7 maja 2016

[63] Opowieść o rodzinie – „Jeszcze jeden dzień”

Autor: Mitch Albom
Tytuł oryginału: For One More Day
Ilość stron: 217
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Znak
Moja ocena: 6/10
Wyzwania:
  • 52 książki 2016
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,1 cm)
  • Klucznik 
  • Wyzwanie czytelnicze 2016: punkt 2. Książka, która czeka na Twojej półce dłużej niż rok
  • Kiedyś przeczytam
Tyle razy wolałem nie być z nią. Zbyt zajęty. Zbyt zmęczony. Nie mam ochoty tym się dziś zajmować. Kościół? Nie, dzięki. Obiad? Przykro mi. Odwiedziny? Nie dam rady, może w przyszłym tygodniu.
Policzcie godziny, które mogliście spędzić ze swoimi matkami. Uskłada się z nich całe życie.


Charles „Chick” Benetto, odkąd stracił matkę, stał się innym człowiekiem – zaczął pić, przestał przejmować się rodziną, stracił zapał do życia i niemal stoczył się na dno. W dniu śmierci matki zorientował się, że nie zdążył się z nią pożegnać i powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Pewnego dnia zyskuje szansę na ostatnią rozmowę...

Ale zadajcie sobie pytanie: Czy straciliście kiedyś kogoś, kogo kochaliście, i pragnęliście jeszcze jednej rozmowy, jednej szansy, by odrobić ten czas, gdy myśleliście, że ta osoba będzie zawsze przy was? Jeśli tak, to wiecie, że możecie przejść przez całe życie, kolekcjonując dni, ale żaden nie dorówna temu, który chcielibyście odzyskać.


Miała być mądra książka, pełna refleksji, taka, która coś we mnie zmieni, a przynajmniej wyciśnie parę łez z moich oczu. Niestety – nic z tego. Spodziewałam się, że śmierć matki głównego bohatera będzie nagła, tragiczna, przedwczesna, a sam bohater będzie jeszcze młodym człowiekiem. Zbyt młodym na takie wydarzenie. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że Chick to niemal czterdziestoletni mężczyzna z żoną i córką, a jego matka w chwili śmierci miałam siedemdziesiąt dziewięć lat. Rozumiem, że strata bliskiej osoby boli niezależnie od wieku, że często dzieje się to, kiedy nie jest się na to przygotowanym. Jednak trudno mi uwierzyć w to, aby jakikolwiek czterdziestolatek upadał na samo dno i pragnął popełnić samobójstwo z powodu śmierci swojej blisko osiemdziesięcioletniej matki. W końcu to taki wiek, kiedy powinno się być przygotowanym na zbliżającą się śmierć (przepraszam, jeśli zabrzmiało to nieczule). Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy przeróżne nieuleczalne choroby zabierają ludzi zbyt wcześnie – stanowczo na długo przed osiemdziesiątką. Przez ten fakt książka była dla mnie od początku nieżyciowa, mało realna i może to dlatego nie podobała mi się tak, jak wcześniej się tego spodziewałam.

Każda historia rodzinna jest historią o duchach.

„Jeszcze jeden dzień” to wcale nie opowieść o ostatniej rozmowie syna z matką. To książka ogólnie o rodzinie. Chick opowiada historię swojej rodziny, czytelnik poznaje jego ojca, matkę oraz rodzeństwo, ich wzajemne relacje, opowieści z przeszłości. Okazuje się, że Charley dorastał w rozbitej rodzinie, gdyż jego rodzice się rozwiedli. Jest to opowieść całkiem zwyczajna – bo w dzisiejszych czasach niestety nikogo już chyba nie dziwią rozwody. I tutaj więc muszę stwierdzić, że się zawiodłam. Z tego, co mówi Charley, wyłania się obraz jego rodziny – ale jest to obraz jeden z wielu, zwyczajny, nic z niego nie wynika. Oczywiście ciekawymi postaciami są jego rodzice. Zwłaszcza ojciec, który wywierał na Chicku duży nacisk na to, aby ten zrobił karierę bejsbolową. Ale to tylko bohaterowie – a gdzie akcja? Coś, co przyciągnie czytelnika, zainteresuje, każe mu czytać dalej? „Jeszcze jeden dzień” to książka wyraźnie (w zamierzeniach) refleksyjna, ale minimum fabuły przydałoby się, aby ją ożywić.

Za wszystkimi twoimi historiami zawsze kryje się historia matki, ponieważ to w jej historii zaczyna się twoja.

Podoba mi się jednak nieco gawędziarski ton tej powieści. Główny bohater dosłownie opowiada ją czytelnikowi – wielokrotnie zadaje mu pytania, opisuje wydarzenia lekkim, przyjemnym, nienadętym językiem, a jednocześnie potrafi pięknie ubrać w słowa uniwersalne prawdy o życiu. Styl Mitcha Alboma jest inny, wyczuwa się w nim harmonię, spokój. Przy czytaniu „Jeszcze jednego dnia” miałam poczucie, jakby ktoś czytał mi tę książkę szeptem, powoli, w zupełnej ciszy dokoła. Albom jest dość oszczędny w słowach, ale właściwie nie ma się tu uczucia niedosytu, a całość czyta się sprawie i szybko.

Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co sądzę o tej książce. Na pewno się rozczarowałam, ponieważ spodziewałam się czegoś głębszego, bardziej skłaniającego do refleksji. Czytałam ją raczej z obojętnością, a jedynym, czym mogłam się zachwycać, był styl autora. Nie jest co prawda szczególnie genialny czy zapadający w pamięć, ale przyznaję, że dość specyficzny, niespotykany i przyjemny w odbiorze. Wolałabym jednak, aby w tej książce coś się działo. Zwyczajna historia o zwyczajnej rodzinie niestety nie zadowala mnie w pełni.

5 komentarzy:

  1. Cóż, nie moje klimaty, co jak co, ale nie lubię obyczajówek, które nie spełniają realiów, a ta powieść też mi trochę na odrealnioną brzmi, jakoś... Nigdy nie spotkałam się z podobną sytuacją, fakt, znam ludzi, którzy załamali się po utracie bliskich, ale to były zupełnie inne wydarzenia...
    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że Mitch Albom ociera się o realizm magiczny. Czytałam kiedyś inną jego książkę i była utrzymana w podobnym klimacie. ;)

      Usuń
  2. Super blog ;) Taki klimatyczny ;) Tej książki jeszcze nie czytałam, ale miałam się za nią zabrać :) Nie ma co, na pewno nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :D Zabierz się, może Tobie się bardziej spodoba. :>

      Usuń
  3. Podoba mi się twoja recenzja. Chętnie poznam :)
    Pozdrawiam i miłego, słonecznego dnia :)

    OdpowiedzUsuń