7 czerwca 2015

[22] Zatrute myśli – „Trucicielka i inne opowiadania”

Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Liczba stron: 285
Wydawnictwo: Znak
Język oryginału: francuski

Nasze uczucia nie są zmienne, lecz dwuznaczne, czarne lub białe w zależności od wydarzeń, rozpięte między przeciwieństwami, falujące, plastyczne, prowadzące zarówno do najgorszego, jak i do najlepszego.


Eric-Emmanuel Schmitt to francuski powieściopisarz. Ukończył uczelnię humanistyczną, jedną z tzw. Grandes écoles, na której otrzymał najbardziej prestiżowy francuski certyfikat nauczycielski oraz doktorat z filozofii. Oprócz prozy znany jest z tworzenia sztuk teatralnych, które wystawiane są w czterdziestu krajach świata. Jest autorem takich znanych powieści jak „Oskar i pani Róża” czy też „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”. Jak sam przyznaje, bardzo lubi krótkie formy.

Na książkę składają się cztery opowiadania: „Trucicielka”, „Powrót”, „Koncert Pamięci anioła” i „Elizejska miłość”. Co je łączy? Właściwie dwie rzeczy. Jedną z nich, podstawową, są właśnie zatrute myśli, które sprawiają, że postaci popadają w obsesję. Okazuje się, że nawet ona ma różne oblicza – w niektórych przypadkach wpływa na bohatera destrukcyjnie, w innych jest iskrą, która wzmaga w nim chęć walki. Opowiadania łączy także jedna postać pojawiająca się w każdym z nich mniej niż epizodycznie – jest symbolem, który zauważa się gdzieś w tle. To postać świętej Rity, patronki od spraw trudnych i beznadziejnych, która nienawiść pokonała miłością.

Niezaprzeczalnie najlepszym opowiadaniem jest zawarta w tytule „Trucicielka”. Eric-Emmanuel Schmitt w nieco kontrowersyjny sposób ukazał wspomnianą obsesję bardzo dosadnie. Marie Maurestier w okolicy okrzyknięta jest Trucicielką – nie bez powodu. Przed laty podejrzewana była o zabójstwo swoich trzech mężów i kochanka. Mimo że została oczyszczona z zarzutów, przyklejona do niej łatka Trucicielki pozostała na zawsze. Pewnego dnia spostrzega, że do kościoła został przydzielony nowy ksiądz – świeżo upieczony absolwent seminarium, młody i przystojny. W Marie odzywa się głęboka fascynacja, która stopniowo zaprowadzi ją w objęcia obsesji. „Trucicielka” jest opowiadaniem najbardziej wyrazistym, mrocznym i trzymającym w napięciu. Trucicielka bowiem znajduje prawdziwe upojenie w wielogodzinnych spowiedziach, w których wyjawia młodemu księdzu swoje najskrytsze tajemnice sprzed lat.

W „Powrocie” pewien marynarz dostaje straszną wiadomość – jego córka nie żyje. Pominięto jednak jedną ważną kwestię – nie wspomniano jej imienia. Marynarz ma cztery córki a myśl, że jedna z nich nie żyje, sprawia, że dochodzi do przerażających wniosków. Spostrzega się, że nie wszystkie kocha jednakowo, ma swoją faworytkę, ma też taką, którą w pierwszej chwili skazuje na śmierć, ponieważ byłoby mu jej najmniej szkoda. Opowiadanie to jest wstrząsające o tyle, że Eric-Emmanuel Schmitt demaskuje ludzką naturę. Człowiek chciałby, aby miłość pomiędzy członków rodziny rozdzielona była po równo, okazuje się jednak, że tak nie jest. W obliczu śmierci można dojść do wielu przerażających wniosków. Mimo wszystko koniec był zaskakujący i nieco mnie uspokoił. Nie będę go jednak zdradzać.

Słabszymi opowiadaniami są „Koncert Pamięci anioła” oraz „Elizejska miłość”. Pierwszy z nich opowiada historię dwóch chłopców, potem mężczyzn, którzy rywalizowali ze sobą jako muzycy, a następnie w pewnym turnieju. Podczas niego w „wodnej” części zawodów jeden z chłopców zaklinował się w szczelinie. Drugi wszystko widział, ale nie pospieszył mu na pomoc. Wiele lat później wspomnienia z młodości nadal go dręczą. Zdaje sobie sprawę z tego, że na sumieniu ma człowieka. Fabuła jednak obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. O ile osobowości i ich zmiana obu postaci w całym opowiadaniu były bardzo interesujące, o tyle „Powrót” jako całość nie przypadł mi tak bardzo do gustu. Moim zdaniem wypada za mało realnie, zakończenie tylko przypieczętowało to odczucie. Natomiast „Elizejska miłość” przez większą część była znośna. To opowieść o parze prezydenckiej, która przeżywa kryzys małżeński. Oboje, mąż i żona, wpadają w pułapkę myśli, obsesję, która sprawia, że we wszystkich czynach tego drugiego widzą jakiś podstęp, kłamstwo, nieszczerość. Mimo wszystko zakończenie jest zbyt łagodne i miałam wrażenie, że trochę nieadekwatne do treści. Mam typowo romantyczną naturę i uwielbiam teksty o miłości czy przebaczeniu, tęsknocie, ale tym razem było coś nie tak. Akcja była zbyt napięta, zbyt, nazwijmy to, „ostra”, aby na koniec tak ją udelikatnić i sprowadzić wszystko do tego, że wielka miłość jednak istnieje.

Przekonałam się, że Eric-Emmanuel Schmitt jest bardzo dobry w pisaniu opowiadań. Myślę, że jest to sztuka o tyle trudniejsza od pisania powieści, że trzeba się mocno streścić, ograniczyć – pisarzom zapewne przysparza to wiele kłopotów. W opowiadaniach nie chodzi o to, żeby wprowadzić w czytelnika w rozbudowany świat przedstawiony, pełen opisów i historii bohaterów trzy pokolenia wstecz. Siła opowiadań tkwi w tym, że autor zauważa coś, kilkoma słowami zaznacza i daje wolną rękę czytelnikowi. Takie opowiadania są najpiękniejsze i właśnie w ten sposób pisze Eric-Emmanuel Schmitt.

Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Podobały mi się te opowiadania. Krótkie, zwięzłe, z humorem.
    Pozdrawiam i obserwuje z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń