26 lipca 2018

[202] Czas poznać prawdę – „Koszmary zasną ostatnie”


Trzecia część trylogii to zawsze ta część, po którą chce się i jednocześnie nie chce się sięgnąć. Zawsze jest obawa – zwłaszcza po dwóch świetnych tomach – czy autor nie przedobrzył, czy udało mu się zakończyć cykl w satysfakcjonujący sposób, czy się nie zawiedziemy. A jednocześnie budowana od pierwszego tomu ciekawość każe czym prędzej złapać za książkę i nie wypuszczać jej z rąk do ostatniej strony. W przypadku trylogii Małeckiego trzeba powiedzieć tak: porzućcie swój strach, bo najgorsze nie nadeszło i „Koszmary…” nie okazały się koszmarem.


Marek Bener pogrążony jest w coraz większym żalu, ponieważ o Agacie nadal nie ma żadnych wieści. Na domiar złego kilka miesięcy wcześniej otrzymał zdjęcie, które sprawiło, że nabrał wątpliwości, czy chce jeszcze poznać prawdę o zaginionej żonie. Kotłują się w nim różne, często sprzeczne emocje. Musi jednak zająć się inną sprawą. Niedawno zaginął Jan Stemperski, ofiara mobbingu. Według Marka mężczyzna popełnił samobójstwo. Chce szybko odnaleźć jego ciało i zająć się z powrotem sobą. Szybko okaże się jednak, że sprawa Stemperskiego nie jest taka prosta, a kolejne tropy znowu zaprowadzą Benera do jego własnych problemów. Czy dziennikarz odnajdzie w końcu zaginioną przed siedmioma laty żonę?

„Koszmary zasną ostatnie” to zwieńczenie trylogii o Marku Benerze – to tutaj splatają się wszystkie sprawy, w które Bener był zawikłany od pierwszej części, to tutaj niektóre postaci zyskują drugie oblicze i to tutaj tak czytelnik, jak i sam bohater mierzą się z prawdą na temat Agaty. O zakończeniu sprawy zaginionej żony za chwilę, teraz natomiast warto zwrócić uwagę na to, jak świetnie poprowadzona jest akcja w „Koszmarach…”. Robert Małecki już przyzwyczaił nas trochę do tego, że za jakąkolwiek sprawę nie wziąłby się Bener, w jakiś sposób będzie ona łączyła się z zaginięciem Agaty. Nie inaczej jest w tym przypadku, można byłoby zresztą zaryzykować stwierdzenie, że w trzeciej części te zależności widać najbardziej. Bener szuka Jana Stemperskiego, ale w pewnym momencie nie do końca już wiadomo, czy szuka jeszcze jego – obojętnie, czy żywego, czy nie – czy myśli może już tylko o tym, w jaki sposób jego zaginięcie łączy się ze sprawą Agaty. Trzeba powiedzieć, że Małecki po mistrzowsku łączy elementy obu śledztw i świetnie je ze sobą przeplata. Pogubić można się wiele razy i chylę czoła, jeśli komukolwiek udało się rozwikłać intrygę, jaką przygotował autor, choć wydaje mi się to niemożliwe – co mimo wszystko wcale nie ujmuje książce i całej trylogii, a wręcz przeciwnie: czyni je jeszcze bardziej godnymi podziwu. W „Koszmarach…” wszystkie elementy układanki, rozrzucone przez autora na przestrzeni wszystkich trzech książek, nareszcie zaczynają wskakiwać na swoje miejsce, tworzyć pełny obraz. Choć żeby ta metafora była bardziej obrazowa, trzeba zaznaczyć, że to raczej układanka z rodzaju tych, które mają po tysiące puzzli, a ich ułożenie wymaga precyzji, spostrzegawczości i cierpliwości.

Do tej pory nienawidził siebie głównie za to, że nie umiał odnaleźć Agaty. Odnajdywał innych zaginionych, może nawet miał do tego dar, ale nie znalazł najważniejszej osoby w swoim życiu. Ta odraza odchodziła w niepamięć. Nowa była znacznie gorsza. Teraz nienawidził siebie jako człowieka.

Warto też zwrócić uwagę na to, że ciemne chmury, zbierające się nad Benerem od początku trylogii, w tej części skumulowały się i znalazły ujście w burzy. „Koszmary…” to część najbardziej mroczna, najbardziej skupiona na psychice Benera, w którym mijający czas i nowe tropy w sprawie zaginięcia Agaty wywołują wiele skrajnych emocji. Nieprzypadkowo w tytule tego tomu znalazły się koszmary – mroczne, straszne sny nie pozwalają Benerowi spać, wydaje się też, że jego życie powoli zamienia się w taki koszmar. Marek coraz bardziej pogrąża się w czarnych myślach, ma coraz mniej sił na szukanie Agaty, coraz więcej chwil zwątpienia, a jednocześnie przeszłość cały czas daje mu o sobie znać, co negatywnie wpływa na jego zachowanie. Bener zaczyna zmieniać się w pewnym sensie w antybohatera – czasem niełatwo zrozumieć jego czyny i słowa, podobnie jak chęć poddania się, która się w nim rodzi, trudno też zaakceptować zmiany w jego charakterze. Nowy Bener denerwuje, szokuje, wzbudza niechęć. Ale jednocześnie z tyłu głowy nadal ma się nadzieję, że coś się jeszcze zmieni, że przyjdzie lepsze. Niesamowicie podoba mi się ukazanie zmiany, która dokonuje się w Marku. Cała książka nabiera przez to mrocznego, depresyjnego wręcz klimatu, który dodatkowo podkreśla zimowa, lutowa sceneria. Dzień trwa krótko, zmierzch nadchodzi wcześnie, noc jest długa, cały Toruń zalega pod grubą, ciężką warstwą śniegu, a niebo nieustannie pokryte jest ciemnymi chmurami, które nie mogą przynieść nic dobrego. 


I wreszcie – zakończenie. „Koszmary zasną ostatnie” to zwieńczenie trylogii, tom, w którym nareszcie wychodzi na jaw to, co stało się z Agatą. Czekali na to wszyscy fani tego cyklu, domysły były różne, nadzieje też. Czy Agata odnajdzie się żywa? Czy okaże się, że prawda była na wyciągnięcie ręki? Co z dzieckiem? A może po prostu Agata uciekła od Marka do innego? Może ta Agata, którą poznaliśmy na przestrzeni trzech książek, nie istnieje, bo jest tylko wyidealizowanym obrazem zrozpaczonego męża? Przyznam szczerze, że miałam przeróżne koncepcje na to, jak ta sprawa zostanie rozwikłana. Spełniła się ta, którą także brałam pod uwagę jako jedną z możliwych, ale której tak naprawdę nie chciałam. To chyba jeden, malutki minus, który postawiłabym przy tej części – średnie zadowolenie z zakończenia. Choć muszę przyznać, że autor zostawił na koniec iskierkę nadziei dla czytelnika i otwartą furtkę dla siebie – ale o co chodzi, tego już nie powiem, musicie się dowiedzieć sami.

Ostatecznie autor i tak zostawia mnie bez słów, a ewentualnie z jednym (jeśli to w ogóle słowo): „wow”. Bo co innego mogłabym powiedzieć o tak świetnie skonstruowanej, doskonale przemyślanej trylogii? Widać, że to historia rozpisana od razu na trzy tomy, widać, że autor po kolei odkrywał kolejne karty, ale robił to w zaplanowany od początku sposób. Nie mogłabym też nie docenić osadzenia akcji w moim ukochanym Toruniu, tak wiernego oddania jego wyglądu i klimatu. Nie można też zapominać o doskonale wykreowanych postaciach, a zwłaszcza o Marku Benerze i jego ewolucji na przestrzeni trylogii. I tylko żal, że to już naprawdę koniec, bo zdecydowanie chciałoby się więcej. Wkrótce jednak kolejna książka Roberta Małeckiego, nadchodzi nowa seria kryminalna, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość i liczyć na to, że będzie co najmniej równie dobra (chociaż czy ktoś w to wątpi?).

Informacje o książce:
Autor: Robert Małecki
Ilość stron: 424
Literatura: polska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Marek Bener (tom III) 
Moja ocena: 9/10

6 komentarzy:

  1. Cała trylogia dopiero przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie słyszeć, że zakończenie trylogii jest satysfakcjonujące. Zawsze obawiam się, jak autorzy będą chcieli ostatecznie zakończyć historię i czy jej nie przedobrzą lub całkowicie nie spartaczą. Myślę więc, że tym książkom z chęcią dam szansę. Mam nadzieję, że klimat i fabuła spodobają mi się od pierwszych stron.
    Pozdrawiam ❤

    bookmania46.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja mam taką nadzieję, z całego serca polecam. :D

      Usuń
  3. Czytałem pierwszy tom i raczej mnie nie pociągnął. Dzisiaj znalazłem Twój blog i zostaję stałym czytelnikiem! Masz przeogromny talent do pisania! <3

    Zapraszam do mnie, na recenzję "Hashtagu"!
    http://book-dragon-blog.blogspot.com/2018/07/30-hashtag-recenzja.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, może warto dać drugą szansę? :D
      Dziękuję za miłe słowa! :)

      Usuń