13 lutego 2017

[107] W Toruniu robi się niebezpiecznie – „Najgorsze dopiero nadejdzie”

Autor: Robert Małecki
Ilość stron: 408
Literatura: polska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Marek Bener (tom I)
Moja ocena: 9/10
Wyzwania:
Nigdy nie wiesz o sobie wszystkiego.
Nigdy, dopóki nie staniesz na krawędzi i nie zrobisz czegoś, do czego - jak sądzisz - nie byłbyś zdolny, a co w konsekwencji zmienia cię na zawsze.



Robert Małecki urodził się w 1977 roku. Z wykształcenia jest politologiem i filozofem, studia ukończył na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Akademii Bydgoskiej. Przez wiele lat pracował jako dziennikarz i redaktor Gazety Pomorza i Kujaw Nowości, był także dyrektorem Wydziału Komunikacji Społecznej i Informacji Urzędu Miasta Torunia, a obecnie zajmuje stanowisko specjalisty ds. promocji Toruńskich Wodociągów oraz prezesa zarządu Fundacji Kult Kultury. Przygodę z pisaniem rozpoczął w 2009 roku. Uczestniczył w warsztatach literackich prowadzonych przez znanych twórców, takich jak Mariusz Czubaj czy Katarzyna Bonda. Jest także zdobywcą drugiego miejsca w ogólnopolskim konkursie na opowiadanie kryminalne, które odbywało się podczas festiwalu Kryminalna Piła w 2013 roku. „Najgorsze dopiero nadejdzie” to jego debiutancka powieść, która otwiera trylogię z Markiem Benerem.
Marek Bener jest dziennikarzem podupadającej toruńskiej gazety. Przed kilkoma laty zaginęła jego żona, do dziś nie ma po niej śladu, mimo to mężczyzna nadal ma nadzieję na jej odnalezienie. Kiedy dziennikarz zostaje wysłany do ostatniego reporterskiego zadania, pożaru na przedmieściach Torunia, nie wie jeszcze, że będzie ono miało związek z jego przeszłością. Szybko okazuje się, że w strawionym przez ogień domu zginął jego dawny przyjaciel, który w młodości był z jego siostrą, a potem odbił mu narzeczoną. Kobieta zwraca się do Benera o pomoc. Wkrótce sama znika bez śladu. Bener próbuje ją odnaleźć, a przy okazji coraz bardziej wikła się w niebezpieczną, kryminalną grę, w której stawką może być jego życie. Co wydarzyło się w spalonym domu? Czy była narzeczona przeżyje? Jaką rolę w całej tej sprawie odgrywają osoby bliskie Benerowi i jego przeszłość?

Kiedy przeglądając zapowiedzi książkowe, natknęłam się na „Najgorsze dopiero nadejdzie”, od razu po przeczytaniu opisu wiedziałam, że prędzej czy później książka wpadnie w moje ręce. Nie mogłoby być inaczej – w końcu akcja osadzona jest w mieście, które doskonale znam, ponieważ mieszkam w nim od dwudziestu lat. Nigdy nie miałam okazji czytać książki, w której bohaterowie poruszaliby się po miejscach tak mi znajomych. Byłam ciekawa, jak coś takiego odbiorę; czy zadziała to na plus czy na minus. Przekonałam się i muszę przyznać, że wyobraźnia o wiele lepiej pracuje, gdy wiem, jak wygląda opisywane miejsce, gdzie dokładnie się ono znajduje – a już najciekawiej było wtedy, gdy postaci „bywały” niedaleko mnie, bo i tak się zdarzało. Jestem przekonana, że przechodząc obok, przykładowo, kawiarni, w której Bener odbywał z kimś spotkanie, będę sobie o tym przypominać. Świetnie uczucie! Ponadto w związku z tym, że akcja osadzona jest w mieście, które doskonale znam i „czuję”, oczekiwałam, że będzie ono dobrym tłem do wydarzeń z pierwszego planu. I tutaj muszę przyznać, że Robert Małecki spisał się bardzo dobrze – Toruń został opisany zgodnie z prawdą, a ci, którzy znają to miasto, mogli wychwycić kilka puszczonych do czytelnika oczek. Ale żeby nie było tak słodko – jednego autorowi nie wybaczę. Jako wielka fanka żużla i toruńskiego klubu po prostu nie mogę zaakceptować tego, że Bener nie znosi tego sportu! (Choć jestem zadowolona, że temat żużla w ogóle został poruszony – czy ktoś lubi czy nie, nieważne, wydaje mi się, że żużel to taka nasza wizytówka, zwłaszcza odkąd mamy Motoarenę).

Najwyższa pora przejść do sedna sprawy. W końcu „Najgorsze…” to kryminał, a nie książka o Toruniu. Zacznę od tego, że aż trudno uwierzyć, że to debiut. Wątek kryminalny jest świetnie zawiązany, a potem genialnie poprowadzony. W ogóle nie czuć, że to pierwsza książka Roberta Małeckiego, można za to przekonać się, że zajęcie drugiego miejsca w ogólnopolskim konkursie na opowiadanie kryminalne nie było przypadkowe. Autor doskonale skonstruował intrygę, a ja jak dziecko dałam się wywieść w pole. Kiedy wydawało mi się, że już wszystko wiem i nic mnie nie zaskoczy… właśnie mnie coś zaskakiwało. A to cecha fantastycznego kryminału. Jestem więc pod ogromnym wrażeniem i mam spore nadzieje na równie dobrą albo jeszcze lepszą zabawę w kolejnych częściach trylogii.

Jeśli zaś chodzi o samo tempo akcji, z początku jak dla mnie było nieco za wolne, choć to nie znaczy, że się nudziłam. Zdaję sobie też sprawę z tego, że to kwestia czysto subiektywna. Rozumiem również, z czego takie początkowo niezbyt śpieszne tempo wynika. Autor po kolei przywołuje na scenę kolejne postaci, wprowadza czytelnika w fabułę, zwłaszcza w życie głównego bohatera. Przeszłość Benera okazuje się tutaj ważna, a Robert Małecki z początku odkrywa częściowo karty, aby czytelnik nie czuł się zdezorientowany. Mam wrażenie, że wszystko jest tu doskonale przemyślane, wyważone. A kiedy już czytelnik wie tyle, ile potrzeba, akcja nabiera tempa i właściwie od połowy książki pędzi na łeb na szyję. I nie zwalnia do końca. A zakończenie stanowi wisienkę na tym przepysznym, kryminalnym torcie – zaskakuje i wcale nie jest tak oczywiste. To furtka do kolejnej części – oby było mi dane przejść przez nią jak najszybciej.

Niewątpliwie korzystnie wypadają też postaci. Są realistyczne, pełnokrwiste, bardzo dobrze wykreowane. Poza tym autor ich nie szczędzi, a to chyba lubię najbardziej w kryminałach – zero sentymentów, zero patyczkowania się. Marek Bener to świetny materiał na głównego bohatera – charakterystyczny w obyciu, choć przez zaginięcie żony lekko przygaszony, zagubiony, zawieszony między nadzieją na odnalezienie jej a myślą o pogodzeniu się z losem. Jego otoczenie, bliscy, rodzina, znajomi również wypadają ciekawie. Okazuje się, że nic nie jest takie, na jakie wygląda i że każdy ma swoje sekrety. Co tu dużo mówić – jest interesująco, realistycznie, niejednoznacznie. Czy czegoś więcej do szczęścia potrzeba?
Jestem naprawdę ogromnie zadowolona z lektury tej książki – słyszałam o niej tak wiele dobrego, że miałam spore oczekiwania, a jak wiadomo, im one większe, tym łatwiej się zawieść. Na szczęście autor im sprostał, a to świetnie rokuje na przyszłość. Mam nadzieję, że na kolejne części trylogii z Markiem Benerem nie będę musiała długo czekać – a także, że Robert Małecki nie poprzestanie na tych książkach. Serdecznie Wam polecam „Najgorsze dopiero nadejdzie” – choć mam nadzieję, że najlepsze jeszcze przed nami!

10 komentarzy:

  1. Lubię motyw zaginionych osób w kryminałach. Fabuła naprawdę intryguje. I potrzebuje takiej mocnej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj motyw zaginięcia jest w tle, aczkolwiek spodziewam się, że w kolejnych tomach też będzie rozwijany. :)

      Usuń
  2. Polscy autorzy piszą coraz lepiej :) ah, aż miło ich czytać ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że o książce nie jest zbyt głośno, ale skoro to tak udany debiut to koniecznie muszę się z nią zapoznać. Cieszę się, że autor nie oszczędza bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, mogłoby się o niej mówić więcej, chociaż jak na debiutanta wydaje mi się, że i tak Małecki zyskał spory rozgłos. Już sam fakt wydania książki w tak dobrym wydawnictwie sporo daje. :)

      Usuń
    2. Właśnie ja wydawnictwa nie znam, tj. nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej ich książki, ale skoro mówisz, że są godni zaufania, to wierzę :)

      Usuń
  4. O, ciekawa propozycja i znowu Toruń :) Ostatnio to miasto mnie prześladuje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś ostatnio gustuję w polskich kryminałach, więc dopisuję do listy!

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń