23 marca 2017

[117] „Serce o kamień”* – „Masakra na wyspie Utøya”

Autor: Adrian Pracoń
Tytuł oryginału: Hjerte mot steinen
Ilość stron: 192
Literatura: norweska
Wydawnictwo: Pascal
Moja ocena: 7/10
Wyzwania:



Wstrzymałem oddech. Serce waliło mi tak mocno, że musiało być widoczne przez mokry podkoszulek. Gdzie mnie trafi? W głowę? W serce? Miałem nadzieję, że tam. I że wszystko szybko się skończy. Nigdy wcześniej we mnie nie celowano. Ogarnęło mnie uczucie całkowitego podporządkowania. Mógł ze mną zrobić, co chciał. 
Od niego zależało, czy zginę, czy będę żył. 
Szukałem odpowiedzi w człowieku zasłoniętym bronią, lecz widziałem jedynie czarną przepaść celownika. Ciało przygotowywało się na przyjęcie kuli. Swędziała mnie skóra przy sercu, na czole.
Zamknął oko.Teraz to już koniec.

22 lipca 2011 roku informacje, jakie napłynęły z Norwegii, wstrząsnęły światem. Napastnik ubrany w policyjny mundur przepłynął na wyspę Utøya, na której trwał obóz młodzieżówki norweskiej Partii Pracy, a potem zaczął strzelać do ludzi. „Masakra na wyspie Utøya” to jedyna jak dotąd wydana relacja uczestnika tych wydarzeń. Adrian Pracoń cudem uszedł z życiem, choć oko w oko stanął z Andersem Breivikiem. 

Adrian Pracoń jest z pochodzenia Polakiem, choć urodził się i wychowywał w Norwegii. 19 lipca 2011 roku, mając niespełna dwadzieścia dwa lata, po raz pierwszy wziął udział w organizowanym corocznie na wyspie Utøya obozie młodzieżówki norweskiej Partii Pracy. Pracoń opisuje pierwsze dni obozu, objaśnia, jak to wygląda i o co chodzi, dzięki czemu czytelnik może dowiedzieć się, na czym polega taki obóz. Jest to nie tylko spotkanie setek młodych ludzi, którzy są zainteresowani polityką, ale także kilka dni dobrej zabawy, podczas których można zawrzeć wiele nowych znajomości. W 2011 roku również tak było. Jednak wszystko zmieniło się w momencie, gdy do uczestników obozu dotarła wiadomość o wybuchu, do którego doszło w centrum Oslo. Zapanował strach, organizatorzy starali się uniknąć chaosu. Nikt jednak nie wiedział, że najgorsze dopiero ma nadejść. Wkrótce Adrian Pracoń zauważył uciekających ludzi. Zaraz potem padły pierwsze ofiary. Pierwsza myśl? Ćwiczenia albo jakaś gra. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że ktoś mógłby do nich strzelać, chcieć ich zabić. Adrian Pracoń całe zdarzenie relacjonuje minuta po minucie. Jego opisy są konkretne, realistyczne, wierzę, że dokładnie tak to zapamiętał, a co więcej – że dokładnie tak myślał w chwili ataku. Brak tu refleksji, rozwleczonych myśli, zastanawiania się po co, dlaczego. Autor skoncentrował się na czynnościach, zachowaniach, jego relacja sprawia wrażenie, jakby w chwili ataku kierował się tylko instynktem, niczym zagrożone zwierzę. Jako czytelnik zapewne nie mogę sobie nawet po części wyobrazić, co ci ludzie przeżyli – Adrian Pracoń daje tego namiastkę. 

Książka przedstawia także to, co działo się po ataku – bezpośrednio, gdy w końcu nadeszła pomoc, a napastnika złapano, ale również dzień, dwa dni później, a także podczas pierwszego procesu w listopadzie tego samego roku. To spojrzenie nie tylko oczami świadka, ale również uczestnika wydarzeń, który w tym ogromnym nieszczęściu miał jednak sporo szczęścia. Przeżył, chociaż napastnik do niego celował. Z jakiegoś powodu opuścił broń, darował mu życie. Po pewnym czasie znowu się spotkali – tym razem kula trafiła go w ramię. Adrian Pracoń był ostatnią osobą, do której strzelił Breivik. Ale nie stał się ostatnią ofiarą. W książce chłopak wyraźnie próbuje zrozumieć, z jakiego powodu przeżył, dlaczego napastnik go nie zabił. Podczas procesu dostał odpowiedź. 

„Masakra na wyspie Utøya” nie rozlicza tego, co się stało, nie odpowiada na pytanie, dlaczego to miało miejsce. To relacja, dość chłodna, choć niewątpliwie wiernie oddaje to, czego doświadczył autor książki. Myślę, że jej celem było pokazanie innym ludziom, jak to naprawdę wyglądało, a nie odpowiadanie na nurtujące zapewne każdego uczestnika obozu pytanie – dlaczego?. Autor tak naprawdę rzadko opowiada o emocjach, jakie towarzyszyły mu w chwili ataku oraz po nim, co nie oznacza jednak, że czytelnik przeczyta tę książkę z obojętnością. Wszystko zależy od naszej wrażliwości i podatności na takie relacje – niektórzy z pewnością będą mieli w oczach łzy, inni będą tylko coraz szerzej otwierać oczy ze zdumienia, jeszcze inni będą współczuć ofiarom i uczestnikom obozu. Ja czułam niepokój, co najmniej. Bo przerażające jest to, że jedna osoba może zabić sześćdziesiąt dziewięć młodych ludzi, ponieważ stoją po innej stronie politycznej barykady. Straszna jest świadomość, że tak naprawdę nigdzie i nigdy nie jesteśmy bezpieczni. I że w każdej chwili może dojść do takiej sytuacji, w której moje życie może być zagrożone i w której mogę widzieć padających od kul ludzi, moich przyjaciół. 

Od tragedii, jaka miała miejsce na wyspie Utøya, mija dopiero sześć lat, a to zbyt mało czasu, aby rozliczać to, co się wydarzyło. Książka Praconia to relacja. Nie jestem zbyt wielką fanką takiego rodzaju opisu przeżyć, natomiast doceniam odwagę autora. Podzielenie się tym, co przeżył, na pewno nie było łatwe. Zwłaszcza że to ponoć pierwsza książka, która została napisana przez uczestnika wydarzeń z 22 lipca 2011 roku. Znamienne jest to, że imię i nazwisko napastnika pojawia się w tej książce tylko raz – w ostatnim zdaniu posłowia. Ten fakt to dopełnienie relacji Praconia, być może także świadectwo trudności w opowiadaniu, zrozumieniu i zaakceptowaniu tego, co się wydarzyło. Podoba mi się także oryginalny tytuł tej publikacji i żałuję, że w polskiej wersji postawiono raczej na przyciągnięcie klienta – „Masakra na wyspie Utøya” zapewne bardziej go zaciekawi, natomiast oryginalny tytuł, „Hjertet mot steinen”, co oznacza mniej więcej tyle co „Serce o kamień”, doskonale łączy się z tym, co Adrian Pracoń przeżył. Żeby wiedzieć dlaczego, trzeba przeczytać jego relację. Polecam tę książkę, jeśli jesteście zainteresowani tematem. To relacja z pierwszej ręki, która pozwala na to, by stanąć obok uczestników obozu i choć w niewielkiej części poczuć to, co czuli oni – strach, rozpacz i nadzieję.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję organizatorce Book touru, Natalii z bloga Book Paradise


*Tłumaczenie oryginalnego tytułu książki, „Hjertet mot steinen”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz