Równo dwa tygodnie zostały do premiery tzw. czwartej części sagi Millennium. Licząca sobie nieco ponad sześćset stron (albo 560, znalazłam różne informacje) książka „Co nas nie zabije” została napisana przez Davida Lagercrantza, szwedzkiego pisarza i dziennikarza. I choć uwielbiam Millennium, nie mam zamiaru wydać ani grosza na książkę, o której mowa. Dlaczego? Zaraz się dowiecie.
Krótko o całej sadze i Stiegu Larssonie...
Stieg Larsson, a właściwie Karl Stig-Erland Larsson, urodził się w 1954 roku w małym miasteczku nad Zatoką Botnicką (północne wybrzeże Szwecji). Za dwa dni obchodziłby urodziny. Niestety, zmarł 9 listopada 2004 roku w wyniku rozległego ataku serca. Nie jest tajemnicą, że Larsson nie dbał o swoje zdrowie, nie przejmował się radami bliskich osób. Jego brytyjski wydawca, Christopher MacLehose, przyznał, że Larsson wypalał dziennie ponad sześćdziesiąt papierosów, w dodatku był pracoholikiem, krótko mówiąc – nie dbał o siebie.

Stieg Larsson nie doczekał publikacji swojej pierwszej książki. „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” wydano już po jego śmierci, w 2005 roku (w Polsce w 2008 nakładem wydawnictwa Czarna Owca). Książka szybko stała się bestsellerem w Szwecji, Polsce i wielu innych krajach. Kolejne części, „Dziewczyna, która igrała z ogniem” oraz „Zamek z piasku, który runął”, powtarzały sukces poprzedniej. Cała saga to kryminalna trylogia z elementami thrilleru politycznego. Ponadto druga i trzecia część, w przeciwieństwie do pierwszej, tworzą zintegrowaną całość. Stieg Larsson miał zamiar napisać dziesięciotomową serię. W całości stworzył jednak te trzy powieści, a także konspekt następnej i napisał około dwustu stron.

Relacje Stiega z rodziną oraz miłość jego życia
Stieg Larsson do dziewiątego roku życia wychowywany był przez dziadków. Jego rodzice z różnych względów, także finansowych, nie byli w stanie się nim zająć. To właśnie dzięki temu młody Larsson bardzo związał się z dziadkiem, Severinem Boströmem, który zaszczepił w nim gotowość do obrony swoich przekonań – w tym gotowość do pójścia za nie do więzienia, gdzie trafił podczas II wojny światowej za jawny sprzeciw wobec nazistów. Po jego śmierci Stieg długo nie mógł dojść do siebie. Wrócił do domu rodzinnego, w którym żyli jego ojciec Erland i brat Joakim. To od ojca Stieg dostał pierwszą maszynę do pisania – na trzynaste urodziny. Jego rodzice starali się, aby otaczały go książki. Ojciec sądzi, że na zainteresowanie jego starszego syna dziennikarstwem i późniejsze poświęcenie się mu w pełni wpłynęła wojna w Wietnamie i organizowane w Szwecji przemarsze, na których wykrzykiwano hasła „Precz z Wietnamu!” i temu podobne. Ponadto Erland Larsson sądzi, że zainteresowanie jego syna polityką było efektem „rozpolitykowania” jego rodziny, bowiem ojciec Stiega był komunistą, a matka socjaldemokratką.

Wojna o spadek

Dlaczego nie kupię czwartej części Millennium?

Głównym powodem, dla którego nie mam zamiaru kupować „Co nas nie zabije”, jest to, że Lagercrantz oraz jego wydawca, zresztą nie tylko szwedzki, a niestety także polski, promują tę książkę w sposób dla mnie co najmniej obrzydliwy. Już samo nazywanie tej książki czwartą częścią jest nie w porządku. Nie jest to ani dzieło Larssona, ani jego pomysł, a już na pewno nie coś, z czego byłby zadowolony. Sam Lagercrantz w wywiadzie przyznał, że Larsson „nigdy nie pozwoliłby na grzebanie w jego świecie”, a wiedząc, że ktoś inny będzie kontynuował jego sagę, „byłby wściekły”. Nie wiem więc, dlaczego dziennikarz zdecydował się na takie posunięcie. Chociaż właściwie mogę się domyślać. Światem rządzą pieniądze, a skoro Millennium osiągnęło taki światowy sukces, jasnym jest, że kolejna część okaże się prawdziwą bombą, z której po wybuchu, tj. po premierze, zostaną ich ogromne ilości. Moim zdaniem jest to jawne i bezwstydne żerowanie na nieswoim sukcesie, a moje zniesmaczenie (lekko mówiąc) wzbudza fakt, że ów sukces należy do osoby, która nie żyje i która nie pochwalałaby takiego zachowania. Z tego powodu nie chcę dokładać własnych pieniędzy do takiego przedsięwzięcia. Nie chcę wspomagać postępowania tak wstrętnego.
Innym powodem jest sama postać Larssona oraz jego partnerki życiowej. Podziwiam Stiega Larssona zarówno za Millennium, a więc jako pisarza, jak i za to, co zrobił jako dziennikarz. Moim zdaniem był osobą bardzo odważną i inteligentną. Nie mogę odżałować jego przedwczesnej śmierci, mimo że pierwszą część jego sagi przeczytałam sześć lat po jej wydaniu w Szwecji. Był to jeszcze taki moment, w którym trylogia nie była tak znana. Prawdziwy przełom i bum na Millennium nastąpił po premierze amerykańskiej ekranizacji części pierwszej. Kiepskiej, swoją drogą, dużo gorszej od filmów produkcji, uwaga, szwedzko-duńsko-niemiecko-norweskiej. Jeśli zaś chodzi o Evę Gabrielsson, rozumiem jej położenie i ogromnie jej współczuję sytuacji związanej ze spuścizną Larssona. Nie ma wątpliwości, że łączyła ją ze Stiegem silna miłość (przecież przeżyli ze sobą ponad trzydzieści lat). Nie ma też wątpliwości co do powodów, dla których ich związek nigdy nie został sformalizowany. Gabrielsson po śmierci Stiega przeżyła piekło nie tylko związane z przedwczesną stratą ukochanej osoby, ale także z powodu batalii, jaka toczyła się o jej prawa do majątku Larssona. Władza i prawo stanęły przeciwko niej, tak jak wcześniej Larsson sprzeciwiał się władzy. Kupując „Co nas nie zabije”, stanęłabym przeciwko Evie Gabrielsson, a w żadnym wypadku nie chcę tego czynić. Nie mogłabym tak postąpić, bo moim zdaniem prawo do spadku należy się tylko jej. Prawo jest jednak nieubłagane, nie uznaje wyjątków, jest sztywne.
Nie chodzi tu o to, że z góry zakładam, iż książka Lagercrantza będzie gorsza od Millennium i w ogóle ów szwedzki dziennikarz nie dosięgnie do pięt Larssonowi. To byłaby hipokryzja z mojej strony. Nie znam tego autora, nie jestem w stanie stwierdzić, czy pisze dobrze, czy źle. Ukazywany jest jako mądry pisarz i wspaniały dziennikarz śledczy. Być może jest tak w istocie. Nie chcę mu ujmować talentu, bo może go mieć. Jednak z całym szacunkiem do niego, postępowanie rodziny Larssona, która z nim współpracuje, oraz wielu wydawców, nie tylko szwedzkich, odstręcza mnie. Czułabym się bardzo nie fair w stosunku do Larssona, gdybym była na ich miejscu. I czułabym się nie fair w stosunku do siebie. Gdyby książka nie była reklamowana jako kontynuacja Millennium, gdyby wszystko rozegrało się w miłym tonie i w zgodzie z Evą Gabrielsson, która także miała swój wkład w pisanie trylogii (choć, jak przyznaje, niewielki, bo ograniczała się do korekty i dyskusji), nie miałabym nic przeciwko. Kupiłabym i przeczytała „Co nas nie zabije” z przyjemnością. Rzeczywistość jest jednak inna. Wszystko się we mnie buntuje, kiedy patrzę na entuzjastyczne zapowiedzi tej książki. Widzę tam tylko chęć zbicia fortuny, skorzystania z czyjejś śmierci. Za bardzo lubię Millennium i za bardzo szanuję Stiega Larssona, aby przyjmować to ze spokojem, dlatego zdecydowałam się na ten post. Nie chcę nikogo nawoływać do „buntu”, nie chcę też działać na niekorzyść wydawnictwa. Chcę tylko zwrócić na coś uwagę. Wielu z fanów Millennium nie ma pojęcia o tym, jakim człowiekiem był jego autor i co miało miejsce po jego śmierci. Mam nadzieję, że są tacy, którzy dowiedzieli się tego z mojego posta. Zachęcam do wyciągnięcia własnych wniosków. Ja pozostaję przy swoim minibuncie.
Informacje na temat dzieciństwa i działalności politycznej Stiega Larssona czerpałam z książki Barry'ego Forshawa pt. „Stieg Larsson. Mężczyzna, który odszedł za wcześnie”.
Wykorzystane zdjęcia nie należą do mnie.
Dziękuję Ci za tą notkę, bo dała mi ona do myślenia. Teraz jeżeli będę miała kupić tą książkę to coajmniej 10 razy się zastanowię...chociaż raczej nie kupię jej wcale.
OdpowiedzUsuńJa nie mam póki co tego problemu, gdyż jeszcze nie czytałam całej trylogii. Wiem jednak, że takie literackie przedłużenia raczej nie są trafionym pomysłem.
OdpowiedzUsuńTo jest jakieś szaleństwo z tą całą niby 4 częścią Millennium. Jak się tylko o tym dowiedziałam to byłam wściekła. Gdyby chociaż ten "nowy" autor opierał się na tych 200 stronach pozostawionych to jeszcze to by mogło jakoś wyglądać. Ale tak bez ładu i składu to bezsensu. Jestem ogromną fanką trylogii i podzielam twoje zdanie w pełni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
rozenksiazek.blogspot.com
Przyznam szczerze, że nie wiedziałam nawet, że taka "4 część" wyszła. Mam całą trylogię na półce. I na razie nie mam czasu czytać, jednak dla mnie Millenium to chyba też na zawsze trylogia.
OdpowiedzUsuńWyjdzie 27 sierpnia. :) (niestety :P)
UsuńJak na razie się tym nie przejmuje, bo nie czytałam nawet pierwszej części, więc zupełnie nie myślę o tomie czwartym, ale serdecznie dziękuję za przybliżenie mi tematu ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie kupiłam
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, że mogłam choć skrótowo zapoznać się z kulisami wydania "4 części" Millenium; dzięki Tobie sięgnę po książkę o Stiegu Larssonie, aby dowiedzieć się więcej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziś właśnie skończyłam trylogię Millennium i stwierdzam, że to prawdziwy majstersztyg. Nie zamierzam czytać 4-ej części, aby nie psuć sobie smaku. Kiedyś popełniłam błąd, sięgając po kontynuację "Przeminęło z wiatrem" - do dziś nie mogę sobie darować, że to przeczytałam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam "Co nas nie zabije" i jestem mile zaskoczona bo książka jest cudowna i pomimo zasianej tu złej opinii o niej, moim zdaniem warto po nią sięgnąć.Myślę,że jeśli ktoś przeczytał trylogię Millenium powinien również sięgnąć po książkę wyżej tu wspomnianą.Moim zdaniem jest świetną kontynuacją sagi i napisana jest naprawdę dobrze więc jeśli ktoś lubi dobrą książkę to niech pomyśli nad uprzedzeniami autorki tego bloga. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że ja mówiłam o kupnie, nie o czytaniu. :) Polecam zaś czytanie, ale ze zrozumieniem. A w szczególności do ponownego (mam nadzieję, że dotrwałeś tam, Anonimie) przeczytania ostatniego akapitu.
UsuńPozdrawiam również.
W czym i komu ten Twój minibunt pomoże..? Nie chcesz to nie kupuj i nie czytaj.Ja na pewno polecę każdemu tą książkę.
UsuńMiłego wieczoru
A to on miał w czymś pomagać? Wyraziłam swoje zdanie. Książka może być świetna, ale działania wydawców obudziły we mnie niesmak, o czym postanowiłam napisać.
UsuńOsobiście myślałam, że jest to kontynuacja oparta na jakichś notatkach pierwotnego autora. Więc bardzo dobrze, że przybliżyłaś ten temat! To przekonanie o kontynuacji jakoś było naturalne, nikt nie myśli o takich rzeczach, gdy nie jest fanem (uważam, że dwa pierwsze tomy są świetne, ale jakoś nie mogłam się przemóc, aby zacząć tom kolejny)
UsuńPozdrawiam też anionimka, który jest pewnie podstawioną osobą z wydawnictwa lub hejterem, który nawet nie potrafi się podpisać :) Czytanie ze zrozumieniem rządzi :D
Aleś stary post odgrzebała! :D
UsuńNie wiem, ja się chyba bardzo wczułam w tę sytuację, stąd ten post i cała ta afera. Nie każdy musi się dostosowywać, natomiast czułabym się źle, gdybym kupiła którąkolwiek z kolejnych części, bo wiem, że autorowi by się to nie podobało.
Polecam trzecią część, jest równie świetna, a kolejne już wedle uznania. Czytałam tylko czwartą (w CzytajPL, więc za darmo :D), nie porwała mnie jako kolejna część z tego uniwersum, jako osobna książka byłaby znośna być może. Autor nie pisze źle. Recenzję też tutaj znajdziesz, gdybyś była zainteresowana. :)
A tym anonimkiem absolutnie się nie przejęłam. Komentarza niżej nawet nigdy nie widziałam, do teraz. xD
Świetna książka - polecam! Kawał dobrej roboty, dobrze przeprowadzonego researchu i kunsztu autora. Pewnie sama Eva z ciekawości też przeczyta, choć pewnie tego nie przyzna. Udanego minibuntu : ] Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń