5 lutego 2018

[170] Frontowe dziewczyny – „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”


Już nie pierwszy raz sięgnęłam po książkę skupiającą się na roli kobiet podczas wojny. Tym razem jednak różnice są dwie, dość znaczące. Po pierwsze, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to reportaż opowiadający o wojnie widzianej oczami Rosjanek. Jak dotąd sięgałam tylko po publikacje dotyczące Polek. A po drugie, rola kobiet z Rosji podczas II wojny światowej różniła się od roli Polek. Zazwyczaj czytałam opowieści kobiet, które były sanitariuszkami, łączniczkami, ewentualnie kucharkami, rzadko jednak walczyły na froncie. Tutaj inaczej. Te kobiety – dziewczyny właściwie – były żołnierzami, strzelały do wroga, zabijały. Nie chciano ich brać do wojska, wyśmiewano je, lekceważono. Ale kiedy ginęło coraz więcej mężczyzn, to i kobiety dostawały powołanie do wojska.. Wyobraźcie sobie całe bataliony kobiet idące przez miasta i wsie albo pociągi wypełnione po brzegi młodymi dziewczynami. Czy naprawdę wojna nie ma w sobie nic z kobiety?


Takich książek nie powinno się oceniać, bo tak naprawdę co tu jest do oceny? Prawda? Historia? Życie? Cały reportaż składa się z raczej krótkich urywków rozmów z kobietami, które walczyły na wojnie lub pomagały jako sanitariuszki czy łączniczki. Podejmowane przez Aleksijewicz tematy są różnorodne. Znalazło się tu miejsce na opowieści o miłości i przyjaźni, o codziennym życiu żołnierza, o tym, że wojsko nie było przygotowane na to, że kobiety także będą walczyć, w związku z tym musiały one chodzić w męskich, za dużych mundurach i butach (a przemierzane w nich dziesiątki kilometrów dawały się szybko we znaki). Jednak znalazły się tu także opowieści o walce, historie prosto z frontu, wspomnienia o uratowanych i wspomnienia o zabitych. Przeczytałam już kilka tego typu książek, jednak za każdym razem każda kolejna taka historia niezwykle mnie porusza.

Mówił nam, że na wojnie potrzebni są żołnierze i tylko żołnierze. Potrzebny był żołnierz... A my jeszcze chciałyśmy być piękne...
Maria Nikołajewna Szczełokowa
sierżant, dowódca sekcji łączności

Ktoś mógłby powiedzieć, że to Związek Radziecki i nie warto o tym czytać, bo przecież ZSRR wyrządziło naszemu narodowi wiele złego. Warto jednak wspomnieć, że reportaż Swietłany Aleksijewicz wolny jest o wszelkiej ideologii. Swietłana Aleksijewicz napisała tę książkę w 1983 roku, ale ze względu na jej treść, która według władz komunistycznych uderzała w obraz kobiety radzieckiej uważanej za bohaterkę, książka ujrzała światło dzienne dopiero dwa lata później. Poza tym nam trzeba pamiętać, że to byli ludzie tacy sami jak my. Oni szli po prostu walczyć za ojczyznę, bo głęboki patriotyzm wpajano im od pokoleń. Najbardziej w tym reportażu przeraża mnie to, że większość rozmówczyń Aleksijewicz w momencie wybuchu wojny była jeszcze dziećmi. Te dziewczyny miały po kilkanaście lat, średnio między piętnaście a dziewiętnaście. Przecież jeszcze doskonale pamiętam, kiedy byłam w takim wieku – nie wyobrażam sobie siebie na ich miejscu, to przerasta moją wyobraźnię. One jednak miały w sobie tyle odwagi, by z własnej woli zgłosić się do wojska, a jeśli nie chciano ich przyjąć, nieustannie o to zabiegały i robiły wszystko, aby jednak wspomóc walką swój kraj. Często nie były przygotowane do dorosłego życia, nie mówiąc już o wojnie. Nigdy wcześniej się nie zakochały, nie zdawały sobie sprawy z funkcjonowania kobiecego organizmu*, a nocami tęskniły za mamami. Ich młody wiek sprawia, że łatwo jest mi się z nimi utożsamić, a to z kolei powoduje, że ich historie docierają do mnie z podwójną mocą.


My, frontowe dziewczyny, dostałyśmy nieźle w kość. I po wojnie nam się dostało, po wojnie stoczyłyśmy jeszcze jedną wojnę. Też straszliwą. Jakoś mężczyźni nas zostawili. Nie obronili. na froncie było inaczej. Czołgam się, leci odłamek albo kula. Chłopcy pilnują... „Siostro, padnij!” – krzyknie któryś i sam na mnie pada, zasłania ciałem. I kula już go... Nie żyje albo ranny. trzy razy tak mnie uratowali.
Tamara Stiepanowna Umniagina
młodszy sierżant gwardii, sanitariuszka

Jednak ten reportaż to nie tylko opowieści o walce podczas wojny. To także świadectwo tego, że walka tych kobiet nigdy się nie skończyła. Zdarzało się, że wolały zachować anonimowość, wielokrotnie wspominały, że kiedyś nie chciano o tym z nimi rozmawiać, niektóre z nich nadal widzą wojenne obrazy, nie potrafią zapomnieć twarzy ludzi, którym pomagały, a było ich przecież tak wiele… Do dziś nie znoszą czerwonego koloru, do dziś nie pozwalają, by ich dzieci i wnuki bawiły się zabawkowymi pistoletami, do dziś muszą cieszyć się ze Zwycięstwa, choć same nie czują się wygrane. Nadal nie wolno im mówić o prawdziwym obliczu wojny, o tej brzydkiej stronie, pełnej śmierci, głodu, zimna i cierpienia na wielu płaszczyznach, z wielu powodów. Dopiero Aleksijewicz daje im swobodę wypowiedzi, przyzwolenie na wspominanie wojny takiej, jaką była naprawdę. I na mówienie o tym, co było później.

Były już na ziemi tysiące wojen (niedawno czytałam, że doliczono się ich około trzech tysięcy – wielkich i małych), ale wojna jak była tajemnicą, może jedną z największych ludzkich tajemnic, tak nią pozostała. Nic się nie zmieniło. Staram się zmniejszyć wielką historię do wymiarów człowieka, żeby coś zrozumieć. Znaleźć słowa. Ale na tym, zdawałoby się, niewielkim już i dogodnym dla obserwacji terenie – przestrzeni duszy ludzkiej – wszystko staje się jeszcze mniej zrozumiałe, jeszcze mniej przewidywalne niż w historii. Bo przed sobą mam żywe łzy, żywe uczucia. Żywą ludzką twarz, na której w czasie rozmowy kładzie się cień bólu i strachu. Niekiedy nawet kiełkuje zuchwała myśl, że w ludzkim cierpieniu mieści się trudno uchwytne piękno. Wtedy zaczynam bać się samej siebie...
Droga jest tylko jedna – pokochać człowieka. Zrozumieć go miłością.

Reportaż Aleksijewicz jest niezwykle poruszający. Historie opowiadane przez jej rozmówczynie są często nieprawdopodobne, a jednak nie ma wątpliwości, że wydarzyły się naprawdę. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” odziera rolę frontowych dziewczyn z heroizmu, pokazuje prawdziwe oblicze walki. Po wielu latach te kobiety wreszcie odzyskały głos i mogły w końcu powiedzieć, że wojna naprawdę nie ma w sobie nic z kobiety.

*Szczególnie utkwiła mi w pamięci historia pewnej dziewczyny, która podczas wojny dostała pierwszej miesiączki, ale nie wiedziała, że u kobiet to normalne, mama nie zdążyła jej uświadomić (jeśli w ogóle w tamtych czasach uświadamiano młode kobiety), więc pomyślała, że została postrzelona. To dobitnie pokazuje, że te dziewczyny były jeszcze dziećmi, kiedy decydowały się wyruszyć na wojnę.

Informacje o książce:
Autor: Swietłana Aleksijewicz
Tytuł oryginalny: У войны не женское лицо (U wojny – nie żenskoje lico)
Ilość stron: 336
Literatura: rosyjska
Wydawnictwo: Czarne
Moja ocena: 9/10

16 komentarzy:

  1. Ja również z przyjemnością zawsze zaczytuję się w historiach opowiadających o poczynaniach kobiet podczas II WŚ więc pozycja jest jak najbardziej dla mnie :) Poza tym wydaje mi się, że już czytałam coś innego autorstwa Swietłany Aleksijewicz i dobrze to wspominam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może "Czarnobylską modlitwę"? Ja się teraz na nią czaję. :)

      Usuń
  2. Ostatnio opowiadałam na korepetycjach dzieciakowi o rosyjskich snajperkach i młoda nie chciała mi wierzyć, że brano kobiety do armii. Cóż, chciałabym pozwolić sobie na taką naiwność. Przeczytałabym, interesuje mnie szalone podejście Rosjan do życia i wojny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to nie było szalone podejście. Oni walczyli o przeżycie. Tam wojna była eksterminacją nacji i jeńców to chyba brano tylko dla tego że szkoda było amunicji albo już się skończyła.

      Usuń
    2. Hm, no nie bardzo wiem, co do tego ma szalone podejście i czy w ogóle było ono szalone. Prawda jest taka, że oni byli tak wychowywani. Większość z tych dziewcząt była komsomołkami, z tego względu one nawet nie dopuszczały myśli, że mogłyby nie iść walczyć za ojczyznę. To był głęboki patriotyzm i obowiązek obrony kraju, które wpajano im od dziecka. Potrafię sobie wyobrazić, że w wielu przypadkach decyzja o pójściu na wojnę była zupełnie naturalna.

      Usuń
  3. II Wojna Światowa to był jeden z nielicznych interesujących mnie tematow na historii. Słuchałam i czytałam z przerażeniem i smutkiem ile wydarzyło się zła i cierpienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakoś, szczerze mówiąc, nie byłam bardzo zaciekawiona na lekcjach historii akurat tym okresem. Może dlatego, że skupialiśmy się na typowo wojskowych działaniach, a nie na historii zwykłego człowieka, a ta zdecydowanie bardziej mnie interesuje.

      Usuń
  4. Kapitalna książka wyjątkowej autorki. Właściwie wszystkie jej pozycje są warte uwagi, choć lektury oczywiście to prostych i przyjemnych nie należą. Pozdrawiam, Paweł z https://melancholiacodziennosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie, cieszy mnie taka rekomendacja. Czaję się już na "Czarnobylską modlitwę". :)

      Usuń
  5. Takie historie zawsze mnie ciekawiły, więc będę miała tę pozycję na uwadzę. Boję się tylko, że może okazać się mimo wszystko dla mnie dość ciężka i przytłaczająca. Ale tego nie dowiem się, jeśli nie przeczytam :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam na półce tę książkę i w odpowiednim momencie po nią sięgnę. Czytałam "Czarnobylską modlitwę" tej autorki i spodziewam się, że publikacja o kobietach walczących w czasie II wojny światowej też wywoła we mnie wiele emocji i łez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja spodziewam się tego w stosunku do "Czarnobylskiej modlitwy". Czyli mówisz, że polecasz? ;)

      Usuń
  7. Książka którą przeczytałem sam będąc na wojnie. Kupiłem i zabrałem ,a potem przeczytałem mając czas i spokój w oczekiwaniu na lot powrotny. Mało jej nie wyrzuciłem i zniszczyłem. Jest to książka straszna bo książka mówi prawdą. Dla mnie czytało się jak horror. A dlaczego horror? Bo tam to wszystko co zostało opisane to prawda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to nawet coś więcej niż horror, skoro to sytuacje, które naprawdę miały miejsce...

      Usuń
  8. Robiłam do tej książki jedno podejście, ale zmiażdżyła mnie. Nie dałam jej rady. Teraz jestem dwa lata starsza, może się uda, bo bardzo, bardzo chcę przeczytać.
    Niesamowiciee nie zgadzam się z popularnym u Polaków stwierdzeniem, że ZSRR nic nie wycierpiało podczas wojny - oczywiście, wycierpiało niemal na równi z naszym narodem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę w takim razie powodzenia. Fakt, do łatwych nie należy.
      Wśród starszego pokolenia rozumiem takie podejście, w końcu dobrze pamiętają PRL i niechęć do tego narodu jest zrozumiała. Natomiast nasze pokolenie powinno się wyzbyć takich uprzedzeń i spojrzeć na sprawę trzeźwym okiem. W tej książce zresztą pokazana jest walka z Niemcami, więc to jest też w jakiś sposób mniej... kontrowersyjne? Nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa.

      Usuń