26 marca 2018

[180] Kiedy najgorsze już nadeszło... – „Porzuć swój strach”


„Porzuć swój strach” to kontynuacja znakomitego kryminału „Najgorsze dopiero nadejdzie” i zarazem drugi tom trylogii o Marku Benerze. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze mam pewną obawę, gdy sięgam po drugie części serii, zwłaszcza gdy pierwszą byłam zachwycona. W końcu klątwa drugiego tomu to dość częsty problem. Muszę jednak przyznać, że Robert Małecki trzyma poziom – trudno mi bowiem znaleźć cokolwiek, do czego mogłabym się przyczepić. „Porzuć swój strach” to po prostu świetna, trzymająca w napięciu książka z dobrze skrojoną intrygą. Czego chcieć więcej?

Marek Bener zostaje poproszony o odnalezienie Moniki, córki zamożnego biznesmena Krzysztofa Żelaznego, która od kilku dni nie pojawiła się w domu. Patrząc na jej zdjęcie, ma wrażenie, że już ją widział, i to całkiem niedawno. Okazuje się, że Monika była w redakcji „Echa Torunia”, tygodnika, którego redaktorem naczelnym jest właśnie Bener. Intuicja nakazuje mu jednak milczeć na ten temat i samemu sprawdzić, czy Monika faktycznie zaginęła. Postanawia zająć się sprawą. Wkrótce wpada na trop, który przywołuje demony przeszłości. Czy zniknięcie Moniki może mieć jakiś związek z zaginięciem żony Benera, Agaty? Czy wszyscy mówią prawdę? Jaką rolę odegrał w tym wszystkim nieżyjący już teść Benera?


To, co nie rzuciło mi się w oczy przy czytaniu pierwszej części, ale co zauważyłam teraz, to dynamika tej książki. Jestem osobą, która ceni sobie wartką akcję, a więc wszelkim rozwleczonym śledztwom mówię stanowcze „nie”. Nie po to sięgam po kryminały czy thrillery, żeby się nudzić. Muszę więc zacząć od tego, że „Porzuć swój strach” (o ile wciągnie czytelnika fabularnie – a to akurat kwestia indywidualna) nie daje czasu na nudę ani oddech. Tak jak w pierwszej części tego cyklu z początku akcja była jak dla mnie odrobinę za wolna, tak tym razem rusza ze sporą prędkością od razu. I nie zwalnia do końca. Trzeba zaznaczyć, że cała fabuła książki zamyka się w jednym tygodniu (przynajmniej jej główna część, licząc do punktu kulminacyjnego i rozwiązania akcji). Przez ten tydzień w życiu Benera cały czas się coś dzieje – jest więc to zarówno intensywny czas dla bohatera, jak i dla czytelnika (chociaż zapewniam, że tej książki nie da czytać się tydzień – za bardzo pochłania, żeby spędzić przy niej tak dużo czasu!). Dodatkowo na dynamikę wpływają dość krótkie rozdziały, warto jednak nadmienić, że pojawiają się tylko wtedy, gdy wymaga tego tempo akcji. Przypominają mi one krótkie ujęcia, po których następuje cięcie i przejście do kolejnego. A poza zwiększaniem dynamiki, działa to też bardzo dobrze na wzmaganie napięcia.


Intryga, jaką tym razem obmyślił autor, wciągnęła mnie chyba jeszcze bardziej niż w pierwszej części. Mimo że tamta sprawa także wiązała się z zaginięciem Agaty, żony Marka, to jednak w „Porzuć swój strach” odczułam to jeszcze bardziej. Ciekawe jest to, że do głosu dochodzi nieżyjący już w momencie rozwijania się fabuły ojciec Agaty. Pojawia się poprzez nagrania na dyktafonie. Być może to sprawiło, że poczułam o wiele większy związek głównej sprawy z zaginięciem żony Benera. Teść Marka na nagraniach zwraca się bezpośrednio do niego i niejako spowiada się z tego, co złego zrobił w życiu. Trzeba być czujnym, bo także i te nagrania mają wiele wspólnego zarówno ze zniknięciem Moniki i Żelaznymi ogólnie, jak i z zaginięciem Agaty. Poza tym ważną rolę odgrywa tu też matka Agaty – a kiedy czytelnik się o tym dowiaduje, czuje, że jest już blisko. Blisko, ale niewystarczająco. Bo wszystko, mam nadzieję, wyjaśni się dopiero w trzecim tomie.

I wiecie co Wam jeszcze powiem? Lubię książki, które oprócz dobrej fabuły mają też takie smaczki będące dla niej charakterystyczne. W „Porzuć swój strach” mam takich kilka, mniejszych i większych. Tym największym jest rzecz jasna Toruń – świetnie opisany, realistycznie i zgodnie z prawdą. To, że akcja rozgrywa się w mieście, które doskonale znam, jeszcze bardziej rozpala wyobraźnię. Jeśli wszystko jest dobrze rozpisane (a w tym przypadku jak najbardziej jest), to tym lepiej działa to na kreację bohaterów i ich realistyczność. A à propos postaci, z tego tomu najbardziej zapamiętam Krzysztofa Żelaznego i jego dość… charakterystyczny sposób wypowiedzi. „Chryste Panie, to są rzeczy niepojęte, kurwa mać!” – tak się wita z czytelnikiem, a potem jest już tylko lepiej: „No mówię panu, mam z tym wszystkim urwanie jaj, do chuja Pana Naszego!”; „Więc powiedziałem sobie, chuj w dupę Świętej Rity, ale oni mają mieć lepiej”; „U mnie słowo droższe od pieniędzy i świętości każdej jebanej!” – i tak dalej, i tak dalej… Osobliwe, nie? A jak zapada w pamięć! Wracając jednak do meritum, jest jeszcze trzeci taki smaczek, o którym muszę wspomnieć, a w notatkach podczas czytania zapisałam sobie następująco: „DŻEM”. Dżemu nauczyli mnie słuchać rodzice i najbardziej kojarzy mi się ten zespół (uwaga, teraz trochę prywaty) z wakacjami nad jeziorem, pod namiotem, z miejscem, w które jeździłam dobre trzy czwarte swojego życia prawie rok w rok. Wiecie, to taka sceneria – jezioro, zacumowane łódki, mała wioska trochę odcięta od świata, pole namiotowe, nad głową gwieździste niebo, wokół las, a mrok i chłód nocy rozpraszają ognisko i dźwięki gitary. Najczęściej śpiewa się szanty, ale zadziwiająco często pojawia się Dżem – no i jak tu nie wsiąść na tego harleya, nie przenieść się w lepsze czasy wehikułem czasu i nie skończyć czerwonym jak cegła, po butelce whisky, myśląc, czy trwająca chwila jest tą najlepszą? Mam ogromny sentyment do tego zespołu, a jako że Marek Bener jest jego ogromnym fanem, Dżemu w tej trylogii sporo – i jestem pewna, że od teraz Dżem będzie mi się kojarzył także z nią.

Tak na koniec przyznam szczerze, że kilku rzeczy się domyśliłam, kilka przeczuwałam, a jeszcze inne kompletnie mnie zaskoczyły. Parę razy mruczałam sobie pod nosem „wiedziałam!”, ale to wcale nie oznacza, że kryminał okazał się nudny czy przewidywalny, wręcz przeciwnie. Bawiłam się świetnie. Może to po prostu wielkie umysły myślą tak samo? Z całego serca polecam Wam „Porzuć swój strach” – to kontynuacja dorównująca świetnemu tomowi pierwszemu. A tym, którzy jeszcze nie zaczęli przygody z Markiem Benerem, polecam również pierwszą część, „Najgorsze dopiero nadejdzie”. Byle szybko, bo zwieńczenie trylogii już w kwietniu!

Informacje o książce:
Autor: Robert Małecki
Ilość stron: 448
Literatura: polska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Marek Bener (tom II) 
Moja ocena: 9/10

6 komentarzy:

  1. Na pewno przeczytam tę serię, to zdecydowanie mój klimat. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nazwisko autora już sobie wynotowałam po lekturze Twojej recenzji pierwszej części. Teraz natomiast dodatkowo mnie zachęciłaś i mam nadzieję, że nie zawiodę się na twórczości Małeckiego. Również lubię dynamiczną akcję w kryminałach i wolę jak nie ma czasu na nudę, więc tym bardziej mam duże oczekiwania wobec tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To myślę, że się nie zawiedziesz. Naprawdę kryminał na szóstkę z plusem. No nie ma się do czego przyczepić, a moja uszczypliwa natura bardzo by chciała... :D

      Usuń
  3. Nie czytałam jeszcze nic tego autora, ale mnie kusi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 tom już za 9 dni, zwieńczenie trylogii! Skusiłam? :D Gwarantuję, że da się wszystkie za jednym razem machnąć. :D

      Usuń