18 sierpnia 2015

[32] Sanitariuszki, łączniczki i matki – „Dziewczyny z Powstania”

Autor: Anna Herbich
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Znak
Język oryginału: polski

Ci młodzi żołnierze nie wszyscy mieli dziewczyny, ale wszyscy mieli matki.


„Dziewczyny z Powstania” to zbiór jedenastu opowieści jedenastu kobiet, które wzięły różnoraki udział w Powstaniu Warszawskim. Wśród nich są zarówno działaczki konspiracyjne, najczęściej sanitariuszki lub łączniczki, jak i kobiety, które albo miały malutkie dzieci i nie mogły przystąpić do Powstania, albo same były dziećmi i wspominają to, co działo się na ich niewinnych oczach. Jedną z kobiet jest ciocia autorki książki, dziennikarki Anny Herbich.

Jedenaście kobiet, jedenaście różnych historii – jeden wspólny mianownik: przekonanie, że Powstanie potrwa zaledwie dwa, trzy dni, że tyle wystarczy, aby Niemcy uciekli w popłochu. Potem wielkie rozczarowanie długością walk i skalą strat, głód, heroiczna walka o życie – nie tylko własne – rozpacz po utracie bliskich, strach i śmierć zaglądająca w oczy na każdym kroku. Trudno uwierzyć, że opisywane wydarzenia miały miejsce zaledwie siedemdziesiąt jeden lat temu. Są jednak ludzie, którzy nadal pamiętają najpierw ogromną chęć walki, która rozpierała młodzież, a potem gasnący entuzjazm spowodowany stratami, jakich nie przewidzieli, aż w końcu klęskę Powstania. Tak jak i w dzisiejszym społeczeństwie – są takie kobiety, które zapytane, czy jeszcze raz poszłyby na Powstanie, bez wahania odpowiadają, że tak, są jednak też takie, które krytykują decyzję o jego wybuchu. Książka przedstawia argumenty i historie obu stron. Nie o to jednak chodzi, by rozstrzygać to, czy wybuch Powstania był decyzją słuszną. Każda z tych jedenastu kobiet miała na celu w gruncie rzeczy to samo – przekazać to, jak Powstanie wyglądało, jak przebiegało, jakie nastroje wywołało i jakie straty przyniosło. To jeszcze jeden z ich patriotycznych obowiązków: nie pozwolić, aby historię ich kraju pokrył kurz.

Idąc z meldunkiem, zawsze bardzo się bałam. Nie jest to żaden powód do wstydu. Bali się bowiem wszyscy. [...] Nigdy nie wiedziałam, czy wrócę do domu, czy przeżyję do kolejnego ranka. Nie, nie było w moim działaniu żadnej brawury czy tym bardziej bohaterstwa. Nie lubię tego słowa. To był po prostu obowiązek. Byłam Polką i uważałam, że moją powinnością jest służba ojczyźnie.

Większość z kobiet, które podzieliły się swoją historią w książce, miało około dwudziestu lat w chwili wybuchu Powstania – najmłodsza konspiratorka była zaledwie piętnastolatką. Kilka z nich pochodziło z rodów o szlacheckich korzeniach, na przykład Anna Branicka, która mieszkała w Pałacu w Wilanowie, inne zaś to dziewczęta urodzone w rodzinach patriotycznych. Ich ojcowie byli wojskowymi, brali udział w wojnie polsko-bolszewickiej, zaś dalsi przodkowie uczestniczyli w wielu powstaniach. Jak same zauważają, one były po prostu kolejnym ogniwem w tym łańcuchu. Dla nich naturalnym było wstąpienie do harcerstwa, a potem złożenie przysięgi i otrzymanie pseudonimu konspiracyjnego. Działalność najpierw w ZWZ, a potem w AK, była dla nich oczywista. Wpajany od małego patriotyzm, obowiązek służby ojczyźnie, gotowość do ofiarowania własnego życia w zamian za jej wolność – wszystko to było efektem wychowania, które w II RP stanowiło coś naturalnego.

Są bowiem w życiu takie sytuacje, w których człowiek jest zdeterminowany i gotowy na wszystko. Wojna jest bez wątpienia jedną z nich.

Powstanie miało trwać maksymalnie trzy dni. Wszyscy byli o tym przekonani. Wśród polskiej młodzieży w roku 1944 panował ogromny entuzjazm, już nie nadzieja, ale radość z nadchodzącej wolności. AK od lat prowadziła szkolenia, od miesięcy zbierano jedzenie, leki i bandaże. Nastroje były pozytywne, młodzież wyrywała się do walki. Optymistycznie patrzono w przyszłość. Matki żegnały swoje córki, mówiły „wróć” lub nie mówiły nic. Rozumiały potrzebę walki. Kiedy nastąpiła Godzina „W”, niemal każdy powstaniec myślał o tym, że za kilkadziesiąt godzin ich kraj będzie wolny. Jednak Powstanie zakończyło się klęską. Wielu zginęło, wielu zostało rannych, Warszawa została zniszczona, niektóre dzielnice zrównano z ziemią. Niemcy okazali się silniejsi, niż przypuszczano. Po 63 dniach heroicznej walki Warszawa się poddała. Niewielu przeżyło, a tych, którym nie udało się uciec do rodziny, wywieziono do obozów koncentracyjnych. Polska młodzież zawiodła się też na wschodnim sąsiedzie. Wszyscy liczyli na pomoc ze strony Związku Sowieckiego. Jego atak okazał się nożem w plecy.

Wojna jest czasem, w którym człowiek jest przygotowany na wszystko - nawet na wycelowanie broni w cywilów, którzy nie chcą pomóc rannemu powstańcowi. Bez chwili wahania.

Swój udział w powstaniu komentują krótko: przeszłyśmy przez piekło. Kobiety podczas Powstania musiały borykać się z problemami takimi jak głód – który zaczął doskwierać już po dwóch tygodniach walk – brak higieny, a więc nieustanny bród i lęgnące się wszy, brak snu i bezpiecznego miejsca na schronienie. Sanitariuszkom szybko skończyły się leki i bandaże, na ich rękach umierali ludzie, często młodzi chłopcy, którzy w ostatnich chwilach życia wspominali swoje matki, a pomagając rannym, często same nimi zostawały. Łączniczki narażały swoje życie, biegnąc pod ostrzałem z ważną wiadomością. Kobiety drżały o swoje dzieci (jedna z kobiet z książki urodziła w dniu wybuchu Powstania), chowały się w piwnicach, które wcale nie były bardziej bezpieczne niż jakiekolwiek inne miejsce w Warszawie. Jedna z kobiet miała zaledwie osiem lat, gdy wybuchło Powstanie – na oczach tak małych dzieci działy się sceny straszne, krew i ciała poległych były wszędzie. Nie ma więc wątpliwości, że Warszawa w czasie Powstania zamieniła się w piekło – a one znalazły się w samym jego sercu, zdane tylko na siebie, bez pomocy mężczyzn – ojców, braci, narzeczonych czy mężów – którzy poszli się bić i nie było z nimi kontaktu. Ale mimo wszystko przeżyły, dały radę. I, jak przyznają, to jest ich małe zwycięstwo.

Gdy Niemiec przesłuchuje, to człowiek myśli - wróg. Ale gdy przesłuchuje rodak, mówiący po polsku - to nie da się opisać tego, jak to bardzo boli.

Książka opowiada też o czasach, w których wojna była już tylko wspomnieniem, jednak Polska nadal nie była wolna. Po przegranym Powstaniu i przegranej wojnie kontrolę nad krajem przejął Związek Radziecki. Czasy równie bolesne dla byłych przedstawicieli AK co Powstanie, choć w zupełnie inny sposób. To nie był kraj, o który walczyli. Rozpoczęły się przesłuchania przez UB, które prowadzili Polacy, ponadto wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób zaangażowani byli w działalność konspiracyjną, utrudniano życie. Przykładowo: odmawiano im mieszkań w Warszawie, ponieważ uważano, że się im nie należą, skoro sami to miasto zniszczyli. W efekcie tego wielu Polaków wyjechało. Rozczarowanie było zbyt duże. Większość już do Polski nie wróciła.


Po tylu latach nastąpiło jednak szczęśliwe zakończenie. Ich wnuki i prawnuki żyją już w wolnym kraju. Nie muszą obawiać się o własne życie ani głodować. Mają normalną młodość. Dla Dziewczyn z Powstania, teraz już właściwie Kobiet z Powstania, jest to z pewnością wyczekiwane zwycięstwo. Wiele z nich uważa, że było warto, że inaczej się nie dało. Mimo przelanej krwi i złamanych żyć. Kolejne pokolenia mogą cieszyć się zupełnie wolnym krajem i brakiem wojny, a przecież to mieli na myśli, kiedy padały pierwsze strzały w Godzinie „W”, o 17:00 1 sierpnia 1944 roku.

„Dziewczyny z Powstania” to książka, która wywołała we mnie szeroką gamę emocji. Był entuzjazm, jaki odczuwała wówczas polska młodzież, był smutek, kiedy umierał ktoś bliski tym kobietom, była radość, gdy ktoś bliski się odnajdywał, było zdumienie i wstrząs spowodowane okropnościami, jakie zostały opisane. Myśl, że to wszystko działo się naprawdę, że te kobiety widziały to na własne oczy, wzbudzała we mnie i współczucie, i podziw. A świadomość tego, że walki miały miejsce dokładnie siedemdziesiąt jeden lat temu, sprawiała, że jeszcze bardziej utożsamiałam się z tymi ludźmi. Niejednokrotnie próbowałam postawić się na ich miejscu, ale jest to rzecz nierealna w spokojnych czasach. Patriotyzm na taką skalę, jak wówczas, już zanikł. Zadaję sobie pytanie, czy gdybym miała zrobić to, co one – czy dałabym radę? Poszłabym na Powstanie? Dzisiaj młodzież jest zupełnie inna niż wtedy. Ale być może dzięki książkom takim jak „Dziewczyny z Powstania” uda się choć w minimalnej cząstce przywrócić w nas wartości narodowe. Moim zdaniem lektura obowiązkowa dla każdego Polaka. Warto poznać te kobiety, bo to są prawdziwe bohaterki, o których, niestety, czasami się zapomina.


Ocena: 10/10

5 komentarzy:

  1. Choć niezbyt interesuje mnie taka tematyka, na tą książkę mogłabym się skusić, bo akurat tej jestem strasznie ciekawa i naprawdę nie mam pojęcia, co mi się stało :P
    http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam taką tematykę w książkach. A o "Dziewczynach z powstania" słyszałam już od dawna. Mam na uwadze kupić tę książkę, ale kiedy, tego jeszcze nie wiem. Muszę uporać się z innymi lekturami :) Podoba mi się Twoja recenzja.

    Pozdrawiam, Dakota // 97books.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No i proszę, kolejna książka z życia wzięta ;) Muszę w końcu sięgnąć po którąś pozycję o podobnej tematyce. Koniecznie!
    http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, nominowałam Cię do LBA ;)
    http://ksiazki-mitchelii.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award-1.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Rewelacyjna książka. Trafiła prosto w moje serce. Teraz marzę by przeczytać Dziewczyny z Syberii tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń