1 lutego 2018

#118 Podsumowanie stycznia 2018 + stosik






Niedawno witaliśmy nowy rok, tymczasem już pierwszy jego miesiąc za nami. Jak ten czas szybko leci!
Styczeń jest dla studentów miesiącem spod znaku sesji, dla mnie szczególnie oznacza pisanie prac zaliczeniowych. Czas musiałam dzielić między zaliczenia, książki i – o dziwo, bo u mnie to niespotykane – seriale. A co z tego wyszło? Dobry wynik, z którego jestem zadowolona. Zapraszam!




Trochę cyferek:
  • przeczytałam 7 książek
  • porzuciłam 1
  • łącznie wyszło 2801 stron
  • średnio to 90 stron dziennie
  • średnia ocen to 7,3
  • trzy książki otrzymały ocenę 9/10, więc nie jestem w stanie wybrać najlepszej
  • najniższą ocenę (5/10) otrzymał Konrad Wallenrod, moja lektura na zajęcia z romantyzmu
  • 3 książki były moimi lekturami na studia (+ czwartą była ta, której nie doczytałam i nie doczytam do końca)
  • 3 książki przeczytałam dzięki Legimi (w tym jedna lektura)
  • 1 książka była z Book touru
  • a 1 pochodziła z moich domowych zapasów

Jak już mówiłam, styczeń to miesiąc zaliczeń, pisania prac zaliczeniowych i przygotowań do sesji lub samej sesji. Akurat na moim kierunku sesja jest łagodna, mam tylko dwa egzaminy, z czego jeden już za mną. Niemniej styczeń zdecydowanie był miesiącem pisania prac zaliczeniowych. Miałam aż trzy do napisania, dwie już, szczęśliwie, zaliczyłam, na ocenę trzeciej nadal czekam. Gdzieś pomiędzy tym próbowałam wyszukiwać chwile do czytania, ale szczerze mówiąc, nie zawsze miałam ochotę czytać. 7 książek, które złożyły się na 2801 stron, to i tak wynik, z którego jestem zadowolona, jednak styczeń był dla mnie zdecydowanie miesiącem... seriali! Małe wyjaśnienie: nigdy nie byłam fanką seriali. Oglądałam jakieś pojedyncze produkcje, które mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki. Jeszcze przed końcem roku zaczęliśmy z chłopakiem oglądać Narcos, ale Sylwester haniebnie przerwał nam tę przyjemność po zaledwie dwóch odcinkach. Po Nowym Roku trzeba było więc skończyć pierwszy sezon... ;) Stan na dziś wygląda tak, że mamy pierwszy sezon i siedem odcinków drugiego za sobą. W międzyczasie nieoczekiwanie wciągnęłam się (tym razem już sama) w Stranger Things. No i sama nie wiem kiedy, ale obejrzałam oba sezony. Między jednym a drugim wciągnęłam też nową produkcję Netflixa The End of the F***ing World. Zawzięłam się też i w końcu dokończyłam pierwszy sezon Gry o Tron (tylko bez śmieszków, że dopiero teraz!) oraz zabrałam się za drugi (cztery odcinki za mną). 

Ale że co...?
Że to jest blog o książkach...?
Aaa! No tak! To o serialach może już dosyć, przejdźmy do książek.

Styczeń zaczęłam z Widnokręgiem Wiesława Myśliwskiego, po którym spodziewałam się wiele, liczyłam na wspaniałą lekturę, bo znałam już tego autora (z „Ostatniego rozdania” – recenzja tutaj), ale niestety zawiodłam się mocno i po 333 stronach porzuciłam tę lekturę. Nie znoszę tego robić, nie zostawiam książek nieprzeczytanych, ale tym razem naprawdę nie mogłam. W międzyczasie zabrałam się też za inną lekturę na inne zajęcia, Hańbę Johna Maxwella Coetzeego. I to była naprawdę ciekawa książka, choć niektóre jej elementy nie przypadły mi do gustu, stąd dość niska ocena (co wcale nie oznacza, że Hańba całkowicie mi się nie podobała). Jeszcze wcześniej zaczęłam Uwięzioną w bursztynie, bo stęskniłam się strasznie za Jamiem i Claire, poza tym drugi sezon serialu czeka! Ale tę książkę skończyłam dopiero wczoraj, ostatniego dnia stycznia. W styczniu los złączył ścieżki moją i Krawcowej z Dachau, za co jestem mu (losowi) bardzo wdzięczna. Przy okazji przesyłania wygranej w wyzwaniu książki Kasia z Poligonu Domowego dołączyła mi book tourową Malinową Truflę i przyznam szczerze, że mimo gatunku nie do końca w moich klimatach, to ta książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Gdzieś tam po drodze przeczytałam Konrada Wallenroda, ale nie zaprzątałam sobie nim głowy zbyt długo. A później zdecydowałam się na swój pierwszy reportaż z Czarnego, wybór padł na książkę Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. I to był bardzo udany pierwszy raz z tym wydawnictwem. Na koniec przeczytałam jeszcze jedną lekturę, dość ciekawy w formie Fotoplastikon Jacka Dehnela. I muszę przyznać, że (mimo jednej porażki) to był bardzo dobry czytelniczo miesiąc. Jestem z niego zadowolona.
(Ale serialowo był chyba jeszcze lepszy!)


  1. Hańba, John Maxwell Coetzee – 268 stron, 6/10 → lektura
  2. Krawcowa z Dachau, Mary Chamberlain – 330 stron, 9/10 → Legimi
  3. Malinowa Trufla, Iwona Walczak – 336 stron, 7/10 → Book tour
  4. Konrad Wallenrod, Adam Mickiewicz – 118 stron, 5/10 → lektura, Legimi
  5. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, Swietłana Aleksijewicz – 336 stron, 9/10 → Legimi 
  6. Uwięziona w bursztynie, Diana Gabaldon – 840 stron, 9/10
  7. Fotoplastikon, Jacek Dehnel – 240 stron, 6/10 → lektura
+ przerwana: Widnokrąg, Wiesław Myśliwski – 333 strony


Jeszcze raz trochę cyferek:

W styczniu pojawiły się dwie recenzje:

Za to styczeń obfitował w posty okołoksiążkowe i okołoblogerskie, pojawiło ich się razem aż 9:

Dziękuję za wszystkie odwiedziny, pozostawione komentarze i dołączanie do grona obserwatorów w social mediach! ♥
 


W styczniu znalazłam antykwariat na Allegro z książkami po angielsku za kilka złotych. Na spróbowanie kupiłam pięć i szczerze mówiąc, nie jestem zadowolona z ich stanu (opis sugerował inny), w dodatku dwie z nich przyszły do mnie w innej okładce. Niemniej mam pięć książek po angielsku i teraz rozważam, czy wziąć udział w wyzwaniu organizowanym przez Paulę z rude recezuje i Dianę z Bardziej lubię książki, które polega na tym, by w 2018 roku przeczytać 12 książek po angielsku (link do grupy na fb). Odkąd dwa lata temu przeczytałam pierwszy raz książkę po angielsku, chciałam robić to częściej, ale jakoś nie było mi po drodze z anglojęzycznymi książkami. Teraz mam ich pięć, więc na jakiś czas wystarczy. A oto one:


Poza tym od Kasi z Poligonu, jak już wspominałam, otrzymałam wygraną jeszcze w 2017 roku książkę – Czerwień obłędu Dawida Waszaka. A wczoraj, ostatniego dnia, zgrzeszyłam raz jeszcze i w koszach w Carrefourze wygrzebałam za dychę Nędzników tom II z Bellony. Teraz pozostaje mi znaleźć jeszcze tom I... ;) Czyli łącznie w tym miesiącu 7 książek. 

I to wszystko. Dajcie znać, co Wy przeczytaliście w styczniu i jakie macie plany na luty!

13 komentarzy:

  1. Zaiste piękny wynik! Ile cudownej literatury! Planujesz zrecenzować może te lektury? Bo bardzo mnie zaciekawiły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzje "Hańby" i "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" już czekają, w przyszłym tygodniu powinny się pojawić. :) "Uwięziona w bursztynie" też będzie, razem z pierwszą częścią, bo rok temu nie zrecenzowałam. O "Malinowej Trufli" też napiszę. Mickiewicza raczej nie będę recenzować, z wiadomych powodów... xD Dehnela też nie planuję, ale być może kiedyś pojawi się taki zbiorczy post o książkach, które czytałam na studia... Ale cii, to na razie plany, jakby co, to nic nie wiesz. :D

      Usuń
  2. Dobry wynik! Nie czytałam żadnej z tych książek. ;) Co do serialu ''The End of the F***ing World'' to trochę już o nim słyszałam i chyba się skuszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuś się! :D Odcinki są 20-minutowe, więc idzie w mgnieniu oka, jest chyba bodajże 8, więc jednego dnia spokojnie da się obejrzeć, zwłaszcza że wciąga niesamowicie. :D

      Usuń
  3. "The End of the F***ing World"- też się w to wciągnęłam w styczniu, a co do Gry o Tron- ja próbuję zacząć pierwszy odcinek pierwszego sezonu od jakiegoś...roku, więc nie jest tak źle :D Od Pana Myśliwskiego czytałam "Traktat o łuskaniu fasoli" i naprawdę mnie ujął, zastanawiałam się nawet nad tym "Widnokręgiem", ale teraz sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja zaczęłam w sesji... ale letniej. :D W czerwcu zeszłego roku i jakoś do grudnia obejrzałam 3 czy 4 odcinki, nie mogłam się za bardzo wciągnąć. Ale w połowie pierwszego sezonu robi się coraz ciekawiej i teraz już nie mam problemu, żeby w dzień obejrzeć 2 czy 3 odcinki. A wcześniej jeden trochę męczyłam... :P Co do Myśliwskiego, polecam bardzo "Ostatnie rozdanie". :)

      Usuń
  4. Owocny miesiąc za Tobą :)
    "Konrad Wallenrod" był tragiczny, strasznie mnie ta lektura męczyła ale ja ogólnie nie przepadam za Mickiewiczem i nikt mi nie powie, że to pewnych książek trzeba "dorosnąć" - jak coś jest nudne i męczące to jest takie niezależnie od wieku.

    A "Gry o tron" zazdroszczę, chciałabym być na Twoim miejscu i oglądać ten serial po raz pierwszy *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że taka forma, w jakiej pisał Mickiewicz, już się trochę zestarzała... Ja np. mam z tym największy problem. Nie jestem w stanie skupić się na tym, co się dzieje, bo rozpraszają mnie rymy. Nie brzmi to dla mnie naturalnie. Shame on me, jako przyszła polonistka (w sensie z wykształcenia, nie że nauczycielka) nie powinnam tak mówić... no ale. :P
      Jakąś wielką fanką "Gry o tron" nie jestem, oglądam raczej po to, żeby być w temacie. Tzn. podoba mi się, oglądam z zaciekawieniem, ale gdyby to nie było takie popularne, to nie wiem, czy miałabym taką dużą chęć oglądać... :P

      Usuń
  5. A pro po seriali - są jeszcze osoby, które ani razu nie widziały Gry o tron (tak, mówię o sobie :D).Ja jako serialomaniak zliczyłam, że w tym miesiącu obejrzałam równo 70 epizodów - liczba niby zawrotna, ale już wiem, że kolejne miesiące będą pod tym względem na pewno gorsze. Pozdrawiam, Wielopasja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, nie każdy musi lubić. Ja tylu znanych seriali czy filmów (zwłaszcza filmów) nie widziałam, że lepiej nie wspominać... Zawsze wolałam książki, a jeśli chciałam coś oglądać, to włączałam anime. Więc sporo mnie ominęło. I jakoś nawet nie mam ochoty tego nadrabiać. :P 70 to MEGA liczba. :D

      Usuń
  6. Ostatnio wszyscy moi znajomi mówią o "The End of the F***ing World" - "obejrzyj to! obejrzyj to!" namawiają, ale jakoś nie czuję chęci do zaczynania nowych seriali, a nawet oglądania starych jeśli mam być szczera. Jedyny jaki kontynuuje to "Gotham". Ale może kiedyś się przekonam, nie mówię nie :)
    Też w ostatnich tygodniach zaczęłam tęsknić za Jamiem i Claire, ale jestem przez lekturą "Ognistego krzyża" i coś nie mogę się zebrać - chyba zniechęca mnie objętość - 1250 stron robi swoje ;) Chociaż wiem, że jeśli chodzi o Gabaldon to nie gra roli.
    Wszystkiego dobrego w lutym!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się strasznie szybko ogląda, odcinki trwają 20 minut i jest ich chyba 8, więc cały serial trwa tyle, co jeden film właściwie. :D No, może taki nieco dłuższy film, ale jednak. Polecam! :D
      Wow, "Ognisty krzyż"! To już daleko jesteś. :D Jestem ciekawa, ile mi zajmie, zanim dotrę do tego tomu, o końcu serii nie wspominając... Jednak ta liczba stron potrafi odstraszyć. Nie chodzi o to, że się źle czyta, ale np. ja nie lubię zbyt długo czytać jednej książki. "Uwięzioną w bursztynie" czytałam praktycznie cały styczeń (zaczęłam 5, a skończyłam 31), bo raz, że jest grubiutka i nie da się jej wszędzie zabrać, a dwa, że musiałam czytać coś pomiędzy. Jaki cudowny nie byłby ten świat, nie umiem spędzić w nim zbyt dużo czasu. Jakoś tak dziwnie mam. Więc pewnie następne tomy będę czytać dłużej niż miesiąc... D:
      Dziękuję i wszystkiego dobrego również dla Ciebie! :)

      Usuń
  7. Niestety, nie czytałam żadnej z tych książek, ale gratuluje wyniku! :D U mnie 6 przeczytanych plus jedna w połowie, którą męczę od 23 grudnia - Lalka. Zło. ;P

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń