15 sierpnia 2018

[208] Jedno słowo: nie – „Fanfik”

Coś mi się stało z okładką e-booka, wybaczcie. :(
Coraz częściej na rynku wydawniczym pojawiają się młodzieżówki z przekazem. Poruszają trudne tematy bliskie nastolatkom, zawierają wątki LGBT i mają za zadanie zwrócić uwagę na jakiś problem albo pokazać, że przeciwnie – że właśnie nie ma żadnego problemu lub przynajmniej być nie powinno. To jak najbardziej cieszy. Problem jest tylko jeden – trzeba zrobić to dobrze. Trzeba umieć wejść w skórę współczesnego nastolatka, zrozumieć jego rzeczywistość, problemy, pragnienia i obawy, a potem dobrze je oddać. Bo najgorszym rodzajem książki młodzieżowej jest książka, która nie brzmi jak powieść przeznaczona dla młodzieży.


Szesnastoletnia Tosia spędza początek roku w łazience, wymiotując po zażyciu zbyt dużej ilości antydepresantów. Kiedy wychodzi, spotyka Leona – nowego ucznia, który widząc, w jakim jest stanie, kupuje jej kanapkę i zaczyna z nią rozmawiać. Szybko znajdują wspólny język i mimo że nie są w tej samej klasie, zaprzyjaźniają się. Okazuje się, że Tosia mieszka sama z ojcem, ale wychowuje ją i dba o nią siostra jej mamy, ciotka Idalia. Ciocia ubiera ją w piękne sukienki, dba o idealny stan jej włosów, paznokci, a także o perfekcyjną figurę i makijaż. Tosia biernie poddaje się temu, co każe robić jej ciocia, za to z ojcem nie ma zbyt dobrych kontaktów – nie to, że się nie lubią, chodzi raczej o to, że ojciec po prostu mało o niej wie. Sama Tosia natomiast kocha musicale, a w Internecie tworzy do nich fanfiki. To jedyne, co potrafi wzbudzić w niej radość. Pewnego razu jednak odkrywa coś, co szokuje nawet ją samą. Po gwałtownej ulewie Leon pożycza jej swoje ciuchy, a kiedy Tosia patrzy w lustro, zauważa w nim… chłopca. Całkiem ładnego chłopca. Tosia postanawia zostać Tośkiem i całkowicie zmienia swój styl bycia, czując, że to jest to, czego potrzebowała od zawsze. Jednak czy wszyscy zaakceptują tę zmianę?

Tematyka i problematyka tej książki wydają się niezwykle ciekawe i chyba dość rzadkie – nie słyszałam o żadnym tytule, czy to literatury polskiej, czy to z zagranicznej, który poruszałby problem identyfikacji ze swoją biologiczną płcią. Pomysł na książkę jest więc oryginalny, odważny i cenny, ale wymaga też dużych umiejętności przekazania wszystkich aspektów życia osób trans w dobry sposób. I tutaj moim zdaniem zaczynają się schody, na które „Fanfik” nie dał rady się wspiąć. Ale po kolei.

– A ty wiesz, że prawdziwe życie to nie literatura?
– Wiem, co to jest prawdziwe życie.
– Tak? Skąd wiesz? Z Upiora czy z Wicked?
– Z fanfików.

Nie ma sensu porywać się na pisanie młodzieżówki, kiedy nie potrafi się odtworzyć świata współczesnego nastolatka i kiedy nie potrafi się posługiwać się takim językiem, jakim posługuje się dzisiejsza młodzież. Powieść młodzieżowa, zwłaszcza poruszająca tak trudne tematy, powinna być wiarygodna, a „Fanfik” taki nie jest. Nie potrafię uwierzyć w ani jeden element świata przedstawionego w tej książce. A nie wydaje mi się, by w życiu nastolatków zmieniło się coś, odkąd ja sama przestałam mieć naście lat – co miało miejsce zawrotne dwa lata temu. Pierwsze, co w ogóle we mnie uderzyło na samym początku, to dziwne imiona. Nie żebym chciała się czepiać byle czego, wiem, że to brzmi teraz nieco śmiesznie, ale naprawdę – mam wrażenie, jakby autorka specjalnie nadawała swoim postaciom rzadkie imiona, aby podkreślić ich wyjątkowość (kłania się Mary Sue). I w ten sposób na samiusieńkim początku spotykamy osoby o imionach: Tosia, Idalia, Leon, Emilia, Matylda czy Witold. Tymczasem według danych Ministerstwa Cyfryzacji, które można pobrać tutaj, najpopularniejszymi imionami nadawanymi w 2000 roku (bo mniej więcej około tego roku urodzili się bohaterowie „Fanfika”) były: Natalia, Aleksandra, Wiktoria, Julia, Weronika oraz Jakub, Mateusz, Kacper, Michał i Patryk. I oczywiście, zdarzyło się w Polsce 113 Antonin, 32 Leonów, 140 Witoldów, 1503 Emilie i 156 Matyld – ale statystycznie to tak rzadkie imiona, że trudno uwierzyć w to, aby znalazły się w jednym otoczeniu. Poza tym – zainteresowania Tosi. Nie mam nic do musicali, ale nie znam żadnej osoby, która byłaby nimi zafascynowana. A już tym bardziej do tego stopnia, by pisać o nich fanfiki i robić z tego powodu za klasowe dziwadło. I kolejny raz Tosia jest dla mnie niewiarygodna, bo dużo łatwiej byłoby mi w nią uwierzyć, gdyby należała do fandomu Harry’ego Pottera czy ubóstwiała uniwersum Marvela. Dalej – kompletnie niemłodzieżowy styl narracji i, co gorsza, niemłodzieżowe dialogi. Te postaci nie brzmią jak nastolatki, wysławiają się zbyt ładnie, nie przeklinają (zamiast przekleństw używają np. słów „do diabła” czy „narąbać się w trzy dupy”, pytają, czy ktoś „chce w nos” – rzeczywiście, młodzieżowe sformułowania; najbliższe przekleństwu było buntownicze „spierniczaj”). Czytając, miałam poczucie, jakby była to książka napisana kilkadziesiąt lat temu. Ten język kompletnie nie przystaje do rzeczywistości, a autorka, jakby miała tego świadomość, czasem rzuca takim słownictwem, że nawet ja go nie znam (a przypominam, dwa lata temu byłam jeszcze nastolatką) – bo nie wiem, co to „bootlegi”, co to „mprega”, co to „slash”, a o tym, co to „crossover”, dowiedziałam się niedawno. Całe szczęście rozumiem tytuł. (Są też takie detale, jak np. to, że Leon wie, co to znaczy seme i uke – pojęcia z mang i anime. Niby skąd? W tej książce nikt nie ma nic wspólnego z Japonią, a ktoś niewtajemniczony nie będzie wiedział, jakich pojęć używa się w mangach lub anime opowiadających o miłości męsko-męskiej). I okej – może to moja niewiedza, co nie zmienia faktu, że wygląda to tak, jakby autorka chciała zaszpanować tym, że zna parę młodzieżowych słówek, wrzuciła je do dialogów, ale nie wiedziała już, jak opatrzyć je równie młodzieżowym językiem. Bo narracja też kuleje i brzmi do bólu staromodnie: o sukienkach, które kupuje ciotka Idalia Tosi, ojciec Tosi myśli jako o „wykwintnych toaletach”, Tosia myśli o tym, że pierwszy rok liceum nauczył ją zasad „szkolnej mimikry” albo, że ktoś „miałby się z pyszna”, o irytujących mnie „portkach” zamiast „spodni” już nie wspominając (a jednak wspomniałam).

– Nie przeszkadzają mi twoje problemy. Każdy jakieś ma.
– Ale ja jestem jednym wielkim problemem. Gdybym miała wymieniać wszystko, co jest ze mną nie tak, to nie wiedziałabym, od czego zacząć. Strasznie się z tym męczę i nawet sobie nie wyobrażam, jakie to musi być męczące dla kogoś obok.

Mam też problem z postaciami. To kolejny element świata przedstawionego, w który nie mogę uwierzyć. Tosia jest jak chorągiewka na wietrze – zmienia się zależnie od potrzeb fabuły. Poza tym irytuje jej niesamowity infantylizm, przerysowane nieprzystosowanie do życia. Jest też Leon, który jest zawsze tym rozsądnym, tym mądrzejszym, znającym się na życiu. Są dwie klasowe ślicznotki, do bólu typowe i wyciągnięte żywcem z amerykańskich filmów. Jest ciotka, która robi za perfekcyjną panią domu, ugotuje, posprząta, wypierze, a do tego jeszcze ładnie ubierze, pomaluje i zadba o linię siostrzenicy. Jest i wiecznie zabiegany, wiszący na telefonie ojciec, zajęty pracą i niemający czasu dla córki, której kompletnie nie zna. I tak sobie myślę… czy nie za dużo tych stereotypów? Ci bohaterowie są do bólu przerysowani, wręcz karykaturalni, wypadają bardzo nierealistycznie. Poza tym nagromadzenie wszelkich Ważnych i Trudnych problemów w otoczeni Tosi jest zadziwiające. Nagle okazuje się, że wszyscy mają problemy z własną płcią, z własną orientacją albo mają inne zaburzenia. W tej książce wszystkiego jest za dużo, przez co wydaje się całkowicie niewiarygodna. 



Poza tym te problemy przedstawione są w niezwykle lekki sposób, kompletnie nie oddają tego, co mogłoby mieć miejsce w rzeczywistości. Rówieśnicy Tosi nie mają problemu z zaakceptowaniem jej jako chłopaka, sama Tosia w ogóle nie ma przed tym obaw. Jedynie w domu natrafia na przeszkody – ale całość rozwiązuje się równie lekko. Brakuje mi w tej książce powagi, odwzorowania tego, co może się wydarzyć i rzeczywiście dzieje się, gdy ktoś odkrywa, że czuje się chłopakiem, a nie dziewczyną. Brakuje mi głębi, podejście od strony psychologiczne i – powtórzę to raz jeszcze – wiarygodności. Absolutnie nie jestem w stanie uwierzyć w to, co dzieje się w tej powieści – to piękna wizja, ale wyidealizowana. Nie spełnia swoich założeń, nie przedstawia prawdziwego problemu i jego realnej możliwości rozwiązania. Serwuje coś, co jest nierzeczywiste. Co więcej, działa na szkodę, bo pokazuje, że odkrycie własnej tożsamości płciowej jest sprawą prostą. Tosia zmienia ciuchy, obcina włosy, przestaje się malować i każe się nazywać Tośkiem. A wiecie, co jest najlepsze? Jej głos od razu zmienia się w bas. Magia? Czary? Nie, brak realizmu i niewiedza.

Miałabym jeszcze parę zarzutów, ale ten tekst jest już wystarczająco długi i pełen bezsensów, że lepiej to zakończyć. Rzadko to piszę, ale tym razem nie polecam „Fanfika”. Moim zdaniem jest to źle napisana książka, niewiarygodna, nierealistyczna, przerysowana i wyidealizowana. Autorka nie czuje rzeczywistości, w której żyje współczesny nastolatek. Nie umie mówić jego językiem. I porwała się na problematykę, o której sama ma niewielkie pojęcie.

Informacje o książce:
Autor: Natalia Osińska
Ilość stron: 374
Literatura: polska
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Seria: Fanfik (tom I) 
Moja ocena: 3/10

10 komentarzy:

  1. Nigdy nie słyszałam o tej książce, ale teraz już wiem, że na pewno nie będę tracić czasu na czytanie jej. Dobrze, że trafiłam na Twój blog, bo po przeczytaniu samego opisu powieści, na pewno sięgnęłabym po nią. Bardzo dobrze napisana recenzja ;)
    Pozdrawiam.
    MÓJ BLOG

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, natrafiałam na tą książkę tylko w artykułach czasopism kulturalnych i już wtedy podejrzane mi aie wydało, że piszą o niej tylko badacze i publicyści, a nie ma jej na blogach młodzieżowych I twoja recenzja trochę to zjawisko wyjaśnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o niej usłyszałam na kanale jakiegoś booktubera. Ktoś o niej mówił i ogólnie ludzie byli zachwyceni. I naprawdę nie wiem czym. To jest jedna z tych książek, co do której mam wątpliwości, czy jej recenzje były szczere. :/

      Usuń
  3. O Boże, najgorzej, jak autor próbuje się posługiwać językiem młodzieżowym. Przy czym "próbuje" to słowo-klucz.
    Strasznie mnie to zniechęca :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, a po „13 powodach” to druga tego typu książka, a obie czytałam w dość małym odstępie czasu i tutaj to już byłam podwójnie zirytowana. :D Chociaż w „13 powodach” to chyba akurat wina tłumacza. A tutaj... Cóż, przed przeczytaniem myślałam, że autorka to jakaś młoda osoba, taka max trzydziestoletnia, która zdążyła już być w gimnazjum. Ale po wygooglowaniu autorki okazało się, że nie. (Tzn. dokładnego wieku nigdzie nie ma podanego, przynajmniej ja nie trafiłam, no ale stwierdzam tak po wyglądzie). I to jest niestety problem, bo trzeba być świetnym obserwatorem albo pracować z młodzieżą od lat (a i to nie jest gwarancją), żeby umieć oddać problemy dzisiejszych nastolatków.

      Usuń
  4. Cóż, takie książki i tak mnie do siebie nie ciągną, więc nawet bym nie pomyślała o tym by ją tknąć. Wolę fantasy fiction z wątkiem romansu. Ale bardzo dobrze recenzujesz. Przyjemnie się czytało, mimo, że krytyka negatywna. Uważam, że jeśli chwyta się takiego tematu w książce, to powinno się o tym pożądnie poczytać. Nawet ja niewiele wiem o trans, ale wiem tyle, że zmiana głosu wymaga miesięcy, o ile nie lat, ćwiczeń oraz zażywania hormonów (które ponoć ułatwiają naukę).

    Pozdrawiam :)
    Blogger at http://wondance.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. :)
      W ramach jednych zajęć na moich studiach miałam okazję być na spotkaniu z osobą trans (świadomie nie użyję żadnego dokładniejszego terminu, bo strasznie mi się one mylą, a ta pani mówiła, że osoby trans są na to szczególnie wyczulone, więc nie chcę popełnić gafy). Jeśli chodzi o zmianę głosu, to zmienia się go za pomocą hormonów, przy czym ponoć kobiecie (w sensie fizycznym), która czuje się mężczyzną, przychodzi to o wiele łatwiej niż mężczyźnie, który czuje się kobietą. I to jest uwarunkowane biologicznie. Ale niemożliwe jest, żeby zmienić sobie głos samemu, ot tak, bo od dziś jestem facetem. I to jeszcze na bas, tak jak w tej książce.
      To jest w sumie taka drobnostka w kontekście całej książki, ale takich drobnostek jest tu więcej i potem składają się one na niewiarygodną i nierealistyczną całość. :/

      Usuń
  5. Kurczę! Przyznam szczerze, że tego to się nie spodziewałam! Aż oddycham z ulgą, bo sama byłam o krok od kupienia tej książki, bo zachwalano ją na każdym kroku! Cieszę się, że w porę przeczytałam Twoją recenzję.
    Zgadzam się z fragmentem na temat języka młodzieżowego. A nie wiem czemu, ale obiło mi się o uszy, że autorka jest dość młoda, więc nie powinien on brzmieć jak z kosmosu! :D
    To aż zastanawiające!
    Bardzo rzetelna recenzja!

    Ściskam,
    Iza z Heavy books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! :D
      Ja nie znalazłam żadnej informacji na temat wieku autorki, ale sądząc po zdjęciach, to uznałabym ją za osobę w średnim wieku. Oczywiście wiadomo, że dobrą książkę młodzieżową może napisać zarówno osiemnastolatek, dwudziestopięciolatek, ale też czterdziesto- czy sześćdziesięciolatek, tylko że jeśli za coś takiego biorą się osoby starsze, które (przede wszystkim) dorastały w innym pokoleniu i w innych czasach, to powinny się na tym znać, być dobrym obserwatorem, mieć z młodzieżą ciągły, realny kontakt (i nie, bycie matką się w to nie wlicza), no i mieć na pewno jakieś umiejętności literackie, żeby to wszystko, co się zaobserwuje, umieć jeszcze oddać słowem. Nie znam autorki, nie wiem, czym się w życiu zajmuje, ale po tej książce powiedziałabym, że nie zna się po prostu na tym, jak wygląda życie dzisiejszego nastolatka.

      Usuń