9 lutego 2017

[106] Czy da się podrobić mistrza? – „Co nas nie zabije”

Autor: David Lagercrantz
Tytuł oryginału: Det som inte dödar oss
Ilość stron: 504
Literatura: szwedzka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Moja ocena: 6/10
Wyzwania:
  • 78 książek 2016 (77/78)
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 3,7 cm)
Nikt nie wyjawia nic poufnego, jeśli nie ma z tego korzyści. Czasami pobudki są szlachetne, jak na przykład poczucie sprawiedliwości, chęć ujawnienia korupcji czy nadużyć. Najczęściej jednak w grę wchodzi walka o władzę - chęć pogrążenia przeciwnika i wzmocnienia własnej pozycji.



David Lagercrantz urodził się w 1962 roku. Jest szwedzkim dziennikarzem śledczym oraz pisarzem. Swoją karierę dziennikarską rozpoczął w regionalnej gazecie „Sundsvalls Tidning”, a potem kontynuował ją w znanym już w całej Szwecji „Expressen”. Mimo że na koncie posiada kilka książek, w Polsce najbardziej znany jest z biografii Zlatana Ibrahimovića, pt. „Ja, Ibra”. W 2015 roku wydał „Co nas nie zabije”, książkę nawiązującą do bestsellerowej serii Millennium autorstwa Stiega Larssona.

Mikael Blomkvist myśli o porzuceniu zawodu dziennikarza śledczego, a Lisbeth Salander bierze udział w zorganizowanym ataku hakerów na NSANet. Oboje nie mieli ze sobą od dawna kontaktu. Mimo to ich losy ponownie się splatają, kiedy profesor Balder, będący ekspertem w dziedzinie badań nad sztuczną inteligencją, prosi Mikaela o pomoc. Profesor niedawno wrócił ze Stanów Zjednoczonych, aby zaopiekować się swoim kilkuletnim synem z autyzmem, chociaż kilka lat wcześniej pozbawiono go praw rodzicielskich. Czuje się zagrożony z powodu informacji na temat działalności amerykańskich służb specjalnych, które posiada, a jego przeczucie się nie myli – gdy w środku nocy Mikael do niego przyjeżdża, jest już za późno. Kto i dlaczego zabił profesora? Jakie informacje ukrywał Balder? I czy uda się wydobyć od dziecka z autyzmem informacje na temat zabójcy jego ojca?

Swego czasu o trylogii Millennium Stiega Larssona było głośno. Choć już wcześniej była dosyć znana, seria zyskała większy rozgłos dzięki amerykańskiej ekranizacji, której premiera miała miejsce w 2011 roku. Stieg Larsson był szwedzkim dziennikarzem, aktywnie udzielającym się na rzecz demokracji i wolności słowa w Szwecji lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, która w tamtym okresie borykała się z nietolerancją religijną i rasową propagowaną przez skrajną prawicę. Niestety Larsson zmarł w 2004 roku, jeszcze przed wydaniem pierwszej części Millennium w Szwecji, „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet”. Mimo to trzy książki, które Larsson przekazał wydawcy, zostały wydane i odniosły ogromny sukces nie tylko w Szwecji, ale także za granicą. Saga Millennium miała liczyć łącznie dziesięć tomów, jednak śmierć Larssona przekreśliła te plany – początkowe dwieście stron czwartej części znajdują się na laptopie, w którego posiadaniu jest jego życiowa partnerka. Tylko ona i nikt więcej. A więc „Co nas nie zabije” to nie jest czwarta część.

Książki Larssona były jednymi z pierwszych, które idealnie trafiły w mój gust. Czytałam je już parę lat temu, ale Larsson nadal jest dla mnie jednym z tych autorów, którzy ukształtowali mój czytelniczy gust i którzy są dla mnie pisarskim guru. Dlatego wiadomość o wydaniu tzw. „czwartej części” Millennium, napisanej przez innego autora, przyjęłam co najmniej z konsternacją. Nie jestem przekonana do takich pomysłów, bo czym różni się taki Lagercrantz piszący kontynuację Millennium od wielu blogerek i blogerów piszących fan fiction opartych na Harrym Potterze? Od kiedy w ogóle wydaje się fan fiction? Cóż, odpowiedź jak dla mnie jest oczywista – od kiedy to się opłaca. Dlatego postanowiłam, że nie dołożę do tego interesu ani grosza i nie kupię „Co nas nie zabije”. Tuż przed premierą tej książki napisałam, co o tym myślę, w tym poście i swoje zdanie nadal podtrzymuję. Książkę jednak przeczytałam – chociaż faktycznie nie wydałam na nią ani grosza. Udało mi się ją przeczytać w akcji CzytajPL, która odbyła się w listopadzie zeszłego roku. Postanowiłam, że podejdę do tej książki bez uprzedzeń, naprawdę dam jej szansę, pozwolę Lagercrantzowi się obronić i zapomnę o haśle „czwarta część Millennium”, z którym zwyczajnie nie mogę się pogodzić. Tak też zrobiłam, a dzisiaj podzielę się z Wami wrażeniami i przemyśleniami.

Przede wszystkim zabierając się za kontynuację czyjejś serii, trzeba umiejętnie odwzorować czy to uniwersum, czy to postaci. W przypadku Millennium ważniejsze jest to drugie. Lagercrantz powołał do życia szereg swoich własnych postaci, jednak trzon tych książek stanowi para bohaterów – odważny dziennikarz Mikael Blomkvist oraz ekscentryczna hakerka Lisbeth Salander. Ta dwójka to świetnie skrojone, doskonale przedstawione postaci, a więc trzeba przyznać, że Lagercrantz postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. W moim odczuciu odwzorowanie ich osobowości nie bardzo mu wyszło, wydaje mi się, że nie do końca autor czuje tak silne, wyraźne charaktery. Inni jego bohaterowie nie byli aż tak skrajni, a i Mikael i Lisbeth jakby stracili na mocy, wyblakli i stali się nieco cieniem samych siebie. Próba odrysowania ich piórem Larssona była, jednak wygląda na to, że Lagercrantz nie do końca go opanował – w efekcie kontury się nieco rozmyły, a wybuchowa para z Millennium tutaj okazała się co najwyżej zimnym ogniem, który może i spala się efektownie, ale też bardzo szybko i pozostawia po sobie niedosyt.

Patrząc jednak na „Co nas nie zabije” z perspektywy zwykłej książki, a nie kontynuacji dzieła innego autora, trzeba przyznać, że nie jest tak źle. Pozostając jeszcze przy temacie bohaterów, chciałabym nadmienić, że ci, których od początku do końca stworzył Lagercrantz, są całkiem dobrze wykreowani. To prawda, zdecydowanie nie zapadają w pamięć tak jak Mikael i Lisbeth, ale w trakcie czytania nic nie zgrzyta, nie wydają się papierowi, mają własne, odrębne osobowości i są zwyczajnie ludzcy. Wypadają dobrze i gdyby wspomniana para, oryginalnie stworzona przez Larssona, w „Co nas nie zabije” była wytworem wyobraźni Lagercrantza, to także wpisywałaby się w ten obrazek.
Intryga również jest dobrze zawiązana i dobrze poprowadzona. Zaciekawia, a więc thrillerowi w zasadzie niczego więcej nie potrzeba. Fabuła toczy się swoim rytmem, nie za szybko, nie za wolno. Autor co prawda mógłby popracować nad budowaniem napięcia, bo niekiedy tego brakowało, ale ogólnie rzecz biorąc, nie wypada źle. I tutaj jednak należy wspomnieć, że to nie jest Larsson – i to się czuje. „Co nas nie zabije” nie jest tak obszerne, naszpikowane szczegółami i skomplikowane jak każda z części Millennium. Wątki poboczne wypadają ciekawie – choćby temat autyzmu – jednak mam wrażenie, że są dalekie od tego, co planował Larsson i nie do końca pasują mi do tych, które pojawiały się w Millennium. Tam nie tylko wątek główny, ale i te mniej ważne, były nieco mroczne, niosły za sobą wrażenie niebezpieczeństwa, poza tym trylogia Larssona w dużej mierze opierała się na polityce, co według mnie jest charakterystyczne dla tego autora, który przecież przez całe swoje życie angażował się politycznie i znany był ze swojej walki z prawicą. U Lagercrantza tego nie ma. W efekcie „Co nas nie zabije” jest co najwyżej kolejnym kryminałem, który może i jest całkiem sprawnie napisany, ale nie odznacza się niczym szczególnym.

Podsumowując, uważam, że Lagercrantz o wiele lepiej wyszedłby na tym, gdyby stworzył książkę – czy książki – które od początku do końca byłyby jego tworem. Autor wyłożył się na tym, co tak naprawdę nie należało do niego. Nie potrafił odtworzyć uniwersum ani postaci. Nic dziwnego, nie jest to przecież takie proste, a każdy człowiek jest indywidualną jednostką i naturalne, że różni się od innego. Jednak nie mogłabym nie ocenić tej książki, nie porównując jej do pierwowzoru. Niestety, ku mojemu niezadowoleniu, Lagercrantz planuje piąty tom. Jeśli się ukaże, już raczej nie zamierzam go czytać. Z chęcią natomiast przeczytałabym książkę, która nie korzystałaby z sukcesu innego autora, ale była tylko i wyłącznie jego. Zresztą – z angielskiej Wikipedii wynika, że napisał kilka „swoich” książek. Niestety o żadnej nie słyszałam, a chyba tylko jedna z nich wyszła poza Szwecję, ukazała się nawet w Polsce, ale nie znam zupełnie tego tytułu. W takim razie powstaje pytanie – dlaczego Lagercrantz nie mógł się wybić i udało mu się to dopiero, gdy wypromowano go nazwiskiem kogoś innego?

9 komentarzy:

  1. Bardzo rzeczowa recenzja. :) Czytałam "Co nas nie zabije" i już sięgając po nią, byłam do niej nastawiona sceptycznie. Lagercrantz nie dorasta Larssonowi do pięt i to czuć wyraźnie. Dla mnie takie zabiegi to zwykły skok na kasę i próba wypłynięcia na popularności nieżyjącego autora. Po następną część nie zamierzam sięgać. Szkoda czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) No tak - gdyby to się nie opłacało, to ta książka by nie powstała. Smutne to jest. Ale jeszcze bardziej smutne jest to, że zarabia na nich rodzina Larssona, która nie dostałaby nic, gdyby Larsson żył. Albo przynajmniej spisał testament. Bo tak naprawdę nie byli w dobrych stosunkach, z tego, co czytałam. No ale cóż... Stało się, śmierć przyszła nagle, pewnie nikt się tego nie spodziewał. A pieniądze kuszą zawsze... :/

      Usuń
  2. Na razie nie planuję lektury, może kiedyś z ciekawości sięgnę, ale w też mam wrażenie, że chodzi po prostu o pieniądze i zdobycie sukcesu kosztem znanego nazwiska. Inaczej patrzyłabym na autora, gdyby udało mu się wypromować własną twórczością, a dopiero potem porwał się na "kontynuację" Millenium. Ale skoro jego książki się nie przebiły to mówi samo za siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też racja. Ja pierwszy raz o nim usłyszałam, nawet tej biografii Zlatana Ibrahimovica nie znałam, chociaż ponoć jest znana. I zdziwiło mnie to, że napisał jakieś "swoje" książki, bo też nigdy o nich nie słyszałam.

      Usuń
  3. Dla mnie Stieg Larsson mistrzem nie jest, bo jego książki nie są dla mnie rewelacyjne... Czytałam lepsze thrillery skandynawskie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie nie będę czytać. Dla mnie Millenium już jest zakończoną trylogią i nie chcę sobie psuć wrażeń

    Pozdrawiam
    toreador-nottoread.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chyba jednak także odpuszczę. Jestem książki trochę ciekawa, niemniej jednak boję się, że mogłaby mnie rozczarować.

    OdpowiedzUsuń