27 grudnia 2016

[97] Przodek Edwarda – „Dracula”

Autor: Bram Stoker
Tytuł oryginału: Dracula
Ilość stron: 480
Literatura: irlandzka
Wydawnictwo: vis-a-vis Etiuda
Moja ocena: 6/10
Wyzwania:
  • 78 książek 2016 (75/78)
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,8 cm)
  • Kiedyś przeczytam
  • wyzwanie czytelnicze 2016: książka z listy BBC
Czasami myślę, że wszyscy jesteśmy szaleni i obudzimy się pewnego dnia w kaftanach bezpieczeństwa.

Bram Stoker urodził się w 1847 roku w Dublinie. Pracował jako dziennikarz, zajmował także przez dwadzieścia siedem lat stanowisko sekretarza znanego aktora sir Henry’ego Irvinga. Jako pisarz zadebiutował w 1890 roku powieścią „The Snake’s Pass”, jednak sławę, która trwa po dzień dzisiejszy, przyniosła mu wydana po raz pierwszy w 1897 roku powieść „Dracula”. Od 1987 roku przyznawana jest nagroda literacka jego imienia – Nagrodę Brama Stokera przyznaje Horror Writers Association twórcom literatury grozy.

Jonathan Harker jest młodym prawnikiem, który wyrusza do Transylwanii w celu sfinalizowania zakupu posiadłości w Londynie przez hrabiego Draculę. Swoją wyprawę opisuje w dziennikach. Szybko orientuje się, że uprzejmy hrabia skrywa pewną tajemnicę. Wkrótce zostaje uwięziony w jego zamku i dowiaduje się, że ma paść ofiarą trzech wampirzyc. Harker cudem uwalnia się i ucieka, jednak stres wywołuje u niego chorobę, wkrótce trafia do szpitala. Tymczasem hrabia Dracula dociera do Whitby, nadmorskiej miejscowości, w której czas spędza żona Harkera, Mina, oraz jej przyjaciółka Lucy. Wkrótce z Lucy zaczynają dziać się dziwne, niewytłumaczalne rzeczy…

„Dracula” to już klasyka. Od pierwszego wydania tej książki minęło już prawie sto dwadzieścia lat, mimo tego hrabia Dracula nadal jest najsłynniejszym z wampirów. W związku z tym oczekiwałam po tej powieści bardzo dużo. Niestety w moim odczuciu to ten przypadek, kiedy książka nie przetrwała próby czasu. Obecnie jesteśmy przyzwyczajeni do krwi, brutalności i strachu – gramy w strzelanki, oglądamy horrory, czytamy kryminały, w których trup ściele się gęsto. Trudno, żeby budziła w nas strach tajemnicza postać wysysająca krew w środku nocy. Być może powinnam przystąpić do czytania tej książki z innym nastawieniem. Prawdopodobnie tutaj leży sedno problemu. Po klasyce powieści grozy oczekiwałam strachu, flaków i lejącej się krwi, jednak nie wzięłam pod uwagę dwóch rzeczy – tego, o czym już wspominałam, czyli naszego przyzwyczajenia do brutalności, a także formy tej książki, która nie pozwala na poprowadzenie fabuły w taki sposób, aby rzeczywiście wywoływała lęk przed krwiożerczym wampirem.

Dobrze wiedziałam, że „Dracula” to powieść epistolarna – składa się z zapisów w dziennikach i listów wymienianych między bohaterami. Mimo tego nie pomyślałabym, że może to stanowić dla mnie problem. Czytałam kilka takich książek i bardzo dobrze je wspominam. Przekonałam się jednak, że zależy to od gatunku. Listy czy dzienniki mają to do siebie, że skupiają się na jednym wydarzeniu z życia jednej osoby. Jeżeli bohaterów jest kilkoro, trudno o to, aby fabuła była ciągła. Przez pierwsze cztery rozdziały jest całkiem w porządku – czytelnik ma wtedy do czynienia z samymi notatkami Harkera, obejmującymi około dwóch miesięcy pobytu w zamku Draculi. Potem jednak fabuła cofa się do momentu wyjazdu Harkera i jego nieobecności, ponieważ następuje zmiana formy i perspektywy – wydarzenia przedstawiane są za pomocą listów innych bohaterów. Potem autor ciągle przeskakuje między dziennikami a listami i między jednymi bohaterami a innymi – co dla mnie stanowiło dość duży problem. Ciągłe zmiany zwłaszcza perspektywy były dla mnie męczące i powodowały, że gubiłam się w fabule i traciłam zainteresowanie. Przyczyniało się to do jeszcze jednej rzeczy..

Do jednakowości bohaterów. Jak wspominałam, w „Draculi” pojawia się kilkoro bohaterów, mężczyźni i kobiety. Wszyscy zlewali mi się w jedno, a właściwie w dwóch – w pana i panią. Wszyscy panowie byli tak do siebie podobni, że inne nazwiska nic mi nie dawały – w mojej wyobraźni była to jedna, ta sama postać. Podobnie z paniami. W sposobie pisania listów czy dzienników nie różnią się absolutnie niczym. Nie mają nic charakterystycznego dla siebie. Wszyscy wypowiadają się w piękny, kulturalny sposób, co normalnie byłoby dla mnie zaletą, gdyby nie to, że przez to nie mogłam rozróżnić jednej osoby od drugiej. Mam też poważny problem z hrabią Draculą. Bezpośrednio ta postać pojawia się właściwie tylko na początku, gdy Harker przybywa do zamku. Następuje parę niedługich zdań opisu wyglądu, Dracula i Harker wymieniają ze sobą parę zdań, po czym… Dracula właściwie znika z pierwszego planu na resztę książki. Owszem, przewija się ciągle, ale majaczy gdzieś tylko na horyzoncie i nigdy nie pojawia się bezpośrednio. Raczej tylko na ustach innych bohaterów. To powoduje, że mam duży niedosyt głównej postaci tej książki, postaci, od której wziął się jej tytuł (!). Niestety sprawia też także, że Dracula jest dla mnie postacią nijaką, która nie wywołuje we mnie żadnych emocji.

Podoba mi się ogólny pomysł na fabułę. Ma coś w sobie – ten wielki zamek położony w Transylwanii, te plotki, które krążą na temat jego właściciela, to balansowanie na granicy śmierci spowodowane tajemniczą utratą krwi przez noc… I jest mi ogromnie przykro, że wykonanie popsuło mi odbiór tej historii. Forma listów i dzienników sprawia, że cała opowieść jest sucha, wyzuta z wszelkich emocji, zbyt wolna i tak naprawdę niewzbudzająca zainteresowania. Z pewnością inaczej było za czasów Brama Stokera – mam jednak wrażenie, że trudno jest zaszokować dzisiejszego czytelnika. Nie jest to oczywiście wina książki.

Dobrze jest znać pierwowzór, dobrze jest wiedzieć, że zanim wampiry były wegetarianami, stanowiły postrach i piły ludzką krew. Nie żałuję, że przeczytałam „Draculę”, mimo że, przyznaję, jestem rozczarowana. Chciałam czegoś, co będzie mroczne, będzie zapierało dech w piersi i mroziło krew w żyłach. Być może powinnam była wziąć poprawkę na to, że „Dracula” ma niemal sto dwadzieścia lat. Zanim więc zabierzecie się za tę powieść, warto się dobrze nastawić. Czy polecam? Tak, bo klasykę polecać będę zawsze. Nie zmienię jednak zdania w tej kwestii, że „Dracula” się po prostu zestarzał i w dzisiejszym świecie już raczej nikogo nie przestraszy.

6 komentarzy:

  1. Czytałam Draculę i bardzo miło wspominam. Oczywiście wiadomo, że historia dzisiaj nie straszy i nie przeraża, ale za to jest napisana w sposób, którego nie uświadczymy u współczesnych pisarzy. Mnie zachwycił ten staroświecki, elegancki styl, ale rozumiem, że można uznać Draculę za powieść trącącą myszką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda i chyba na tym się potknęłam, podeszłam do niej jak do współczesnej książki, a nie powinnam była. No ale trudno, stało się i nie odstanie. Doceniam ją mimo wszystko za historię i pomysł, bo za czasów Stokera musiała robić duże wrażenie. :)

      Usuń
  2. Jak wiesz, ja bardzo dobrze wspominam Draculę, ale może dlatego że mam coraz większy sentyment do klasyki i ją coraz mocniej doceniam ;)
    Nie ukrywam, nie jest to lekka lektura. Dla mnie jednak takie wampiry, to jest właśnie to a nie Edward i inni... ble... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ja też lubię i doceniam klasykę. :( Tu mi po prostu coś zgrzytało.
      Wiadomo, Edward nie dorównuje Draculi. Ani inne wampiry choćby z modnych (dzisiaj chyba coraz mniej, ale jeszcze 3-4 lata temu) paranormal romance.Bleee... :P

      Usuń
    2. Mi wystarczyły trailery, by ocenić, że tego to ja nie obejrzę, chyba że na torturach :D

      Usuń
    3. To ja, wyobraź sobie, zostałam zmuszona przez moją ówczesną przyjaciółkę do obejrzenia dwóch części pod rząd. Straszne. D:

      Usuń