12 stycznia 2016

[48] Apokalipsa XXI wieku – „Blackout”

Autor: Marc Elsberg
Ilość stron: 784
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal (Wydawnictwo W.A.B.)
Język oryginału: niemiecki

Dla tego społeczeństwa nie liczą się ludzie tylko zwiększanie zysków. Dla nich wspólnota to jedynie czynnik kosztowy. Środowisko to źródło zasobów. Wydajność jest jego modlitwą, porządek relikwiarzem, a ego bogiem.





Współczesnym światem rządzi elektryczność. Prąd potrzebny jest nam dosłownie w każdym aspekcie życia, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. A co by się stało, gdyby go zabrakło? Jakie skutki niosłaby za sobą ogólnoeuropejska awaria? Czy to w ogóle możliwe, by w jednej chwili zabrakło prądu na całym kontynencie?

Na wszystkie powyższe pytania starał się odpowiedzieć Marc Elsberg, a właściwie Marcus Rafelsberger, urodzony w 1967 roku austriacki pisarz. Zadebiutował pod swoim prawdziwym nazwiskiem w 2000 roku. W 2015 roku w Polsce ukazała się jego pierwsza powieść napisana pod pseudonimem artystycznym Marc Elsberg – „Blackout”. Jutro, 13 stycznia 2016 roku, premierę ma kolejna książka Elsberga, „Zero”.

W całej Europie w jednej chwili dochodzi do awarii. Prąd znika niemal od razu na całym kontynencie, choć pracownicy elektrowni w każdym kraju z całych sił próbują go przywrócić. Ich starania spełzają jednak na niczym i po kilku godzinach Europa tonie w ciemnościach. Władze poszczególnych państw starają się zapanować nad sytuacją, a Unia Europejska szuka pomocy w Ameryce i Azji. Pewien włoski haker, Piero Manzano, szybko orientuje się, że przyczyną awarii we Włoszech i Szwecji mogą być inteligentne liczniki, które stopniowo miały zostać wprowadzone na całym kontynencie. Kiedy odkrywa kod, który nie powinien w ogóle pojawić się na liczniku, jest już pewien, że awaria to tak naprawdę atak terrorystyczny. Tylko że ani policja, ani rządzący krajem nie chcą mu uwierzyć. Manzano postanawia przekonać ludzi postawionych jeszcze wyżej niż władze państwowe – władze UE. Tymczasem Europa zaczyna odczuwać pierwsze skutki awarii: brakuje jedzenia, w mieszkaniach panuje chłód, banki przestają wydawać pieniądze, w aptekach kończą się lekarstwa, a elektrowniom jądrowym grozi katastrofa. I z każdą godziną jest coraz gorzej.

Marc Elsberg podjął trudny temat i spróbował zabawić się w jasnowidza, starając się przewidzieć skutki awarii nie tylko na poziomie życia zwykłych ludzi, ale także na płaszczyźnie politycznej i gospodarczej. „Blackout” jest mocnym thrillerem, który doskonale ukazuje, jak stosunkowo niewiele trzeba, aby zachwiać równowagą panującą w Europie. Wystarczy postawić ludzi w sytuacji, której nie przewidzieli i którą uznawali za całkowicie niemożliwą. Do której nie byli przygotowani. Marc Elsberg za taką sytuację uznał chyba największa katastrofę, jaka mogłaby przydarzyć się w XXI wieku – w świecie dynamicznego postępu technologicznego opartego głównie na elektryczności. Brak prądu okazuje się kataklizmem zagrażającym życiu wielu istnień i mogącym zrównać z ziemią nawet największe światowe gospodarki. Skutki awarii się mnożą, czytelnik co chwilę odkrywa nowe, otwiera oczy ze zdumienia i zastanawia się, jak na to wszystko wpadł autor. To, co przychodzi nam do głowy w pierwszym momencie, to zapewne brak ogrzewania, ciepłego jedzenia czy siedzenie wieczorami przy zapalonych świeczkach. Ale już trudniej pomyśleć o tym, że przecież zabrakłoby bieżącej wody, zatankowanie samochodu stałoby się niemożliwe, komunikacja miejska przestałaby działać, a szpitale nie mogłoby należycie zajmować się pacjentami, ponieważ aparatura zasilana jest prądem. Poziom higieny drastycznie by spadł, a to sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób, światu groziłaby więc epidemia. Z powodu braku możliwości dojechania do pracy wszelkie ważne instytucje nie działałyby normalnie. Zatrzymanie produkcji mogłoby z kolei doprowadzić gospodarki do ruin, a ponadto dosięgnąć innych kontynentów, niedotkniętych awarią. Jeden skutek pociąga za sobą kilka kolejnych, które również powodują następne zagrożenia. Marc Elsberg zauważa także jeszcze jeden ogromny problem: szybka pomoc jest niemożliwa. Jeśli awaria dotknęłaby jeden kraj, inne na pewno ruszyłyby z pomocą. Opisywana w książce katastrofa obejmuje jednak zasięgiem cały kontynent. A to oznacza, że pozostaje czekać na pomoc z Ameryki czy Azji – a ta ze względu na odległość nie może być szybka. Przez całą książkę byłam niesamowicie zdumiona tym, jak wiele zależy od prądu i tym, że w codziennym życiu nie zastanawiamy się nad tym. Prąd jest dla nas czymś całkowicie normalnym. Marc Elsberg uderza w tę pewność, pokazuje, jak naiwne z naszej strony jest takie przekonanie i burzy poczucie bezpieczeństwa. Sięga do najsłabszego punktu i nie boi się go wykorzystywać. Robi to w sposób okrutny, nie oszczędza czytelnika, ale to właśnie na tym polega siła „Blackoutu”.

Poza wymiarem społecznym i gospodarczym, jak już wspominałam, Elsberg w dużej mierze skupia się na płaszczyźnie politycznej, której awaria dosięga równie szybko. Autor pokazuje, że zamieszanie spowodowane brakiem prądu może być przyczyną problemów z utrzymaniem władzy. W niektórych krajach może dojść do puczu pod przykrywką braku możliwości poradzenia sobie z zaistniałą sytuacją przez rządzących. Ponadto zagrożeniem staje się złość i frustracja obywateli, co w prosty sposób prowadzi do anarchii. Niemoc ze strony polityków i instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo odbija się na zwykłych ludziach, którzy muszą godzić się z samosądami i faktem, że moralność powoli przestaje istnieć, że ludzka życzliwość w takiej sytuacji odchodzi w zapomnienie. Okazuje się, że postawienie człowieka w sytuacji granicznej wyzwala w nim tkwiącego w każdym z nas egoistę.

Przy tak wielu kwestiach poruszanych przez Elsberga nie można narzekać na wolne tempo akcji. Mnogość wydarzeń, wielość miejsc na świecie, w których mają one miejsce, ogrom bohaterów, mnożące się skutki awarii – wszystko to powoduje, że „Blackout” nie daje chwili wytchnienia, a akcja od początku do końca pędzi na złamanie karku. Ale nie narzekam – dynamiczna akcja to coś, co uwielbiam, dlatego lektura książki Marca Elsberga była dla mnie czystą przyjemnością. Tym, co ewentualnie spowalniało mi czytanie na początku, była duża dokładność, z jaką autor opisał techniczną stronę awarii w elektrowniach. Podziwiam jednak ilość informacji, jakie musiał zdobyć, i umysł, którym musiał to wszystko jakoś ogarnąć. I wybaczam, a nawet w pewien sposób cieszę się, że mogłam poznać ten problem niejako od kuchni.

Na sam koniec warto byłoby jeszcze wspomnieć o postaciach. Bohaterowie wykreowani przez Elsberga mają jedną zaletę, która w książkach takich jak te załatwia już wszystko: są ludzcy. Mimo że stają w obliczu katastrofy, mimo że niespodziewanie zostają postawieni w sytuacji, z którą musi zmagać się kilkaset milionów podobnych im ludzi i mimo że są postaciami głównymi, pierwszo- czy drugoplanowymi, pozostają ludzcy. Nie okazują się superbohaterami, którzy w pojedynkę, ewentualnie we dwójkę, ot tak sobie ratują świat. Autor oszczędza zbiegów okoliczności, nie ułatwia im, a nawet utrudnia życie. Są prawdziwi – raz mają ogromnego pecha, raz niesłychanego farta. Nie wychodzą z awarii bez szwanku, jak gdyby byli przez cały czas pod specjalnym kloszem. Czego w takim wypadku chcieć więcej...

...jeśli nie kolejnych książek autora. Marc Elsberg mnie oczarował. „Blackout” mną wstrząsnął, podekscytował i jednocześnie przestraszył. Była to doskonała książka, obszerna, oryginalna i świetnie napisana. Jedna z tych, po której skończeniu można tylko zastanawiać się, co ma się dalej zrobić z życiem. Gorąco polecam!

Ocena: 10/10 


PS Tym sposobem skończyłam nadrabiać zaległości. Następna recenzja będzie recenzją książki przeczytanej już w tym roku. :)

10 komentarzy:

  1. Zwięzła i bardzo dobra recenzja. Zachęciłaś mnie do przeczytania owej książki! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie zaintrygowałaś... *_* Jeśli wpadnie w moje ręce - z chęcią po nią sięgnę :) Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to książka niemieckiej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam i cieszę się, że zaintrygowałam. :D

      PS *szeptem* Austriackiego autora. :P

      Usuń
  3. Przyznam, że Twoja recenzja mnie zachęciła i to bardzo. Chętnie przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. To już druga opinia o "Blackout", jako o książce idealnej, więc nie można obok niej przejść obojętnie. Na razie mam dużo książek leżących już na półce, ale w razie możliwości, ona będzie kolejną do przeczytania :)

    ksiazkowy-termit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę, po prostu MUSZĘ ją przeczytać. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że przypomniałaś mi o tej książce, bo mam ją u siebie i widzę, że naprawdę warto po nią sięgnąć. Również podziwiam autora za dalekowzroczność w określaniu konsekwencji braku prądu. Taka wizja jest naprawdę przerażająca i oby nigdy nie doszło do takiej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo osób mówi, że elementy techniczne są w tej książce nużące, ale ja osobiście w ogóle tego nie zauważyłam. Czytało mi się świetnie i naprawdę się wciągnęłam w sytuację bohaterów - raz zdarzyło mi się oderwać od lektury i w pierwszym momencie zdziwić się, dlaczego słyszę włączony telewizor, skoro nie ma prądu. :D Książka jest świetna, wielowymiarowa i naprawdę przerażająca. Czekam z niecierpliwością na kolejny tekst autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow, wow, wow, ale wysoka ocena! Ostatnio przeszło mi przez myśl, żeby ją przeczytać. Ale swoją recenzją mnie po prostu kupiłaś, pomimo, że tego typu powieści nie są tymi, które czytam na co dzień. Nie mogę się doczekać, aż ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Z pewnością ją przeczytam w najbliższym czasie. Jak zawsze super recenzja :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń