12 lipca 2016

[70] Spod pióra Mistrza – „Ręka mistrza”

Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: Duma Key
Ilość stron: 640
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 7/10
Wyzwania:
  • 52 książki 2016 (30/52)
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 3,8 cm)

 
Czerń to brak światła, biel natomiast – to brak wspomnień, barwa pustej pamięci.

Stephen King urodził się w 1947 roku w Portland w stanie Maine. Zadebiutował w 1974 roku powieścią „Carrie”. Od tamtego czasu sukcesywnie powiększa swój dorobek artystyczny. Napisał ponad pięćdziesiąt powieści i kilkanaście zbiorów opowiadań, a jego książki zostały przetłumaczone na ponad trzydzieści języków. Jest jednym z najbardziej znanych i poczytnych współczesnych autorów. Książka „Ręka mistrza” została wydana w 2008 roku.

Edgar Freemantle po wypadku samochodowym, w którym stracił rękę i nabawił się kłopotów z biodrem, zmienia się diametralnie. Miewa kłopoty z pamięcią, często zamienia słowa oraz zdarzają mu się napady szału, przez co staje się niebezpieczny dla swojej rodziny. Kiedy żona postanawia od niego odejść, jedynym możliwym sposobem na powrót do zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego, jest zmiana otoczenia. Edgar wynajmuje dom na wybrzeżu Florydy, na pięknej i odludnej wyspie Duma Key, która należy do daleko posuniętej już w latach Elizabeth Eastlake. Na wyspie w Edgarze budzi się dawno zapomniana i zarzucona pasja – rysowanie. Wkrótce chęć malowania, objawiająca się swędzeniem amputowanej ręki, zamienia się w obsesję, wszystko wymyka się spod kontroli. Obrazy stają się niebezpieczne, powracają demony przeszłości...

Twierdzenie Freemantle'a, czyli wzór opisujący czas oczekiwania na swoją kolejkę w urzędach i tym podobnych placówkach, określa następująca zależność: aby zostać obsłużonym od razu po przybyciu, do godziny umówionego spotkania należy dodać trzydzieści minut.
 
Stephen King dobrze znany jest ze swojego wodolejstwa i zbyt długiego odwlekania momentu, w którym zaczyna się coś dziać. I o ile zawsze twierdziłam, że także to w nim lubię, to „Ręka mistrza” wystawiła mnie na dużą próbę. Spośród wszystkich dziewięciu powieści (nie liczę zbiorów opowiadań) Mistrza, jakie czytałam, ta rozkręcała się najdłużej i najbardziej powolnie. Na sześćset czterdzieści stron, jakie posiada ta książka, akcja przyspiesza – i teraz uwaga, bo nie żartuję – około czterechsetnej. Nie chodzi o to, że wcześniej nie dzieje się nic – bo dzieje się naprawdę sporo – ale da się wyczuć, że to tylko kulisy tego, co ma się rozpocząć. King niespiesznie przeprowadza czytelnika przez życie Edgara od momentu, w którym budzi się w szpitalnym łóżku po wypadku, aż po wydarzenia na Duma Key. I nie chodzi nawet o to, że nie jest ciekawie – bo jest. Z perspektywy czasu (piszę tę recenzję około półtora miesiąca po przeczytaniu książki) myślę, że chodzi o napięcie. Im dłużej trzeba czekać na rozwój wydarzeń, tym bardziej dłuży się wstęp. Czytelnik czeka niecierpliwie, aż zdarzy się coś nieoczekiwanego, tymczasem King nie szczędzi czasu na nakreślenie postaci i tła.

- Na cienie trzeba uważać. Bo inaczej mogą wyrosnąć im zęby. Naprawdę mogą. A czasem, kiedy chcesz zapalić światło, żeby je odpędzić, nagle okazuje się, że nie ma prądu.
 
 
Wyraziste postaci to coś, za co chyba najbardziej cenię Kinga. W „Ręce mistrza” na pierwszy plan wysuwają się trzy postaci i każda jest niezwykle interesująca. Edgar Freemantle zrobił na mnie spore wrażenie zwłaszcza na początku. Po wypadku miewa napady szału, a kiedy się denerwuje, gubi albo zamienia słowa. Myślę, że naprawdę głęboki ukłon należy się tutaj tłumaczowi, Michałowi Juszkiewiczowi, bo wykonał kawał naprawdę genialnej roboty przy tłumaczeniu przejęzyczeń Edgara – wszystko brzmi naturalnie, ma ręce i nogi. Dla przykładu kwestia Edgara: Ten nóż był z plasteliku, a ja nie wiedziałem, co wyprawiam, bo byłem jak wariat. I wiesz co? To będą twoje ostatnie słowa na złożu śmierci: „Eddie dziabnął mnie plastycznym nożem, żegnaj, okrutny świecie”. I nie – nóż „z plasteliku”, nóż „plastyczny” i „złoże” śmierci to nie błąd w druku, to kreacja bohatera i świetna robota tłumacza. Wracając jednak do postaci – innym takim bohaterem jest Wireman, który wtrąca słowa po hiszpańsku i jest mistrzem w jednozdaniowych morałach czy anegdotkach. Panna Eastlake natomiast ma bardzo ciekawą przeszłość, ale nic więcej Wam nie wyjawię.

Zacznij od tego, co znasz, a potem wymyśl to na nowo. Sztuka to magia, bez dwóch zdań, ale źródłem wszystkich dzieł sztuki, nawet tych najbardziej dziwacznych, jest szara codzienność. 
 
Można powiedzieć, że historia toczy się na dwóch płaszczyznach. Na początku każdego rozdziału jest krótki fragmencik pt. „Jak powstaje obraz”. Na początku wygląda to tak, jakby jakiś doświadczony malarz dawał czytelnikowi lekcje rysunku w teorii – zapewniam jednak, że tak nie jest, bo u Kinga nie ma niczego przypadkowego. Wszystko, także i te niepozorne fragmenty, ma swoje znaczenie. I jak to zwykle bywa – wszystko w pewnym momencie zaczyna się łączyć.

„Ręka mistrza” nie należy do moich ulubionych książek Kinga, ale z pewnością to nadal dobra pozycja w jego twórczości. Przede wszystkim da się tu jeszcze wyczuć tego starego, dobrego Kinga, mimo że książka została wydana w 2008 roku, czyli długo po tym, jak King zaczął nieco zbaczać z obranej u progu swojej kariery ścieżki powieści grozy. Myślę jednak, że przy tej książce ważne jest nastawienie. Trzeba być cierpliwym, nie zniechęcać się, dać się wciągnąć opowieści Edgara (co rzadko spotykane u Kinga, tutaj zastosował narrację pierwszoosobową) i wierzyć, że King to King i z pewnością w końcu wynagrodzi czytelnikowi przydługie wprowadzenie. Mnie trochę zabrakło właśnie takiego podejścia i właściwie połowa książki niesamowicie mi się ciągnęła. Jednak to, co dostałam w drugiej połowie, całkowicie mnie usatysfakcjonowało – dokładnie na takiego Kinga miałam ochotę. Demony przeszłości, niewyjaśnione, dziwne zjawiska, dreszczyk grozy i kilka trupów. Polecam tym, którzy są już nieco zaznajomieni z twórczością Steve'a – a przede wszystkim tym cierpliwym.

9 komentarzy:

  1. Dla mnie akurat ta książka to jedna z lepszych od tego autora. Nie zatracił on tutaj jeszcze swoich umiejętności, bo w niektórych książkach wyraźnie już niestety czuć słabszą nutę jego dawnej świetności. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czeka u mnie na półce, ale coś ostatnio nie mam czasu na Kinga - za dużo książek do czytania się uzbierało a wciąż przychodzą nowe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, stała wymówka. :D No dobra, rozgrzeszam Cię, bo ja też tak mam. Tę książkę dostałam na koniec drugiej klasy liceum, czyli rok temu. xD

      Usuń
  3. Muszę się zabrać za Kinga. Na mnie czeka "Cmętarz zwieżąt" i "Przebudzenie". Potem, może, coś więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam "Cmętarza...", ale myślę, że lepiej byłoby zacząć od tej. "Przebudzenie" to jego nowsza książka, a więc tutaj King to już nie do końca ten sam King, co na początku. ;) Mnie się podobało "Przebudzenie", ale wielu ludziom, zagorzałym fanom Kinga, wręcz przeciwnie. Można się niepotrzebnie od razu zrazić. :)

      Usuń
  4. Po moich dwóch spotkaniach z Kingiem wiem, że będę chciała wrócić do jego twórczości. Myślę jednak, że wybiorę inną pozycję. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie się raczej podoba ten przydługi wstęp niż reszta :D Ale ja lubię bardziej te "realne" książki Kinga, czyli te, które są raczej wyjątkami w jego dorobku. "Rękę mistrza" czytałam daaaaawno temu, chyba w 2009 i od dłuższego czasu mam ochotę ją sobie odświeżyć, mimo że nie jest też moją ulubioną książką Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tej pory przeczytałam jedną powieść Kinga i średnio mi się spodobała. Mam na myśli "Przebudzenie". Była bardzo wielkim rozczarowaniem. Wynudziłam się za wszystkie czasy. Z tym, że już po lekturze stwierdziłam, iż ten cały przydługi wstęp do szybszej akcji podobał się bardziej niż sam finał powieści. Poczułam się strasznie oszukana, bo przez 300/400 stron autor budował napięcie dla tak nieciekawego rozwiązania :/ Coś trochę jakby krzyżówka taniego kina akcji i koszmaru entomologa :/
    W każdym razie rok od mojej lektury "Przebudzenia" minął, a ja dalej nie mogę się wziąć za nic innego tego autora :/ Kolega, który jest z Kingiem za pan brat, tłumaczył mi, że wzięłam się za jego twórczość od złej strony i powinnam spróbować jakiejś innej jego książki, ale zwyczajnie nie mam już na jego prozę ochoty :/

    Pozdrawiam
    Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Finał "Przebudzenia" to nawiązanie do Lovecrafta, jeśli się nie mylę. :) Posłuchaj kolegi, bo dobrze mówi, "Przebudzenie" to inna książka od tych, które pisał na początku swojej kariery i przez które tak naprawdę przylgnęła do niego łatka pisarza powieści grozy. Jeśli najdzie Cię w końcu ochota, to weź się za jego początki - jak "Carrie", "Misery" czy "Lśnienie". :)

      Usuń