6 sierpnia 2019

#180 Podsumowanie lipca 2019 + stosik


Lipiec jest zawsze dla mnie miesiącem, w którym mogę w końcu odetchnąć po studiach i po sesji. Wtedy zazwyczaj rzucam się wygłodniała na książki i efekt jest taki, że biję kolejne własne czytelnicze rekordy. Tym razem nie mogło być inaczej. Mam wrażenie, że w lipcu nie robiłam nic poza czytaniem. I może dlatego początek sierpnia przyniósł mi lekki detoks. ;) Niemniej był to fantastyczny miesiąc pod względem książkowym, tak więc zapraszam Was do zerknięcia na to, co czytałam, ale także co oglądałam i co zasiliło moją biblioteczkę. :)



W lipcu udało mi się przeczytać aż 12 książek i szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle przeczytałam. Ale sprawdziłam z ciekawości i było to w... lipcu zeszłego roku. Mówiłam, że lipiec jest dla mnie miesiącem bicia rekordów. :) Akurat w liczbie książek rekordu nie pobiłam, bo mój rekord to nadal 13 książek w 2017 roku. Za to objętościowo te książki były większe, bo rekord pobiłam w liczbie stron. Tym razem było ich aż 4578, co daje około 148 stron dziennie. :) Przejdźmy jednak do tytułów, bo to, co widzicie u góry, to nie wszystko:

  1. Adwokat diabła, Andrew Neiderman (336 stron, 8/10) – świetna, wciągająca i wciąż aktualna, ale mogliście już poczytać o niej w recenzji, więc nie będę się powtarzać
  2. Teraz zaśniesz, C.L. Taylor (400 stron, 7/10) – dobry, poprawny thriller z nutką tego dusznego klimatu wyspy odciętej od świata, o niej będzie już wkrótce na blogu
  3. Posełki. Osiem pierwszych kobiet, Olga Wiechnik (487 stron, 9/10) – czaiłam się na nią, odkąd umieściłam ją w zapowiedziach wydawniczych, no i w końcu się zaczaiłam; bardzo dobra książka przedstawiająca sylwetki ośmiu pierwszych kobiet zasiadających w polskim sejmie, choć nie da się ukryć, że na pierwszy plan wybija się Zofia Moraczewska
  4. Wada, Robert Małecki (536 stron, 9/10) – doskonała kontynuacja fantastycznej Skazy, Małecki to jest klasa i jest to chyba moje ulubione nazwisko na mapie kryminalnej Polski, wcale nie przez wzgląd na to, że pisze o Toruniu i okolicach, przynajmniej nie tylko ;)
  5. Gemina, Jay Kristoff, Amie Kaufman (642 strony, 9/10) – i również bardzo dobra kontynuacja, tym razem Illuminae, forma nadal robi wrażenie, a i fabuła niczego sobie, oparta na podobnym schemacie, ale zdecydowanie nie są to odgrzewane kotlety, wbrew zarzutom niektórych recenzentów i czytelników (#teamNiklas ♥ nic nie poradzę na to, że mam słabość do bad boyów)
  6. Szklany klosz, Sylvia Plath (344 strony, 6/10) – mimo że uważam tę książkę za rozczarowanie, to nie nazwałabym jej złą; miałam chyba inne oczekiwania, opis i cytaty, na które natrafiałam, sugerowały mi coś innego, miałam nadzieję na coś bardziej uniwersalnego, a dostałam opowieść o tej konkretnej postaci, opowieść, którą trudno odnieść do siebie czy kogoś innego, trochę więc szkoda
  7. Droga, Cormac McCarthy (272 strony, 7/10) – i tutaj w sumie mogę powiedzieć to samo, nastawiłam się na coś trochę innego, niż dostałam, choć nadal uważam tę książkę za bardzo dobrą, wkurzał mnie tylko brak pauzy dialogowej
  8. 21:37, Mariusz Czubaj (288, 7/10) – pierwszy tom serii z Heinzem, spotkanie z nim zaliczam do udanych, chociaż nic mnie w Czubaju nie zachwyciło i uważam, że jest sporo lepszych twórców kryminałów w naszym kraju
  9. Kołysanka dla mordercy, Mariusz Czubaj (320, 8/10) – oczko wyżej dla drugiego tomu, bo intryga spodobała mi się bardziej, w pierwszym tomie te kościelne klimaty nie bardzo mi leżały po prostu
  10. Dziewczyny z Wołynia, Anna Herbich (288 stron, 9/10) – książki Herbich to dla mnie pewniak, jest zawsze wzruszająco, jest ściśnięte gardło, jest dawka wiedzy, która w tym przypadku jest spora, bo ile my wiemy o Wołyniu... tyle, co nic, a tak naprawdę nie powinno być – to jest niesprawiedliwe wobec tych, którzy na Wołyniu ginęli śmiercią tragiczną, bestialską, najokrutniejszą...
  11. Pomroki, Jarosław Borszewicz (280 stron, 7/10) – ogólnego zachwytu tak jak w przypadku Mroków nie mam, chociaż Pomroki to był cudowny powrót do tej poetyki, którą w Mrokach poznałam i pokochałam; niektóre fragmenty zostaną ze mną na zawsze (ale zdecydowanie jestem bardziej mroczna niż pomroczna, niestety ;>)
  12. Kiedy odszedłeś, Jojo Moyes (496 stron, 9/10) – ach, Lou... uwielbiam tę historię, chociaż łamie serce, kocham Moyes za humor, ale i umiejętność wzruszenia w taki naturalny, nieprzerysowany sposób, koniecznie muszę sięgnąć po tom trzeci.

W lipcu też sporo obejrzałam, a królował Netflix. Zacznę jednak od HBO i Wielkich kłamstewek (sezon 2), które oglądałam na bieżąco od dnia premiery. Niespodziewanie pokochałam ten serial od pierwszego odcinka pierwszego sezonu i drugi sezon całkowicie spełnił moje oczekiwania. I chciałabym oficjalnie powiedzieć, że Ed to jest taki mądry gość... no ze świecą szukać. Ale szukałabym. Ekhm... wracając jednak do Netflixa. Rzecz oczywista numer 1: Stranger Things. CUDOWNY trzeci sezon, ile ja się uśmiałam! Oczywiście cała fabuła, demogorgony, źli Rosjanie i tak dalej, wszystko jest super, ale moje serce skradł humor. I Hopper. Dobra, okej, Steve też jest super, ale Hopper w tym sezonie jest moim zdaniem najjaśniejszą gwiazdą. Czy nie uważacie, że w tym podsumowaniu coś za dużo razy wyznaję miłość do męskich bohaterów? Co dalej... Coś, o czym dowiedziałam się kilka dni przed premierą i nie wiem, dlaczego tak późno, czyli czwarty sezon Queer Eye. Nawet nie wiem, kiedy wciągnęłam, naprawdę Wam tego nie powiem. Było i nie ma. Tzn. jest, ale obejrzane. Szczerze, zarówno trzeci, jak i czwarty sezon nie oczarowały mnie do tego stopnia, co pierwszy i drugi, ale to nadal Fab 5, więc nie potrafię na nic narzekać. Żeby tradycji stało się zadość – polska krew, najlepsza krew, czyli #teamAntoni. Ale Tan i jego cudowny akcent też są super! ♥ Ale, ale! To jeszcze nie koniec. Na Netflixie udało mi się też obejrzeć anime, i to nie byle jakie, bo na podstawie gry! Było to Ingress: The Animation i było dość... nierówne. Pierwszą połowę wciągnęłam na raz, z drugą się męczyłam, ta fabuła się gdzieś zaczęła rozmywać. I widać, że to anime na podstawie gry. Niestety. W temacie anime, już nie na Netflixie, ale zaczęłam też shounen-ai Given z wątkiem muzycznym i jest cudownie! Niestety dopiero wychodzi, więc jestem zmuszona czekać co tydzień na odcinek. Team? Przyglądam się Akihiko Kajiemu. No i fanfary na koniec, bo POKOCHAŁAM miłością absolutną, co jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem, serial The Crown, czyli serial o życiu królowej Elżbiety II. To jest dla mnie perfekcja w czystej postaci. Nie potrafię się przyczepić do niczego. Jestem w tym momencie po obejrzeniu 4 odcinka 2 sezonu i gdybym miała wybrać team, to byłyby to corgi królowej. Bo corgi wymiatają zawsze. Tak więc #teamcorgi. ♥



Miałam się nie rozpisywać, a się rozpisałam, więc na koniec krótko. Zdobycze skromne:
  1. Szklany klosz Sylvii Plath z zamówienia z czytam.pl
  2. Obsidio Jaya Kristoffa i Amie Kaufman, czyli zamówionko z Moondrive'a, do tego cudne dodatki (plecak ma trochę za krótkie sznurki, więc chyba go przerobię, ale już go parę razy użyłam ♥).
Blog nie odżył, ale ja trochę odżyłam i aktualnie wolę poczytać, zamiast popisać. Niemniej było podsumowanie czerwca i lipcowe zapowiedzi wydawnicze. Poza tym były recenzje trzech książek: Zewu Cthulhu H.P. Lovecrafta, Adwokata diabła Andrew Neidermana i Listów zza grobu Remigiusza Mroza. Na dokładkę pojawiła się recenzja anime: Yagate Kimi ni Naru, ang. Bloom Into You.

Na koniec chciałabym Was tylko zaprosić na mojego blogowego Instagrama. Profil na Instagramie jest integralną częścią tego bloga, ukazują się tam recenzje książek, o których nie przeczytacie tutaj (głównie dlatego, że zwykle nie mam o nich do opowiedzenia tak dużo, żeby tworzyć osobne posty). I tak w lipcu możecie na moim profilu (@niefikcyjna) znaleźć recenzje następujących książek: Tylko niewinni Rachel Abbott oraz Nasze dusze nocą Kenta Harufa. Warto obserwować! Zwłaszcza że ostatnio nieco ulepszyłam zdjęcia, które wrzucam, wstawiam tam też ciekawe cytaty. Będzie mi miło, jeśli wpadniecie. :)

Dajcie znać, co Wy czytaliście i oglądaliście w lipcu! Jak mijają Wam wakacje?

4 komentarze:

  1. Dla mnie „Szklany klosz” cudowny, też niedawno czytałam :) Ja w sumie nastawiałam się na powieść przepełnioną opisami i trudną do przebrnięcia, a okazało się, że czyta się bardzo dobrze, oczywiście oprócz tego że tematyka wzbudza naprawdę mroczne emocje. Moim zdaniem porażająca.
    Bardzo chcę przeczytać „Adwokata diabła”. A „Drogę” zaczęłam i jeszcze się nie wciągnęłam, zobaczymy jak będzie dalej. Chociaż ja . w ogóle postapo średnio lubię.
    „Wielkie kłamstewka” zaczełam - ale genialnie jest zrobiony ten serial! Stanęłam na 4 odcinku i czekam na chłopa, bo powiedział, że nadrobi i będziemy razem oglądać.
    „Stranger Things” cudowne i Hopper <3
    „The Crown” kiedyś oglądałam pierwszy sezon, muszę wrócić, bo bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tych mrocznych emocji jakoś nie poczułam. W sensie autorka dobrze pokazała tę pogłębiającą się chorobę i to zniechęcenie, ale generalnie naprawdę oczekiwałam czegoś innego.
      "Adwokata..." polecam całym sercem, czyta się raz dwa. :D A "Droga" to nie takie typowe postapo, więc może akurat. :)
      Polecam wrócić do "The Crown", niedługo 3 sezon. :D

      Usuń
  2. Świetne wyniki! Czytałam jedynie "Szklany klosz" - totalnie nie rozumiem fenomenu. ;-)

    OdpowiedzUsuń