13 stycznia 2017

[100] Od holenderskiej osady do wielkiej metropolii – „Nowy Jork”

Autor: Edward Rutherfurd
Tytuł oryginału: New York
Ilość stron: 982
Literatura: angielska
Wydawnictwo: Czarna Owca
Moja ocena: 9/10
Wyzwania:
  • 78 książek 2016 (59/78)
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 6,7 cm)












Edward Rutherfurd to brytyjski autor urodzony w 1948 roku. Studiował na uniwersytecie w Cambridge oraz Uniwersytecie Stanforda. Debiutował w 1987 roku powieścią „Sarum”. Łącznie na koncie ma osiem publikacji. Cechą charakterystyczną jego twórczości jest to, że Rutherfurd tworzy kilka rodzin, których dzieje wplata w tło historyczne opisywanego miejsca.

„Nowy Jork” to kolejna wydana w Polsce książka Edwarda Rutherfurda, która przedstawia dzieje miasta od jego początków do dziś. Wszystko zaczyna się w II połowie XVII wieku, kiedy Nowy Jork nazywany był jeszcze Nowym Amsterdamem, ponieważ został założony przez Holendrów. Autor nie zapomina jednak o tym, że te ziemie już ktoś zamieszkiwał – łączy więc losy holenderskich osadników z Indianami, którzy byli rdzennymi mieszkańcami tych terenów. Akcja powieści prowadzona jest przez kolejne lata i wieki, zahacza o najważniejsze momenty w dziejach Nowego Jorku, a kończy się w roku 2009. Jest to więc opowieść o ponad trzystu latach istnienia miasta. Nowy Jork na oczach czytelnika zmienia się z maleńkiej osady w ogromne, monumentalne miasto, jedno z najważniejszych w samej Ameryce Północnej, a także na świecie.

Edward Rutherfurd w „Paryżu”, poprzedniej książce, którą czytałam i recenzowałam, oczarował mnie tym, że potrafił stworzyć i pasjonującą powieść beletrystyczną, i solidnie, rzetelnie przygotowaną książkę historyczną. Z „Nowym Jorkiem” jest dokładnie tak samo. Autor opisuje tu fakty historyczne, ale myślę, że nawet osoby, które nie są miłośnikami historii, mogłyby bez trudu przeczytać tę książkę. Wszystko przedstawione jest tak, że poza historią miasta, jest to po prostu historia o życiu. Rutherfurd prezentuje wachlarz niesamowitych, świetnie skonstruowanych postaci, bardzo realistycznych i życiowych. Mają wzloty i upadki, zakochują się, nienawidzą, odnoszą sukcesy, ponoszą porażki, rodzą się i umierają, stają przed życiowymi dylematami. Ciekawe w „Nowym Jorku” jest również to, że autor przedstawił kolejne pokolenia jednego rodu. Poza tym obok postaci całkowicie wymyślonych przez Rutherfurda, pojawiają się również postaci historyczne, znajdują się tu więc takie nazwiska jak Washington, Clinton czy Lincoln. 

Objętość książki może przerażać, jednak nie ma się czego obawiać. Rutherfurd ma moim zdaniem prawdziwy dar opowiadania. Posługuje się dosyć uniwersalnym, ale wcale nie nazbyt prostym, zwyczajnym językiem. Pisze w przystępny sposób, tak aby styl nie przesłonił warstwy fabularnej i warstwy historycznej, czyli dwóch trzonów „Nowego Jorku”. Mimo wszystko nie jest to język surowy i nieciekawy. Myślę, że przy książkach takiego gabarytu i o takiej tematyce ważnym jest, aby umieć dobrze ubrać w słowa historię – nie popisywać się poetyckością, ale też nie przesadzać w drugą stronę, pisząc zbyt prosto. Rutherfurd umie to świetnie wyważyć, dlatego na poziomie czysto językowym nikt nie powinien mieć problemów.

Mimo że to jest dopiero druga książka tego autora, jaką przeczytałam, mogę stwierdzić, że uwielbiam jego twórczość. Świetnie do mnie trafia. Co prawda „Paryż” podobał mi się nieco bardziej od „Nowego Jorku”, ponieważ po pierwsze zwyczajnie wolę to miasto, a po drugie fabuła nie była prowadzona w sposób ciągły, chronologicznie (tak jest w „Nowym Jorku”), ale dzieje różnych bohaterów żyjących w różnych wiekach się ze sobą przeplatały. Mimo tego uważam, że „Nowy Jork” to kolejna niesamowita książka Edwarda Rutherfurda. Kolejna jego książka wydana pod koniec 2016 roku jest już u mnie, ogromnie nie mogę się doczekać, aż się za nią zabiorę. Dla mnie książki tego autora to pewność świetnie spędzonego czasu na bardzo dobrej lekturze. Polecam Wam nie tylko „Nowy Jork”, ale i całą twórczość Rutherfurda. W ciemno.

10 komentarzy:

  1. Zastanawiam się nad "Londynem". Co prawda gabaryty książki wciąż lekko mnie przerażają, ale jeżeli rzeczywiście jest TAK dobrze napisana, to chyba zacznę się cieszyć z tych licznych stron wypełnionych pięknym językiem.
    Miłego Wieczorka Życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się absolutnie czego bać - to dobra cegiełka i czyta się mimo wszystko błyskawicznie. :D

      Usuń
  2. Od dawna czaję się na książki tego autora, a szczególnie interesuje mnie jego najnowsza pozycja, czyli „Londyn”. Właściwie do „Nowego Jorku” ciągnie mnie najmniej, ale to głównie przez moją niechęć do amerykańskiej historii.
    Jedyne co mnie jak na razie odstrasza od lektury książek Rutherfurda to ich gabaryty (jak taką pozycję wziąć ze sobą np. do szkoły?!) oraz, niestety, cena. Oczywiście, pewnie i tak w końcu dorwę się do którejś z jego książek, ale na razie muszę poczekać.

    Pozdrawiam
    Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie przepadam za amerykańską historią, dlatego "Paryż" wspominam o wiele lepiej. Zobaczymy, jak będzie z "Londynem". :)
      A co do ceny - polecam polować na promocje -50% na Czarnej Owcy (była niedawno, na pewno to kiedyś powtórzą, na Warszawskich Targach Książki też był taki rabat). "Paryż" kupiłam w promocji w Matrasie, chociaż na pewno nie -50% (ale na pewno na promocji, bo nie wydałabym na książkę 70 zł :P), ale zarówno "Nowy Jork", jak i "Londyn" za pół ceny. :) Zresztą: jak zapiszesz się na newsletter w Czarnej Owcy, to zyskujesz kod rabatowy -50% do wykorzystania przez tydzień. Polecam. :D

      Usuń
  3. Ale to cegła! Nowy Jork jest jednym z moich marzeń, jeśli chodzi o podróże, więc po książkę koniecznie sięgnę. Ostatnio w księgarni zastanawiałam się nad Londynem, ale chyba najpierw zacznę od tego grubaśnego tomiszcza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, przyznam, że mnie akurat ta objętość trochę przeraża, szczególnie że ten gatunek książek jakoś specjalnie do mnie nie przemawia. Ale po takiej recenzji mam ochotę spróbować się przekonać, tylko wybiorę miasto, które najbardziej mnie interesuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, myślę, że jak na początek miasto jest kluczowe. Ja jak zobaczyłam "Paryż", to pomyślałam, że MUSZĘ to mieć, bo lubię Francję, język francuski, więc i do Paryża mnie ciągnie. I to był strzał w dziesiątkę. :)

      Usuń
  5. Mam w domu "Paryż" tego autora. Podziwiam go za pisanie powieści z takim rozmachem. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również, ilość informacji, jakie musiał zapewne przyswoić, była na pewno ogromna. :D

      Usuń