18 lutego 2017

[109] Obojętnie – „Morderstwo pod cenzurą”

Autor: Marcin Wroński
Ilość stron: 336
Literatura: polska
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal (Wydawnictwo W.A.B.)
Seria: Komisarz Maciejewski (tom I)
Moja ocena: 4/10
Wyzwania:
I zapamiętaj pan, dobry policjant wygląda, jakby nie wyglądał, albo wygląda jak bandyta. Tudzież jak alfons. Jak policjant wygląda na kogoś, uważasz pan, innego, to albo polegnie na służbie, albo jest zwykła świnia. Na takiego trzeba uważać.

Marcin Wroński urodził się w 1972 roku. Jako pisarz zadebiutował w 1992 roku zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”. Był także felietonistą i dziennikarzem radiowym oraz nauczycielem. Pisał książki dla dzieci, scenariusze, dramaty, a obecnie znany jest z kryminałów retro. Jest autorem cyklu o komisarzu Zydze Maciejewskim, który otwiera „Morderstwo pod cenzurą”.

Lublin, lata 30. XX wieku. Dochodzi do dwóch brutalnych morderstw – zabici zostają redaktor naczelny prawicowej gazety oraz cenzor prasowy. Dla policji oba te morderstwa nie mają punktu wspólnego, jednak komisarz Zyga Maciejewski, który prowadzi śledztwo, coraz bardziej skłania się ku tezie, że są one w jakiś sposób powiązane.

„Morderstwo pod cenzurą” było drugim kryminałem retro, po jaki sięgnęłam. I zdaje się, że ostatnim, bo z przykrością muszę stwierdzić, że znów ta odmiana kryminału do mnie nie trafiła. Naprawdę nie wiem, czy to umiejscowienie akcji w przeszłości ma wpływ na to, że kryminały retro do mnie nie przemawiają, czy coś innego. Lubię historię, lubię czytać książki historyczne, lubię też kryminały (żeby nie było), dlatego mam spore wątpliwości, czy to faktycznie w czasie akcji leży przyczyna. Z tym że to już drugi taki przypadek, i to znowu jeśli chodzi o tak znanego i lubianego autora. Ale po kolei.

Przede wszystkim nie poczułam tu ani razu zaciekawienia, które przecież w przypadku kryminału pojawić się powinno, i to jak najszybciej. Padł trup, ale ja nie padłam z wrażenia ani wtedy, ani później, gdy śledztwo przyspieszyło. Było mi zupełnie obojętne, sprawa ani trochę mnie nie zaintrygowała. Śledziłam ją bez uwagi, bez zaciekawienia, od niechcenia, a kiedy ją rozwiązano, powiedziałam po prostu „aha” i zamknęłam książkę. I szybko zapomniałam o tym, co przeczytałam. Być może wynika to z zupełnego braku napięcia. I braku emocji. Obojętność wobec książki jest chyba jeszcze gorszym przypadkiem niż czytanie czegoś, co nas wkurza. Bo jeśli książka wzbudza w nas emocje, to dobrze, a to, że negatywne, pal licho, ważne, że jakiekolwiek. Ale jeśli nie interesuje i jeśli czyta się ją tak po prostu, bo się zaczęło i wypada skończyć, jednak zupełnie bez cienia zainteresowania, totalnie obojętnie – to jest coś bardzo nie tak.

Zupełnie nie polubiłam bohaterów. Bo trudno byłoby mi ich polubić, kiedy każda zlewała mi się z inną i w efekcie nie umiem nawet powiedzieć, ile ważnych postaci się tam przewinęło, o wymienianiu nazwisk nie wspominając. Wszyscy byli do siebie podobni, w dodatku mało realni, nijacy, jakby… teatralni? To jest mój największy problem z tą książką – miałam wrażenie, że każdej scenie brakowało realizmu, że wszystko było grane, nazbyt sztuczne, udziwnione, właśnie teatralne. Do tego dochodzi kwestia zupełnego braku klimatu. Nie potrafiłabym powiedzieć nic o Lublinie z początku lat 30. XX wieku. A przecież czytając powieść, której akcja umiejscowiona jest w jakimś momencie historycznym, oczekuje się, że autor zabierze nas do tych czasów, sprawi, że poczujemy się, jakbyśmy naprawdę tam byli. Ja niczego takiego nie poczułam. Lublin był dla mnie jak czarna dziura, pustkowie, próżnia. 
 
Naprawdę rzadko zdarza mi się, żebym żałowała czasu przeznaczonego na czytanie jakiejś książki – teraz tak jest, bo te lekko ponad trzysta stron kosztowało mnie tydzień. Nie wiem, w czym leży problem, bo zdaję sobie sprawę z tego, że Marcin Wroński jest bardzo znanym i lubianym autorem, zresztą laureatem wielu ważnych nagród. A jednak kompletnie nie leży mi jego twórczość – i mimo że przeczytałam tylko jedną książkę, nie mam ochoty próbować więcej. Po prostu nie widzę szans na to, żeby coś się w tej kwestii zmieniło. A to, czy warto przeczytać „Morderstwo pod cenzurą”, zostawiam Waszej decyzji, tym razem naprawdę nie wiem i nie odważę się polecić lub nie polecić.

10 komentarzy:

  1. Lubię lubić bohaterów książek które czytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. A nawet jak się nie lubi, to jest lepiej, niż gdy się jest wobec nic obojętnym. :(

      Usuń
  2. Kryminał retro to trudny gatunek. Może spróbuj sięgnąć po książki Maureen Jennings o detektywie Murdochu? Zanim na dobre zrezygnujesz z tego typu historii :) A co do Wrońskiego, nie miałam okazji czytać jego powieści, ale pierwszy tom mam gdzieś na półce. No i oczywiście zgadzam się, że obojętność wobec bohaterów jest gorsza niż irytacja. Nie znoszę kiedy ich losy w ogóle mnie nie interesują, a nawet nie obchodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam tej autorki, nie słyszałam o niej, więc dzięki, przyjrzę się. :D

      Usuń
  3. Hmmm czytam właśnie książkę, która jest całkiem niezła, ale wybrałam dla niej zły czas, przez to nie będę w stanie jej docenić - no i tak bywa, że trzeba mieć ochotę na taką a nie inną lekturę. Ale tutaj widzę, że to nie o to chodzi, po prostu coś poszło nie tak przy pisaniu... Dodać do czarnej listy, pt. "czytaj jak już spalą wszystkie inne książki"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę trudno mi odpowiedzieć na to pytanie - u mnie nie zagrało, ale pan Wroński ma dużo fanów, więc myślę, że najlepiej będzie samemu się przekonać. :)

      Usuń
  4. Ja tam mogę bohaterów nie lubić, ale muszą być jacyś, specyficzni, różni od siebie, bo inaczej to nie ma sensu. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora i nie ciągnie mnie do niego jakoś specjalnie, chociaż czytałam wiele pozytywnych recenzji jego powieści :) Poza tym kryminał retro... jakoś nie bardzo. Próbowałam swego czasu z Krajewskim i też nie zaiskrzyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ja też próbowałam z Krajewskim. Nie podobało mi się, ale było lepiej niż tu. Mimo że dwóch bohaterów zlewało mi się w jednego, to jednak byli jacyś, potrafiłam coś o nich powiedzieć. W przeciwieństwie do głównego bohatera tej książki.

      Usuń
  5. Czasami zdarzają się i książki, które wcale nam nie przypadają do gustu. Ale pomimo wszystko na Wrońskiego mam wielką chęć, bo akcja książek dzieje się w moim ukochanym Lublinie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak więc jak najbardziej warto przekonać się samemu. Życzę Ci, żeby Ci się spodobało. :)

      Usuń