7 października 2014

[2] Nowy Jork contra upływający czas — "Zimowa opowieść"

Autor: Mark Helprin
Przekład: Joanna Dziubińska, Maciej Płaza
Liczba stron: 696
Wydawnictwo: Otwarte
Język oryginału: amerykański
Źródło okładki: LubimyCzytac.pl

(...) nasze życie to przedzieranie się przez wszystkie lata dla jednej lub dwóch chwil, które są bezsprzecznie wspaniałe.


Skuszona prostym, ale zarazem tajemniczym, nie mówiącym zbyt wiele o treści tytułem, opiniami jakoby „Zimowa opowieść” była jedną z najlepszych opowieści w amerykańskiej literaturze oraz gorącą miłością zapowiedzianą w opisie książki, postanowiłam ją kupić. Wywarła na mnie duże wrażenie od razu po wyjęciu z paczki — jest obszerną powieścią zarówno pod względem ilości stron — niemal siedemset — jak i pod względem ilości tekstu. Czcionka jest dosyć drobna, a strony złożone w większości z dialogów są tu rzadkością.

Mark Helprin to amerykański pisarz oraz dziennikarz, znany z kontrowersyjnych publikacji w tygodniku „The New Yorker”. Urodził się na Manhattanie w 1947 roku jako syn filmowca oraz gwiazdy Broadway'u. Dorastał na przedmieściach Ossining w stanie Nowy Jork nad rzeką Hudson, która podobnie jak Manhattan, jest miejscem akcji „Zimowej opowieści”. Inspiruje się autorami takimi jak Dante, Shakespeare, Melville i Twain.

„Zimowa opowieść” ukazała się w Stanach Zjednoczonych w 1983 roku jako druga powieść Marka Helprina, jednak w Polsce wydano ją dopiero w 2014 roku nakładem wydawnictwa Otwarte. Trudno zaliczyć ją do konkretnego gatunku, bowiem można zauważyć tu wpływy wielu różnych — romansu, fantastyki, nawet dramatu. Powieść jest więc zabawą z konwencją literacką, której nie można zamknąć w jednym, konkretnym gatunku.

Oś, wokół której budowana jest fabuła, stanowi miasto — i nikt chyba nie będzie zaskoczony, jeśli powiem, że to Nowy Jork. Autor umieścił swoich licznych bohaterów w rodzimym mieście, pokazując go niezmiennie w zimowym krajobrazie. Co ciekawe, zmienia się jedno — czas. Na początku powieści czytelnik znajduje się w Nowym Jorku z początku dwudziestego wieku. U schyłku jest już w pierwszych dnia wieku dwudziestego pierwszego, który przecież stanowił odległy punkt dla piszącego książkę w latach osiemdziesiątych Helprina. 

Na początku czytelnik poznaje konia, Athansora, który uciekł ze stajni swego pana na Brooklynie. Okazuje się istnym zbawieniem dla uciekającego przed bandytami, zwanymi Krótkimi Ogonami, Petera Lake'a, bardzo dobrego włamywacza. Włamanie się do rezydencji Pennów na Manhattanie i okradnięcie jej ma być ostatnią robotą Petera, po której wyjedzie z miasta, chcąc uciec od Krótkich Ogonów. Okazuje się jednak, że stawiając w niej pierwszy krok, na zawsze odmienił życie swoje oraz wielu innych ludzi.

W rezydencji poznaje Beverly — młodą kobietę, której życie dobiega końca. Miłość uderza w niego jak obuchem — nie zważa na to, że wkrótce gruźlica pokona Beverly. Choć nigdy nie kochał, wie, że to jest właśnie to. Spędza z nią jakiś czas, poznając przy tym rodzinę Pennów — jej ojca, Isaaca, młodszego brata Harry'ego i siostrę Willę. Wtedy także czytelnik poznaje idylliczne wręcz miasteczko Coheeries położone nad jeziorem o takiej samej nazwie. Podobnie jak Nowy Jork, będzie nieustannie pojawiało się jako miejsce akcji.

Jednak Peter Lake i Beverly to tylko kropla w oceanie, jakim jest „Zimowa opowieść”. To jeden z wielu wątków, które poruszył autor i który w niezwykły sposób łączy się z innymi. Czytając, poznajemy też Mootfowla, Jacksona Meada i Cecila Mature'a, z którymi Peter zetknął się we wczesnej młodości, Pearly'ego Soamsa, lidera Krótkich Ogonów, Hardesty'ego Marrattę, który poszukuje idealnie sprawiedliwego miasta na życzenie jego zmarłego ojca, czy też Praegera de Pinto, który zdaje się naprawdę kochać Nowy Jork. Splot wydarzeń powoduje, że historie wszystkich tych postaci ścierają się ze sobą, łączą. Okazuje się, że pozornie odrębne wątki, są ze sobą nierozerwalnie związane na poziomie fabularnym.
W nowojorskim „Newsday'u” napisano, że „Zimowa opowieść” jest jak romans utalentowanego pisarza z językiem. I rzeczywiście — Helprin używa bogatego języka, konstruując przy tym piękne, niemal żywe opisy. Dzięki temu można poczuć się tak, jakby naprawdę towarzyszyło się bohaterom, widziało się te same miejsca. Autor stworzył niesamowity klimat Nowego Jorku skutego lodem i zasypanego śniegiem.

„Zimowa opowieść” z pewnością nie jest pozycją dla wszystkich. Czasami czytało się ją z trudem, dlatego nie przyznam się, ile ostatecznie mi to zajęło. Długo nie mogłam pojąć, o czym tak właściwie jest, jakie jest sedno, co Helprin chciał opowiedzieć. Kiedy ktoś pytał mnie o to, albo nerwowo się śmiałam, albo przez chwilę zbierałam myśli po to tylko, żeby za chwilę odpowiedzieć, że jest to trudne pytanie. Przede wszystkim to opowieść o Nowym Jorku, które pokazano jako ogromną metropolię żyjącą niemal własnym życiem. Postaci, choć misternie zaplanowane, niesamowicie prawdziwie wykreowane, spełniają tu rolę drugorzędną, aczkolwiek każdy ma jakieś, przeznaczone tylko jemu, zadanie do wypełnienia. Są trybikami, które wprawiają w ruch maszynę jaką jest Nowy Jork. Patrząc z innej perspektywy, „Zimowa opowieść” mówi o sile miłości, dla której czas nie stanowi wielkiej przeszkody. Trudno jednoznacznie określić temat i problematykę — w końcu to niemal siedemset stron opowiadających o stu latach z „życia” Nowego Jorku. Czytelnik poznaje więc historie wielu ludzi, a niektóre z nich już samodzielnie mogłyby stworzyć osobną powieść.

Pewne jest jednak to, że Helprin napisał dzieło niezwykłe. W mistrzowski sposób stworzył postaci i wątki, które idealnie splatają się ze sobą i są przyczyną następnych. Pokazał coś oryginalnego, nie wpisującego się w ramy gatunkowe i bardzo złożonego. Nie można odmówić mu zawiłości. Czasami akcja na długo spowalnia, a czytelnik poznaje fakty z życia danego bohatera, które wydawałyby się nieważne. Zapewniam jednak, że kończąc książkę, wszystko połączy się w jedną, spójną całość.

Po przeczytaniu nie mogłam docenić tej powieści. Myślę, że dopiero zastanawiając się, co chcę napisać w tej recenzji, zrozumiałam, jak bardzo jest wartościowa. Nie stanowi łatwej lektury i nie można o niej od razu zapomnieć, co bynajmniej nie uważam za wadę. Ostatecznie, mimo że długo, czytałam ją z rosnącym zaciekawieniem — chciałam dowiedzieć się, co wyniknie z wszystkich tych rzeczy, o których przeczytałam, poznać sens. Chyba jeszcze nie doszłam do siebie, nadal mam tak zwanego „książkowego kaca”. Ale było warto i „Zimową opowieść” polecam wszystkim wprawionym, jakkolwiek to brzmi, czytelnikom („początkujący” mogliby się zrazić).

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. To jedna z tych książek, które wyzwoliły we mnie chęć posiadania. Jeszcze nim przeczytałam pierwsze zdanie. Wiedziałam, że nim będę mogła ją doczytać, minie bardzo dużo czasu - bo praca, życie, te sprawy, czytać trzeba było co innego - ale po prostu nie mogłam jej nie mieć. Tak więc czeka. I pewnie niedługo się doczeka :)

    OdpowiedzUsuń