10 stycznia 2017

[99] Żono moja – „Bez winy”


Autor: Mia Sheridan
Tytuł oryginału: Grayson's Vow
Ilość stron: 416
Literatura: amerykańska
Wydawnictwo: Otwarte
Moja ocena: 8/10
Wyzwania:
  • 78 książek 2016 (84/78)
  • przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,6 cm)

Prawdziwa miłość to największy skok na główkę, jaki istnieje.


Skłócona z ojcem Kira została z ostatnimi dwoma tysiącami dolarów i bez dachu nad głową. Grayson próbuje ocalić odziedziczoną po ojcu winnicę, która przez lata była dumą rodu Hawthornów, nie ma jednak na to pieniędzy, a jako były więzień nie ma szans na otrzymanie kredytu. Pewnego dnia Kira składa mu niecodzienną propozycję, która może ocalić ich oboje – wystarczy zaledwie kilka miesięcy, aby dostali potrzebne im tak bardzo pieniądze, które w spadku zapisała Kirze babcia. Trzeba spełnić tylko jeden warunek – Kira musi wyjść za mąż. Czy wszystko pójdzie tak łatwo? Jaki wpływ na ten niekonwencjonalny układ będzie miała przeszłość zarówno Kiry, jak i Graysona?

Przez większość czasu, podczas którego czytałam „Bez winy”, byłam zdania, że nie jest to książka wyjątkowa, ot, zwykłe czytadło, do przeczytania i zapomnienia. No bo tak – fabuła jest prosta i od razu da się wyczuć, w jaką stronę pójdzie cały ten układ Kiry i Graysona, humor w zasadzie też nie jest niczym nowatorskim, bo występuje tu utarty schemat „udaję, że cię nie lubię, ale tak naprawdę mi się podobasz”, na pierwszy rzut oka postaci też dosyć typowe. A mimo wszystko po zamknięciu książki zorientowałam się, że przez ostatnie kilkadziesiąt stron się uśmiechałam i byłam ciekawa, jak to się skończy, bo mimo że, jak wspomniałam, na początku łatwo jest zorientować się, w jakim kierunku zmierza fabuła, to w ostatnich rozdziałach dzieje się sporo i nic już nie jest pewne. 

Czy nie tak zawsze było z kobietami? Nie stanowiłam wyjątku. Czy było coś seksowniejszego w mężczyźnie od pięknie umięśnionego brzucha i serca pełnego skrywanego cierpienia? Powinni je zapakować w buteleczki i sprzedawać w setkach egzemplarzy.

Po dłuższym zastanowieniu uważam, że główna para bohaterów to istna mieszanka wybuchowa. Czytelnik obserwuje starcie dwóch silnych charakterów, jednocześnie jednak wie, że obie postaci mają wiele do ukrycia, że przeszłość determinuje ich teraźniejszość i mimo mijającego czasu nie mogą się od niej uwolnić. Zarówno Kira, jak i Grayson to postacie pokrzywdzone przez los, w zasadzie w ten sam sposób – bo w obu przypadkach zabrakło zainteresowania i miłości w dzieciństwie ze strony rodziców. Nie od razu jednak wychodzi to na jaw, Kira i Gray stopniowo odkrywają siebie nawzajem i choć nadal stwarzają pozory, że ich układ to tylko sprawa biznesowa, tak naprawdę oboje zastanawiają się nad tym, że z fałszywej przysięgi zawsze można zrobić prawdziwą. Nie jest to może nic odkrywczego, żaden nowy typ bohatera, zwłaszcza jeśli chodzi o niekiedy irytujące utarczki słowne z wyraźnymi podtekstami, mimo wszystko jednak doceniam realizm i głębię tych postaci – są oni naprawdę życiowi. Zresztą nie tylko oni, bo i postaci drugoplanowe wypadają świetnie, zwłaszcza Charlotte i Walter, pracownicy, a tak naprawdę opiekunowie Graysona. Jeśli jednak o Graysona chodzi, to mam pewne zastrzeżenia i tego autorce nie mogę wybaczyć. W książce często występuje skrótowo jako Gray – a wiadomo, z czym to się kojarzy. Gdyby na tym się kończyło, to byłoby w porządku, ale Grayson czasem – okej, często – zachowywał się tak, jak inny znany nam Gray. Obaj panowie mają podobne teksty, podobnie reagują na swoją „ukochaną” i oboje ciągle myślą tylko o seksie. Cóż, rozumiem kreację postaci, ale Grayson przez większość tej książki zachowywał się jak seksoholik (choć trzeba przyznać, że opisy aktów są całkiem, całkiem – nie czyta się ich z zażenowaniem i nie są zbyt dosłowne, jak to często bywa).

Bo nagle zrozumiałam, że czasem należy spotkać się w pół drogi, ale czasem najprostszym wyrazem dobroci jest spotkać drugiego człowieka tam, gdzie on stoi. Na tym polega miłość.

Często spotykam się z reakcjami na niektóre książki, że nie są zaskakujące. Jest wśród czytelników – mylne moim zdaniem – przekonanie, że książka musi zaskakiwać zawsze. „Bez winy” w moim odczuciu to powieść, która ma się toczyć swoim, być może nieco przewidywalnym torem, z którego co prawda czasem wypada, aby wprowadzić nieco dramatyzmu, ale na który zawsze wraca. To nie jest książka, która zakończy się w sposób przewrotny i wydaje mi się, że autorka zdecydowała się na to świadomie. Bo nie o to chodzi, by pokazać, jak Kira i Grayson w konsekwencji fałszywie złożonej przysięgi ślubu najpierw się w sobie zakochują, a potem, kiedy pieniądze trafią na ich konto, zapominają o wszystkim i idą w świat ze swoją częścią. Mii Sheridan, jak sądzę, zależało na pokazaniu rodzącego się powoli uczucia i rozwijającej się relacji dwojga ludzi, którzy zaczynają dostrzegać w sobie bratnie dusze. A to rzadko bywa zaskakujące. Oczywiście, można „Bez winy” zarzucić przewidywalność, ale generalnie romanse są ze swej natury dość przewidywalne. Zresztą jak sama nazwa wskazuje – romans: chodzi o proces, relację. Jeżeli w ten sposób spojrzy się na książkę Mii Sheridan, myślę, że wyciągnie się z niej o wiele więcej przyjemności z czytania. To po prostu – albo i nie tak po prostu – piękna, okraszona humorem historia dwojga ludzi, którzy docierają do siebie bardzo okrężną drogą. 

- Kobiety tak są skonstruowane, kochanie. Kiedy oddajemy nasze ciało, oddajemy też serce. 

Nie wiem, być może nieco przesadzam z tym podejściem i widzę więcej, niż faktycznie jest. „Bez winy” to oczywiście żadne arcydzieło, bo w gruncie rzeczy to dość zwyczajna książka. Czyta się jednak przyjemnie, bohaterowie są niczego sobie, ich relacja jest świetnie przedstawiona, w dodatku można się przy tej powieści nie raz uśmiechnąć. Tak, jest schematyczna, nie za bardzo zaskakująca, ale przyjemna w odbiorze i całkiem urocza. Dobrze napisana książka, niezobowiązująca, przy której można się zrelaksować. Polecam i liczę na to, że jeszcze przeczytam jakąś książkę Mii Sheridan.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję organizatorce Book Touru, Karolinie z bloga Kocham czytać. :)

8 komentarzy:

  1. Zgadzam się z tym, że po romansach nie powinno się spodziewać niczego zaskakującego. Dla mnie książka z tego gatunku może skoczyć się w całkowicie przewidywalny sposób i mi w ogóle to nie przeszkadza. Istotniejsze są emocje towarzyszące czytaniu. Zaskakujące wydarzenia zostawiam kryminał czy fantastyce. Tam jest to istotne.
    Książkę czytałam i podoba mi się minimalnie mniej od "Bes słów", ale i tak była świetna :D
    Teraz czekam na "Bez szans" :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, zgadzam się w stu procentach. :D Ale coraz częściej słyszę takie opinie i zaczęło mnie to dziwić, bo ludzie podchodzą do każdej książki jak do kryminału właśnie. Nie wiem, z czego to wynika. :o
      Ja mam nadzieję, że kiedyś przeczytam "Bez słów", bo w sumie intryguje mnie bardziej niż "Bez winy". :P A "Bez szans" nawet nie wiem, o czym jest, ale też z chęcią bym przeczytała. :)

      Usuń
  2. Czytałam to kilka miesięcy temu :) pamiętam, że mi się podobała książka :) a co więcej - teraz mogę przedpremierowo czytać część drugą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm.. Ale z tego, co wiem, to to jest jednotomówka. ;)

      Usuń
  3. Masz rację, przewidywalność w niektórych książkach jest zwyczajnie potrzebna i nie powinna być celem czytelniczych ataków :) Książkę chciałabym kiedyś przeczytać. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się zgadzamy. :D A książkę bardzo polecam. :)

      Usuń
  4. Mi się książka bardzo podobała. Może nawet za bardzo. W sumie czytałam ją w takim momencie, że naprawdę potrzebowałam czegoś luźniejszego, więc Bez winy wciągnęło mnie niesamowicie. Tym bardziej byłam zaskoczona, bo Bez słów było średnie, a Stinger fatalny, więc Mia Sheridan bardzo mnie zaskoczyła, a Bez winy jest jak na razie jej najlepszą książką.
    No i racja, była przewidywalna, ale to nawet i dobrze. Czasem trzeba czytać rzeczy typowe, by nie zwariować. ;)

    Pozdrawiam,
    Koneko z recenzje-koneko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zawsze o zaskoczenie chodzi - masz rację. Są takie historie, które się czyta w celu niezobowiązującej rozrywki i tylko po to.

    OdpowiedzUsuń