27 listopada 2019

[266] Zbliża się do Krakowa... – „Powódź”



Czytanie debiutantów zawsze niesie za sobą nutkę niepokoju – w końcu możemy się nieźle sparzyć na jeszcze niewyrobionym piórze. Jednak o dzisiejszego debiutanta w momencie sięgania po jego książkę byłam spokojna. Pawła Fleszara poznałam już wcześniej dzięki Wyśnionej jedenastce, którą autor udostępnił w formie e-booka i która była kryminałem… sportowym! W Powodzi Paweł Fleszar pozostaje w kryminalnym klimacie, choć jako dziennikarz sportowy nie odpuszcza też sportowego tła. To debiut, na który zdecydowanie warto zwrócić uwagę.

Zawodowy żołnierz Kris dowiaduje się o samobójczej śmierci swojego kolegi, Kuby, z którym przyjaźnił się w dzieciństwie. Mężczyzna wyskoczył z wieżowca, a przed śmiercią napisał list pożegnalny, do którego dołączył zdjęcie pięknej dziewczyny. Kris chce się dowiedzieć, czy to właśnie ona jest Zuzą, o której Kuba napisał: „Zły człowiek zabrał Zuzę i odtąd moje życie straciło sens”, szuka także odpowiedzi na pytanie, dlaczego jego przyjaciel z dzieciństwa zdecydował się na tak radykalny krok. Kris odkrywa jednak więcej, niż zamierzał, a jego śledztwo idzie bardzo niebezpiecznymi tropami i prowadzi go w najmroczniejsze zakamarki Krakowa. Tymczasem do miasta zbliża się największa w historii powódź...

Dużą zaletą, zwłaszcza w porównaniu z wcześniejszą książką Fleszara, którą czytałam, było to, że autor skupił się już tylko i wyłącznie na wątku kryminalnym. W Powodzi obecny jest przede wszystkim Paweł Fleszar – autor kryminałów, a nie Paweł Fleszar – dziennikarz sportowy, choć zawodowe fascynacje dodają tej książce kolorytu i swoistego tła, przewijają się tu bowiem rozmowy o zeszłorocznym mundialu. Co ważne, nie stoją na pierwszym planie, ba, nie stoją nawet na drugim, więc czytelnik w pełni może cieszyć się kryminalną zagadką, którą przygotował nam autor.


A trzeba przyznać, że kryminalna zagadka, jak na dobry kryminał przystało, trzyma w napięciu od początku i nie puszcza do końca. Jest trochę jak tytułowa powódź, która coraz bardziej zbliża się do miasta – napięcie przybiera niczym woda, punkt kulminacyjny nieuchronnie się zbliża. Sprawa jest dosyć tajemnicza – wszystko wskazuje na to, że było to samobójstwo, ale podobnie jak główny bohater podskórnie czujemy, że coś tu nie gra i być może prawda jest zupełnie inna. Niejasne ślady, które pozostawił domniemany samobójca, prowadzą Krisa w najciemniejsze zakamarki Krakowa i odkrywają jego mroczną stronę. A jeśli już przy Krisie jesteśmy…

Dosyć zaskakującym aspektem było dla mnie to, że to małe, prywatne śledztwo prowadzi zawodowy żołnierz. Bo wiecie, jak kryminał, to jednak najczęściej jakiś policjant, prokurator, detektyw, a spoza tej branży – dociekliwy dziennikarz. Żołnierza w tej roli jeszcze nie spotkałam. Pomysł na takiego, a nie innego bohatera był jednak ciekawy i opłacił się autorowi, bo w fabule profesja Krisa (mimo że zdecydowanie daleko mu do stereotypowego żołnierza – bohatera ratującego świat) odgrywa całkiem dużą rolę, przynajmniej w tym decydującym momencie, czyli wtedy, kiedy potrzebne jest to najbardziej. A tak poza tym dodaje to po prostu kolorytu i powiewu świeżości – zwłaszcza wtedy, gdy bohaterowie posługują się żołnierską gwarą. Szczerze? Ni w ząb połowy z tych dialogów nie zrozumiałam, ale ogromnie mi się to podobało. Poza tym Krisowi towarzyszy też dwoje niepokornych nastolatków, co sprawia, że – zwłaszcza dzięki żeńskiej części tego nastoletniego duetu, zdecydowanie bardziej wyszczekanej – z książki tej schodzi w pewnym sensie ciężar gatunkowy, podkręcany dodatkowo przez tematykę, o którą zahacza (ale której nie będę Wam zdradzać).

Należy też zwrócić uwagę na szatę graficzną Powodzi – początki rozdziałów oznaczone są kartkami z kalendarza oraz poprzedzone wycinkami z gazet i czasopism, które dotyczą zbliżającej się do Krakowa ogromnej powodzi, przewyższającej powódź stulecia z 1997 roku, o wiele groźniejszej, a także, oczywiście, całkowicie fikcyjnej. Lubię i zawsze doceniam takie zabiegi. Przy tej okazji wspomnę też tylko o tym, że podobało mi się odniesienie do Tomka Beksińskiego, ale w tym momencie zamilknę – jeśli nie wiecie, w jaki sposób jego postać łączy się z gazetami i czasopismami, to przeczytajcie Powódź. Autor zgrabnie wplata tę historię w swoją.


Mimo że debiutancka książka Pawła Fleszara liczy sobie niewiele ponad dwieście stron, nie miałam takiego poczucia, że czegoś jej brakuje. Owszem, pewne wątki można byłoby rozwinąć, czytelnik mógłby poznać pewne postaci bardziej (zwłaszcza te, które pojawiają się raz i znikają, jak np. ojciec Kuby), ale można tak powiedzieć nawet przy dwa razy większej objętościowo książce. Centralnym punktem Powodzi jest sprawa kryminalna i to na niej autor skupia całą swoją uwagę, nie wdając się w szczegóły dotyczące życia bohaterów czy opisy Krakowa (których z tego, co pamiętam, było całkiem sporo w Wyśnionej jedenastce). A w tym głównym punkcie nie ma moim zdaniem żadnej luki, nie musicie się więc obawiać, że po lekturze zostaniecie z pytaniami bez odpowiedzi i poczuciem niedosytu. 

Serdecznie polecam Wam Powódź – to zdecydowanie jeden z tych debiutów, które warto poznać. Autor ma doskonały warsztat (doświadczenie dziennikarskie robi swoje), sprawa tajemniczego samobójstwa trzyma w napięciu i nie zostaje zmyta przez przybierającą w pobliżu Krakowa wodę w Wiśle. Stosunkowo niewielka objętość książki będzie też przystępna dla tych, którzy dopiero nieśmiało przymierzają się do rozpoczęcia przygody z kryminałem, więc jeśli to właśnie ktoś z Was, to Powódź porwie Was z nurtem i poniesie do kolejnych kryminalnych pozycji.

Informacje o książce:
Autor: Paweł Fleszar
Ilość stron: 212
Literatura: polska
Wydawnictwo: Księży Młyn Dom Wydawniczy
Moja ocena: 9/10

4 komentarze:

  1. Czytałam pierwszą książkę autora, która niestety kompletnie nie wpisała się w mój gust (właśnie przez te sportowe zagrywki, wszechobecne, ciągłe i dla mnie nużące). Dotarłam ostatnio do maila od autora... Wiadomość odnosiła się właśnie do "Powodzi", ale to był u mnie jeszcze taki czas, że skrzynka mailowa była ostatnim miejscem, które ogarniałam. Przepadło. W każdym razie z przyjemnością przeczytałam Twoją recenzję - pozytywną! Książkę dorwałam chyba ze dwa dni temu na Legimi i co? I będzie oczywiście czytana, bo myślę, że powinnam dać autorowi jeszcze jedną szansę. Bardzo mnie cieszy, że tu mamy więcej tego kryminału - to do mnie zdecydowanie przemawia. Nie pozostaje nic innego, jak wziąć się za lekturę :)

    OdpowiedzUsuń