chce.
    Oni wiedzą lepiej co masz czytać, jak, ile i gdzie, a jeżeli się nie dostosujesz, to na pohybel!

    Swego czasu pisałam post na temat tego, dlaczego rzygam książkowym środowiskiem i mam wrażenie, że będzie on aktualny nawet za 10 czy 20 lat.

    A jeżeli chodzi o blogerów (róznego rodzaju) to przyznaję Ci rację - stare zrzędy tylko narzekają, że młodzież nie czyta, a to właśnie młodzi ludzie stanowią największy motor napędowy czytelnictwa w Polsce, bo robią zdjęcia, zachęcają do czytania recenzjami, opiniami, podsumowaniami, konkursami i innymi akcjami, a oni? Wybitni znawcy siedzą na facebooku i cisną innych ludzi, bo są tak "szczęśliwi" w swoich cudownym świecie przepełnionym ambitną literaturą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja do niedawna nie wiedziałam. :D
      Ojej, muszę znaleźć ten post, bo chyba byłby o mnie. Też czasami rzygam tym środowiskiem, potrafi być toksyczny.
      Tak, to jest w ogóle niesamowite, jakby się tak zastanowić. Jeszcze kilka lat temu, kiedy ja zaczynałam blogować, chyba nie było czegoś takiego jak bookstagram, a jeśli już, to albo raczkował, albo był tylko zagraniczny. Wydaje mi się, że instagram przyczynił się do zmienienia spojrzenia na czytelnictwo, na czytanie, na czytelników, bo pokazuje to od najlepszej strony. Nie wiem, dla mnie to jakiś fenomen. :D
      Dzięki za komentarz! :D

      Usuń
  9. Czytałam wczoraj Twój post, jadąc tramwajem, ale w momencie pisania komentarza coś się zepsuło i, niestety, skasowało...
    Bardzo rozbawił mnie fragment na temat horej curki, nie powiem, że nie xD Ale coś w tym, jednak, jest. Jak byłam młodsza i chodziłam do podstawówki/gimnazjum to całe wolne chwile poświęcałam czytaniu książek, do biblioteki chodziłam niemalże co tydzień i wychodziłam stamtąd z całym stosikiem. Piękne czasy. Ale od liceum czasu było coraz mniej, pasji coraz więcej i tak trzeba było kombinować z czasem wolnym.
    Szczerze mówiąc, pół roku temu skończyłam studia i poszłam do pierwszej pracy na poważnie i... w wolnym czasie po prostu nie chce mi się czytać. Nie jestem w stanie się skupić. Najbardziej lubię przed snem położyć się z książką w łóżku i poznawać kolejne losy bohaterów. Wtedy jest to dla mnie najlepszy czas. I nieważne czy to tylko kilka stron czy też kilka rozdziałów, godzina lub dwadzieścia minut. Po prostu nie mam siły na robienie tego w innych wolnych chwilach plus wolę się skupić na innych zajęciach, które wraz z biegiem lat się rozmnożyły :P
    Jak dla mnie robienie rankingów nie ma sensu. Np. Kindle mnie stresuje, kiedy pokazuje, ile czasu mi pozostało do przeczytania danej książki - nigdy nie lubiłam niczego robić na czas, nawet grać w gry, które odmierzały cenne minuty do zakończenia jakiegoś zadania :P Poza tym, czytam ostatnimi czasy raczej spore cegły liczące po niemal tysiąc stron (Follett, Cabre, a obecnie czwartą część o cmentarzu zapomnianych książek Zafona), a także dużą część moich lektur staram się czytać w oryginale jeśli mam taką możliwość - po angielsku lub hiszpańsku. W tym momencie, siłą rzeczy, lektura zwalnia, bo to się pojawi nowe słówko i trzeba je wyłapać z kontekstu, to trzeba sprawdzić znaczenie innego, a kiedy indziej składnia zdań powala na łopatki i trzeba kilka razy czytać to samo zdanie, zanim się ogarnie sens i znajdzie podmiot (niech żyje gramatyka opisowa języka hiszpańskiego!). Albo człowiek pod wpływem silnych emocji przeżytych w trakcie dnia odpłynie daleko myślami i czyta to samo dziesięć razy. Tak więc - jeśli chodzi o mnie to robienie statystyk się nie sprawdza, nie sprawia mi to też przyjemności. Staram się czytać codziennie chociaż po parę kartek i chociaż nie zawsze jest to wykonalne to jestem z siebie bardzo dumna, kiedy akcja danej powieści może mnie porwać naprzód :) Sama nawet nie liczę, ile w ciągu roku przeczytałam tomów, bo nie jest mi to do niczego potrzebne.
    Jedyne, czego nie lubię to właśnie gdy osoby, które mają naprawdę dużo czasu, chełpią się ile to nie przeczytały ostatnimi czasy. Niektórzy tylko informują - owszem, - ale są też tacy, którzy sprawiają wrażenie czucia się lepszymi w momencie, gdy czytają więcej od szarych ludzi, którzy tyle samo czasu nie mają lub wolą poświęcić wolne chwile nie tylko na czytanie, ale też na inne sprawy. Takie mam odczucia i nic na to nie poradzę. Nie jestem zazdrosna ani nic z tych rzeczy, ale po prostu nie lubię przesadnego chwalenia się, kiedy rozmawiam z takimi osobami twarzą w twarz. A jednak jest różnica między ciekawą i fajną wymianą zdań, a gardzeniem innymi.
    Podziwiam, że tyle czytasz, nie wiem, jak Ty to robisz, ale wiem jedno: korzystaj, póki możesz! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alina,
      chciałem w tym wątku napisać coś sążnistego, ale po przeczytaniu Twojego wpisu pozostaje mi tylko się pod nim podpisać. Słowem – mam tak samo, jak Ty, jednak z pewną różnicą – ja jestem starym facetem.
      Przyznaję się, a co - choć tyle burych słów tu na starych padło :)
      Ale luzik – ja to ja i za innych starych nie zamierzam odpowiadać.
      A na koniec - wszystkim czytającym życzę przyjemności z czytania, niezależnie od osiąganej wydajności z hektara.

      Usuń
    2. Alina, znam ten ból. Ile razy mi się tak zdarzyło. :D
      Ja w liceum właśnie zaczęłam więcej czytać, na studiach wciąż czytam dużo, ale wydaje mi się właśnie, że to dlatego, że to stało się moją pasją, czymś więcej po prostu niż sposób spędzania wolnego czasu.
      Co do pracy, rozumiem, chociaż sama tak nie mam. Mam teraz praktyki, co prawda nie jest to 40 godzin w tygodniu, a 20, ale do tego dochodzą jeszcze zajęcia i licencjat, a mimo wszystko ciągle czytam sporo. Na praktykach cały czas mam kontakt z książkami, z literkami, wychodzę z praktyk, wsiadam do autobusu i co? Zaczynam czytać. W domu też czytam. Możliwe, że to już jakieś zboczenie po prostu. xD Więc akurat nie obawiam się tego, że nie będzie chciało mi się czytać, kiedy skończę studia i zacznę pracę. :) Ale tak jak mówię, czytanie stało się dla mnie czymś więcej i to chyba wynika właśnie z tego.
      Z osobami chełpiącymi się liczbą przeczytanych książek się nie spotkałam. Mam wrażenie, że niektórzy trochę źle to odbierają. Tzn. nie obraź się ani nic, tym razem to moje zdanie i odczucie i nic na to nie poradzę. :D Nie wiem co prawda, do jakich sytuacji się odnosisz. No ale np. na grupach książkowych pod koniec roku ludzie rozmawiają o tym, ile książek w tym roku przeczytali. I nagle przychodzi osoba X i mówi, że 300, bo i tacy są. Wynik taki, że mózg rozje..., ale czy to jest chwalenie się? Albo, nie wiem, nie wtrąciłabym w rozmowie z osobą, którą ledwo znam, że przeczytałam w tym roku tyle i tyle książek, ale mamie się czasem chwalę, tak o, ni stąd, ni zowąd. Nie odbiera tego źle. :D Czy to jest już chełpienie się? Pytam, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację.
      Ja jeszcze nie czytam rekordowo dużo, serio, ciągle chciałabym więcej i ciągle czuję, że mogłabym. Ale nic na siłę. :)
      Dzięki za komentarz! :)

      Usuń
  10. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie i fantastyczne komentarze! :D Piszę tutaj, bo może ktoś czeka na odpowiedź - będę odpisywać w sobotę. :) Mam sporo pracy i rzeczy do ogarnięcia, dlatego nie mam czasu usiąść do tego teraz. Swoją drogą czytam też mało i z doskoku w ciągu ostatniego tygodnia, więc mogę się podpisać pod głosami, że życie nie zawsze pozwala na to, by dużo czytać. Moje statystyki pewnie spadną, ale nie traktuję tego tak poważnie, żeby się załamywać. Liczę książki tylko z ciekawości, nie będę później specjalnie czytać książek dla dzieci i harlequinów, spokojnie! :D (taki żarcik :>)
    Czytajmy, ile chcemy, jak chcemy i ile możemy. :) A jak nam się nie chce, to obejrzyjmy jakiś film, serial albo zatopmy się w YouTubie, też dobrze. :D I chyba tak uczynię.
    Dzięki i do odpisania w sobotę. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam szybko. Dlatego od zawsze słyszę pytania w stylu "A ty cokolwiek pamiętasz z tego, jak tak szybko czytasz?". Nigdy nie potrafiłam ich zrozumieć, bo co ma tempo do zrozumienia? Jedni potrzebują więcej czasu, drudzy mniej, więc opieranie na tym osądu o zrozumieniu książki oraz zapamiętania z niej szczegółów jest bezpodstawne.
    Tak samo liczenie książek - ja lubię zobaczyć na koniec grudnia, ile przeczytałam książek w ciągu roku oraz jakich. Dlatego przydatne jest dla mnie Lubimy czytać, gdzie każdego roku tworzę sobie nową półkę. I też nie rozumiem, dlaczego miałoby to być złe albo wpływać na jakość czytanych przeze mnie książęk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to też jest często spotykane. Zawsze mnie bawi, bo dlaczego mam nie pamiętać? :D
      Cieszę się, że się zgadzamy! :D Ja polecam tabelki w Excelu. Sprawdzają się świetnie i możesz tam wszystko policzyć w sekundę. :D
      Dzięki za komentarz! :)

      Usuń