24 kwietnia 2015

[15] Nienawiść do... kawy! – "Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety"

Autor: Mark Helprin
Przekład: Maciej Płaza
Liczba stron: 541
Wydawnictwo: Otwarte
Język oryginału: amerykański
Źródło okładki: LubimyCzytac.pl

Okuliści zawsze uważali mnie za dziwaka. Najwidoczniej nie znają podobnych przypadków, bo ilekroć opisuję, co widzę pod zamkniętymi powiekami, pytają mnie, czy biorę jakieś narkotyki.


Marka Helprina poznałam już przy okazji czytania „Zimowej opowieści”. Tym razem, także nakładem wydawnictwa Otwarte, wydano jego kolejną powieść „Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety”. Książka w oryginale ujrzała światło dzienne w 1995 roku, tak że w Polsce ukazała się ona z niemal dwudziestoletnim opóźnieniem, ale jak przysłowie mówi – lepiej późno niż wcale. Bo naprawdę warto.

Oscar Progresso nienawidzi w życiu jednej tylko rzeczy – kawy. Według niego napój ten jest źródłem wszelkiego zła na świecie, omamia tych, którzy ją piją, niemal wprowadzając w stan podobny do zażycia narkotyków, ponadto zastępuje im w życiu wszystko – począwszy od właściwej ilości snu, przez seks, a skończywszy na mózgu. W dodatku Oscar wydaje się być jedyną osobą na – bez zbędnej przesady – miliardy, która ten fakt zauważa. Nie może przebywać w pobliżu kawy zarówno w postaci ziaren, jak i napoju, ekspresy do kawy omija szerokim łukiem, nawet myślenie o tym aromatycznym napoju wywołuje u niego dużą niechęć. Żeby dowiedzieć się, z jakiego powodu darzy kawę aż tak wielką, niespotykaną nienawiścią, trzeba przebrnąć przez całe, niesamowicie barwne, pełne niezwykłych, wręcz nieprawdopodobnych przygód życie Oscara, które, przeczuwając nadchodzący kres, postanowił spisać, a kartki schować do mrówkoszczelnej kasety i ukryć ją tak, aby znalazła ją przypadkowa osoba.

„Pamiętnik...” jest powieścią niezwykłą, ponieważ już sam główny bohater należy do osób nietuzinkowych. Oscara Progresso w jego osiemdziesięcioletnim życiu spotkało tak wiele, że spokojnie można byłoby jego przygodami obdarować kilkoro innych ludzi. Aby nie zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że wydarzenia z życia Oscara umieszczone w opisie wydawcy to tylko niewielka część tego, co kryje się w jego wspomnieniach i co sam Oscar przelewa na kartki umieszczane w mrówkoszczelnej kasecie. Jeśli istnieją tacy ludzie jak on, to już wiem, kto zgarnia całe szaleństwo i spontaniczność teoretycznie przypadające na mnie. Zadaję sobie jednak pytanie, czy natężenie tych nieprawdopodobnych zdarzeń w jednym życiu odrealnia tę postać i ze zdziwieniem dochodzę do wniosku, że nie, absolutnie. Oscar z taką dokładnością, skrupulatnością przywołuje każde wspomnienie, rozwodząc się przy tym na różne poboczne tematy, że naprawdę go kupuję. Mark Helprin zaskoczył mnie właśnie tym – kreacja głównego bohatera przekracza wszelkie granice absurdu, ale zarazem pozostaje przed granicą przesady. Jak to możliwe? Magia? Czy niezwykły kunszt autora? Z magią się jeszcze nie spotkałam, za to zdarzyli się już pisarze, którzy to, co robią, doprowadzili do perfekcji, odpowiedź więc nasuwa się sama.

Chaotyczne życie Oscara Progresso musiało odbić się na klimacie „Pamiętnika...”. Do tej powieści nie da się podejść obojętnie. Czytając, przeżywa się prawdziwy rollercoaster emocji – raz trwoga o życie bohatera, raz śmiech do łez, raz wzruszenie, a innym razem konsternacja (zwłaszcza przy zetknięciach Oscara z kawą). Można poczuć się trochę tak jak Oscar, który przecież taki emocjonalny miszmasz miał przez osiemdziesiąt lat. Jak on to przeżył, jednocześnie nie popadając w obłęd? Czy może owa nienawiść do kawy jest przejawem emocjonalnego przeciążenia? Książka na wszystkie pytania ma przygotowane odpowiedzi. Warto sprawdzić.

Jeśli chodzi o akcję, nie trzeba się o nią bać. Przy tej książce słowo takie jak „nuda” po prostu nie istnieje w słowniku. O ile lektura poprzedniej jego książki recenzowanej na blogu była dla mnie niekiedy męcząca, czasami niezrozumiała, o tyle na tę pozycję nie narzekałam ani razu. Tyle się tu dzieje, tak szybko wszystko się zmienia, że nie sposób nie przerzucać kartek z rosnącym zaciekawieniem. I o ile „Zimowej opowieści” nie poleciłabym osobom, które nie czytają zbyt wiele, o tyle uważam, że „Pamiętnik...” jest doskonałą lekturą, która nie znudzi i nie zmęczy nawet tych mniej wytrwałych.

Na podsumowanie mam tylko jedno słowo: warto. Ewentualnie jeszcze: polecam. Właściwie cały swój zachwyt wyraziłam wyżej, dlatego dodam jeszcze tylko, że jestem kawoszem, dzień bez kawy, ba!, książka bez kawy – to nie to samo. Ale w trakcie czytania (oczywiście czytania samego w sobie, nie przez kilka dni bycia w trakcie) nie wypiłam ani kropli. Nie wiem, chyba nie chciałam urazić Oscara. Na szczyt góry, gdzie spisuje swoje wspomnienia, Oscar przychodzi wraz z waltherem P88. W połączeniu z nienawiścią do kawy mogłoby się to skończyć co najmniej niedobrze.

Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. Mam tę książkę na liście do przeczytania :) tylko jak zwykle czasu mi brakuje. "Zimowa opowieść" tego autora mnie oczarowała, mam nadzieję, że i "Pamiętnik" to zrobi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten cytat na początku skutecznie mnie zachęcił, recenzja tylko to podtrzymała :)
    http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń