7 sierpnia 2018

[205] Nieziemsko dobra Gerritsen – „Grawitacja”



Tess Gerritsen od zeszłego roku jest dla mnie gwarancją dobrze spędzonego czasu przy świetnym thrillerze. Wszystkie cztery książki Gerritsen, które dotąd czytałam, zdecydowanie trafiły w mój gust. Zresztą ta autorka była moim odkryciem roku 2017 i zarazem największym ubiegłorocznym zaskoczeniem. Cała seria Anatomia Zbrodni czeka na półce i powoli ją wyczytuję. Następna w kolejności była „Grawitacja” – tym razem coś nieco innego, bo spora część akcji została umieszczona kosmosie. Były pewne obawy, ale zaufałam Gerritsen i po raz kolejny się nie zawiodłam.


Lekarka Emma Watson marzy o tym, aby wziąć udział w misji badawczej w kosmosie. Okazja na spełnienie marzenia nadarza się, gdy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zachorowuje jedna osoba. Emma zostaje wysłana tam po to, aby opiekować się astronautami. Na Ziemi zostaje zaś jej – wkrótce były – mąż, Jack McCallum, również lekarz, który marzył o tym samym, co żona, ale bezpowrotnie stracił szansę na wyruszenie w kosmos z powodu choroby. Małżeństwo jest w trakcie przygotowań do rozwodu, ale ze względu na misję będa musieli jeszcze trochę poczekać. Na ISS okazuje się, że tajemnicza choroba, która dopadła jednego z członków załogi, postępuje niezwykle szybko i prowadzi do śmierci w męczarniach. Wirus jest bardzo niebezpieczny, a co najgorsze – nikt nie wie, co to jest i skąd wzięło się na stacji kosmicznej. Pod uwagę brane są różne możliwości, a jedną z nich jest tzw. bioterroryzm. Szybko rozprzestrzeniający się i mutujący wirus stanowi zagrożenie nie tylko dla członków załogi ISS, ale także dla całej ludzkości, dlatego astronautów nie można sprowadzić na ziemię. Czy trzeba będzie poświęcić kilkoro ludzi, aby uratować miliardy? Czym jest i skąd się wziął groźny wirus? 

We wszechświecie jest być może sto miliardów galaktyk, każda z nich liczy sto miliardów gwiazd. 
Ile z tych gwiazd ma własne planety, na ilu z nich istnieje życie? Panspermia, teoria, wedle której życie przemieszcza się po całym wszechświecie, nie była już czystą spekulacją. Wiara, że życie istnieje tylko na tej jasnobłękitnej kropce, w tym peryferyjnym układzie słonecznym, wydawała się obecnie równie absurdalna jak naiwne przekonanie starożytnych, że Słońce i gwiazdy kręcą się wokół Ziemi. Do tego, by powstało życie, potrzebne są tylko oparte na węglu cząsteczki i trochę wody. Obie te rzeczy są powszechne we wszechświecie. Co oznacza, że życie, choć prymitywne, może być również powszechne i że międzygwiezdny pył może nieść 
ze sobą bakterie i spory. Od tych prostych organizmów pochodzą wszelkie inne formy życia.

Muszę przyznać, że „Grawitacja” była dla mnie swego rodzaju zaskoczeniem. Jak dotąd w książkach Gerritsen była krwawa zbrodnia, środowisko lekarskie i śledztwo – to stałe elementy, z którymi kojarzę tę autorkę. Tym razem zostało z tego właściwie tylko środowisko lekarskie, natomiast reszta to nowość, która niekoniecznie musiała zostać dobrze wykorzystana. Akcja dzieje się po części na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a po części na Ziemi i podzielona jest na narrację trzecioosobową z perspektywy Emmy i z perspektywy Jacka. Daje to pełen obraz sytuacji związanej z tajemniczym wirusem. A akcja jest iście w stylu Gerritsen – wartka, pełna wszelkich zwrotów, zaskoczeń i zawiłości. Początek jest dość powolny, ale to, co dzieje się potem, wynagradza wszystko. Sytuacja na ISS coraz bardziej się komplikuje, ludzie z NASA stają przed niewiarygodnie trudnymi dylematami. Sprawa wygląda właściwie beznadziejnie i pogarsza się z każdą stroną. Dzięki temu czytelnik ma zapewnioną sporą dawkę emocji. Według mnie „Grawitacja” przypomina taki emocjonalny rollercoaster – z tą drobną różnicą, że podjazd pod górkę trwa krótko, a większość książki to jazda w dół z potworną prędkością. 

Czy człowiek ma groźniejszego przeciwnika niż on sam? – pytamy siebie.
Otóż ma.
Chociaż go nie widzimy, ten przeciwnik jest wszędzie wokół nas. W nas samych. W powietrzu, którym oddychamy, w produktach, którymi się odżywiamy. Od początków dziejów ludzkości zawsze był naszą nemezis i będzie żył długo po tym, jak znikniemy z powierzchni ziemi. Tym przeciwnikiem jest świat mikrobów, który na przestrzeni stuleci zabił więcej ludzi niż wszystkie prowadzone przez człowieka wojny.

Najciekawszy z tego wszystkie jest oczywiście wątek tajemniczego, niezwykle groźnego wirusa. Trudno mi powiedzieć, na ile to, o czym pisze Gerritsen, byłoby możliwe w rzeczywistości, nie znam się ani trochę na biologii, ale z czytelniczego punktu widzenia – jest to rewelacyjny pomysł, dobrze nakreślony i poprowadzony. Nawet dla takiego laika jak ja. Przerażająca jest już sama myśl o tym, że ludzkości mógłby zagrozić jakiś nieznany dotąd wirus, który w niezwykle szybkim tempie się przenosi, doprowadza do niewyobrażalnie bolesnej śmierci, a co gorsza – cały czas mutuje i zyskuje nowe właściwości. Wizja Gerritsen ukazuje rozwój takiego wirusa w niezwykle czarnych barwach, ale wydaje mi się, że autorka nie przekroczyła tej cienkiej linii między tym, co możliwe, a tym, co zbyt podkoloryzowane. Oczywiście trzeba liczyć się z tym, że w „Grawitacji” będzie sporo „biologicznego gadania“ – autorka z pewnością przed przystąpieniem do pisania wykonała spory research. Jest to jednak tak dobrze opisane, że nikomu nie powinno sprawić problemu.

Uświadomił sobie, że nie kochał jej jeszcze nigdy tak bardzo, jak właśnie w tej chwili: kiedy patrzył, 
jak odchodzi.

Co ciekawe, znalazło się też miejsce na wątek miłosny. Nie bez przyczyny w książce obecna jest narracja z perspektywy Jacka i Emmy, a wcześniej zostaje nakreślona ich prywatna sytuacja. Małżeństwo jest przed rozwodem i raczej nie zapowiada się na to, że Jack i Emma rozstaną się w przyjaźni. Jednak to, że Emma wyrusza na niebezpieczną misję, a sprawa na pokładzie ISS szybko się komplikuje i równie szybko życie kobiety staje się zagrożone – to budzi w Jacku głęboko skrywane pokłady miłości. Zaczynają pojawiać się myśli, że może ten rozwód nie jest potrzebny, że może będą mogli przeżyć ze sobą jeszcze sporo ładnych lat. Albo mogliby – gdyby Emma nie była uwięziona w kosmosie wraz z groźnym wirusem, którym może zarazić się w każdej chwili, jeśli popełni choćby najdrobniejszy błąd. „Grawitacja” to też opowieść o miłości, która powstaje z kolan, rodzi się na nowo w naprawdę ekstremalnej sytuacji. Ale nie ma pewności, czy zakończy się szczęśliwie. Wbrew pozorom wątek romantyczny jest w tej książce niezwykle istotny, a co najważniejsze – świetnie poprowadzony. To głównie ze względu na niego ostatnie pięćdziesiąt stron czytałam ze ściśniętym gardłem i walącym sercem. 

„Grawitacja” jest moim zdaniem książką fenomenalną, świetnym, trzymającym w ogromnym napięciu thrillerem i emocjonalnym rollercoasterem. Co prawda końcówka mogłaby być mniej hollywoodzka, ale ze względu na wspaniałą całość jestem w stanie to Gerritsen wybaczyć. Po raz kolejny jestem zmuszona po prostu bić się w pierś, że tak późno zaczęłam przygodę z twórczością tej autorki. I po raz kolejny nie tylko muszę, ale i chcę polecić Wam jedną z jej książek. „Grawitacja” jest po prostu nieziemsko dobra.

Informacje o książce:
Autor: Tess Gerritsen
Tytuł oryginalny: Gravity
Ilość stron: 384
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Albatros
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz