16 października 2017

[156] Wojna tak blisko nas. A jednak tak daleko – „Człowiek to człowiek, a śmierć to śmierć”

Autor: Maria Stepan
Ilość stron: 240
Literatura: polska
Wydawnictwo: Zwierciadło
Moja ocena: 6/10
Wyzwania:

Nikt nie wie, jak wygląda piekło. Niektórzy w nie nawet nie wierzą. A oni w takim piekle są, Kolejny dzień. Bo są pewni, że jeśli stąd odejdą, jeszcze gorsze piekło zgotuje im władza. 
 
Listopad 2013 roku. Prawie cztery lata temu. Ukraina. Centrum Kijowa. Majdan. Czas i miejsce, kiedy ukraiński naród zbuntował się przeciwko sympatyzującej z Rosją i antyeuropejskiej władzy. Protesty i manifestacje w ciągu kilku tygodni przeistoczyły się w walkę Berkutu z ludnością cywilną. Apogeum nastąpiło w lutym 2014 roku, kiedy kilkaset osób straciło zdrowie, a nawet życie. W końcu dotychczasowy prezydent został usunięty z urzędu, po jego wcześniejszej ucieczce z Kijowa. Niedługo potem Krym został anektowany przez Rosję. Kolejny cios dla Ukrainy. Obecnie trwa tam wojna, choć rzadko kiedy konflikt Ukrainy z Rosją faktycznie się tak nazywa. Reportaż Marii Stepan dobitnie jednak pokazuje, że na Ukrainie trwa regularna walka, w której zginęło już dużo ludzi.

Terroryści zabijają w Paryżu 17 osób. Kilka dni później inni terroryści, na wschodniej Ukrainie, niedaleko miejscowości Wołnowacha, ostrzeliwują z wyrzutni rakietowych Grad cywilny autobus. Ginie niemal tyle samo. 13 osób. Kobiety. Dzieci. W ukraińskim parlamencie na trybunie jeden z parlamentarzystów wiesza hasło: "Je suis Wolnowacha". Na czas żałoby awatar na Twitterze zmienia nawet prezydent Petro Poroszenko. Zamiast zdjęcia napis: "Je suis Wolnowacha". Nikt jednak z wielkich tego świata, którzy kilka dni wcześniej maszerowali ulicami Paryża, do Kijowa nie przyjeżdża.
Śmierć to śmierć. A człowiek to człowiek. I śmierć wartościuje. Jedna ważniejsza. Bardziej tragiczna. Druga trochę mniej. I męczy mnie to. Zastanawia. Dlaczego świat tak wystraszył się śmierci w centrum sytego Paryża. A śmierć gdzieś pod Wołnowachą niemal nikogo już nie porusza.
Tacy jesteśmy, Europejscy. A śmierć to przecież śmierć. A człowiek to człowiek...

Mam wrażenie, że świat zapomniał o Ukrainie. Pamiętam, jak wieści z Majdanu stanowiły czołowy punkt każdych wiadomości. Pamiętam, jak Unia Europejska oburzała się po aneksji Krymu i przeprowadzeniu nielegalnego referendum. Pamiętam też obrazy z frontu – bez wątpienia to, co pokazywano, wyglądało na nic innego, a na wojnę. Tak było trzy-cztery lata temu. Niewiarygodne, jak szybko świat zapomniał o zielonych ludzikach, Krymie, Majdanie – o tym, że ukraiński naród chciałaby być częścią Unii Europejskiej, ale władza mu to uniemożliwiła. Naprawdę rzadko w jakichkolwiek wiadomościach podnosi się jeszcze ten temat. A przecież to tak niedaleko nas, tuż obok. Dlaczego odwracamy spojrzenie, myśląc, że to nas nie dotyczy, że Ukraina leży gdzieś daleko od nas i nie jesteśmy w stanie nic dla niej zrobić?

Teoretycznie wojny między Ukrainą a Rosją nie ma. Ale wojna jest. Ci, którzy na nią właśnie wyruszyli, wiedzą, że to wojna o życie. I na śmierć.

Książki takie jak ta są potrzebne. Nie pozwalają zapomnieć, że tuż za naszą wschodnią granicą toczy się walka na śmierć i życie o wolność. Pokazują, że wojna nie jest czymś, co w tych czasach nie może nas dotknąć, że to coś charakterystycznego dla minionych wieków, coś, co mamy już za sobą. Maria Stepan w swoim reportażu ukazuje cząstkę świata, który jest teraz rzeczywistością Ukrainy. Przedstawia konflikt możliwie jak najbardziej od początku, aż do teraz. Pokazuje, jak demonstracje i protesty zwykłych ludzi przerodzily się w walkę, w której wielu poniosło śmierć. A potem zabiera czytelnika na front – tam, gdzie toczy się regularna wojna. Rozmawia zarówno z jedną, jak i drugą stroną – z obywatelami Ukrainy walczącymi o władzę respektującą ich prawa, będącą dla nich, a nie przeciw nim, a także z funkcjonariuszami Berkutu czy Rosjanami, którzy stanowią większą od Ukraińców część ludności krymskiej i woleliby znaleźć się w swojej ojczyźnie, w swojej Rosji. Skupia uwagę na wszystkich – od młodych chłopców protestujących na Majdanie i młode dziewczyny przygotowujące dla manifestantów jedzenie, przez żołnierzy walczących na froncie, aż po ludzi starszych, tak samo zaangażowanych w walkę o wolność i europejskość, co młodzi. Opowiada o tych, którzy zginęli – często młodych, dwudziestoletnich, mających przed sobą całe życie. To jest prawdziwy obraz dzisiejszej Ukrainy.

Abstrahując jednak od tego, jak ta książka jest ważna i potrzebna, trzeba zwrócić też uwagę na warsztat Marii Stepan. Niestety, ale sposób, w jaki ten reportaż jest napisany, zupełnie nie przypadł mi do gustu. Tekst jest bardzo poszatkowany, na jednej stronie występują niekiedy trzy czy cztery wyróżnione odstępem fragmenty tekstu. Brak tutaj ciągłości narracyjnej, ma się wrażenie, jakby autorka skakała z tematu na temat. Poza tym cały reportaż napisany jest nieskomplikowanym stylem – znaleźć w nim zdanie wielokrotnie złożone, to jak znaleźć igłę w stogu siana. Przeważają zdania pojedyncze, a nawet równoważniki zdań, co mnie osobiście po jakimś czasie zaczynało męczyć. Poza tym Maria Stepan ma przedziwną manierę pisania w równie przedziwnym szyku, który jakby trochę przypomina łaciński – z orzeczeniem na końcu zdania. Od czasu do czasu nic przeciwko nie mam, ale gdy większość zdań jest napisana w ten sposób, zaczyna to być irytujące. Mam wrażenie, że autorka za bardzo osiadła w telewizyjnym stylu reportażu, który jednak nie sprawdza się w wersji pisanej.

– Staliśmy tutaj w imię wolnej Ukrainy. Demokratycznej. Dlatego jak naród powie, tak ma być. Trzeba słuchać Majdanu. Bez Majdanu oni nie będą mogli, nie powinni, rządzić państwem. Bo państwo to Majdan.

Niemniej tym, którzy chcieliby dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja na Ukrainie i co działo się w latach 2013-2016, bardzo ten reportaż polecam. Co prawda bardziej skupia się na pierwiastku ludzkim, aniżeli przedstawia faktycznie przyczyny takiej sytuacji, czy to polityczne, czy to historyczne, jednak myślę, że tak czy inaczej warto. Choćby dlatego, że musimy pamiętać. Bo świat zdaje się zapominać.

3 komentarze:

  1. Ostatnio rozmawiałam z mężem, że nic się nie mówi o tym, co dzieje się n Ukrainie, która została przez Europę zapomniana. Zgadzam się - takie książki są bardzo potrzebne, aby pomóc nam zrozumieć i nauczyć się dostrzegać to, co ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Mam wrażenie, że inne problemy Europy stały się takim pretekstem do tego, żeby nie mówić o Ukrainie. Ukraińcy też widzą, że nikt im nie pomoże, sami muszą sobie poradzić. To naprawdę smutne...

      Usuń
  2. super recenzja, naprawde mnie zaciekawiła;)

    OdpowiedzUsuń