6 stycznia 2016

[47] Morderca może poczekać – „Głowa Minotaura”

Autor: Marek Krajewski
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal (Wydawnictwo W.A.B.)
Seria: Edward Popielski (tom 1)
Język oryginału: polski

Mężczyzna nie musi być piękny. Powinien być nieco ładniejszy od diabła. Ale nie może być diabłem.



Marek Krajewski urodził się w 1966 roku we Wrocławiu. Jego korzenie rodzinne sięgają jednak Lwowa. Studiował filologię klasyczną na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie później pracował jako wykładowca. Od 2007 roku całkowicie poświęca się pisarstwu. Jest znany głównie z cyklu kryminałów z Eberhardem Mockiem.

Rok 1937. W Breslau zostaje odnalezione ciało brutalnie zgwałconej i zamordowanej cudzoziemki. Śledztwa podejmuje się Eberhard Mock. Wymaga ono jednak przeniesienia się do Lwowa i współpracy z polską policją. Przyjemność pracy z Mockiem zyskuje Edward Popielski. Wspólne charaktery i te same zamiłowania pomogą im w nawiązaniu kontaktu, a w efekcie rozwikłania zagadki Minotaura, który już wcześniej w ten sam sposób co w Breslau zamordował dwie kobiety w okolicy Lwowa.

„Głowa Minotaura” to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Marka Krajewskiego. Już po fakcie zorientowałam się, że ta książka to właściwie ostatnia z Eberhardem Mockiem (jeśli się mylę, proszę mnie poprawić, ale takie informacje znalazłam). Nie wiem jednak, czy to właśnie ten fakt zaważył na ostatecznej opinii o niej. „Głowę Minotaura” bowiem uważam za książkę poprawną, nic więcej.

Być może zacznę od końca, ale chciałabym zwrócić uwagę na dysproporcje w tej książce, które mnie bardzo irytowały. Przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, że Marek Krajewski w powieści, która miała być kryminałem, zrzucił wątek kryminalny na drugi plan, skupiając się na prywatnym życiu głównych postaci – Eberharda Mocka i Edwarda Popielskiego, choć bardziej na tym drugim, który w tym cyklu przejmuje pałeczkę od pierwszego. Wspaniale, kiedy autor pamięta, że nawet policjant, detektyw czy prokurator ma jakieś życie poza pracą – jest tak samo ojcem, mężem i zwykłym mężczyzną. Gorzej, kiedy życie prywatne jest bardziej wyeksponowane niż zawodowe – kiedy bohater przykuwa większą uwagę do uganiania się za panienkami i picia w podejrzanych barach niż do uganiania się za mordercą, który w najlepsze grasuje na jego terytorium. Czy to jest właśnie to, czego oczekuje czytelnik, sięgając po kryminał? Odnoszę wrażenie, że Edward Popielski, za namową Mocka, Markowi Krajewskiemu nieco wyrwał się spod kontroli. Panowie pozwolili sobie poużywać, zapominając wówczas o śledztwie, aby potem w nagłym, szaleńczym zrywie jeździć z Breslau do Lwowa i z powrotem, zahaczając przy okazji o Katowice.

W związku z powyższym główne postacie, swoisty dream team Mock&Popielski, może nie wypadają źle, ale również nie zachwycają. Wydaje mi się, że dużym błędem było wykreowanie dwóch uderzająco do siebie podobnych pod względem charakteru postaci. Popielski jest prawie że odbiciem lustrzanym Mocka, sam autor zwraca uwagę na to, że obaj panowie mają podobne upodobania („miłośnicy starożytności i kobiecego ciała”, jak głosi okładka). I oboje irytują swoją porywczością, która czasem daje wręcz efekt przerysowania.

Książkę ratuje ciężki, brudny klimat, jaki udało się stworzyć Krajewskiemu. Nieważne, czy akcja akurat ma miejsce w Breslau czy we Lwowie, nastrój tej powieści ciągnie się za Mockiem i Popielskim. Książka przepełniona jest podejrzanymi ludźmi, typami spod ciemnej gwiazdy – zapijaczonymi bandytami, prostytutkami szukającymi okazji do zarobienia na dworcach, właścicielami domów publicznych – którzy zwiększają niepokój, poczucie zagrożenia i dzięki którym atmosfera się zagęszcza. Chociaż akcja nie zawsze (aczkolwiek często) ma miejsce po zmroku lub przed świtem, czytelnik ma nieustanne wrażenie, że czy to w Breslau, czy to we Lwowie, ciągle panuje mrok.

Nieoczekiwane zakończenie wbija w fotel i jest jeszcze jednym pozytywnym elementem „Głowy Minotaura”. Czegoś takiego na pewno się nie spodziewałam. Przeczuwałam, jaki może być kolejny ruch Minotaura i kto może się nim okazać, ale Marek Krajewski zręcznie wyprowadził mnie w pole i zrobił coś nieoczekiwanego.

Warto również zwrócić uwagę na język „Głowy Minotaura”. Akcja książki ma miejsce w latach 30. XX wieku, a w dialogach widać pracę, jaką Krajewski w nie włożył, są one bowiem poddane stylizacji na ówczesny język, a ponadto – kiedy akcja przenosi się do Lwowa – na dialekt lwowski, do którego zamieszczono słowniczek. Czytało się to niezwykle przyjemnie, ponieważ takie zabiegi pozwalają łatwiej przenieść się w miejsce i czas akcji.

Podsumowując wszystkie plusy i minusy, „Głowę Minotaura” uważam za poprawną książkę, przy czym kluczowe jest słowo „książka”. W zamierzeniu kryminał okazał się bardziej powieścią obyczajową z mocnym wątkiem sensacyjnym. Coś jednak musi być w Marku Krajewskim, że uważa się go za tak znakomitego pisarza, dlatego na tej jednej książce na pewno nie poprzestanę.



Ocena: 7/10

2 komentarze:

  1. Czytałam dwie książki Krajewskiego - pierwszą i drugą część cyklu z Mockiem - i obie podobały mi się mocno średnio. Przeszkadzała mi właśnie marginalizacja wątku kryminalnego, jak widzę, autor konsekwentnie się tego trzyma. Denerwowały mnie też opisy hulaszczego trybu życia detektywa, bo wolałabym poczytać o tym jak prowadzi śledztwo, a nie upija się na umór w jakimś szynku. Szkoda, że kiedy pojawia się nowa postać to wszystko jest po staremu, bo miałam nadzieję, że książki z Popielskim będą lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei miałam nadzieję, że wcześniejsze książki wykażą się bardziej pod względem wątku kryminalnego, ale widzę, że też nie... Cóż, szkoda, bo Krajewski nie pisze źle. :c

      Usuń