14 września 2016

[80, 81] W trzech słowach – fabuły nie stwierdzono: „Niezauważalna”, „Kronika ptaka nakręcacza”


Seria W trzech słowach to zbiór kilku krótkich recenzji, a właściwie opinii, o książkach. Zdecydowałam się na jej stworzenie, ponieważ nie wszystkie książki chcę recenzować, niekiedy nie mam do nich do opowiedzenia aż tak dużo, by pisać cały post, a niekiedy powiedziano o nich już dużo i kolejna recenzja nie miałaby zbytniego sensu. W postach takich jak ten pojawiają się po prostu moje spostrzeżenia na temat różnych książek – może nie w tytułowych trzech słowach, ale niezbyt długie. Zapraszam! :)


Fabuła jak w tytule – niezauważalna


Opis brzmiał obiecująco, choć nie spodziewałam się cudów po książce młodzieżowej, która liczy sobie raptem 252 strony (tak, na LC jest błąd). Przeczytałam tę książkę dosłownie w jeden dzień, bo po pierwsze była krótka, po drugie lekko napisana, a po trzecie... o niczym. I nie chciałam tracić na nią czasu.
Marcus Sedgwick wykreował tu parę bohaterów, rodzeństwo. Szesnastoletnią Laureth i siedmioletniego Benjamina. I o nich mam do powiedzenia jedno: te dzieci chyba pozamieniały się rozumami... Laureth zachowuje się dziecinnie i zupełnie nieodpowiedzialnie, a Benjamin nad wiek poważnie i rozsądnie. Nie kupuję tego, te postaci nie były ani trochę realistyczne. Dodatkowo atmosferę podgrzewa fakt, że Laureth jest niewidoma, ale to zupełnie nie przeszkadza jej w tym, żeby zabrać siedmioletniego brata do Nowego Jorku, miasta, którego w ogóle nie zna i po którym nie potrafi się poruszać (zaryzykowałabym stwierdzenie, że siedmioletnie dziecko poradziłoby sobie tak samo jak niewidoma szesnastolatka). Całkowicie zdaje się na tego małego chłopczyka, Ben jest jej oczami, relacjonuje wszystko, co widzi – ale kompletnie nie pojmuję, jak można postąpić w ten sposób.
Najważniejsze jest jednak to, co napisałam w tytule i tego postu, i tej mini-recenzji: brak fabuły. Co prawda z opisu wyłania się zarys całkiem ciekawej historii, ale uwierzcie – to nie jest tak ekscytujące, jak się wydaje. Dzieci snują się po wielkim Nowym Jorku, z miejsca na miejsce, sądząc, że znajdą ojca. Czytają jego dziennik, ale nie naraz – o nie, przecież to główna oś fabuły, a więc czytają go kawałkami, na przykład po dwie strony. Nie wiem dlaczego. Znaczy – wiem. Żeby nie podawać wszystkiego od razu na tacy. Tylko że... to po prostu nie zadziałało. Autor miał naprawdę dobry pomysł, był spory potencjał, ale wydaje mi się, że nie poradził sobie z własnym pomysłem, że to, co zrodziło się w jego głowie, po prostu go przerosło. Postać samego ojca jest naprawdę ciekawa, ale zupełnie nierozwinięta. Autor podaje całkiem interesujące tezy, ale nie umie ich wytłumaczyć.
I tak naprawdę nie wiem, o czym miała być ta książka. Czy o tym, by zwrócić uwagę na problem podejścia społeczeństwa do osób niewidomych? A może o zbiegach okoliczności i przypadkach? Czy jeszcze inaczej: o więzach rodzinnych? A może jeszcze o czymś innym? To miszmasz, w którym nie potrafiłam się zorientować. Książka o niczym, nijaka, nudna jak flaki z olejem, przekombinowana. 
Moja ocena? 3/10. 

Zawód bolesny jak nigdy


Nie powiem, że uwielbiam Murakamiego. Powiedzmy, że mam z tym autorem relację podszytą dużym zaciekawieniem, zaintrygowaniem, ale jednocześnie dosyć zdystansowaną. Przeważnie podobają mi się jego książki, ale do żadnej nie zapałałam miłością, zawsze mam jakieś „ale”. Murakami jest specyficzny, ale chyba już się do tego przyzwyczaiłam. Więc zaczynając „Kronikę ptaka nakręcacza”, spodziewałam się mniej więcej, co otrzymam. No i... przeliczyłam się. Albo Murakamiego. Tego nie wiem. Bo ta książka była koszmarna.
Nie wiem, co było gorsze – czy to, że ta książka nie posiada fabuły, czy to, że jest pozbawiona sensu. Przynajmniej w moim odczuciu. W ogóle zanim przejdę do rzeczy – mam wrażenie, że ja jestem na nią po prostu za głupia. Że czegoś tu nie zauważyłam, nie zrozumiałam. Ta książka ma naprawdę wysoką średnią ocenę na  LC – a to powinno o czymś świadczyć.
Opis jest dość interesujący, jak to na Murakamiego przystało. Początek książki to widoczne wprowadzenie w życie głównego bohatera. Myślałam, że to minie, że to tylko takie zawiązanie fabuły. Nie. Z mojego punktu widzenia fabuła się nie zawiązała, bo zwyczajnie jej nie było. To nie tak, że „Kronika...” to zlepek niepowiązanych ze sobą sytuacji. Co to, to nie. Wydarzenia się ze sobą łączą, ale nic z nich nie wynika i to stanowiło dla mnie największy problem. Absurd goni absurd, niedorzeczność goni niedorzeczność, pojawia się zatrzęsienie postaci, z których każda ma do opowiedzenia swoją unikalną (i nudną) historię, zaciera się granica między tym, co rzeczywiste a tym, co nierealne... I nic. Brakuje mi celu, do którego zmierza akcja. Brakuje mi konkluzji. Czytałam tę książkę dwa miesiące, co nie zdarzyło mi się od... szczerze? Nie zdarzyło mi się chyba nigdy (nie licząc może lektur szkolnych). I po przeczytaniu jej nie jestem w stanie stwierdzić, o czym była. Dlatego właśnie miałam duży problem, żeby przez nią przebrnąć.
Tym razem specyficzność Murakamiego mnie przerosła. I jest mi smutno z tego powodu jak nigdy, bo wolałabym już, żeby stało się to z innym autorem, byle nie z Murakamim, którego mimo wszystko cenię sobie bardzo.
Książka do mnie zupełnie nie trafiła i dlatego oceniam ją na 2/10.

Książka brała udział w wyzwaniu Kiedyś przeczytam.

Co myślicie o tych książkach? Czytaliście je? Chętnie poczytałabym Wasze opinie, więc dajcie znać! :)

5 komentarzy:

  1. Do Murakamiego mam dziwny stosunek - "1Q84" połknęłam szybko, ale jego pozostałe książki kompletnie mi nie wchodzą (tej akurat nie czytałam, ale prawdę mówiąc, nie wiem, czy jeszcze wrócę do tego autora).

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kronikę ptaka nakręcacza" przerwałam w połowie i kontynuowałam po... może pół roku? Fakt, fabuły (a przynajmniej jakiegoś konkretniejszego punktu zaczepienia) próżno tam szukać, ale nie było to dla mnie kompletne rozczarowanie. Do pewnego stopnia ciekawe było to, że kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Podobne odczucia wywarło na mnie "Tańcz, tańcz, tańcz".

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam żadnej z powieści, ale nie ukrywam, że zasmuciła mnie opinia o książce Murakamiego, bo z jego twórczością też mam pewien problem. Wydaje mi się, że on wprowadza do swoich historii coś, co ja nie do końca potrafię zauważyć; coś nad czym inni czytelnicy się rozpływają.

    OdpowiedzUsuń
  4. A miałam brać na warsztat Niezauważalną, dziękuję za ocalenie od tej lektury, co do Murakamiego to już się przyzwyczaiłam, że czasem mu coś wychodzi niezwykle, a czasem niestety zawodzi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Żadnej z powieści nie czytałam, ale obie miałam w planach. Teraz chyba odpuszczę sobie "Niezauważalną" - wystarczy mi to, że do szkoły muszę czytać jakieś nudziarstwa -,- Z "Kroniki ptaka nakręczaca" zrezygnować, raczej nie zrezygnuję, bo niestety już ją zakupiłam... Na szczęście w wersji pocket, więc zapłaciłam mniej niż za pełnowymiarową książkę :) Niemniej, zdecydowanie odebrało mi na nią ochotę :/

    Pozdrawiam
    Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący

    OdpowiedzUsuń