31 października 2018

[226] „Niepodległości nie dostaje się w prezencie, niepodległość trzeba sobie wywalczyć”* – „Ja, Ukrainiec”


Kilka lat temu, a dokładniej niemalże pięć, telewizja i wszelkie inne media żyły jednym tematem: protesty i manifestacje na Ukrainie, które zbiorczo nazwano Euromajdanem. Pamiętam, że w każdych wiadomościach pojawiały się najnowsze doniesienia. Kiedy konflikt ten przerodził się w wojnę, coraz mniej się o tym mówiło, aż w końcu media zupełnie ucichły. Nie przypominam sobie, żebym ostatnio słyszała cokolwiek o Ukrainie w telewizji – a przecież nie oznacza to, że walki się skończyły. Na szczęście istnieją jeszcze książki i ludzie, którzy je piszą. Dzisiaj o publikacji Maxa Kidruka, w której przedstawia przyczyny, przebieg i skutki Euromajdanu – ale nie tylko.


Książka „Ja, Ukrainiec” to w swym podstawowym założeniu publikacja opowiadająca o konflikcie Ukrainy z Rosją. I mowa tu nie tylko o wydarzeniach z ostatnich lat, do których zaliczylibyśmy Euromajdan i pomarańczową rewolucję lecz także o wydarzeniach historycznych, ponieważ – jak nietrudno się domyślić, orientując się choć trochę w historii powszechnej – problemy dzisiejszej Ukrainy i Rosji mają swe źródła w przeszłości. Max Kidruk nakreśla bardzo szerokie tło historyczne, cofa się o kilkaset lat, co pozwala czytelnikowi zorientować się we wspólnej historii narodów rosyjskiego i ukraińskiego i zrozumieć, jak ich sytuacja wyglądała w przeszłości.

Samoświadomość zrodziła się w walce. Samoświadomość narodu pojawiła się pod olbrzymim naciskiem z zewnątrz: próbując zrobić z Ukraińców niewolników, Rosjanie obudzili w nich niebywałe poczucie dumy narodowej.

Jednym z celów Maxa Kidruka, dla których postanowił cofnąć się o kilkaset lat, aby pomóc czytelnikowi zrozumieć obecną sytuację na wschodzie Europy, było to, aby wykazać, że „wieloletnia przyjaźń między Ukrainą a Rosją to wyłącznie mit; że tak naprawdę ścisła więź nie zawsze oznacza partnerstwo czy równoprawny sojusz, zbudowane na wzajemnym szacunku” (s. 18). Według tego, na co wskazuje Kidruk, mit zaczął się tworzyć w 1652 roku, kiedy to Bohdan Chmielnicki rozpoczął sojusznicze rozmowy z carstwem moskiewskim, w konsekwencji czego, po raz pierwszy od kilkuset lat, tj. od rozpadu Rusi Kijowskiej, Ukraińcy i Rosjanie znaleźli się w jednym państwie. Okazało się to błędem, który kosztował Ukrainę zniknięcie z map na trzysta pięćdziesiąt lat i dalsze wojny i konflikty także już po uzyskaniu autonomii. Jedynym dobrym skutkiem okazało się to, że dopiero po połączeniu obu narodów w jednym państwie w Ukraińcach zaczęła kształtować się tożsamość narodowa i poczucie odrębności od Rosjan. W ten sposób Max Kidruk przeprowadza czytelnika przez kilka najważniejszych wydarzeń dla narodu ukraińskiego w ciągu następnych kilku stuleci, dochodząc do II wojny światowej, przez okres powojenny, aż do 1991 roku, w którym to Ukraina stała się niepodległym państwem. Tak szeroko zarysowane tło historyczno-polityczne jest fundamentem położonym po to, aby odbiorca mógł lepiej zorientować się w roszczeniach, jakie Rosja ma względem dzisiejszej Ukrainy, a także poznać przyczynę podejmowanych przez nią działań na przestrzeni ostatnich lat. Okazuje się, że tylko w ten sposób można rozpatrywać dzisiejsze konflikty – zrobić to w oderwaniu od historii byłoby błędem i naiwnością, dlatego cieszę się, że autor postanowił – w dużym skrócie – przedstawić losy narodów ukraińskiego i rosyjskiego na przestrzeni ostatnich wieków. 

Wiele okoliczności przyczyniło się do „pospolitego ruszenia” na Ukrainie na przełomie 2013 i 2014 roku i jestem przekonany, że większość z nich to nasze wewnętrzne sprawy. Począwszy od roku 2010, nieprzerwanie dojrzewał w Ukraińcach duch protestu, a postawa Janukowycza wobec umowy stowarzyszeniowej oraz okrutna akcja Berkutu na Majdanie był jedynie ostatnią kroplą, która przepełniła czarę goryczy narodu i która zmusiła go do tego, by wyszedł na ulice i zawalczył o prawdę.

Ale poza tym, że Kidruk odwołuje się do historii i analizuje bieżącą sytuację na jej podstawie, „Ja, Ukrainiec” ma także inną wartość. Największą chyba część tej książki zajmuje to, co stanowi zapewne powód większości osób sięgających po tę pozycję, czyli sytuacja obecna. Kidruk z reporterskim zacięciem analizuje to, co działo się na Ukrainie od momentu odzyskania przez nią niepodległości, aż do Euromajdanu. Nakreśla sylwetki najważniejszych postaci od lat 90. XX wieku, które miały realny wpływ na losy Ukrainy, a dokładnie opisuje te najważniejsze z najważniejszych – jest więc sporo o Wiktorze Juszczence, o Wiktorze Janukowyczu czy Julii Tymoszenko. Euromajdan analizuje niemal krok po kroku, dzień po dniu, pokazuje też, czym tak naprawdę były te protesty. Dla nas, ludzi z zewnątrz, z Polski czy po prostu z kraju innego niż Ukraina i Rosja, Euromajdan był przede wszystkim wyrazem sprzeciwu wobec decyzji ówczesnego prezydenta o odłożeniu podpisania umowy o wstąpieniu do Unii Europejskiej. Kidruk uwydatnia też inne powody, okazuje się, że przyczyny były dużo głębsze, a owa decyzja w sprawie wejścia do Unii Europejskiej była po prostu czymś, co ostatecznie wyzwoliło reakcję w narodzie ukraińskim. 

Moi rosyjscy krewniacy są głęboko przekonani, że władzę w Kijowie objęli nacjonaliści i faszyści, że Euromajdan został zorganizowany za amerykańskie pieniądze, że żołnierze Gwardii Narodowej i Prawego Sektora wyrzynają w pień rosyjskojęzycznych obywateli za to, że odmawiają używania języka ukraińskiego i co najważniejsze – że konflikt w Donbasie ma charakter wewnątrzukraiński, na wschodzie Ukrainy toczy się wojna domowa, a wojsk rosyjskich nigdzie nie widać. Moi rosyjscy krewni naprawdę wierzą, że ukraińscy żołnierze ukrzyżowali trzyletniego malca na tablicy ogłoszeń, że ukraińska armia używa amunicji zabronionej na mocy umów międzynarodowych i celowo bombarduje osiedla mieszkaniowe.

Jeszcze jedną wartością tej książki jest zwrócenie uwagi na typowe działania Rosji, które praktykowała chyba od zawsze, a szczególnie nasiliła w ciągu ostatniego wieku. Kidruk pokazuje analogiczne sytuacje z historii do zajęcia przez Rosję Krymu – wykazuje, że istnieje schemat, którym Rosja posługuje się od dawien dawna i który działał tak w okresie wojny i w czasach powojennych, jak również doskonale sprawdza się dzisiaj. Zderzenie się z taką prawdą jest co najmniej szokujące. Bo już wielokrotnie Rosja zagarnęłą tą metodą terytorium i dzięki temu zbudowała imperium – dlaczego więc nie miałoby się to udać i tym razem? Krym nadal znajduje się we władaniu Rosji. A to o czymś świadczy. Tzw. „zielone ludziki”, doniesienia o rzekomym zbrojeniu się Ukrainy na granicy z Rosją, o działaniach naruszających jej suwerenność – to wszystko już było, i to nawet w nie bardzo zmienionej formule. Max Kidruk dobitnie to pokazuje. Ponadto, odchodząc już od tematów typowo politycznych, Kidruk zwraca też uwagę na obecną sytuację w Rosji. Okazuje się, że propaganda stworzyła jakąś alternatywną rzeczywistość, w którą Rosjanie ślepo wierzą i która była przyczyną utraty kontaktów z rodziną czy przyjaciółmi przez wielu Ukraińców, jest także katalizatorem agresji Rosjan wobec Ukraińców. Max Kidruk sam przyznaje, że ma krewnych po drugiej stronie barykady, ale już z nimi nie rozmawia. Miał kiedyś w Rosji przyjaciół, ale już nimi nie są. Tworzenie fałszywego obrazu rzeczywistości, zakłamanie mediów, podporządkowywanie się władzy, ale także ślepa wiara społeczeństwa w to, co mówi telewizja, brak odruchu do podważenia podawanych przez nią informacji i ich weryfikacji – wszystko to sprawiło, że nawet najbliżsi krewni nie są w stanie ze sobą rozmawiać, nastąpił zupełny rozpad rodzin, do których należą i Ukraińcy, i Rosjanie. 

Na początku XXI wieku Ukraina utknęła pomiędzy dwoma światami – pragnęła zachodnich wartości, a zarazem nie chciała się pozbyć wschodniego kolektywizmu. W ciągu piętnastu lat od chwili zdobycia niepodległości Ukraińcy zrozumieli, czym jest wolność. W 2014 roku udowodniliśmy, że chcemy być wolni, chociaż jednocześnie wielu z nas wciąż nie uświadamiało sobie, że za wolność nie tylko się walczy. Za wolność należy też płacić, w dodatku nawet wtedy, gdy już ją sobie wywalczymy.

W książce Maxa Kidruka da się wyczuć głęboki patriotyzm i wiarę w to, że Ukrainie uda się kiedyś wyjść spod jarzma Rosji, nie ma za to ani krzty wiary w to, że Rosjanie kiedyś przejrzą na oczy. Jednocześnie autor nie jest zupełnie bezkrytyczny wobec swojego narodu – potrafi zauważyć jego wady, wytknąć mu błędy, patrzy na nie trzeźwym okiem i mimo wszystko zachowuje dystans, który pozwala mu na obiektywność. Nie da się ukryć, że jest to pozycja polityczna i że autor przedstawia w niej swoje poglądy i swój punkt widzenia – jednakże właśnie o to chyba chodzi. Nie wyczułam tutaj przesady czy próby postawienia Ukrainy całkowicie w roli ofiary wielkiej, okrutnej Rosji. „Ja, Ukrainiec” to książka, która w rzetelny sposób pokazuje prawdę. Po prostu. 

Jedyną wadą może być to, że ta książka jest już w pewnym sensie nieaktualna – tzn. nieaktualna na tyle, że jej narracja zatrzymuje się mniej więcej na początku 2015 roku. Wtedy została wydana. Nie jest to oczywiście bezpośrednio wada samej tej publikacji, trzeba mieć natomiast na uwadze to, że od tamtej pory sporo się wydarzyło. Chętnie przeczytałabym coś świeższego, mam nadzieję, że Max Kidruk nie zamilknie w tym temacie. Wam natomiast serdecznie polecam tę publikację, jeśli interesuje Was ten temat. Nawet jeżeli nie bardzo się w nim orientujecie – ta książka będzie wręcz idealna, bo tłumaczy wszystko od zupełnego początku. Jestem niezmiernie usatysfakcjonowana tą lekturą, zwłaszcza że nie spodziewałam się po niej aż tyle.


*Cytat ze strony 365.

Informacje o książce:
Autor: Max Kidruk
Tytuł oryginalny: Nebratni
Ilość stron: 384
Literatura: ukraińska
Wydawnictwo: Akurat
Moja ocena: 8/10

4 komentarze:

  1. Rosja to podobno stan umysłu. Ta książka musi być interesująca. Jeśli będę miała okazję to chętnie do niej zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się trochę ironicznie mówi, ale mimo wszystko patrząc realnie, to kraj opanowany przez straszną propagandę. Smutne.

      Usuń
  2. Mój przyjaciel żywo interesuje się Rosją i wschodem i dużo mi o tym opowiada. Również podczas pracy z Ukraińcami dostrzegłam, że to kraj o bardzo trudnej przeszłości i niepewnej przyszłości. Chętnie poznałabym tę publikację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w sumie nas stawia się jako takich męczenników, że 123 lata bez obecności na mapie itd., ale gdy porównać nas z Ukraińcami... no to oni mieli jeszcze gorzej. Polecam tę książkę. :)

      Usuń