28 lutego 2018

[175] Druga i ostatnia – „Trzecia”


W zeszłym roku w zaskakująco podobnym okresie recenzowałam debiutancką książkę Magdy Stachuli pt. „Idealna”. Nie okazała się idealna, ale stwierdziłam, że ocenianie autora po zaledwie jednej książce nie jest uczciwe i kiedy na rynku pojawiła się kolejna powieść Magdy Stachuli, postanowiłam dać autorce drugą szansę. „Trzecia”, podobnie jak „Idealna”, została przez wydawcę zaklasyfikowana jako thriller psychologiczny. Ale to nie jest jedyna rzecz, która łączy tę książkę z debiutem Stachuli.
 
 
Eliza jest młodą psychoterapeutką i wiedzie w miarę spokojne życie do czasu, gdy zaczyna mieć dziwne poczucie, że jest obserwowana. Lilianna nie może zapomnieć o mężczyźnie, z którym przeżyła płomienny romans. Ten jednak kilka lat wcześniej odszedł, nawet się z nią nie żegnając. Anton po raz kolejny zmienił tożsamość, aby uciec przed tymi, którzy czyhają na jego życie. Schronienia szuka w Polsce u boku tej trzeciej na liście. U boku Elizy. Losy tych trzech postaci w pewnym momencie się splotą – a wtedy każdej z nich grozić będzie śmiertelne niebezpieczeństwo.

Wspominałam na początku, że „Trzecia” przypomina „Idealną”. Nie chodzi tu tylko o to, że obie te książki z jakichś – niewiadomych dla mnie – powodów uznano za thrillery psychologiczne, chociaż ewidentnie nimi nie są. Pod wieloma innymi względami te książki są takie same. I niestety muszę dodać, że chodzi o ich negatywne aspekty. Sięgnęłam po „Trzecią” w ramach drugiej szansy, ale tym razem moje odczucia po przeczytaniu książki Magdy Stachuli są jeszcze gorsze. Poprzednio wiele wad powieści zrzuciłam na fakt, że był to debiut. Teraz nie mogę już tego zrobić, chociaż twórczość Magdy Stachuli nadal przypomina mi nieporadne początki pisarskie – autorka zazwyczaj ma dobry pomysł, ale wykonanie wypada dużo słabiej, w efekcie czego całość jest niedopracowana.

Poprzednim razem bohaterów (i zarazem narratorów) było czterech, teraz – trzech, i ta zmiana jest chyba jedyną zmianą na dobre. Po części. Bo o ile mężczyzna jest tu jeden, a nie dwóch, jak w „Idealnej”, więc nie mylił mi się z żadnym innym, o tyle kobiety nadal występują dwie – i one już mi się ze sobą zlewały. Od debiutu nic nie zmieniło się w kwestii długości rozdziałów i perspektywy, z której są pisane. Narratorów jest trzech, jak już wspomniałam, a narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego. Po pierwsze przeskakiwanie z jednej głowy do drugiej na maksymalnie kilka stron jest okropnie męczące, powoduje chaos i wytrąca z równowagi, głównie przez poczucie tego, że nigdzie nie zostaje się na dłużej, tak aby poznać lepiej osobowość bohatera. Po drugie zaś taki typ narracji jest według mnie najtrudniejszy z wszystkich możliwych i naprawdę nie wiem, co podkusiło początkującą pisarkę do tego, aby właśnie w takiej narracji pisać swoje książki. Widać, że nie opanowała tej sztuki, a książka stała się przez to maszyną do ekspozycji. Nienaturalne myśli postaci są na porządku dziennym, bohaterowie właściwie cały czas streszczają swoje życie, opowiadają o swojej przeszłości, a przy tej narracji wypada to sztucznie i nienaturalnie właśnie, ponieważ narracja pierwszoosobowa to myśli postaci, do których tylko ona ma dostęp, nie ma wobec nich żadnej publiczności, a więc opowiadanie o sobie (o sobie samej sobie, de facto) z logicznego punktu widzenia nie ma sensu. Ponadto cała narracja ukierunkowana jest na to, by opowiedzieć przeszłość, ale ominąć (nie)zgrabnie to, co ma zaskoczyć czytelnika na sam koniec. W efekcie czuć, że o wielu rzeczach postać specjalnie nie wspomina, a wtedy od razu włącza się czujnik sztuczności i nienaturalności. Poza tym jedna z tych narratorek czasem zwraca się do kogoś, autorka pisze w drugiej osobie, ale to jest tak zupełnie nagłe, niczym niezaznaczone (choćby kursywą), że czasem miałam mętlik w głowie, gdy ni stąd, ni zowąd postać zaczynała do kogoś mówić (chociażby w środku akapitu). Nadal w myślach, warto dodać.




A jeśli już jestem przy bohaterach… Anton i Lilianna, poza tym, że znowu są do bólu antypatyczni, jakoś jeszcze ujdą. Natomiast Eliza to jest dla mnie całkowita porażka. Autorce zdecydowanie zabrakło researchu na temat pracy psychoterapeuty i w ogóle studiów tego typu. Gdyby Eliza istniała naprawdę, jestem pewna, że bardziej szkodziłaby swoim klientom niż im pomagała. Sama przyznaje się do tego, że poszła na psychologię tylko po to, by być psychologiem dla samej siebie. Sama przyznaje się też do tego, że potrzebuje wsparcia psychologicznego. Jakim więc cudem została psychoterapeutą? Trudno jest mi to sobie wyobrazić. Zrozumiałabym wypalenie zawodowe, ale Eliza jest młoda, poza tym wystarczy już sam fakt, że w dzieciństwie miała problemy, które to zaprowadziły ją na studia psychologiczne. Nie kupuję tej postaci. Jest kompletnie nieprzemyślana i szkodzi ogólnemu obrazowi psychologów, psychoterapeutów itp.

Problem jest też z akcją. Za winowajcę znowu uznaję nieumiejętnie wykorzystaną narrację pierwszoosobową. Cały czas miałam wrażenie, że właściwa akcja ma miejsce gdzieś poza polem widzenia czytelnika. Bohaterowie tylko ją opisują, streszczają niektóre sytuacje, a przecież dużo lepiej sprawdziłoby się tu pokazywanie, a nie opisywanie wydarzeń, które mają miejsce w trakcie trwania akcji całej książki (zasada show, don’t tell). Nie na tym polega rozwijanie fabuły, by bohaterowie opowiadali o tym, co wydarzyło się wtedy i wtedy. Niestety Magda Stachula zbłądziła jeszcze bardziej, wkładając w usta swoich postaci wnioski, co do których nie było żadnych podstaw, aby się pojawiły (np. jedna z bohaterek ni stąd, ni zowąd zaczyna się przeraźliwie obawiać tego, że jej facet ją rzuci – tymczasem fabuła nie daje żadnych sygnałów do tego, by stwierdzić, że coś w tym związku jest nie tak i może się on wkrótce zakończyć).

A ostatnia uwaga znowu dotyczyć będzie tego, że „Trzecia”, tak jak „Idealna”, nie jest thrillerem psychologicznym. Ona co najwyżej mogłaby nim być, gdyby autorka miała odpowiedni warsztat i solidnie zabrała się do pisania tej książki (choćby w kwestii researchu czy pisania w narracji pierwszoosobowej). W takiej formie jest to natomiast powieść obyczajowa z wątkami sensacyjnymi. I to nawet niezbyt porywająca powieść obyczajowa. Większa część tej książki skupia się na codziennym życiu, które każdy z nas dobrze zna, a to nie jest zbyt ciekawy materiał na powieść. Brakuje tutaj napięcia, ale przede wszystkim brakuje konkretnego celu fabularnego. Nie wiadomo tak naprawdę, kiedy zawiązuje się akcja i do czego to wszystko zmierza. Nie ma początku, nie ma końca, nie ma punktów kulminacyjnych. Jest tylko mini plot twist na końcu, który może i był dla mnie zaskoczeniem, ale w żaden sposób nie zdołał zniwelować tak wielu błędów, jakie autorka popełniła w tej książce.

W jakiś sposób doceniam to, że autorka pokazała, jak można samemu nakręcić się na coś w myślach, jak podświadomie wmawiamy sobie różne rzeczy i zaczynamy w nie wierzyć, a potem one nas gubią i rujnują od wewnątrz. Żałuję jednak, że to wszystko ginie w słabym wykonaniu. W związku z tym raczej nie planuję sięgać już po książki tej autorki. Dokładnie te same błędy, które można znaleźć w debiutanckiej powieści, skutecznie mnie zniechęcają. 
 
Informacje o książce:
Autorzy: Magda Stachula
Ilość stron: 368
Literatura: polski
Wydawnictwo: Znak
Moja ocena: 3/10
 
 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję organizatorce book touru, Marcie z bloga Żukoteka!
 

7 komentarzy:

  1. "Idealna" okazała się dla mnie męczarnią. Wg mnie ta książka była strasznie nielogiczna i momentami absurdalna, dlatego nie sięgnęłam po kolejną powieść autorki i raczej tego nie zrobię.

    Pozdrawiam i zapraszam
    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że książka Cię nie usatysfakcjonowała. Może kiedyś przeczytam ją z ciekawości, ale jeszcze nie teraz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kupiłam tę książkę w dniu premiery, zachęcona pozytywnymi, wręcz wielbiącymi recenzjami przedpremierowymi.
    Podchodziłam do niej trzy, może cztery razy i odkładałam. Podobnie jak Tobie mieszali się bohaterowie. Kompletnie nie potrafiłam się na niej skupić i nie miałam pojęcia o co w niej chodzi. Odłożyłam i leży na półce. Nie mam zamiaru jej czytać, więc chyba oddam do biblioteki.
    Ale przynajmniej się nauczyłam nie kupowaś książek po sponsorowanych recenzjach przedpremierowych.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę unikać tej powieści z całą pewnością. Nie ma nic gorszego niż niezrozumiała narracja połączona z nieciekawą historią. Zgadzam się, że w debiucie można przymknąć oko na pewne błędy, ale jak się powtarzają to już szkoda czasu. Dziwię się, że wydawca nie zwrócił uwagi na ten chaos.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba pisane jest niepowodzenie w pozytywnym odbiorze tej książki. Nie wiem czy bym po nią sięgnęła.
    Subiektywne Recenzje

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam okazji sięgnąć po debiut tej autorki. Jednak jej nazwisko jest mi znane i nie ukrywam, że miałam zamiar w przyszłość zapoznać się z jej twórczością. Teraz porządnie się nad tym zastanowię. Choć zawsze warto dać książce szansę ;)
    Zostaję tu na dłużej! :)
    Pozdrawiam,
    Justyna z Odnowegowiersza

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się właściwie podobała ta książka, coeniła ją bardzo wysoko, ale teraz jak czytam twoją recenzję, to kiwam głową. Zdecydowanie nie jest to thriller psychologiczny!

    OdpowiedzUsuń