16 czerwca 2016

[69] Co zabrałbyś na bezludną planetę? – „Marsjanin”

Autor: Andy Weir
Tytuł oryginału: The Martian
Ilość stron: 384
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Akurat
Moja ocena: 9/10
Wyzwania:
  • 52 książki 2016
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,4 cm)
Wniosek: Nie potrzebuję w ogóle odzyskiwacza wody. Będę pił tyle, ile będę potrzebował, i wywalał gówno i siki na zewnątrz. Tak jest, Marsie, będę na ciebie srał i szczał. To dostajesz za usiłowanie zabicia mnie przez cały ten czas.

Andy Weir urodził się w 1972 roku w Kalifornii. Jest informatykiem, jako programista współpracował przy produkcji gry Warcraft 2. Jednak od zawsze zajmował się też pisaniem – swoje teksty publikował na stronie internetowej. „Marsjanin” to jego debiut – jak widać, bardzo udany, ponieważ książka zyskała światowy rozgłos, a na jej podstawie Ridley Scott nakręcił film o tym samym tytule.

Mark Watney jest jednym z pierwszych ludzi, którzy postawili nogę na Marsie. Burza piaskowa zmusza ekspedycję, w której skład wchodzi, do szybkiej ucieczki. Mark zostaje ranny, a jego towarzysze, przekonani, że nie żyje, czym prędzej uciekają z Marsa. Mężczyzna jednak cudem przeżywa, ale kiedy się budzi, zauważa, że został sam, bez kontaktu z Ziemią i z małymi zapasami żywności. Nie poddaje się jednak i rozpoczyna walkę o życie.

Jak to jest? - zastanawiał się. Utknął tam, myśli, że jest całkiem sam i że go opuściliśmy. Jaki wpływ ma to na ludzka psychikę?
Odwrócił się w stronę Venkata.
- Zastanawiam się, co teraz myśli.

WPIS W DZIENNIKU: SOL 61.
Jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! Bez sensu.


Niezaprzeczalnie największą siłą tej książki jest postać Marka Watneya, a właściwie jego humor i umiejętność zachowania zimnej krwi. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych postaci, jaką kiedykolwiek „poznałam” na kartach jakiejkolwiek książki. W chwili, kiedy Mark orientuje się, że został sam na bezludnej planecie, która nie jest zbyt przyjaźnie nastawiona do jakiejkolwiek formy życia, a co dopiero człowieka, postanawia prowadzić dziennik. Opowiada tam o tym, co robi, jakie ma plany. I to tutaj objawiają się dwie największe cechy Marka, które pozwoliły mu przetrwać: inteligencja i poczucie humoru. Mark jest botanikiem i inżynierem mechanikiem, więc maksymalnie wykorzystuje swoją wiedzę i umiejętności – między innymi zaczyna hodować te słynne już ziemniaki. Jego inteligencja przydaje się w momentach, w których trzeba coś podpiąć do czegoś innego, przełączyć czy dosłownie skonstruować. Jego pomysłowość naprawdę imponuje – Mark musi zatroszczyć się o wodę, żywność, powietrze i transport, ale udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Z kolei jego poczucie humoru pomaga mu w utrzymywaniu dobrego samopoczucie w sensie psychicznym – jest to ważne zwłaszcza wtedy, gdy Mark nie ma przez długi czas kontaktu z Ziemią. Nie daje po sobie poznać, że znalazł się w dosyć nieciekawej (lekko mówiąc) sytuacji. Co więcej, on sobie z niej wręcz żartuje. Godnym pozazdroszczenia jest to, że zawsze potrafi odszukać dobrą stronę danej sytuacji. Mimo że jego zapasy żywności się coraz bardziej uszczuplają, Mark żartuje sobie na przykład z przygotowywania herbaty nic („Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic”). Mimo że jest jedyną osobą na całej planecie, szczyci się mianem najlepszego botanika („Nie chcę wyjść na aroganckiego, ale jestem najlepszym botanikiem na planecie”). Mimo że niszczy drewniany krzyżyk, aby uzyskać ogień, co jest oczywiście bardzo niebezpieczne, zdaje się tym zupełnie nie przejmować („Zniszczenie jedynego symbolu religijnego wystawiło mnie na pastwę marsjańskich wampirów. Muszę zaryzykować”). Tę książkę można byłoby uznać za świetny poradnik w stylu „jak zachować trzeźwość umysłu w nawet najgorszej sytuacji”. A to wszystko za sprawą genialnego Marka Watneya.

[12.04] JPL: (...) Proszę, uważaj na swój język. Wszystko, co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat.
[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (.Y.).


Najciekawiej robi się jednak wtedy, gdy Mark odzyskuje kontakt z Ziemią. Dzienniki Marka, owszem, są interesujące i zabawne, ale pewną trudność może sprawiać bardzo dużo obliczeń, danych i naukowe słownictwo. Nie było to dla mnie dużą przeszkodą, ponieważ wszystko jest dosyć dobrze wyjaśnione, ale wiem, że wielu czytelnikom sprawiło to problemy. Sięgając po „Marsjanina”, trzeba być po prostu przygotowanym na takie rzeczy – w końcu to science fiction, a więc niezbędne są tutaj odniesienia do fizyki, matematyki czy techniki. Dlatego ciekawie robi się wtedy, gdy akcję możemy obserwować z dwóch stron – z Ziemi i z Marsa. Zwłaszcza że Mark nie rezygnuje ze swojego humoru i jego potyczki słowne z największymi ludźmi NASA bawią chyba jeszcze bardziej. Paradoksalnie to chyba ludzie na Ziemi denerwują się bardziej niż sam Mark.

Rozplątałem łóżko Martineza, zabrałem na zewnątrz sznurek i przymocowałem taśmą do kadłuba, wzdłuż linii zaplanowanego cięcia. Tak, oczywiście, taśma klejąca działa w niemalże próżni. Taśma klejąca działa wszędzie. Taśma klejąca jest magiczna i powinna być czczona.

Tym, co najbardziej ujmuje mnie w tej książce (oprócz postaci Marka oczywiście!), jest brak patosu. Dotąd książki czy filmy o wyprawach w kosmos wydawały mi się nieco nadęte, zbyt filozoficzne i za bardzo poważne. Zawsze podejmuje się wtedy tematy takie jak to, czy istnieje jakieś życie pozaziemskie albo czy ludzkość powinna zasiedlać inne planety. Tutaj tego nie ma. Mark jest jedynym człowiekiem na Marsie i cieszy się tym, że może uznać się za kosmicznego pirata, hoduje sobie ziemniaki, słucha muzyki disco z lat 70., którą zabrała w podróż komandor Lewis, i kombinuje, jak wytworzyć wodę czy powietrze, przy okazji się nie wysadzając. Sięgając po „Marsjanina”, spodziewałam się dość trudnej i angażującej lektury, ale oprócz nieco trudnego, naukowego słownictwa czy wielu obliczeń, nie ma tu nic, co sprawiałoby trudności. Czyta się go naprawdę lekko i przyjemnie. A główny wniosek z tej książki jest jeden: będąc jedynym człowiekiem na bezludnej planecie, niezbędne są ziemniaki, taśma klejąca i dobra muzyka. 

PS W trakcie czytania „Marsjanina” miałam silne wrażenie, że ta książka chce mi coś przekazać...


18 komentarzy:

  1. Ta książka bardzo mnie wciągnęła. Wszędzie ją polecam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy po nią sięgałam też się bałam że nie podołam a okazała się świetna, również polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam takie same odczucia co do niej bo też ją ostatnio czytałam. Świetny pomysł na fabułę, a Mark Watney z tym jego poczuciem humoru zawisają na mojej liście potencjalnych kandydatów na męża :D ♥
    Pozdrawiam cieplutko
    Bukowy Czytajnik

    www.ksiazkiponadnebo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja nic już nie mówię, tylko po prostu idę szukać Marsjanina, bo wstyd. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd ogromny! :P Mam nadzieję, że jak już znajdziesz, to Ci się spodoba. :>

      Usuń
  5. Mi szczerze powiedziawszy ta pozycja nie trafiła w mój gust. Nie przepadam za "technicznymi" długaśnymi opisami, których w "Marsjaninie" jest co niemiara, to też książka nie należy do moich ulubionych... powiem więcej ciężko mi było przez nią przebrnąć. Jednak wielki ukłon w stronę autora za świetnie wykreowanego głównego bohatera, z niewyobrażanym poczuciem humoru! :))

    http://chocabom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, te opisy mogą niejednego zrazic. Ale taki jest gatunek science fiction, tego właśnie wymaga. :)

      Usuń
  6. Mnie ta książka wciągnęła. Przeczytałam szybko, pośmiałam się, pojawiły się też łzy, oswoiłam chemię. Same plusy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Osobiście uważam, że postać Marka to jedyna godna uwagi rzecz w "Marsjaninie". Bohater szalenie zabawny i odporny psychicznie, którego nie w sposób nie polubić. Jednak na wszystkich innych polach, według mnie ta powieść leży i kwiczy. I co ja biedna zrobię - po prostu jestem tą książką strasznie rozczarowana i nie rozumiem jej fenomenu :/
    Ale bardzo cieszę się, że Tobie "Marsjanin" bardziej przypadł do gustu :*

    Pozdrawiam
    Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ja też mam takie książki, których fenomenu nie rozumiem. Gusta są różne i tyle. :D

      Usuń
  8. O kurcze, nie wiedziałam, że Weir pracował przy Warcrafcie! To moja ukochana gra <3
    "Marsjanina" na razie widziałam w wersji filmowej i tam właśnie uderzył mnie w oczy amerykański patos pod koniec w scenach mających miejsce w NASA. Wydaje mi się, że to twórcy filmu dołożyli, bo w książce tego nie ma, jak piszesz. Dlatego ocena mu w moich oczach trochę spadła. Muszę koniecznie sięgnąć po książkę, bo wydaje mi się, że spodoba mi się o wiele bardziej niż film, postać Marka wydaje się świetnym wyjściem do fabuły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w ogóle w filmie zakonczenie jest trochę inne niż w książce. Moim zdaniem gorsze. Film jak na ekranizacje nie jest zły i pierwszy raz od dawna się nie zawiodłam, ale książki nie przebija, tak więc polecam. :)

      Usuń
  9. Książkę mam zamiar przeczytać, lecz z pewnością nie w najbliższym czasie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zachowanie zimnej krwi w takiej sytuacji to rzeczywiście ogromne wyzwanie, aż trudno sobie wyobrazić tak optymistyczną i pełną humoru postawę bohatera. Teraz jestem tej książki bardzo ciekawa. ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Książka jest świetna :D Nie ma co jej traktować mega poważnie, choć autor zadbał o wszystkie szczegóły, lecz dobrze się przy niej bawić. Główna postać to moim zdaniem jedna z najlepszych postaci ever :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też prawda, z pewnością nie można podchodzić do niej na poważnie. :D

      Usuń
  12. No proszę, zaskoczyłaś mnie swoją opinią. Moja kumpela powiedziała, że to najgorsza książka jaką w życiu czytała :D

    OdpowiedzUsuń