25 września 2015

[38] „Drapieżnik, łowca, socjopata”* – „Bigamista”

*cytat z książki, str 272

Z góry przepraszam za to, że wyszedł mi bardziej luźny wpis na temat zawarty w książce, aniżeli jej recenzja. Chyba jestem za bardzo wzburzona.

Autor: Mary Turner Thomson
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Znak
Język oryginału: angielski




Mary Turner Thomson poznała swoją wielką miłość na portalu randkowym, mimo że nie bardzo wierzyła w to, że tego jedynego znajdzie akurat tam. Will Jordan okazał się jednak mężczyzną idealnym – mądrym, mającym szerokie zainteresowania, opiekuńczym, odpowiedzialnym. Oboje zakochali się w sobie niemal od razu. Z tym że wybranek Mary miał jedną, a raczej dwie wady – niepunktualność i skłonność do znikania na kilka dni. Mary Turner Thomson w swojej książce opowiada prawdziwą historię, która przydarzyła się jej, ale równie dobrze mogłaby się przytrafić każdej innej kobiecie.

„Bigamista” to książka oparta na faktach, tak więc nie będę skupiać się na bohaterach czy linii fabularnej – jest to bowiem historia, którą napisało samo życie. Skupię się na tym, co w niej najistotniejsze. Z pewnością warto zacząć od tego, kim jest Will. Z pozoru to całkiem zwykły facet, choć może należący do mężczyzn z tej wyższej półki, mający cechy chętnie poszukiwane i pożądane przez kobiety, a więc inteligencję, odpowiedzialność i zaradność, umiejętność zaopiekowania się swoją partnerką i wywołania u niej poczucia bezpieczeństwa, do tego przystojny, dobrze zbudowany, mający stałą pracę. Zrozumiałym jest więc to, że wzbudził w Mary zainteresowanie, a później miłość. Z czasem jednak coś zaczęło się psuć. Will zaczął znikać na kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy, następnie pożyczał od Mary drobne i większe sumy pieniędzy. Wszystko tłumaczył pracą jako agent CIA. Co więcej – miał dokumenty, które jednoznacznie potwierdzały to, kim jest i czym się zajmuje. Kto miałby zastrzeżenia do tak ważnego zawodu? Mary próbowała uszanować to, że dla Willa praca jest czymś bardzo ważnym, o czym wielokrotnie ją uprzedzał. Dlatego też wybaczała mu nagłe zniknięcia, pożyczała pieniądze i czekała, aż wróci – czekała nawet wtedy, gdy rodziły się ich dzieci i wybaczała, gdy zapewniał, że już jedzie do szpitala, podczas gdy wracał kilka tygodni, a nawet miesięcy później. W końcu zadzwoniła do niej kobieta, która podała się za drugą żonę Willa. I wtedy posypała się lawina kłamstw, którą stworzył. Mary przez kilka miesięcy zbierała informacje, spotykała się z osobami, które znały jej męża i próbowała ułożyć sobie w głowie to, co wychodziło na jaw – Will był oszustem, bigamistą, miał drugą żonę, kilka innych kochanek, kilkoro dzieci z innymi kobietami oraz wyrok skazujący na karę więzienia na koncie. Mary musiała pozbierać życie, które rozsypało się w drobny mak.

Brzmi naiwnie? Oczywiście. Pewnie myślicie, co to za głupia, nierozsądna kobieta. Jak mogła nie zauważyć, że jej mąż ma kogoś innego. Inną rodzinę, inne kobiety. Nawet inną tożsamość. Zanim osądzicie autorkę książki, spójrzcie w drugą stronę. Will okazał się świetnym manipulatorem, zagrał na uczuciach Mary, rozkochał ją w sobie, stworzył pozory bycia rodziną, utkał sieć kłamstw. Znalazł ofiarę. Człowiek zakochany w drugim człowieku jest skłonny do zrobienia wielu rzeczy. Miłość rozumie bardzo wiele. I do tego przekonuje Mary. Próbuje pokazać, że to nie ona jest winną w tej sytuacji – jest ofiarą przestępstwa i manipulacji, a to może przydarzyć się każdemu z nas. Nikt nie nazwie okradzionej osoby sprawcą – te dwie sytuacje są analogiczne, a Mary znalazła się w o tyle gorszym położeniu, że wykorzystano jej uczucia. Ponadto Will ćwiczył techniki manipulacji i kłamstwa przez kilkanaście lat na różnych osobach, zazwyczaj na kobietach. Nie da się ukryć, że znał się na ludziach – umiał rozpoznać ich charaktery, odkryć potrzeby, wiedział, jakich cech szukają u drugiej osoby. Dopasowywał się, stwarzał nowego człowieka, przybierał maskę i zmieniał ją w zależności od tego, z jaką kobietą akurat był.

Dlaczego usilnie próbuję pokazać, że wina leży tylko i wyłącznie po stronie tego mężczyzny? Przeglądałam recenzje tej książki. O ile mną wstrząsnęła, zaskoczyła tym, jak perfidnie, obrzydliwie może zachować się człowiek, o tyle bardzo dużą liczbę czytelników rozśmieszyła. Uważają Mary za winną samej sobie. Trudno jest postawić się w sytuacji tak absurdalnej i uważam, że wymaga to ogromnej dozy empatii i umiejętności wczucia się w sytuację. Mam też wrażenie, że takie osoby nie do końca pozwoliły Mary nawet rozpocząć przekonywanie do tego, że padła ofiarą manipulacji, po prostu zamknęły się na ten temat, mając od początku swoje zdanie i nie przyjęły argumentów kobiety, które to przeżyła, doświadczyła na własnej skórze. Mary nazywa Willa socjopatą. Według encyklopedii PWN socjopatia to: zaburzenie osobowości, które przejawia się nierespektowaniem podstawowych norm moralnych i zasad współżycia społecznego; prowadzi do zachowań antyspołecznych oraz obniżenia wrażliwości emocjonalnej. Takie osoby mogą być diabelnie mądre, ale swoją wiedzę i inteligencję, jak widać, wykorzystują w zły sposób. Nie uważam Mary za osobę naiwną, łatwowierną czy głupią. Agenci CIA także mają rodziny. Will miał dokumenty, które potwierdzały to, że jest właśnie takim agentem. O swojej pracy wypowiadał się bardzo wiarygodnie, podawał szczegółowe fakty, czasami nawet wyprzedzał informacje – np. wcześniej wiedział o tym, że domniemana śmierć Jasera Arafata to jedynie plotka, błędna wiadomość. Media poinformowały o tym dopiero dzień po tym, jak powiedział to Mary. Sytuacje takie jak ta także wzmagają poczucie zaufania. Dlatego uważam, że autorka nie jest w żaden sposób winna. Ostatecznie chciała tego, czego chcemy chyba wszyscy – miłości, stabilności, bezpieczeństwa. Padła ofiarą oszustwa, misternie wymyślonego planu, który Will, oszust i socjopata, skutecznie wprowadzał w życie. A ofiarą może być każdy z nas.

Oczywiście nie przekonam tych, którzy sądzą inaczej ode mnie. Jednak uważam to za bardzo krzywdzące. Właśnie takie podejście, nieumiejętność zrozumienia, sprawia, że kobiety padające ofiarą licznych oszustw boją się i wstydzą przyznać do tego, co je spotkało. Czują strach przed napiętnowaniem ich jako głupich czy naiwnych, wstyd, bo kierują się myślą, że skoro wszyscy tak uważają, to tak jest w istocie. To nie jest prawdą. Książkę jak najbardziej polecam. I w pewien sposób podziwiam autorkę, bo na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że jej historia nie zostanie przez wszystkich odebrana tak, jak by chciała. Jeszcze kilkanaście lat temu to zgwałconą kobietę uważało się za winną. Gwałty nadal rzadko są zgłaszane ze względu na wstyd. Tak samo jest w przypadku przemocy domowej. Postrzeganie takich sytuacji przez społeczeństwo się zmienia, ale jest to wolny proces. Mam jednak nadzieję, że i ofiary manipulacji kiedyś zostaną uznane za ofiarę, a nie za sprawcę.



Ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. O, dotychczas nie słyszałam o tej książce, a brzmi naprawdę intrygująco. Świetnie to zobrazowałaś i rzeczywiście, żeby zrozumieć bohaterkę trzeba mieć w sobie trochę empatii. Tytuł zapisuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka porusza bardzo ważny temat i z chęcią bym ją przeczytała. Na pewno by mnie wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń