16 października 2019

[264] Skryta w cieniu ekranizacji – „Psychoza” [recenzja premierowa]


Nie wiem jak Wy, ale ja, kiedy słyszę słowo „psychoza”, od razu mam przed oczami film Alfreda Hitchcocka i słynną scenę morderstwa pod prysznicem, a w głowie odtwarza mi się towarzysząca tej scenie muzyka (mimo że, notabene, filmu nigdy nie widziałam). Do tego skojarzenia szybko dołącza jeden z moich ulubionych seriali Netflixa pt. Bates Motel, który jest swego rodzaju prequelem do Hitchcockowskiej Psychozy – z tą różnicą, że akcja nie dzieje się w tym samym mieście i, co ważniejsze, w tych samych czasach (fabułę osadzono we współczesności). Dzisiaj zabieram Was w podróż do źródeł, bo nie wiem, czy o tym wiedzieliście, ale zarówno serial Netflixa, jak i Psychoza Hitchcocka, a także jej kolejne, mniej lub bardziej udane kontynuacje, mają swój początek w literaturze. Książkowa Psychoza światło dzienne ujrzała w 1959 roku i wyszła spod pióra Roberta Blocha.


Czterdziestoletni Norman Bates mieszka wraz z apodyktyczną matką i prowadzi z nią mały motel na uboczu. Pewnego razu zatrzymuje się w nim Mary Crane, młoda kobieta, która ukradła ze swojej dotychczasowej pracy czterdzieści tysięcy dolarów i zamierza uciec z nimi do ukochanego, aby zacząć z nim nowe życie. Norman zaprasza ją na kolację, na której dość niespodziewanie dla obu stron mężczyzna zaczyna się zwierzać Mary ze swojej relacji z matką. Kilkaset kilometrów dalej zaniepokojona siostra Mary zwraca się z prośbą do detektywa, aby ten ją odnalazł. Przypadkiem odkryje on szokującą prawdę o losie kobiety, podążając jej śladem i trafiając do motelu Batesów.

Trudno mówić tu o jakimś napięciu, tajemnicy, elemencie zaskoczenia czy czymś tego typu, jeśli dobrze tę historię znamy. Psychoza mogła zaskakiwać, i z pewnością zaskakiwała, sześćdziesiąt lat temu, kiedy pojawiła się na rynku wydawniczym, dziś jednak chyba ze świecą szukać osoby, która zupełnie nie wiedziałaby, o co w tej historii chodzi i na czym polega jej fabularny twist. Skupię się więc może nieco bardziej na tym, co poza tym twistem – a raczej przed.

Psychoza Blocha jest niewielkiego rozmiaru powieścią. Pierwsze skrzypce gra tu bez wątpienia Norman Bates, to on jest centralnym punktem tej historii i to jego jako bohatera poznajemy najbardziej. Z pewnością Norman jest największym atutem tej książki – autor stawia na zgłębianie jego psychiki, ale jednocześnie robi to nieco z jego perspektywy, dzięki czemu czytelnik (ale ten, który jakimś cudem nie zna filmu) będzie się czuł coraz bardziej skołowany, kiedy pewne fakty (tj. fakty widziane oczami Normana i fakty widziane oczami innych bohaterów) zaczną się rozjeżdżać. Norman jest ciekawą postacią o tyle, że sposób jego myślenia wydaje się naprawdę bardzo racjonalny, wiarygodny i sensowny. Przyzwyczajona jednak do wersji serialowej, w której Norman (w tej roli Freddie Highmore) to jeszcze licealista, nieco zagubiony chłopak, który cały czas żył pod parasolem ochronnym matki, a teraz się spod niego wyrywa, byłam zaskoczona, że w książkowej Psychozie Norman to czterdziestoletni mężczyzna o dość nieciekawej aparycji, nieco zdziwaczały, choć sprawiający wrażenie nieszkodliwego. Sprawianie wrażenia to zresztą coś, co wychodzi Normanowi świetnie – łatwo się nabrać na jego opiekuńczość wobec schorowanej, starej matki, na swego rodzaju poświęcenie własnego życia prywatnego po to, aby się nią zajmować, na czytane przez niego książki (głównie o tematyce psychologicznej, czy wręcz psychiatrycznej), na spokój, który bije od stojącego niejako na uboczu motelu, wspólnego małego biznesu mamy i syna. Bloch nie daje poznać, że na tym pięknym obrazku miałaby się pojawić jakaś skaza, a jednak – finalnie okazuje się, że nie wiedzieliśmy nic, nawet nie zbliżyliśmy się do prawdy.

Pewnym zaskoczeniem (przypominam, że mówię z perspektywy osoby, która oglądała jedynie serial) było też dla mnie to, że akcja toczy się jakby dwutorowo, albo i nawet trójtorowo. Pierwszym torem jest oczywiście Norman. Drugim i trzecim natomiast (albo po prostu drugim, bo w pewnym momencie jeden przechodzi w drugi) są wątki Mary i detektywa, który tej Mary poszukuje. To są tak naprawdę „ci inni” bohaterowie, dzięki którym ostatecznie wszystkie klocki wskakują na właściwe miejsce i odkrywamy prawdę, natomiast mam wrażenie, że jak na tak cienką książkę autor poświęcił im zaskakująco dużo uwagi. Wątek Mary, która szybko schodzi ze sceny, bo pada ofiarą mordercy w motelu Batesów, jest dosyć rozbudowany, a ja mam takie odczucie, że zupełnie niepotrzebnie. Zarys jej sytuacji życiowej osobiście mnie znudził, tak samo jak późniejszy wątek detektywa i całego śledztwa skoncentrowanego na poszukiwaniach Mary. Wolałabym chyba całość obserwować ciągle z perspektywy Normana, choć wtedy oczywiście trudniej byłoby osiągnąć zamierzony punkt kulminacyjny, który, warto dodać, dzisiaj może już tak nie zaskakiwać, ale te kilkadziesiąt lat temu na pewno szokował. 

Mam takie poczucie, że Psychoza to jedna z tych książek, które trudno docenić, jeśli było się lub nadal jest pod wrażeniem którejś z jej ekranizacji (czy filmów lub seriali, które na niej bazują). Jak wspomniałam, jestem wielką fanką Bates Motel, w którym historia ta została nieco zmodyfikowana, ale też znacznie rozbudowana. Nie umiem się od tego do końca odciąć, zwłaszcza że dla mnie Norman Bates ma twarz młodego przecież Freddiego Highmore’a, a Norma Bates to wcale nie schorowana staruszka, tylko piękna, zgrabna, będąca w kwiecie wieku i zawsze świetnie ubrana Vera Farmiga. Być może ci, którzy są z kolei wielbicielami obrazu Hitchcocka, będą mogli bardziej docenić tę w moim odczuciu raczej skromną książkę Blocha, ponieważ film chyba dość wiernie odwzorowuje powieść. A może również nie będą mogli pozbyć się z głowy twarzy Anthony’ego Perkinsa. Jakkolwiek by nie było – zawsze warto spróbować samemu. Jakby nie patrzeć, Psychoza Blocha to już w jakimś sensie klasyk, choć zdecydowanie przykryty sławą ekranizacji.

Informacje o książce:
Autor: Robert Bloch
Tłumacz: Ewa Spirydowicz
Tytuł oryginalny: Psycho
Ilość stron: 222
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Vesper
Moja ocena: 6/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Vesper.

1 komentarz:

  1. W takim razie mam jeszcze szansę zachwycić się tą opowieścią, bo nie widziałam żadnej ekranizacji :) Przeczytam, dam jej szansę.

    OdpowiedzUsuń