10 maja 2017

[124] Przepraszam, mam dziwne pytanie – „Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?”

Autor: Kuba Wojtaszczyk
Ilość stron: 288
Literatura: polska
Wydawnictwo: Akurat
Moja ocena: 8/10
Wyzwania:


Wojna pokazuje swe oblicze tuż po oswobodzeniu.

Kuba Wojtaszczyk urodził się w 1986 roku. Jest kulturoznawcą, absolwentem Gender Studies UAM. Publikował m.in. w „Czasie Kultury”, „Lampie” czy „Kulturze u Podstaw”. W 2014 roku zadebiutował jako pisarz książką „Portret trumienny”, później wydał „Gdy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”. „Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?” to jego najnowsza powieść, która ukazała się w kwietniu 2017 roku nakładem wydawnictwa Akurat. 

Rok 1945. Trupa cyrkowa przemierza powojenną Polskę. Wśród członków cyrku, nad którym pieczę sprawuje tajemniczy Właściciel, znajdują się same osobliwości – przechrzczony Żyd, nazista, udający niemowę klaun czy brutalnie oślepiona wróżbitka. „Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?” to opowieść o Polsce, w której wojna się skończyła, ale jej widmo nadal jest wyraźnie obecne, podana w wyjątkowo surrealistyczny, groteskowy sposób.

Ludzie żyją, bo nie wiedzą, co mogliby robić innego.

Tym, co niewątpliwie intryguje od razu, gdy tylko człowiek zetknie się z tą książką, jest tytuł. „Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?” – to nie mówi nic, a jednocześnie daje bardzo wiele, bo założę się, że każdy, kto tylko usłyszał o tym tytule, pomyślał zupełnie co innego. Pytanie z tytułu jest w gruncie rzeczy niezbyt skomplikowane, jednak odpowiedź nie wydaje się już taka prosta. Zwłaszcza że owe psy z Titanica występują w książce Kuby Wojtaszczyka jeden raz, na krótko, jako myśl, która pojawia się i teoretycznie zaraz powinna zniknąć – w końcu jeśli nikt nie wspomina psów z Titanica, to najprościej w świecie znaczy to, że nikogo one nie obchodzą, są nieważne. I to jest właśnie punktem wyjścia całej tej opowieści. Titanic jest tutaj cyrkiem mozolnie sunącym przez powojenną rzeczywistość, a psami – ludzie, cyrkowcy nieco z przypadku. Trochę zapomniani przez świat, zepchnięci na margines, wyobcowani, wykluczeni i niechciani. Kuba Wojtaszczyk rozkłada przed czytelnikiem wachlarz osobliwych postaci – jest przechrzczony Żyd, Ostatni Żyd w Polsce, który cierpi na przedziwne schorzenie, miewa tiki i w wypowiedzi wplata fragmenty modlitw, które odmawia bez przerwy; jest oślepiona Fela, cyrkowa wróżka Irmina, która powie Ci prawdę, jaką tylko sobie zażyczysz; jest folksdojcz Cassiel, klaun, udający niemowę; jest również Damiel, nazista, niepotrafiący przeżyć porażki Rzeszy, Lena, kobieta-guma oraz wcielajacy się w postać Hitlera karzeł Szczepan. Grupa, jak to zwykle w cyrku bywa, dziwaczna. Różnica między nią a innymi trupami cyrkowymi zwykle przedstawianymi w kulturze jest jedna, ale znacząca.

Bo wojna jest niczym jazda samochodem - jak już się człowiek tego raz nauczy, to nigdy nie zapomni. Tylko tyle, że można być kierowcą miernym albo wyborowym. Inny podział nie istnieje.

Cyrk zwykle kojarzy nam się z zabawą, niesamowitymi sztuczkami, wykonywanymi zarówno przez ludzi, jak i przez zwierzęta, przede wszystkim jest to obraz wesoły, śmieszny. Pierwszy powojenny cyrk nie jest nawet po części zabawny. To jeden z wielu odłamków rozbitego przez wojnę świata, na dodatek z wieloma odpryśnięciami, które tworzą jeden kawałek chyba tylko przez przypadek. Te odpryśnięcia to cyrkowcy, którzy są tak naprawdę złamanymi przez wydarzenia wojenne ludźmi, a nie żadnymi magami czy wróżbitkami. Wiele w nich strachu o przyszłość, wiele traumy, wiele rozpaczy, bólu i samotności. Paradoksalnie nie jest to – choć na pewno tak to dotąd brzmiało – książka, którą cechuje martyrologia. Doświadczenia wojny, niebezpieczeństwo powojennej rzeczywistości, widmo śmierci, strach – wszystko to zostało zgrabnie wplecione w ów cyrkowy motyw, który mimo że, jak wspomniałam, nie jest za grosz zabawny, to jednak wprowadza w pewnym sensie poczucie lekkości.

Mówię chłopakom: Dajcie mi gnata. A oni, że nadaję się na łączniczkę. Dodali sobie babę i broń, wyszło im niebezpieczeństwo.

Bohaterowie cierpią, ale wszechobecne groteska, absurd, karykatura, zabiegi hiperbolizacyjne sprawiają, że to cierpienie jest ubrane w żartobliwy ton, przerysowane, przez co o wiele łatwiej je przyjąć. I właśnie to jest cechą charakterystyczną tej książki – zabawa z konwencją, pomieszanie stylów. Gdyby książka Kuby Wojtaszczyka była tragedią, Arystoteles nie byłby zadowolony, ponieważ autor w „Dlaczego nikt…” łamie jedną z jej podstawowych zasad: zasadę jedności stylistycznej. Temat jest jak najbardziej poważny, ale styl, jaki autor do niego dopasował, z powagą nie ma niczego wspólnego. I właśnie to jest najlepsze! Wynaturzony styl doskonale komponuje się z wynaturzonymi, dziwacznymi postaciami, ale pod przykrywką groteski, karykatury, wyolbrzymienia znajduje się dość ważny aspekt powojennej rzeczywistości. 

Świat jest czarny, a w takim świecie za własne cierpienia mści się na tych, którzy cierpieli jeszcze bardziej.

Mimo wszystko trudno jest się dokopać do tego sensu. On gdzieś tam majaczy w trakcie czytania, ale dopiero po zamknięciu książki i głębszej nad nią refleksji można dojść do tego, o co tu tak naprawdę chodziło. Przyczyna? Może zbytnie przerysowanie. A może zbyt poszatkowana fabuła, złożona jakby ze scen, które semantycznie tworzą całość, ale którym niekiedy brakuje spójności, ciągłości. Trudno z takich migawek złożyć coś, co miałoby znaczenie i wartość. Chociaż może tak miało być? Być może autor celowo „sprawdza” czytelnika, zmuszając go do przemyślenia tego, co właśnie przeczytał, zamiast bezrefleksyjnego dobrnięcia do ostatniej strony i odłożenia książki na półkę. 

Jedno jest pewne – jakby nie było, Kuba Wojtaszczyk ogromnie mnie zainteresował. Wydaje się być powiewem świeżości, oryginalności. „Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?” to nie jakaś tam beletrystyka; po zamknięciu książki, mimo że byłam zupełnie zdezorientowana, czułam, że właśnie przeczytałam coś innego, w dobrym tego słowa znaczeniu. Mam nadzieję, że poprzednie książki tego autora są równie dobre (bo tytuły są tak samo intrygujące) i że Kuba Wojtaszczyk stanie się jednym z jaśniejszych punktów na polskiej literackiej mapie, czego oczywiście mu życzę. Wam natomiast polecam tę książkę; sami zadajcie sobie pytanie, „Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?”.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Akurat oraz agencji Business & Culture!

9 komentarzy:

  1. Bardzo inteygujący tytuł, od razu skojarzył mi się z Titaniciem, który był wielką katastrofą, którą jednak nikt nie rozważał na wielu płaszczyznach - a co stało się z ropą? Z ludźmi, którzy zostali? Z ludźmi obsługującymi ładownię? Albo właśnie ze zwierzętami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytania ciekawe, aczkolwiek w tej książce Titanic i te psy to tylko takie metafory. Chyba zresztą o to chodziło, by już sam tytuł intrygował i zmuszał do zastanowienia się. :)

      Usuń
  2. Już sam tytuł ciekawi, niby takie proste pytanie, a jednak przyciąga wzrok i skłania do zastanowienia się co znajdziemy w środku. Jeśli kiedyś na nią trafię, chętnie dam jej szansę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że dokładnie o to chodziło. :D Bardzo polecam, książka warta uwagi. :)

      Usuń
  3. Tytuł rzeczywiście intryguje, ale nie jestem pewna, czy to książka dla mnie...

    Pozdrawiam
    Caroline Livre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko polecam dać szansę, a nuż jednak Ci się spodoba. ;)

      Usuń
  4. Już przez sam tytuł bym z chęcią przeczytała xd

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo chcę przeczytać tę książkę. 8/10 tylko bardziej mnie do tego popycha.

    OdpowiedzUsuń