23 lutego 2016

[55] Nie ma róży bez kolców, nie ma miłości bez cierpienia – „Buntownik”

Autor: Jay Crownover
Tytuł oryginału: Rule
Ilość stron: 338
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Amber
Seria: Naznaczeni mężczyźni (tom 1)
Moja ocena: 8/10
Wyzwania:
  • 52 książki 2016
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,1 cm)
  • wyzwanie czytelnicze 2016: punkt 19. Książka z gatunku, po który zazwyczaj nie sięgasz
  • Klucznik
  • Kiedyś przeczytam
To jest moje serce. Masz je w swoich rękach i obiecuję ci, że jesteś pierwszą i ostatnią osobą, która go dotyka. Musisz być z nim ostrożna bo jest znacznie delikatniejsze niż się spodziewałem,a jeśli spróbujesz mi je oddać, to go nie przyjmę.


Shaw London i Rule Archer to na pozór całkowite przeciwieństwa. Ona jest poukładaną studentką medycyny noszącą eleganckie ciuchy i spełniającą oczekiwania wszystkich wokół, on – mężczyzną żyjącym we własnym świecie tatuaży, kolorowych, szalonych fryzur, punku, imprez i dziewczyn na jedną noc, tytułowym buntownikiem. Jednak jest coś, co ich łączy – tragiczna śmierć Remy'ego, brata bliźniaka Rule'a i najlepszego przyjaciela Shaw. Remy był zupełną odwrotnością brata, ale teraz nie żyje, a ich matka obwinia o jego śmierć samego Rule'a. Sytuacja w domu Archerów jest cały czas napięta, a kolejne konflikty i nieporozumienia psują rodzinę od środka. Miejsce miłości i wzajemnego wsparcia zajęły nienawiść, ból i rozczarowanie. Shaw próbuje posklejać relacje rodzinne Archerów, z którymi związana jest od dawna, gdyż znalazła u nich to, czego brakowało w jej domu rodzinnym. Rule nie ma pojęcia o uczuciach, jakie Shaw żywi do niego, odkąd zobaczyła go sześć lat temu. Rodzina Archerów natomiast żyje w przekonaniu, że Shaw i Remy byli parą. Czy Shaw i Rule mają szansę na miłość? Czy Archerowie będą w stanie pogodzić się ze śmiercią jednego z trzech synów i niecodziennym podejściem do życia drugiego z nich?

Jay Crownover, a właściwie Jennifer Crownover, to amerykańska pisarka z Kolorado. Znana jest z cyklu książek „Naznaczeni mężczyźni”, który rozpoczyna właśnie „Buntownik”, zdobywca drugiego miejsca na liście Amazonu. Crownover pisze książki z gatunku new adult, tj. o wchodzących w dorosłe życie ludziach (18-25 lat).

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

„Buntownik” to książka, do której podchodziłam z dużą rezerwą. Nie nastawiałam się na nic szczególnego, sądziłam raczej, że przeczytam, ocenię, czy podoba mi się ten ostatnio modny gatunek książek, czyli wspomniane new adult, a potem zapewne szybko zapomnę, bo z reguły nie czytam romansów. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo się pomyliłam...!

Nie jest wstrętny, jest tylko trudniejszy do kochania.

Nie da się ukryć, że „Buntownik” to książka o miłości. Zanim jednak, drogi czytelniku, stwierdzisz – tak jak ja zresztą, zanim sięgnęłam po tę książkę – że takie powieści są przereklamowane i pisane według schematu, powstrzymaj się od wyłączenia tej recenzji i czytaj dalej. Powieść Jay Crownover nie jest z rodzaju tych, w których ona przypadkiem wpada na niego w supermarkecie, wysypując przy tym wszystkie produkty z koszyka, a potem, kiedy on pomaga jej je zbierać, zaglądają sobie w oczy, on zaprasza ją na kawę, stwierdzają, że tak, to jest to, a po kilku spotkaniach lądują w łóżku. Nie, nie, nie. „Buntownik” to książka o miłości trudnej, bolesnej i wydawałoby się, że niemożliwej do zaistnienia. Shaw i Rule to równie silne jednostki i chociaż z zewnątrz się całkowicie różnią, wewnątrz okazują się bardzo podobni. Zdawałoby się, że uczucie między dwoma mocnymi osobowościami nie ma szansy się rozwinąć. Jednocześnie na oboje bohaterów oddziałują inne problemy – nadal wywołująca cierpienie śmierć Remy'ego, brak oparcia wśród rodziny, a wręcz, w obu przypadkach, nienawiść z jej strony, próby odnalezienia własnego ja, określenia swojego miejsca w świecie. Widać więc doskonale, że taka mieszanka wybuchowa musi zakończyć się równie wybuchowym uczuciem, niepewnym, niejednoznacznym, wywołującym jednocześnie radość i ból. Poza tym, mając tak skomplikowane wewnętrznie postacie, tak naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać – trudna miłość często kończy się przecież morzem wylanych łez, gniewem, poczuciem poniesionej porażki. Walka o uczucie, które zrodziło się między Shaw a Rulem, jest w „Buntowniku” niesamowita i chyba to najbardziej urzekło mnie w tej książce – ponieważ dzięki temu powieść Crownover nie jest ckliwa, ociekająca słodyczą i prowadząca jednoznacznie do happy endu.

Rodzina to niezwykłe zjawisko. Trzeba naprawdę dużo cierpliwości i dobrych chęci, żeby miała rację bytu.

Jeszcze jednym wątkiem, który czyni tę książkę bardziej interesującą od wszelkich słodkich romansideł, jest wątek rodziny. Jay Crownover stworzyła dwie postaci, które zmagają się w gruncie rzeczy z tym samym, choć nie widać tego na pierwszy rzut oka – z nieakceptacją ze strony rodziców. Różnica jednak polega na tym, że oboje przyjmują wobec tego różne postawy – Shaw podporządkowuje się oczekiwaniom, zaś Rule zupełnie je ignoruje i żyje według własnych zasad. Postępowanie Shaw wiąże się z tworzeniem nieprawdziwego, ale za to zgodnego z widzimisię jej rodziców, wizerunku. Natomiast zachowanie Rule'a skutkuje niemal całkowitym oderwaniem od rodziny. W efekcie jedno ma to, czego nie ma drugie – Shaw niezadowalające, ale jakiekolwiek kontakty z rodzicami, Rule własną tożsamość i swój styl oraz pomysł na życie, ale brak oparcia w rodzicach. Być może to właśnie chęć, bardziej lub mniej świadoma, pomocy sobie nawzajem w odzyskaniu tego, co utracili, ciągnie ich do siebie. Niemniej jednak wątki rodzinne nie są stricte podporządkowane miłości ich obojga. Wokół Shaw nadal kręci się jej były chłopak, pochodzący z dobrej, zamożnej rodziny student, przyszły polityk, wybrany oczywiście przez rodziców. Nie może pojąć, że dziewczyna z nim zerwała, a myśl ta doprowadza go niemal do szaleństwa, z czego powstaje kolejny ciekawy wątek. Natomiast Rule musi zmagać się z myślami o tym, że to przez niego jego brat bliźniak nie żyje. Ponadto okazuje się, że nie on jedyny obwinia się o tę śmierć – jego matka wyraża się o tym dość jasno. Shaw i Rule walczą więc z własnymi demonami, które nie są związane z ich kiełkującym uczuciem – a to czyni te postaci bardziej realistycznymi, powieść natomiast sięga o wiele dalej niż do romansu jednego bohatera z drugim, zyskuje głębszy wymiar.

- To wszystko... – Pomachałem ręką w przestrzeni między nami. – Jest takie proste, gładkie i łatwe, że czasem dostaję świra. Nie jestem przyzwyczajony do normalności i zwykłości, więc się stresuję. Moje życie zawsze polegało na chwytaniu chwil przyjemności i dobrego samopoczucia, ale teraz, kiedy mam to z tobą cały czas, zaczynam się zastanawiać, co zrobię, żeby to zepsuć albo co będzie, jeśli zdecydujesz mi się to odebrać. Czasem te wizje tak mnie pochłaniają, że trudno mi wytrwać w realu. Oglądanie z tobą telewizji, zwyczajne bycie z tobą koi takie miejsca we mnie, o których nawet nie wiedziałem, że wymagają ukojenia, ale sprawia również, że umieram ze strachu. Przepraszam.

Wróćmy jednak do głównego wątku. Uważam, że „Buntownik” jest dobrą książką z jeszcze jednego powodu: to nie jest pusty romans, pełen seksu na każdym kroku i płytkich uczuć. Bohaterowie są świetni, bardzo przemyślani, oryginalni. To, co przeżywają, jest jak najbardziej prawdziwe i głębokie. Ponadto nie jest to książka z rodzaju „seks na zgodę po pierwszej kłótni i żyli długo i szczęśliwie”. Wybuchowe charaktery Rule'a i Shaw sprawiają, że oboje nie zawsze się dogadują, jest między nimi wiele zgrzytów. Ich relacja jest pogmatwana i mimo wielkiej namiętności i szczęśliwych chwil, pojawia się też dużo momentów zwątpienia, strachu. Są więc i kłótnie, przy których czytelnik zaciska zęby i stara się jeszcze szybciej przerzucać kartki, aby dowiedzieć się, czy Shaw i Rule pokonają trudności i do siebie wrócą. Abstrahując jednak od tego, podobało mi się również to, że Shaw i Rule znają się od dłuższego czasu, bo aż sześć lat. Uczucie Shaw do Rule'a pojawiło się znacznie szybciej niż Rule'a do Shaw, ale kiedy wspólnie decydują się na krok wprzód, budują związek na fundamencie przyjaźni. Nie jest to więc kolejna historia o miłości od pierwszego wejrzenia.

Chcę tylko powiedzieć, że jeśli facet nie docenia cię za to, jaka jesteś cudowna, to znaczy, że nie jest ciebie wart, a jeśli faktycznie nie chce zszargać twojego dobrego wizerunku, nieważne, prawdziwego czy nie, to może, chociaż mówię to niechętnie, po prostu nie był zainteresowany.

Czy ta książka ma jakieś wady?, zapytacie. Ma, pewnie, że ma. Zupełnie na początku nie podobała mi się część kreacji Rule'a. W pewnym momencie ten wytatuowany i wykolczykowany, żyjący lekkim, bezproblemowym życiem polegającym głównie na dobrej zabawie w postaci imprez i dziewczyn na jedną noc, postanawia stworzyć z kimś związek. I jak myślicie, czy nieznana dotąd monogamia sprawia mu jakiś problem? Nie sprawia. I wydawało mi się to dziwne, bo przecież Rule od kilku lat uprawiał niemal co noc niezobowiązujący seks z przeważnie nową, ledwo poznaną dziewczyną. Ktoś taki nie zmienia ot tak przyzwyczajeń (jeśli nie stylu życia – bo przecież można to tak nazwać) i nie zmienia się ot tak dla dziewczyny, skoro wcześniej miał ich na pęczki. Później jednak Crownover reflektuje się i faktycznie pojawiają się spore obawy, wątpliwości, próby powrotu do dawnego Rule'a. Po drugie być może nie wadą, ale pewną niedoskonałością, był styl pisania autorki. W pewnych momentach po prostu widać, że to książka, która początkowo pisana była na Amazona, publikowana samodzielnie, bez wydawnictwa. Język nie jest doskonały i trąci lekko poziomem bloga nastolatki (jeśli obserwujecie naszą blogosferę, to powinniście wiedzieć, o co chodzi). Dałoby się go na pewno ulepszyć, choć nie jest aż taki zły.

Podsumowując: jestem pod wrażeniem. Spodziewałam się nudnawej fabuły, dostałam kilka ciekawych, poważnych wątków. Spodziewałam się płytkich bohaterów, dostałam parę ognistych temperamentów z problemami. Spodziewałam się schematycznie potraktowanego motywu miłości, dostałam pełne sprzeczności, silne uczucie, o które trzeba dobrze dbać. I wreszcie – spodziewałam się co najwyżej przeciętniaka, dostałam świetną, wcale nieschematyczną powieść. I polubiłam new adult. Już czaję się na kolejne części „Naznaczonych mężczyzn”, bo, niespodzianka, kontynuacje są o przyjaciołach Shaw i Rule'a, których w „Buntowniku” czytelnik ma okazję poznać. Jestem więc ogromnie ciekawa.

14 komentarzy:

  1. Przyznam, że nie spodziewałam się u Ciebie tak pozytywnej recenzji książki new adult :D Ale tym bardziej zaciekawiłaś mnie pozycją. Zazwyczaj od romansów stronię, ale jak już mam po któryś sięgnąć to chyba najlepiej po taki, w którym autorka skupiła się dodatkowych tematach, jak na relacjach rodzinnych. Ciekawe rozwiązanie z taką samą sytuacją u bohaterów, ale różnymi wyborami. I pokazanie jak nasze decyzje wpływają na życie.
    Co prawda wspomnienie o nastoletnich blogach trochę mnie odrzuciło, ale i tak dodam na listę do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że ja też się nie spodziewałam. :D
      Co do tego języka i blogów – nie jest tak źle, po prostu... to nie jest jakieś górnolotne słownictwo, raczej takie zwykłe, bez fajerwerków. Czyta się przyjemnie i tyle. :>

      Usuń
  2. Pierwsza recenzja, jaką u Ciebie przeczytałam, choć książka mnie nie zainteresowała, to Twój styl pisania jest niezwykle intrygujący ;) dobrze że w blogosferze poprawność i staranność językowa jeszcze nie umarła :) życzę powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :3 Pisanie poprawnie jest dla mnie równie ważne, co pisanie ciekawie, staram się. :)

      Usuń
  3. Czytałam kiedyś już recenzję tej książki, ale to było taaak dawno XD
    Wydaje się naprawdę intrygująca! Tylko gdyby okładka była piękniejsza. Ach, wiem, wiem "nie ocenia się książki po okładce". Ale ja nie mogę się powstrzymać ^^

    Pozdrawiam :*
    ksiazki-mitchelii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, okładka nie jest jakaś świetna, ale... Jak się popatrzy na kilka książek z tej serii razem, to nawet ładnie wyglądają, przynajmniej mi się "w tłumie" podobają. :D

      Usuń
  4. Idealnie określiłaś to, że książka nie jest ckliwa! Moja ulubiona seria Jay Crownover, nie wiem co ona ma w tym swoim stylu pisania, że ja jestem taka zachwycona jej twórczością. A po Twojej recenzji mam ochotę przeczytać Buntownika od nowa, najlepiej całą serię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właściwie też nie wiem, ale ta książka mnie oczarowała. :D Mam nadzieję, że i mnie uda się przeczytać całą serię. :>

      Usuń
  5. No to teraz mam zagwozdkę. Jestem właśnie z tego grona czytelników wiecznie narzekających na romanse, na dodatek nie czytałam jeszcze takiego prawdziwego new adult i myślałam, że już nie nabiorę na nie ochoty. A tu proszę, czuję się zaintrygowana i chciałabym sprawdzić czy ta historia również na mnie zrobi duże wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam ten problem, że w sumie lubię romantyczne historie, ale takie piękne, mądre i głębokie, a nie jak większość romansów, o czym zresztą pisałam... Więc jeśli masz tak jak ja, to istnieje duża szansa, że "Buntownik" przypadnie Ci do gustu, tak przynajmniej myślę. :>

      Usuń
    2. No właśnie ja nie przepadam za romansami tak w ogóle, ale czasami skuszę się na jakąś opowieść o miłości i nie żałuję. Możliwe, że tak będzie również w tym przypadku :)

      Usuń
  6. Lubię romanse, tak samo jak kryminały, powieści fantasy since fiction i wiele, wiele innych... Czasami, dla całkowitego odmóżdżenia, sięgam nawet po harlequiny, których ciocia dostarczyła mi aż 4 pudła. Tę książkę kiedyś widziałam, chyba w taniej księgarni, albo to była inna, bo miała podobną okładkę. Po Twojej recenzji zapamiętam sobie tytuł i chętnie się za nim rozejrzę, gdy będę czuła potrzebę przeczytania romansu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się zachęcić. :3 4 pudła harlequinów?! Ja w sumie nie czytałam ani jednego, chyba bym tego nie zniosła... :D

      Usuń
  7. Uwielbiam ta książkę, czytałam ja już chyba trzy razy :D nawet mojej mamie sie podobała, a jak jej sie coś to podoba to znaczy, że jest dobra ^^ zapraszam do siebie w wolnej chwili https://bookosfera.wordpress.com/
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń