2 października 2019

#186 5 lat Bohatera Fikcyjnego, czyli czas zwijać żagle – o tym, co dalej z blogiem


2 października 2014 roku założyłam blog. Lubiłam czytać książki, lubiłam pisać i uznałam, że fajnie będzie to połączyć i pisać o książkach. Robiłam, w zasadzie zaczęłam to robić już wcześniej – w 1 liceum chciałam się zaangażować w tworzenie gazetki szkolnej. Nie leżało mi jednak to, że tak naprawdę mało kto tę gazetkę czytał, a ja nie miałam żadnego odzewu ze strony odbiorcy. Jeśli w ogóle jacyś odbiorcy byli. W ten sposób i z tej potrzeby, potrzeby dzielenia się opiniami o książkach, ale i wymiany zdań z innymi miłośnikami książek, narodził się Bohater Fikcyjny. Nie przypuszczałam, że będę go prowadzić nieprzerwanie przez pięć lat i że zmieni on moje życie. Ale nie przypuszczałam też, że w ciągu tych pięciu lat blogi będą musiały ustąpić miejsca innym platformom i stracą na popularności.


Myśl, że pora porzucić blogowanie, co jakiś czas do mnie wraca, i to mniej więcej od dobrych dwóch lat. Nie dlatego, że mi się to znudziło albo że mam ważniejsze sprawy i brakuje mi na bloga czasu. Choć nie ukrywam, że takie powody też istnieją, jednak nie przeważają one na tyle, bym przez nie porzuciła blogowanie.

Od prawie roku borykam się z problemem coraz bardziej spadających statystyk. Pisałam o tym na początku tego roku w tym poście. Jak widzicie, już wtedy rozważałam odejście z blogosfery, ale ostatecznie postanowiłam zostać i zmienić trochę podejście do treści publikowanych na blogu. Niestety mam za sobą dosyć trudny semestr na studiach, bo ostatni (na licencjacie), w związku z czym robiłam praktyki, pisałam licencjat i próbowałam jeszcze jako tako przygotowywać się na zajęcia i zdać egzaminy (ostatecznie wszystko się udało, w terminie, i to w pierwszym). Nie byłam w stanie wprowadzić niektórych postanowień, jak na przykład poszerzenie tematyki bloga o szeroko pojętą kulturę (ukazały się tylko dwie recenzje anime). Planowałam to zrobić w te wakacje (które właśnie minęły – jutro idę na pierwsze zajęcia na magisterce), jednak do tego czasu... wszytko się już kompletnie posypało. O ile wyświetlenia moich postów spadły o połowę w październiku 2018 roku, o tyle sierpień 2019 znowu uciął mi je o połowę. Większość wyświetleń moich ostatnich postów waha się w okolicach 50-70. Miałam podobne wyniki w 2014, kiedy zakładałam tego bloga. Wróciłam do punktu wyjścia. I tak – nie mam już zupełnie motywacji, żeby tu regularnie publikować.

Wydaje mi się, że blogów nikt już nie czyta. Dzisiaj królują YouTube i Instagram. Pięć lat temu nie było ani Booktube'a, ani Bookstagrama, a cała książkowa społeczność organizowała się wokół blogów. W pewnym momencie się to zmieniło. Myślałam tylko, że każde to miejsce będzie się jakoś uzupełniało, sama zakładałam Instagram zresztą jako dodatek do tego bloga, a nie główne miejsce, w którym opowiadałabym o książkach. Proporcje się dzisiaj odwróciły i zauważyłam, że jeśli ktoś na Instagramie ma bloga, to to właśnie blog jest dodatkiem.

Problem w tym, że ja zawsze się czułam i zawsze będę się czuć blogerką. Lubię się rozpisać (co widać po tym poście), a Instagram nie daje takiej możliwości. Instagram zresztą bazuje na zdjęciach, a nie na treści, która jest przekazywana w opisach tych zdjęć. Sama wolę pisać, a nie robić zdjęcia, i tu jest konflikt.

Długo myślałam nad tym, co zrobić, i znów nie jestem pewna, czy podejmuję dobrą decyzję. W pewnym momencie chciałam po prostu przestać publikować. Napisać ten post i się z Wami pożegnać. Zostać na Instagramie, ale jako zwykły czytelnik, a nie blogerka książkowa. Ale aż tak drastycznie nie będzie, bo robię to od pięciu lat i nie potrafię tak po prostu przestać. Postanowiłam jednak całkowicie przeorganizować swoją działalność książkową (jeśli można tak to nazwać) i pewne rzeczy odpuścić. Bo muszę Wam powiedzieć, że mam też problem z samą sobą. Chciałam pisać o każdej książce, którą przeczytam, jeśli nie tu, to na Instagramie, chciałam się po prostu wypowiedzieć o wszystkim, co czytam. I to jest pułapka, w którą wpadłam i z której chyba jeszcze nie wyszłam. Czytam średnio po dwie książki na tydzień. Nie jestem w stanie o wszystkim napisać, zwłaszcza że chęć i motywację do pisania mam rzadko przez wspomniane marne statystyki. Zrobiły mi się przez to ogromne zaległości i ciągną się od wielu miesięcy. Ja mam właściwie stale zaległości i bywało, że pisałam o książce półtora miesiąca po jej przeczytaniu. To jest zła droga. Z tyłu głowy ma się cały czas myśl, że coś trzeba zrobić. W pewnym momencie staje się to przymusem, a nie pasją.

Mówiłam też o powodach osobistych, które również przyczyniają się do tego, że tracę motywację do pisania tego bloga. Założyłam go, gdy byłam w 2 liceum, miałam więc na niego mnóstwo czasu i żadnych obowiązków poza nauką. Byłam aktywna nawet przed maturą, bo jakoś nie bardzo się do niej uczyłam (poza powtórkami w szkole i szaleńczymi powtórkami w domu w kwietniu, czyli tuż przed). Wiedziałam, że może być różnie, gdy szłam na studia, i rzeczywiście był moment, kiedy myślałam, że blog będzie musiał pójść w odstawkę. Na szczęście to minęło (chodziło raczej o to, że wyprowadziłam się do obcego miasta, daleko od domu i nagle uświadomiłam sobie, że jestem dorosła, a nie o to, że miałam dużo nauki). W pewnym momencie przedkładałam nawet czytanie książek do zrecenzowania nad naukę, czytanie lektur i przygotowywanie się do zajęć lub egzaminów (i niczego nie zawaliłam, nie miałam żadnej wrześniowej poprawki, średnia zawsze około 4.5, może to jednak jest jakiś sposób). A potem przyszedł 3 rok. Powiem tak – mam 22 lata, skończyłam studia I stopnia, mam plany zawodowe i zastanawiam się, czy to nie jest ten moment, kiedy czas przestać się bawić i zacząć coś robić w związku z przyszłością. Wybrałam sobie taką ścieżkę zawodową, w którą najpierw muszę się wkręcić, a potem zdobyć doświadczenie, które da mi szansę na zrealizowanie tego, co sobie założyłam (wybaczcie, ale nie chcę mówić o konkretach). Musze się na tym skupić, bo to najlepszy czas, zaczynam właśnie studia magisterskie i lepszego momentu po prostu nie będzie. Blog trochę mi zawadza, bo zabiera mi czas, ale co chyba ważniejsze, zabiera mi też energię, motywację. Czuję, że utknęłam i nie mogę ruszyć się w żadną stronę, ale trzeba w końcu podjąć decyzje.

I te decyzje chcę teraz zaprezentować:
  1. Nie daję ani Wam, ani sobie gwarancji, że będę tu publikować regularnie. Albo że nie zniknę na miesiąc czy dwa. Nie chcę sobie nic narzucać ani znowu wpadać w pułapkę tego, że muszę coś zrobić, a nie chcę.
  2. Rezygnuję z postów, które pojawiały się cyklicznie, czyli z podsumowań miesiąca i zapowiedzi wydawniczych.
  3. Zapowiedzi wydawnicze całkowicie przenoszę na Instagram – jest tam już głosowanie, więc równie dobrze mogę tam recenzować książki, a nie na blogu, jak było do tej pory.
  4. Jedynymi recenzjami, które będą się tu pojawiać, będą recenzje książek ze współprac z wydawnictwami i autorami (chyba że umówimy się inaczej). Ewentualnie jeżeli bardzo będę chciała się o jakiejś książce rozpisać, to wstawię recenzję tutaj.
  5. Jeśli coś będę chciała powiedzieć o jakiejś książce, ale niekoniecznie pisać recenzję na blog, opinię wrzucę na Instagram. Jednak nie będę narzucać sobie przymusu recenzowania każdej czy nawet prawie każdej książki, którą przeczytam.
  6. Blog od tej pory będzie służył głównie do postów okołoksiążkowych, okołoblogerskich i innych tego typu. Poza recenzjami egzemplarzy recenzenckich być może będę wstawiać raczej jakieś topki, zestawienia czy rankingi, które będą przedstawiać kilka książek krótko i zwięźle. 
  7. Profil na Instagramie będzie bardziej osobisty, luźny, a nie blogowy. Bo do tej pory to była w głównej mierze tablica ogłoszeniowa dla mojego bloga. Zamierzam wstawiać więcej zwyczajnych zdjęć, a nie takich, które przenoszą do recenzji czy wpisu na blogu.
  8. Krótko mówiąc – niczego sobie nie narzucam, nie zamykam bloga, ale nie obiecuję pisania o wszystkim ani regularnie, przenoszę się bardziej na Instagram (skoro rzeczywistość tego wymaga). 
Czy będę patrzeć na statystyki? Pewnie tak, bo nie da się od tego uwolnić. 30 wyświetleń recenzji strasznie mnie boli, ale ból będzie mniejszy, jeśli napiszę w miesiącu dwie takie recenzje, a nie siedem, czy coś. Nie potrafiłabym całkowicie z tego zrezygnować, ale ograniczyć mogę.

Tak więc jeśli jeszcze nie obserwujecie mnie na Instagramie, to warto to teraz zrobić. Nie ukrywam, że to głównie tam będę się pojawiać. Co prawda z regularnym wstawianiem zdjęć mam jeszcze problem (i robieniem ich, bo średnio jestem w to dobra), ale zazwyczaj dużo produkuję się na stories. Polecam więc tam zaglądać. 

Mam nadzieję, że za jakiś czas przyjdę tu z jakimś ciekawym postem (właściwie jeden już się pisze). I mam też nadzieję, że przyjdziecie tu Wy. ;) 

Liczę na to, że dotrwam z takim nastawieniem do kolejnych urodzin Bohatera Fikcyjnego. Za bardzo lubię pisać, żeby przestać to robić.

Dziękuję tym, którzy są tu od początku, tym, którzy wpadają tu regularnie, tym, którzy komentują. Zawsze miło mi z Wami porozmawiać! ♥

2 komentarze:

  1. Myślę, że problem jest taki, że ludzie już czasu na blogi nie mają i wolą posłuchać bloga w formie podcastu - ja tak przynajmniej mam. Chętnie w drodze do pracy i z pracy posłucham czegoś dobrego, a choroba lokomocyjna, niestety, uniemożliwia mi czytanie czegokolwiek dłużej niż 5 minut w komunikacji publicznej, bo kończy się to po prostu źle.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się biję z podobnymi myślami. Uświadomiłem to sobie podczas trzymiesięcznego stażu, na którym bite 8 godzin dziennie siedziałem i coś robiłem, plus dwie godziny dojazdu i trzeba było często wstać o 4:30, więc środek nocy normalnie. Czasu na czytanie, czy raczej chęci nie było zbyt wielkich, a do tego doszły niefajne alergie pokarmowe, choć w końcu wiadomo co mi dolega. Ja tak radykalnej decyzji nie podejmuję jeszcze, ale zastanawiam się, czy zamiast recenzji na blogu nie zamieszczać dłuższych tekstów na Insta i na Fejsie plus LC. Chwilami też łapię się na tym, że czytam coś, bo ktoś poprosił, to przeczytam - książka jest ok, ale w danej chwili nie chcę jej czytać, a muszę, bo termin goni.
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń