4 września 2018

[210] Walka o wolność nie tylko podczas wojny – „Dziewczyny z Solidarności”



Anna Herbich dała się jak dotąd poznać jako dziennikarka, której misją jest opowiedzenie o roli kobiety w przełomowych momentach historii Polski. Przełamując schemat mówienia o walce o wolność jako walce mężczyzn, pokazuje, że w cieniu płci męskiej zawsze stała płeć żeńska. Publikacją „Dziewczyny z Powstania” zwróciła uwagę na działalność kobiet podczas Powstania Warszawskiego, działalność równie ważną co mężczyzn, zaś w „Dziewczynach z Syberii” przedstawiła obraz zsyłki w głąb Rosji i dalej z perspektywy kobiet: matek, córek i babć. Nie inaczej jest więc w przypadku „Dziewczyn z Solidarności” – trzeciej z kolei publikacji Anny Herbich, pokazującej tym razem, że Solidarność to nie tylko Lech Wałęsa i politycy, którzy w roku 1989 zasiedli przy okrągłym stole, lecz także kobiety, które na różne sposoby włączały się w działalność antykomunistyczną.


Trudno oceniać historię, nie na miejscu jest jej wartościowanie, jednak trzeba powiedzieć, że czasy Solidarności i walki z komunizmem – mimo że bliższe naszym czasom – w jakimś sensie niosą mniejszy ciężar emocjonalny niż czasy Powstania Warszawskiego i zsyłek na Syberię. Kiedy czytałam „Dziewczyny z Powstania” i „Dziewczyny z Syberii”, właściwie przy każdej kolejnej historii ściskało mi się gardło, a w oczach stawały łzy. Lektura „Dziewczyn z Solidarności” natomiast nie była aż tak emocjonująca, choć niewątpliwie publikacja ta jest wartościowa, ważna i potrzebna. W czasach komunizmu także dochodziło do wielu tragicznych sytuacji, działy się rzeczy, które nigdy w żadnym kraju nie powinny mieć miejsca, a Polacy – mimo że wojna skończyła się dekady wcześniej – nadal nie posiadali pełni wolności, o której, gdyby się tak zastanowić, marzyli od pierwszego rozbioru w 1772 roku, a którą cieszyć się mogli krótko w dwudziestoleciu międzywojennym.

Czasami ludzie pytają mnie, po co mi to wszystko było. Dlaczego, mając malutkie dzieci, zaangażowałam się w działalność Solidarności? Dlaczego tak ryzykowałam? Bardzo dziwią mnie te pytania. Przecież robiłam to właśnie dla nich. Dla moich chłopców. Nie chciałam, żeby wyrastali w takiej samej beznadziei, w takiej samej szarości jak ja. Chciałam dla nich lepszej przyszłości.

Anna Herbich przedstawia jedenaście historii jedenastu kobiet, które dołożyły swoją cegiełkę do tego, że w 1989 roku komunizm w Polsce został obalony. Są to właściwie wyłącznie kobiety z rodzin inteligenckich, dla których patriotyzm był tradycją Miały one za wzór swoich rodziców, dziadków i dalszych krewnych, którzy wcześniej także walczyli o wolność Polski. Przyłączenie się do Solidarności było naturalną koleją rzeczy. Mimo że wiedziały, co może je czekać za działanie wbrew władzy, nie wahały się ramię w ramię z mężczyznami chodzić na demonstracje, urządzać strajki czy kolportować tzw. bibułę. Musiały poświęcić wiele – narażały własne zdrowie i życie, ryzykowały tym, że już nigdy nie spotkają swoich bliskich, ich rodziny się rozpadały, nie miały szans na naukę czy spełnianie się w swoim zawodzie. Rząd komunistyczny ich nie oszczędzał. Tak jak mężczyźni były aresztowane, bite, internowane, przetrzymywane często w skandalicznych warunkach. Wraz z nimi na celowniku były ich rodziny; narażając siebie, narażały także swoje dzieci. Mimo to nigdy się nie poddały.

My, kobiety, znacznie lepiej znosimy takie nagłe zmiany. Czasami śmieję się, że jesteśmy jak rosyjskie wańki-wstańki. Można nas przechylić, ale nie da się nas przewrócić. Zawsze wracamy do pionu.

Wydaje mi się, że żenująco mało wiemy o najnowszej historii naszego kraju. Czasy powojenne spychane są w szkołach na margines, mówi się o nich mało, a gdy nie starczy czasu na zrealizowanie podstawy programowej – w ogóle. Sama mam poczucie, że nie bardzo się orientuję, że brakuje mi podstawowej wiedzy, by stworzyć sobie obraz tamtych lat. Dlatego niezwykle ważne są tego typu książki – ponieważ pokazują ważny wycinek z historii Polski, opowiadają o czasach, które bezpośrednio dotknęły naszych rodziców. A to przecież czasy niesamowicie bliskie nam, dwudziestolatkom, którzy mieli to szczęście i urodzili się już w całkowicie wolnej Polsce, choć zaledwie kilka lat po transformacji ustrojowej (to naprawdę dziwne, kiedy pomyślę sobie, że urodziłam się mniej niż dekadę po Okrągłym Stole, a mimo to te czasy wydają mi się tak odległe i nieznajome). Dodatkowo książka Herbich ma wartość podwójną, bo zwraca uwagę na kobiety – spychane na margines już i tak rzadko wspominanej historii walki z komunizmem. 

Gdy rozmawiamy, jest rok 2016 i znowu czuję się potrzebna. Tak jak wtedy. Chodzę na marsze Komitetu Obrony Demokracji. Spotykam na nich przyjaciół z opozycji. Przypominamy sobie stare czasy. Nie chcę pozwolić na to, żeby politycy zmarnowali nasz ogromny dorobek. To, co wywalczyliśmy. Demokrację łatwo zepsuć. Nie tylko u nas. Związek z Unią też może okazać się kruchy. A ja chcę, żeby moje dzieci żyły w bezpiecznej Europie.

Jak zawsze w publikacjach tej dziennikarki, głos został całkowicie oddany tym, które tę historię napisały, były jej naocznymi świadkami i bezpośrednimi uczestniczkami. Większość z nich porusza także tematy tego, co przed – a więc czasów wojennych i tuż powojennych – ale także, co chyba ciekawsze, tego, co po – a więc tego, czy było warto się poświęcać, patrząc na dzisiejszą Polskę. I co zaskakujące, opinie są różne. Część z tych pań sympatyzuje z obecną władzą, cieszy się tym, jak dzisiaj wyglądają wolność i demokracja w naszym kraju. Dla przeciwwagi jednak jest też druga część, która krytykuje współczesne władze, głośno mówi o tym, że III Rzeczpospolita nie odwdzięczyła im się za walkę, i która dalej działa w różnych stowarzyszeniach i ruchach oraz bierze udział w marszach w obronie demokracji. Jak więc widać, mimo że walczyły kiedyś po tej samej stronie barykady, ich opinie dzisiaj się różnią. 



Warto i trzeba czytać książki Anny Herbich. Nie można zmarnować tego, o co przeszłe pokolenia kobiet walczyły. Serdecznie polecam „Dziewczyny z Solidarności”. To kolejna świetna publikacja tej autorki. Tym razem pokazuje nie tylko losy kobiet w ważnych momentach historii Polski, ale opowiada też o czasach, o których zdecydowanie mówi się za rzadko.

Informacje o książce:
Autor: Anna Herbich
Ilość stron: 368
Literatura: polska
Wydawnictwo: Znak
Moja ocena: 8/10

Dziewczyny z Powstania | Dziewczyny z Syberii | Dziewczyny z Solidarności | Dziewczyny z Wołynia

4 komentarze:

  1. Dla mnie odbiór książki był o tyle truudny, że pokazywał, jak Polacy zaprzepaścili całe dziedzictwo Solidarności. Tak, jak napisałaś - teraz się poróżniliśmy - jedni wspierają władzę, jedni KOD. A u nas w kraju nie ma możliwości kulturalnego niezgadzania się ze sobą, tylko zaraz trzeba prowadzić wojenkę. Zastanawiam się, skąd u ludzi, którzy przecież kiedyś byli tak blisko, teraz tyle nienawiści do siebie, pogardy, chęci oceniania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zawsze tak było i zawsze tak będzie, bo nie da się dogodzić wszystkim. :)

      Usuń
  2. Kusi mnie bardzo ta książka, w pewnym sensie złapałam się na okładkę, bo bardzo lubię taki styl okularów 😀 I zgadzam się z tobą, że w szkole nas o PRL-u nie uczą i jest to skandaliczne. Nawet własna rodzina nie wspomina tamtych czasów - sama dowiedziałam się, że dziadkowie byli w Solidarności dopiero gdy tacie pod wejściem do stoczni gdańskiej przypomniało się, jak przyjechał tu za dzieciaka z dziadkami na na demonstracje. Może ta epoka jeszcze za duże kontrowersje budzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ja też o niczym nie wiem, a może kryją się w historii mojej rodziny takie opowieści...

      Usuń