19 stycznia 2018

#116 Kiedy czujesz, że zmienia ci się gust... || Rewolucja w czytaniu?


Ostatnio sporo zastanawiałam się nad tym, co czytam i jakie mam do tego podejście. Zaczęłam czuć się tym powoli zmęczona, moja satysfakcja z książek, po które sięgałam, coraz bardziej malała, w dodatku nabrałam ochoty na zupełnie inną literaturę niż dotychczas. Nie wiem, czy lepsze są zaplanowane szczegół po szczególe rewolucje, czy może spontaniczne zrywy – w moim przypadku wydarzyło się to pierwsze. To nie kwestia ostatnich dni, a miesięcy. Miesięcy myślenia o tym, co mogę zrobić, żeby znowu zacząć cieszyć się czytaniem i prowadzeniem bloga o przeczytanych książkach. W końcu postawiłam na zmiany.

Sprawdź, może masz ten sam problem?


Prolog

Czytam książki, odkąd pamiętam, a od kiedy prowadzę bloga, nie wyobrażam już sobie bez nich życia. Bohater Fikcyjny uświadomił mi, że chcę się orientować w świecie książek, jak najbardziej się da – obserwuję więc sporo innych blogów, subskrybuję książkowe kanały na YouTube'ie, przeglądam nowości i zapowiedzi na LubimyCzytać, śledzę strony internetowe dotyczące rynku wydawniczego, fanpage'e wydawnictw itd. Nawet jeżeli niektórzy blogerzy czy youtuberzy opowiadają o książkach, które mnie nie interesują, bo na przykład nie czytam takiego gatunku, to i tak czytam/słucham, co o nich sądzą. Wszystko po to, żeby się dobrze orientować. W zeszłym roku i dwa lata temu brałam też udział w wielu book tourach, które zazwyczaj były organizowane z książkami młodzieżowymi – trochę z ciekawości, ale bardziej po to, żeby wiedzieć. 

Wszystko powyżej powinnam napisać w czasie przeszłym. Od jakiegoś czasu chodzi za mną myśl, czy naprawdę muszę orientować się we wszystkim, czytać to, co czyta jakaś grupa ludzi, tylko po to, aby wiedzieć. Wszystko to odbywa się kosztem tego, co naprawdę chcę czytać. Funkcjonowałam tak przez dobre dwa lata i teraz mówię: stop.

Od tej chwili czytam, co chcę.

Cała prawda

Czuję, że mam dość czytania tego, co czytają wszyscy, zwłaszcza że większość blogosfery to młode osoby, najczęściej sięgające po młodzieżówki, których ja, gdyby nie blog, nigdy bym nie czytała. Jakoś tak wyszło, że jedynym okresem, kiedy czytałam powieści młodzieżowe, była mniej więcej 6 klasa podstawówki i 1 klasa gimnazjum. Potem zasmakowałam Kinga, poznałam kryminały spod pióra Lackberg czy Spindler, pochłonęłam Larssona – i na dobre odeszłam od młodzieżówek, choć te przez ten czas miały się naprawdę dobrze (a teraz mają się nawet lepiej). Mając więc naprawdę spore tyły w tej kwestii, chciałam to choć po części nadrobić. Teraz wiem, że po pierwsze to niemożliwe, bo większość młodzieżówek jest zupełnie w nie moim guście, a po drugie bezcelowe, bo oprócz wiedzy i możliwości odniesienia się do tych książek, nie zyskuję nic. Co więcej, mam wrażenie, że tracę, bo w czasie czytania dwóch młodzieżówek, mogłabym przeczytać jedną książkę, która będzie w moich klimatach i zrobi na mnie jakieś wrażenie.

Tak, czuję, że zmienia mi się gust. Znowu. Być może tak jest, że siedem lat to taka ilość czasu, w której zachodzą w nas wyraźne zmiany i za kolejnych siedem lat zwrócę się w jeszcze inną stronę, jeśli chodzi o książki (teoria spiskowa: moja poprzednia zmiana gustu miała miejsce mniej więcej, gdy miałam lat 14, teraz mam 21, coś w tym musi być!).

Można powiedzieć, że to będzie moja rewolucja w czytaniu. 

Co chcę czytać?

Przede wszystkim ostatnio mam coraz większą ochotę na literaturę faktu. Całkiem dużo tego typu książek przeczytałam w poprzednim roku, a w tym chciałabym jeszcze zwiększyć tę liczbę. Czytanie książek ma dla mnie zasadniczo dwie funkcje: rozrywkową i poznawczą. Zwłaszcza ta druga ostatnio bardzo mnie przyciąga. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o świecie, poznać jakieś miejsce, do którego być może nigdy, poza kartkami książki, nie trafię, zgłębić jakiś temat, przeczytać coś, co otworzy mi oczy na nową sprawę. Szeroko pojęta literatura faktu to dla mnie terra incognita – niezbadany teren, do którego dobiłam i w który wkraczam powolutku, z pewną dozą niepewności, ale też z ogromną ciekawością. Interesują mnie reportaże wydawnictwa Czarnego (Legimi oferuje ich sporo, więc mam co czytać), mam chęć zebrania i przeczytania publikacji z serii Prawdziwe historie z wydawnictwa Znak (przeczytałam trzy, kolejne dwie czekają), ale tak naprawdę jest tego o wiele więcej. Sporo czeka na moim czytniku, jeszcze więcej na odkrycie.

Poza tym coraz bardziej ciekawi mnie gatunek, jakim jest powieść historyczna. Chciałabym bardziej zgłębić ten temat, bo jak dotąd poznałam go jedynie z książki Elżbiety Cherezińskiej, powieści Edwarda Rutherfurda i dwóch tomów Królów przeklętych Maurice'a Druona. Zawsze lubiłam historię, a jeśli mogę poznać jakiś wycinek z dziejów ludzkości i przy tym otrzymać dobrą, fikcyjną opowieść, to jestem jak najbardziej za. Dwie pieczenie na jednym ogniu! 

Jeśli zaś chodzi o stricte funkcję rozrywkową, to ostatnio znowu mam dużą ochotę wrócić do moich kiedyś ukochanych kryminałów. Zaniedbałam ten gatunek, bo odkąd założyłam bloga, postanowiłam poszerzać swoje horyzonty (z czego jestem oczywiście zadowolona). Były takie momenty, kiedy nie czytałam kryminałów przez kilka miesięcy. Teraz chciałabym do nich wrócić i ponadrabiać zaległości – czekają na mnie takie nazwiska jak Lackberg (bo przeczytałam tylko dwie części jej serii), Nesbo, Coben, Gerritsen, Nesser, Link, Abbott, Horst, a nawet, uwaga, Christie! (I jeszcze sto tysięcy innych nazwisk, które są pewnie oczywiste, a teraz nie przyszły mi do głowy). Nie zapominam też o naszym rodzimym podwórku i zamierzam też sięgać po Mroza, Bondę, Małeckiego (Roberta, nie Kubę), Opiat-Bojarską, chciałabym spróbować swoich sił także z Puzyńską, Guzowską czy Czubajem (i pewnie innymi nazwiskami, o których znów zapomniałam). To są plany zapewne na lata, ale chciałabym sukcesywnie wyczytywać książki tych autorów, bo jeśli mam się przy czymś odprężyć, to wolę kryminały, a nie młodzieżówki.

Ostatnia na liście jest klasyka literatury. Po nią co prawda nie sięgam zbyt często, bo najpierw w szkole czytało się co jakiś czas coś z klasyki, a teraz na studiach też mam jej sporo (a na trzecim roku spodziewam się jeszcze więcej). Mimo wszystko i tutaj czeka na mnie sporo nazwisk, z którymi chciałabym się bliżej poznać: siostry Bronte, Charles Dickens, Fiodor Dostojewski, Erich Maria Remarque, Ernest Hemingway, Lew Tołstoj, Aleksander Dumas (ojciec i syn), Oscar Wilde, Vladimir Nabokov, Victor Hugo... I naprawdę wiele, wiele innych. 

Co chcę czuć?

Zaczęłam wymagać trochę więcej od literatury. Przede wszystkim chcę, żeby to, co czytam, rzeczywiście mi coś dawało – jeśli nie wiedzę, to chociaż emocje. Chcę czegoś, co mną wstrząśnie, co mnie przestraszy, co mnie wzruszy, co będzie czymś nowym, oryginalnym, na poziomie. Czegoś, co będę chciała poznać dla samej treści, a nie dlatego, że wszyscy to czytają, więc ja też przeczytam, bo muszę się orientować. Czegoś, po czym nie będę miała uczucia straconego czasu. Czuję, że moja głowa przepełniona jest informacjami o autorach i książkach, które niewiele mnie obchodzą i których nigdy nie poznam, bo nie są w moim guście. 

To, że planuję czytać inaczej niż dotychczas, nie oznacza jednak, że od czasu do czasu nie sięgnę po na przykład literaturę młodzieżową. Czasami pewnie się zdarzy, ale nie tak często, jak teraz. Nie oznacza to też, że będę czytać tylko literaturę faktu, książki historyczne, kryminały i od czasu do czasu klasykę. Chętnie sięgnę również po science fiction, powieści psychologiczne, thrillery czy powieści obyczajowe – ale muszą trafiać w mój gust, a nie być tym, co czytają wszyscy, ale ja niekoniecznie chcę się z tym zapoznawać.

Wyrok: współwinne

Z całą tą rewolucją wiąże się jeszcze jedna sprawa. Sporą „zasługę” w tym poczuciu, że nie czytam tego, co chcę, mają egzemplarze recenzenckie. Być może w jakimś poście jeszcze rozwinę ten temat, bo myślę, że warto o tym mówić, na razie jednak w skrócie. Mocno ograniczę takie egzemplarze albo w ogóle z nich zrezygnuję. Goniące mnie terminy zbytnio mnie stresują, nie zawsze mam ochotę akurat w danym momencie na czytanie danej książki, mam Legimi, które oferuje sporą ilość nowości, a poza tym współpraca z wydawnictwami czy agencjami nie wygląda tak, jak chciałabym, żeby wyglądała. Egzemplarze recenzenckie, choćby były to książki, które i tak chciałam kiedyś przeczytać, stały się kolejnym obowiązkiem, czymś spod znaku „muszę”, a nie „chcę”. A nie po to założyłam kiedyś bloga, żeby męczyć się z czytaniem. 

Epilog

Po co w ogóle Wam o tym piszę zamiast po prostu czytać to, co chcę? Bo to nie jest tylko mój problem. Zauważyłam w ostatnim czasie wśród blogerów tendencję do wprowadzania zmian w swoim „trybie czytania”. Bardzo dużo z nas przerzuca się na czytanie własnych książek i ograniczanie egzemplarzy recenzenckich, niektórzy jak ja orientują się, że nie czytają tego, na co naprawdę mają ochotę, a garstka w ogóle odchodzi z tej branży. Wiele osób jeszcze nie zdecydowało. Może to jesteś właśnie Ty? Zastanów się i odpowiedz sobie na to pytanie, a potem przemyśl temat. Wystarczy zmienić podejście, żeby pełna radość z czytania i pisania o książkach powróciła.

21 komentarzy:

  1. Myślę, że im dłużej się czyta tym bardziej otwiera się na różne gatunki literackie. Ja nie lubię się ograniczać do jednego lub kilku gatunków. Stąd też w mojej domowej biblioteczce znajduje się na prawdę duży rozstrzał tematyczny od książek dla dzieci i młodzieży, przez kryminały, horrory, sensację, fantastykę i inne po literaturę historyczną, faktu i popularnonaukową. To po co sięgam zależy od wielu czynników - chociaż od tego czy mam stresujący czas czy nie, od pory roku, nastroju itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację. Na początku swojej czytelniczej przygody miałam bardzo wąski zakres gatunków, po jakie sięgałam. Kiedy odkryłam książkową część blogosfery, to moje horyzonty niesamowicie mi się poszerzyły. Gdyby nie to, być może z dużym opóźnieniem, a być może nawet nigdy nie sięgnęłabym choćby po literaturę faktu. Niemniej chyba doszłam do takiego momentu poszerzania tych horyzontów, że niektóre gatunki już się tu nie mieszczą, zostały gdzieś daleko za moim gustem. :)

      Usuń
  2. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że co 7 lat ogólnie zmieniają nam się gusta, więc Twoja sytuacja zdaje się potwierdzać tamtą teorię. :) Ja nigdy nie czytałam dużo młodzieżówek, zawsze siedziałam po prostu w fantastyce. Założenie bloga rok temu nie sprawiło, że też zaczęłam chcieć orientować się w rynku i wiedzieć, co się o danych książkach sądzi, ale na szczęście nie miałam parcia na czytanie młodzieżówek, choć faktycznie te zalewają nas z każdego niemal bloga. Sięgnęłam po parę książek za sprawą blogów, po które normalnie bym nie sięgnęła, ale to były wyjątki. Jakoś tak mi się udało. :) Ale to też zasługa tego, że miałam bardzo ograniczony dostęp do książek, o których się pisało, więc zanim mogłam je dorwać, to już mi przechodziło. Za to zaczęłam chętniej spoglądać na książki spoza gatunku fantastyki, tzn. obyczajówki, reportaże, klasyki, także myślę, że wychodzi mi to ostatecznie na plus. No i też zmienił mi się gust! W wieku 24 lat, więc u mnie teoria siódemek się nie sprawdza. :) Chcę książek ambitniejszych, takich, dzięki którym będę mogła czegoś się dowiedzieć, więc podobnie jak u Ciebie. Może po prostu w pewnym wieku mimowolnie nasze czytelnicze gusta "dorastają"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? No to nieźle trafiłam! :D A myślałam, że to takie moje widzimisię, przypadek, teoria spiskowa... :D
      Z pewnością takie zmiany są spowodowane po prostu tym, że dorastamy, temu się nie da zaprzeczyć. :)
      Jedynym gatunkiem, którym nadal się nie zaraziłam, mimo że w blogosferze jest bardzo częsty, jest właśnie fantasy. Nie cała fantastyka, bo sci-fi jak najbardziej, horrory też, oba te podgatunki lubię, ale fantasy samo. I chyba już się nie zdołam przekonać. Tę moją niechęć do podążania za trendami i modnymi książkami jest też fakt, że obecnie pojawia się bardzo dużo fantastyki młodzieżowej. Te wszystkie Sary J. Maas, Cassandry Clare i inne tego typu autorki, których ostatnio pełno – one są wszędzie, na blogach, na youtubie, na grupach książkowych... a ja wiem, że nic nie zdoła mnie przekonać, żeby po te książki sięgnąć, bo to fantasy, a ja fantasy nie lubię i nie umiem wręcz czytać. Nigdy mnie to nie wciągało. No i z jednej strony miałam tę chęć orientowania się, a z drugiej niechęć do czytania tego typu książek. Ostatecznie wygrała jednak niechęć i to też było jednym z powodów powiedzenia sobie "stop, czytam, co chcę, co lubię". :)

      Usuń
  3. Hahaha pamiętam, jak jeszcze w gimnazjum/na początku liceum pochłaniałam wszystkie romansidła, ale serio wszystkie, od Michalak po Sparksa (choć ten to naprawdę najmniejsze zło ze wszystkich), aż w końcu nadszedł moment, że o, kryminał, i od tego kryminału potoczyło się do reportaży, od jednego do drugiego. Książki, które wybieram, mają mi zapewnić miły czas, a nie uczucie, że ot kolejne romansidło przeczytałam a mogłabym na przykład to i to, co czeka na mojej półce. Chciałabym więcej reportaży pochłonąć, skupić się na polskich pisarzach. Ale to też takie zakładanie z góry jest bez sensu bo a nuż trafi się coś fajnego? Jakieś guilty pleasure? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie nigdy nie siedziałam w romansach i w sumie nadal mało czytam takich książek, ale jeśli już mam przeczytać coś w tym stylu, to chciałabym, żeby to miało jakiś głębszy sens, a nie było powieścią w stylu "poznają się, kłócą pięć razy, zrywają, ale na końcu są razem". Chociaż co do guilty pleasure to mam jedną taką serię... :D Mam po prostu słabość do chłopców z serii Jay Crownover "Naznaczeni Mężczyźni", ale to też bardziej ze względu na specyficzne środowisko, w jakich się obracają, a niekoniecznie na historie miłosne... :D

      Usuń
  4. Wydaje mi się, że twoje przemyślenia są naturalne dla każdego, kto dojrzewa, zaczyna patrzeć na literaturę inaczej, wobec czego zmieniają się jego oczekiwania. Też przeszłam przez tę fazę, otwierając się na literaturę faktu, sięgając często po ulubione gatunki i nie przejmując się tym, że nie znam najnowszych trendów blogosfery. Porzucenie współprac to moim zdaniem również dobry krok. Od kiedy nie recenzuję książek od wydawnictw, czytanie stanowi dla mnie większą przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz poniekąd rację, ale zobacz też, że jest np. kilkoro youtuberów (żeby nie wymieniać z nazw :P), którzy są starsi niż target książek młodzieżowych, a jednak je czytają... Ciekawe, z czego to wynika. :P
      Mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mogła tak powiedzieć o współpracach. Na razie twardo się trzymam, żadnej jeszcze w tym roku nie przyjęłam, a kilka kusiło. Trochę to tez wina sesji, bo przez nią (dzięki niej?) musiałam spojrzeć na swoje realne możliwości przeczytania czegoś w sensownym terminie... no i nie było takich możliwości. :D

      Usuń
    2. Nie śledzę youtuberów, więc nie odniosę się do tego, ale może jeszcze nie dojrzeli :P Żeby jednak oddać sprawiedliwość młodzieżówkom, sama po nie czasami sięgam, ale mam inny stosunek niż kiedyś i przystawiam inne kryteria do nich.
      Sesja się na coś przydała :D Do mnie propozycje przychodzą już bardzo rzadko, więc nie kuszą :)

      Usuń
  5. Gdzieś czytałam, że co 7 lat zmieniają się wszystkie komórki w naszym organizmie, to może gust też się zmienia :D Najważniejsze jest, żeby czytać to, na co ma się ochotę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może są jakieś komórki odpowiadające za gust czytelniczy...? xD Masz rację, nie róbmy z czytania przymusu, to przede wszystkim rozrywka. :)

      Usuń
  6. Dobrze prawisz! Poczyniłam podobne spostrzeżenia już z kilka miesięcy temu i skończyło się na tym, że młodzieżówki niemal całkowicie poszły w kąt (z dwóch powodów: 1) chyba jestem za stara i już mnie to nie bawi, 2) w większości to schematy i pseudomądrości, bez urazy dla miłośników - czasem znajdą się co lepsze powieści z tego "gatunku", a czasem fajnie się odmóżdżyć na czymś tak prostym. Ok, kończę wywód xD), a lektury wciągają mnie jak nigdy. Kiedy się człowiek zaczyta w klasyce i w literaturze bardziej, hm, ambitnej (czytaj: takiej, której celem nie był relaks, a zwrócenie na coś uwagi), to zaczyna się więcej od książek wymagać, przynajmniej w moim przypadku tak było. Moje noty do przeczytanych książek stają się nieco niższe, a głównym kryterium tejże oceny nie jest to, czy dobrze się przy książce bawiłam albo czy akcja sprawnie sobie do przodu szła, ale język autora, to, czy opisana historia coś przede mną odkryła, czy skończyłam czytać z jakimiś emocjami. Ale najważniejsze jest, tak jak piszesz, czytać to, co się lubi, co do nas dociera, intryguje - a nie to, o czym jest głośno, bo można się nieźle przejechać. Mam wrażenie, ze niektórzy czytają te popularne książki tylko po to, aby sobie to odhaczyć, pochwalić się, napisać na blogu i zdobyć mnóstwo wyświetleń i komentarzy - bo recenzje książek znanych, często równocześnie lekkich i przyjemnych, oczywiście cieszą się większą popularnością. Zgadzam się też z tym, że sama wiedza o tym, co teraz na rynek wyszło i co w trawie piszczy jest bezużyteczna. Tylko się czas traci. Bezrefleksyjne podążanie za tłumem nie ma sensu - przecież nie wszyscy mamy ten sam gust. A egzemplarze recenzenckie to temat trudny troszkę - można się w tym zakopać i stracić wszelki zapał do czytania i tylko z rzadka trafi się coś naprawdę dobrego. Ale czego się nie robi dla sławy? Życzę powodzenia na nowej drodze czytelniczego życia!
    Ballady Bezludne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do młodzieżówek, to też doszłam do tych wniosków. Z tym, że ja się za stara czułam nawet wtedy, gdy teoretycznie byłam w grupie docelowej tych książek... xD
      Może niekoniecznie wszystko, co chcę czytać, jest ambitne, ale widzę więcej sensu w czytaniu takich kryminałów niż w czytaniu młodzieżówek (tzn. w moim przypadku, nie ogólnie). Na język zawsze zwracałam uwagę, zresztą jak poszłam na studia, to odkryłam, że jest we mnie dużo więcej z językoznawcy niż z literaturoznawcy, bardziej mi się to podoba. Ludzie rzadko zwracają uwagę na styl, a mnie się to często zdarza. No i emocje, to jest dla mnie bardzo ważne, bo z większością młodzieżówek jest tak, że są dość przewidywalne i mimo że historia jest może okej albo nawet bardzo dobra, to jednak emocji brak albo są one krótkotrwałe. Dużo więcej można odczuć przy czytaniu reportaży, moim zdaniem.
      Co do popularnych książek, to też jest pewnie tak, że jak ktoś taką powieść przeczyta, to czuje, że przynależy do jakiejś grupy osób, może z nimi porozmawiać, ogólnie ma wspólny temat, i ja to rozumiem. Ale np. spotykałam się wielokrotnie z takimi przypadkami, że ludzie czytali książki jakiegoś autora, wszystkie, które wyszły, żadna im się nie podobała, ale czytali, by móc pisać, jakie to one nie są złe. No i z jednej strony dobrze, bo wypowiadanie się na dany temat ma sens tylko wtedy, gdy sami go zgłębiliśmy, ale z drugiej... Jeśli żadna książka im się nie podoba, to jaki jest sens w czytaniu ich? (Często spotykam się z czymś takim w stosunku do książek Mroza, który ma mnóstwo fanów, ale też mnóstwo ludzi go krytykuje).
      O recenzenckich jeszcze coś na pewno napiszę, bo ten temat wymaga rozwinięcia. :) Dziękuję bardzo!

      Usuń
  7. widzę, że coraz więcej blogerów książkowych ma takie przemyślenia. :) ja w sumie od zawsze czytam to na co mam ochotę mało przejmując się opinią innych. ;) ale też mam wrażenie, że z czasem gust mi się pozmieniał, chociaż pewne miłości (jak szeroko pojęta literatura historyczna) są wyjątkowo stałe. <3
    pozdrawiam serdecznie i powodzenia w czytaniu tego co chcesz! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda i jestem bardzo ciekawa, z czego to wynika. Tzn. dokładnie to, że akurat teraz, w jednym czasie. ;)
      Chciałabym w sobie rozbudzić pasję do literatury historycznej. Akurat tę miłość popieram w zupełności! :D
      Dziękuję bardzo! :)

      Usuń
  8. Pamiętam jak kiedyś chłonęłam masę romansów i luźnych młodzieżówek, później wolałam książki stare (szczególnie brytyjskie klasyki), następnie przechodziłam przez okres eksperymentów (trochę kryminałów, trochę romansu, książki psychologiczne, thillery itd.). Ostatnio za to mam ochotę na coś popularnonaukowego. Tak jak ty uznałam, że skoro czytam to dlaczego by nie zacząć czytać pozycji, które mnie czegoś nauczą. Mam nadzieję, że w tym roku przeczytam sporo takich książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, to naprawdę długa i różnorodna droga! :) Życzę Ci tego z całego serca. Najważniejsze to, żeby przezwyciężyć własny sposób myślenia. Wydaje mi się, że to jedyna bariera. My sami. ;)

      Usuń
  9. Podpisuję się pod tym rękami i nogami, nawet swego czasu przygotowałam podobny wpis, ale nigdy go nie dokończyłam. Sama przeżywałam podobny okres, w którym w zasadzie sięgałam po wszystko, by upewnić się, co tak naprawdę mi się podoba - w pewnym momencie w swoim życiu wybierałam książki, którym ładnie z opisu patrzyło, teraz nie wyobrażam sobie kupić powieść bez researchu (co też ma swoje minusy, w końcu gdzie w tym spontaniczność i element niespodzianki? Ale nauczona wieloletnimi porażkami, jakoś nauczyłam się z tym żyć ;)). Teraz czytam tylko te książki, które na pewno coś do mojego życia wniosą, a nie będą tylko zapychaczem, o którym za dwa dni całkowicie zapomnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat rzadko robię research właśnie. Dziwnie to brzmi pewnie z ust (z klawiatury? :D) kogoś, kto pisze o książkach, ale przeczytane recenzje na temat danej książki mają dla mnie marginalne znaczenie. Zazwyczaj kieruję się opisem, tylko. No chyba że po przeczytanych recenzjach okazuje się, że opis wskazywał na coś innego... Wtedy recenzje akurat biorę pod uwagę. ;)
      Zapychacze są fajne tylko wtedy, kiedy chcemy się odmóżdżyć. Ja teraz np., ze względu na sesję, mam tak, że chodzi za mną myśl, żeby przeczytać coś totalnie lekkiego. I teraz jest ten dylemat - lekki kryminał czy lekka obyczajówka/młodzieżówka, co mnie bardziej odmóżdży, ale z czego będę też bardziej zadowolona po fakcie? ;)

      Usuń
  10. Bardzo dobre myślenie, absolutnie popieram! Nie wyobrażam sobie, że miałabym nie czytać tego, co mnie zachwyca, rusza i daje srogiego kopa emocjonalnego. Nie wszystkie teksty na studia takie są, ale wtedy wyzwaniem jest znalezienie tego w nich, odkrycie z nimi wspólnego języka, i to też jest fajne.
    Ja w zeszłym roku miałam fazę na zapoznanie się z reportażem i teraz jestem zakochana w Czarnym! Bardzo polecam. I te estetyczne okładki! Mają jakość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem odnalezienie tego jest niemożliwe i przekonałam się o tym niedawno. :D No ale próbować warto, nikt nie mówił, że będzie lekko. A jak pisałam gdzieś wyżej - bariera jest nasz umysł, sposób myślenia. Nic oprócz nas samych nas nie blokuje.
      Akurat książki z Czarnego będę czytać na Legimi, nie mam parcia, żeby je zbierać w tradycyjnej wersji. Niemniej te okładki to jakaś taka ikona i chyba to też mnie zachęciło do zabrania się za te reportaże. Jeden mam już za sobą i na pewno szykują się następne. ;)

      Usuń