25 maja 2019

[249] Dlaczego więź między psem i człowiekiem jest tak wyjątkowa? – „Duchowe życie psów”



Trochę prywaty: nie pamiętam żadnego momentu ze swojego życia sprzed posiadania psa. Pamiętam za to dzień, w którym pies się w nim pojawił – i to dosłownie, bo pojawił się sam, zupełnie znikąd, wsiadł za moją mamą do tramwaju, wysiadł na tym przystanku, co ona, i poszedł za nią do domu. Brudny, wychudzony, około roczny pies prawdopodobnie komuś uciekł (albo raczej: od kogoś, ponieważ bał się smyczy, musiał być więc nią bity), a potem w jakiś niezrozumiały dla nas sposób wybrał sobie moją mamę na właścicielkę i zarazem naszą rodzinę na swoje stado. Historia ta brzmi nieprawdopodobnie, mogłaby się nadawać na początek jakiegoś wzruszającego filmu o miłości psa i człowieka, ale zapewniam, że wydarzyła się naprawdę, mniej więcej tak, jak to opisałam. Tak to zapamiętałam. Mały kundelek dostał najbardziej kreatywne imię, na jakie było stać czteroletnią mnie – Misia. I tak już został, na całe jedenaście lat wspólnego, szczęśliwego życia. Misia nauczyła mnie, że psy są cudownymi stworzeniami, a więź, jaka nawiązuje się między nimi i ludźmi, jest zupełnie wyjątkowa. Nauczyła mnie też, że życie bez psa jest puste, dlatego po kilku miesiącach po jej odejściu wspólnie z rodzicami zdecydowaliśmy się adoptować psa ze schroniska. W przypadku Hachi też zaiskrzyło od razu – przebywała jeszcze na kwarantannie, była więc w osobnej klatce, a kiedy nas zobaczyła, zaczęła w niej szaleć. Pracownik schroniska ją wypuścił, a ta zaczęła skakać i biegać po całym pomieszczeniu. Jej energia nas obezwładniła i oczarowała – i to był chyba ten moment, kiedy ta więź, o której mowa, się narodziła. I trwa do dzisiaj.


Myślę, że to właśnie moje doświadczenia z psami sprawiły, że byłam w stanie tak bardzo zrozumieć Andrew Roota, autora omawianej książki. Root głęboko przeżył śmierć swojego ukochanego psa, czarnego labradora Kirby’ego, podobnie jak jego dzieci, które tak jak ja wychowywały się z psem – z tą różnicą, że Kirby był w rodzinie pierwszy i jak z lekkim przymrużeniem oka zauważył Andrew Root i jego żona: Kirby był tak naprawdę ich pierwszym dzieckiem. Jego odejście spowodowało, że Root zaczął zadawać sobie różne pytania, które doprowadziły go do napisania tej książki.

Andrew Root jest z wykształcenia i zawodu teologiem. Jest głęboko wierzącym chrześcijaninem, toteż jego rozważania nie są pozbawione religijnego podłoża, niemniej do samego zagadnienia istnienia duchowego życia psów i tego, czym jest więź, która rodzi się między psami i ludźmi, podszedł jak prawdziwy naukowiec. Oczywiście jego książka nie jest żadną naukową rozprawą, to raczej zbiór przemyśleń samego autora i wniosków, do których doszedł, jednak są to rozważania poparte argumentami i odkryciami innych badaczy oraz różnymi badaniami i eksperymentami, które przeprowadzali. Z pewnością nie są to puste słowa czy wymysły pogrążonego w żałobie umysłu, w które Root chciałby wierzyć. Autor solidnie przygotował się do napisania tej książki, a potwierdzeniem tego jest całkiem obszerna bibliografia, którą wykorzystał. 

Pies ma gdzieś, czy dostaliśmy awans, czy zrealizowaliśmy wszystkie plany, czy osiągnęliśmy wymarzoną wagę i czy posprzątaliśmy garaż. Dostrzega naszą wartość w tym, że istniejemy i że jesteśmy jego. Skłania nas do odpoczynku. Uczy, jak cieszyć się życiem takim, jakie jest teraz, a nie takim, jakie będzie, gdy na to zapracujemy.

Andrew Root zastanawia się przede wszystkim, na czym polega fenomen więzi, która łączy psa i człowieka. Udowadnia, że w świecie zwierząt jest to coś niespotykanego. Omawia też to, skąd w ogóle wziął się pies jako gatunek, dlaczego w pewnym momencie został udomowiony i kto jako pierwszy zrobił ruch w stronę udomowienia – człowiek czy może jednak pies. Pokazuje też, że psy są stworzone po to, aby być z ludźmi, że przedkładają człowieka nad przedstawicieli swojego gatunku, że istotą ich egzystencji jest kontakt z człowiekiem. Rozważa, jak wiele jest w stanie pojąć pies i co to w ogóle znaczy, że pies nas rozumie. A przede wszystkim stara się udowodnić, że pies jest czymś więcej niż sterowaną instynktami futrzastą maszyną, którą można dowolnie zaprogramować, że jest to istota rozumna, zdolna myśleć i odczuwać emocje, zdolna do miłości, dla której naturalnym środowiskiem jest dom człowieka, a naturalnymi członkami jego stada są ludzie.

Pies jakimś sposobem wykoncypował, że Owen to człowiek - taki sam człowiek jak Kara i ja, ktoś, kto rzuca piłki i głaszcze futro. Instynktownie wiedział też, co powinien robić dla tego małego człowieka: być w pobliżu, pilnować go, bawić się z nim. Od tamtej pory nie było dnia, żeby Kirby nie spędził nocy przy łóżku naszego syna; dzień po dniu chronił go i obdarowywał swoim towarzystwem.

Tak zupełnie poza tym wszystkim Duchowe życie psów to też wspaniała opowieść o samym Kirbym. Andrew Root tą książką stawia mu pomnik, pokazując tym samym, jak wiele dla niego znaczył. Wzruszają nas fikcyjne historie o miłości psa do człowieka i odwrotnie, na przykład tak popularne ostatnio książki W. Bruce’a Camerona, tymczasem jak zwykle okazuje się, że najlepsze historie pisze życie. To książka o prawdziwym psie i prawdziwej relacji, więzi, która miała miejsce (albo raczej: nadal ma miejsce) naprawdę, miłości, która się wydarzyła. Myślę również, że to w pewnym sensie ostateczne pogodzenie się ze stratą, ostatni etap żałoby. Być może nie da się z całą pewnością odpowiedzieć na wszystkie pytania, które Andrew Root zadawał sobie po śmierci Kirby’ego lub na te, które zadawały mu jego dzieci (bo co odpowiedzieć chłopcu, który pyta, czy zobaczy się z ukochanym psem w niebie? – choć Root jako teolog znalazł odpowiedź na to pytanie), Rootowi udało się jednak odnaleźć odpowiedzi na te najbardziej nurtujące. 

Tak więc, jak ja to postrzegam, mamy wybór. Możemy traktować psa jak zwierzę o prymitywnych instynktach, bez przerwy czegoś się od nas domagające i brudzące kanapę, na którą tak ciężko pracowaliśmy. Możemy też jednak widzieć w nim duchowego przewodnika i uzdrowiciela, który pomaga nam doświadczyć wieczności czającej się w każdej chwili.

Oczarowała mnie ta książka, ponieważ tak jak Root dostrzegam wyjątkowość więzi między psem i człowiekiem. Wierzę też tak jak on, że pies nie jest manipulatorem zachowującym się w pożądany przez człowieka sposób tylko po to, by mieć co jeść (a takiego zdania był szef katedry teologii, z którym Root rozmawiał na temat swoich badań). Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta książka pod względem przygotowania autora do jej napisania. Znalazłam w bibliografii użytej przez Roota kilka książek dla siebie, będę musiała je sprawdzić. Sam Root także doskonale sprawdza się w roli naukowca, jego argumenty i spostrzeżenia są trafne, a miejscami religijna narracja nie powoduje żadnych nadinterpretacji i właściwie nie wpływa na naukowy wywód autora (naukowy w sensie poparty wiedzą i eksperymentami innych badaczy). Wszystko jest tu doskonale wyważone. Pozycja obowiązkowa dla psiolubnych ludzi. Serdecznie Wam polecam, czyta się błyskawicznie, a przyjemność jest ogromna.

Informacje o książce:
Autor: Andrew Root
Tytuł oryginalny: The Grace of Dogs: A Boy, a Black Lab, and a Father's Search for the Canine Soul
Ilość stron: 192
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Kobiece
Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję księgarni Tania Książka!

Misia (2000-2012)
Hachi (ur. 2012)

4 komentarze:

  1. Historia Twojego psa i Twojej rodziny jest naprawdę nieprawdopodobna i piękna. Sama posiadam psiaka, więc mnie ta książka zainteresowała.
    PS. Urocze pieski.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Polecam książkę, często do niej wracam myślami. :)

      Usuń
  2. Matko, koniecznie muszę to przeczytać! Wiem, że to książka idealna dla mnie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam tę samą myśl przed przeczytaniem. :D Koniecznie sięgnij! :)

      Usuń